sobota, 2 lutego 2013

15. Unfinished business

Gdy tylko otworzyłam oczy pomyślałam, że nie czułam się tak dobrze od dłuższego czasu. Wyłączyłam jednym ruchem budzik i podniosłam się do siadu. Przeciągnęłam się i postanowiłam, że od dzisiaj zaczynam nowe życie. Nie miałam zamiaru się wplątywać w żadne konflikty z istotami nadprzyrodzonymi jak i normalnymi ludźmi. Szyja mnie nie bolała po wczorajszym brutalnym skręceniu karku, a ból głowy ustał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odsunęłam zasłony i na mojej twarzy zagościł uśmiech, bo promienie słońca oświetliły całe wnętrze mojego pokoju. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jeansy, biały t-shirt i szarą bluzę z kapturem. Do tego trampki i będzie git, pomyślałam i udałam się do łazienki. Kiedy wróciłam, nieoczekiwanie na moim łóżku siedział Damon. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Nie miałam zbytnio czasu, więc szybko się oddaliłam i podeszłam do szafki, żeby się spakować do szkoły.
- Jak się spało?- zapytał i znalazł się nagle za mną obejmując mnie od tyłu.
- Bardzo dobrze, a tobie?
- Nie najgorzej- kończyłam pakowanie.- Mam coś dla ciebie- zaczął wampir, a ja uniosłam jedną brew.
- A z jakiej to okazji?
- Żadnej, po prostu skoro jesteś człowiekiem, a więc wampiry mogą cię zauroczyć, to pomyślałem, że powinno ci się to przydać- wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je. Moim oczom ukazał się piękny, srebrny wisiorek. Wyglądał jakby był naprawdę stary.
- Ma w sobie werbenę- powiedział zapinając mi podarunek na szyi. Odwróciłam się do niego przodem i utonęłam w jego błękitnych oczach. Nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam go w usta.
- Dziękuję- szepnęłam dalej mając zamknięte oczy.
- Nie ma za c… Jenna.
Zniknął błyskawicznie. Sekundę po jego „ucieczce”, do pokoju weszła moja ciocia.
- Hej.
- Cześć, choć szybko, bo mam mało czasu.
- Ale o co chodzi?
Nie zdążyłam nic innego powiedzieć, bo Jen mnie pociągnęła za sobą. Wyszłyśmy na dwór i moim oczom ukazał się czarny pickup. Otworzyłam szeroko buzię ze zdumienia. Samochód lśnił, czy tam jego lakier, jak zwał tak zwał. To był Ford, jak mnie poinformował znaczek z przodu. Był idealny.
- Nie jest nowy, ale naprawiony, polakierowany i tak dalej. Kluczyki, dokumenty i miłego dnia- uśmiechnęła się promiennie i udała się w stronę swojego auta.
- Jenna, dzięki!
- Nie ma sprawy!- i odjechała do pracy. Boże, mam auto… własne auto! No cóż z tą myślą nie potrafiłam się pogodzić jedząc śniadanie, ani jadąc do szkoły. Miasto było uśpione, jakby każdy człowiek był myślami gdzie indziej. Zapewne tak właśnie było. Przepuściłam na pasach kobietę z zaspanym wyrazem twarzy, kubkiem kawy w jednej ręce i z telefonem przyłożonym do ucha w drugiej. Ruszyłam i mimowolnie uśmiechnęłam się, nawet nie wiem czemu. Może dlatego, że ten dzień zapowiadał się bardzo spokojnie, a może dlatego, że słońce ogrzewało mnie swoimi promieniami, a może na wspomnienie o Damonie, a może wszystko naraz… Kiedy podjechałam pod szkołę, na parkingu kłębiło się wiele uczniów. Wysiadłam i udałam się w stronę szkoły.
***
Lekcje mijały szybko, a przerwy niezