sobota, 2 lutego 2013

14. Power of love

- Zdziwiona?
Starałam się opanować drżenie głosu i rąk.
- Trochę. Biorąc pod uwagę, że ci za pierwszym razem nie wyszło uśmiercenie mnie, sądziłam, że za niedługo tu przyjdziesz.
- Tak, przyznaję, nie doceniłam służb ratunkowych, ani miłości, jaka darzą cię bracia Salvatore- podeszła bliżej. Cofnęłam się i natknęłam na ciało Damona. Odwróciłam się do niego przodem i dotknęłam jego policzka. Musiałam być silna i wytrzymać, dopóki się nie obudzi.
- Och, proszę cię. Daj sobie spokój to i tak by umarło śmiercią naturalną. Jesteś człowiekiem, a on wampirem, powinien być z kobietą przy której nie będzie musiał się powstrzymywać.
- Chyba nie masz na myśli siebie- parsknęłam śmiechem i wstałam.
Spoważniała i w mgnieniu oka przygwoździła mnie do ściany za szyję.
- Mam już tego wszystkiego dosyć. Bawię się z wami w kotka i myszkę, ale już mi się to znudziło. Damon zabił Philipa, więc ja tak o, dla zabawy zabiję ciebie. Doprawdy nie chce mi się wymyślać spektakularnych zakończeń, wiec… po prostu skręcę ci kark.
Puściła mnie i podeszła do Damona. Upadłam gwałtownie zaczerpując powietrze. Pochyliła się nad nim i pocałowała go głęboko w usta. Ogarnęła mnie furia. Zerwałam się i odepchnęłam ją od niego.
Zaśmiała się głośno. Wredna pinda!
- Boże, ale ty jesteś w nim zakochana, jesteś taka ślepa, że aż szkoda słów. Podczas gdy ty byłaś tu w Mystic Falls, my byliśmy razem w Memphis, gdzie w pokoju hotelowym…
- Kłamiesz!- krzyknęłam, przecież nie mogli… on nie mógł, nie!
- Jesteś tego pewna? Stara miłość nie rdzewieje… a on mnie nadal kocha, wiesz o tym… Pogódź się, że to ja zawsze będę numerem jeden, to mnie kochają, to ze mną będą!
Wyczułam jakie uczucia nią miotają. Była rozgoryczona i… zdesperowana. Naprawdę ich kocha, ale najbardziej z nich dwóch kochała Damona.
Podeszłam do niej bliżej. Czułam do niej taką nienawiść, czułam jak płonę, jak ta niechęć mnie jeszcze napędza.
- Żal mi cię- powiedziałam jej prosto w twarz. Jej twarz nabrała złego wyrazu, nagle mną rzuciła i poczułam mocny ból z tyłu głowy. Telewizor był włączony i tylko światło trafiało do moich oczu. Zaraz gdzie jest Jenna?
- Gdzie Jenna?!
- Śpi sobie, wydaje się być miłą osobą, więc tylko ją zauroczyłam.
- To dobrze.
Przyjrzała mi się badawczo.
- Chcesz znać prawdę?
- Jaką?
- O śmierci swoich rodziców.
Otworzyłam usta nie potrafiąc niczego powiedzieć.
- Co?
- Pewnego dnia szłam sobie wolnym krokiem przez Seattle i poczułam się głodna. Lało jak z cebra byłam pewna, że jeżeli się położę na jezdni to ktoś się zatrzyma, wysiądzie i będę mogła się posilić. Jechał samochód, kierowca za późno mnie zauważył i gwałtownie skręcił. Samochód spadł z urwiska. Jak myślisz, kto był w samochodzie?
- Moi rodzice- szepnęłam i do moich oczu napłynęły łzy.
- Doprowadziłam do ich śmierci- syknęła. To było za dużo. Zakryłam twarz dłońmi i skuliłam się. Nie… nie… proszę, niech to się okaże sen…
- Wstawaj- warknęła i pociągnęła mnie za sobą.
- Czego jeszcze ode mnie chcesz?! Zabrałaś mi wszystko! Wszystko!
- Wiec jeżeli cię zabiję to wyświadczę ci przysługę.
Przyciągnęła mnie do siebie i chwyciła moją głowę, by jednym ruchem mi skręcić kark. Stanęła tak, by oczy Damona po przebudzeniu pierwsze co zobaczyły to moją śmierć. Jenna… przecież mamy już tylko siebie… Damon… przecież tak go kocham… Stefan… tyle miłych chwil z nim przeżyłam, Bonnie i Caroline… to najlepsze przyjaciółki na świecie… Życie mi przeleciało przed oczami, wszystkie ważne, bardzo wesołe lub smutne momenty. Babcia, siedziałam na jej kolanach i czytałyśmy książkę, wujek, u którego siedziałam na kolanach i niby kierowałam autem, rodzice, moje urodziny, ich groby, Caroline, Bonnie, dzisiejszy dzień ze Stefanem i Damon… nasz pierwszy pocałunek, noc kiedy mnie ugryzł, nasza pierwsza wspólna noc. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę umierać. Usłyszałyśmy chrupot kości i oczy bruneta raptownie się otworzyły. Spojrzał ze strachem i wszystko się potoczyło tak szybko.
- Kocham ci…
Ciemność.
***
Otworzyłem oczy w momencie, jak Amanda skręcała jej kark.
- Kocham ci…- nie dokończyła, El upadła bezwładnie na podłogę.
- Nie!- krzyknąłem i z nienawiścią rzuciłem się na wampirzycę.
- Ty dziwko!- błyskawicznie włożyłem rękę w jej klatkę piersiową i chwyciłem jej serce- Czemu odebrałaś mi tą którą kocham?! Czemu?!!!- ryknąłem na cały głos.
Patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami i płytko oddychała, miał łzy w oczach i cierpiała, ale gówno mnie to obchodziło, bardzo się cieszyłem, że cierpi.
- Odpowiedz!
- Kocham… cię.
- Ty kochasz tylko siebie, zakłamana egoistko- przekręciłem rękę i wyrwałem jej serce jednym szybkim ruchem. Amanda padła na kolana, a potem na ziemię do reszty się wykrwawiając. Rzuciłem sercem przed siebie i rozbryzgało się o drzwi. Sprawdziłem co ze Stefanem, będzie żył i popatrzyłem na nieruchome ciało Elizabeth. Upadłem na kolana.
- Elizabeth...- jej oczy pusto wpatrywały się w przestrzeń. Zamknąłem jej oczy, nie mogąc znieść tego widoku.- Nie, proszę, proszę, nie możesz być martwa, nie możesz...
Oczy same mi zaczęły łzawić, nie kontrolowałem tego, wycierałem je cały czas wierzchem dłoni, udając, że jeśli łzy nie spłyną, to wszystko da się jeszcze naprawić. Łzy były akceptacją, a ja nie mogłem na to pozwolić. Delikatnie przytuliłem jej zimne i nieruchome ciało.
I dotarło do mnie, że jej serce nigdy więcej nie zabije. Że już nigdy nie usłyszę jej głosu.
Wtuliłem twarz w jej włosy i wdychałem jej zapach. Straciłem ją… Nie potrafiłem pohamować łez, spływały jedna po drugiej po moim policzku. Przymknąłem powieki i mocniej ją objąłem.
- Damon…- szepnął Stefan, którego przebudzenia nie dostrzegłem, położył mi rękę na ramieniu- Ona nie żyje…- głos mu się załamał.- Musisz jej dać odejść.
- Nie- szepnąłem.- Ona zaraz wstanie.
- Damon… ona nie miała wampirzej krwi w sobie... musimy…
- Nie- warknąłem- Może jeszcze się obudzi… może jeszcze będzie żyła…- desperacko powtarzałem to na głos i w głowie.
- Damon…
- Zamknij się- szepnąłem i mocniej ją objąłem. Żyj, ożyj, błagam, niech ożyje. Zrobię wszystko, niech tylko ożyje...
Nagle coś usłyszałem, jakiś zalążek życia.
- Damon… ty też p…
- Cicho- spojrzałem na twarz mojej ukochanej. Jednak nic się nie zmieniło. Nawet nie chciałem do siebie dopuścić tego, że to wszystko koniec.
I nagle poczułem złość, wręcz wściekłość. Nie zapewniłem jej odpowiedniej ochrony, zbagatelizowałem Amandę... Pozwoliłem Eli na zbliżenie się do mnie, powinienem wiedzieć jak coś takiego się kończy. Jak mogłem sobie pozwolić na pokochanie człowieka? Jak mogłem być takim egoistą? Jak mogłem do tego dopuścić?!
Poczucie winy zaczęło mnie trawić od środka. Powoli przestawałem oddychać, bo każdy oddech przypominał mi o niej, o tej, która już nie wykonywała tej podstawowej czynności.
Dotknąłem jej dłoni, przypominając sobie jak to jest czuć jej wygłodniały dotyk na sobie. Przymknąłem powieki, by przez chwilę jeszcze żyć przeszłością. Jej dotyk, jej zapach, jej spojrzenie, jej ciepło...
Wiedziałem co robić, za który przełącznik pociągnąć.
- Damon, nie rób nic pod wpływem chwili- powiedział Stefan, jakby wyczuł, co chcę zrobić.
- A co mi pozostało?- szepnąłem, będąc już jedną nogą po tamtej stronie. Czułem jak wszystko zaczyna tracić znaczenie, pustka w mojej piersi zaczęła się pomniejszać.
Nagle głowa Elizabeth się poruszyła, czemu towarzyszył dźwięk nastawianej kości. Wstrzymałem oddech.
Serce nagle zaczęło bić, jakby ktoś je uruchomił.
Otworzyła błyskawicznie oczy i podniosła się do siadu głośno kaszląc.
***
Zaczęłam szybko łapać powietrze jednocześnie się nim krztusząc. Panicznie się rozejrzałam dookoła i poczułam jak mnie obejmują silne ramiona. Damon…
- Ty żyjesz- szepnął i mocno mnie przytulił.
- Udusisz mnie…
- Przepraszam, ale nie wierzę, że ty ożyłaś- wziął moja twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Mój Boże on płakał… zrobiło mi się tak przykro, że tyle się przez tą krótką chwilę nacierpiał.
- Hej, wszystko już jest dobrze- powiedziałam i powycierałam mu policzki mokre od łez. Uśmiechnął się i powoli mnie do siebie przyciągnął. Nie pamiętam kiedy ostatni raz mnie tak całował, to było jak kosmos, ziemia zawirowała. Odwzajemniłam pocałunek i po dłuższym czasie się od siebie oderwaliśmy.
- Już tu jestem... Nie wiem jak, ale jestem.
Miałam tyle naraz w głowie, że prawie zapomniałam o Stefanie. Wstałam i popatrzyłam na niego. Uśmiechnął się. Podeszłam i go przytuliłam, tak po prostu, bez zbędnych słów.
Odwzajemnił uścisk.
- Miło z twojej strony, że wróciłaś.
- Doceń moją łaskawość- odgryzłam się i odsunęłam od niego.
- Nic się nie zmieniłaś po za tym, że przed chwilą byłaś martwa.
- No ba.
Podeszłam do Damona i wtuliłam się w niego. Tego mi było trzeba, po tych wszystkich traumatycznych przeżyciach tego dnia.
- Nigdy więcej- szepnął, mocniej mnie obejmując.
- Nigdy- przytaknęłam i krótko go pocałowałam w usta- A teraz pozwolicie, że posprzątam ten bałagan- popatrzyłam znacząco na ciało bez serca. Wszystko mi się wróciło, nikomu nie życzę takiego widoku.
- Fuj- skrzywiłam się i dostrzegłam dopiero teraz, że ręka Damona jest cała we krwi- Fuj! Idź ją umyć- bracia parsknęli śmiechem, ale posłusznie poszedł ją umyć.
- Ja się zajmę ciałem- zaproponował Stefan i odwróciłam wzrok, bo niespecjalnie chciałam na to patrzeć.
- To ja idę po wiadro z wodą i ścierkę, ją się łatwo spali- poszłam po potrzebne rzeczy i jak wróciłam trupa już nie było, tylko resztki serca i podłoga zalana krwią. Miałam ochotę po raz kolejny powiedzieć fuj, ale sobie odpuściłam. Zaczęłam szorować podłogę.
- Jesteś twardsza niż myślałem- powiedział Damon, który wszedł zaraz za Stefanem do domu przeskakując nad kałużą krwi.
- Jeżeli chcę pożyć to muszę taka być…- powycierałam podłogę i resztki serca ręcznie wrzuciłam do wiadra.- Jakie to obrzydliwe- przez moje ciało przebiegł dreszcz.
- Pomóc ci?
- Nie, już kończę- i faktycznie, skończyłam i wrzuciłam ścierkę do dopiero rozpalonego kominka. Usiedliśmy w salonie.
- Jakim cudem ty żyjesz, El?- Damon nie potrafił mnie wypuścić z ramion.
- Szczerze, nie wiem, nie mam pojęcia... Po prostu żyję.
Damon nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią, jednak nie mogłam mu dać tak owej.
- Pamiętam tylko... niebo, szare niebo- próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć.- Wiatr, czułam wiatr i zimno...- kiedy się otrząsnęłam, spojrzałam na zmartwionego wampira.- Ale już tu jestem, przy tobie.
- Jesteś- pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie ponownie. Starałam się sobie nie przypominać tego krzyku, który słyszałam. Napawał mnie on lękiem, bo zaczęłam przez to się zastanawiać gdzie trafiłam po śmierci i zdecydowanie nie podobało mi się gdzie moje myśli uciekają.
- El, wszystko ok? Coś cię boli, jak się czujesz?
- To była Amanda, Damon- popatrzyłam na niego.- Ona zabiła moich rodziców, zanim mi skręciła kark. Szukała przekąski, mój tata nie wyhamował... Gdyby nie ona...
- Ciii. Chodź, nie myśl o tym, pozwól sobie być smutną przez chwilę.
Wziął mnie na ręce i wspiął się po schodach. Obserwowałam jego piękną twarz przez łzy, kiedy mnie niósł. Zwrócił ku mnie oczy i nie spuszczając ze mnie wzroku położył na łóżku.
- Chcesz kąpieli, czy idziesz pod prysznic?
- Prysznic... ale tylko wtedy, jeśli pójdziesz ze mną.
Jego oczy w końcu zaświeciły znajomym blaskiem. Podał mi dłoń, którą przyjęłam.
Przeszliśmy do łazienki i zamknęliśmy za nami drzwi. Spojrzałam na swoją koszulkę ubrudzoną krwią Amandy i błyskawicznie ją zdjęłam ze złością. Gdybym tylko mogła ją zabić drugi raz...
Przypomniałam sobie o rodzicach i łzy nieproszone ponownie pojawiły się w moich oczach. Damon uniósł moją brodę, nakazując tym samym spojrzeć mu w oczy, którymi zadawał nieme pytanie. Kiwnęłam głową i zrzuciłam mu z ramion kurtkę, by następnie pozbyć się jego koszulki, która nawiasem mówiąc, również była brudna od krwi. Przesunęłam dłonią w dół po jego ramieniu, przez dłoń, aż do zapięcia spodni. Równocześnie Damon rozpiął haftki mojego biustonosza i rzucił go na bok, wciąż mnie bacznie obserwując.
W naszych działaniach nie było czysto seksualnego napięcia. Akt rozebrania drugiej osoby pokazywał nasze zaufanie oraz w pewien sposób opiekę. W jego dotyku mogłam wyczuć adorację, wręcz celebrację tej chwili, ale i strach, jakbym zaraz miała się rozpaść na kawałki. Starałam się go zapewnić o autentyczności tej chwili dzięki zmysłom. Nigdzie się nie wybierałam, miałam zamiar zostać przy nim, tak długo, jak tylko mi na to pozwoli.
Pozbyliśmy się moich spodni, bielizny i weszliśmy pod prysznic, ustawiając uprzednio ciepłą wodę, prawie gorącą.
Mimo nagości, patrzyliśmy sobie w oczy, ignorując wodę z deszczownicy, która spływała po naszych głowach i ciałach.
- Bałem się, że cię straciłem- wyznał, opierając się swoim czołem o moje. Objęłam go i wtuliłam twarz w jego pierś.
- Nie straciłeś i nigdy nie stracisz- pojawiła się gula w moim gardle. Próbowałam ją przełknąć, ale efekt był przeciwny do zamierzonego. Łzy zmieszały się z wodą prysznicową i razem spływały po torsie Damona. Ten tylko głaskał mnie uspokajająco po włosach, dając mi płakać tak długo jak tylko chciałam.

1 komentarz:

  1. Cud, miód, malina ♥ Czekałam na tę scenę i była! /Em

    OdpowiedzUsuń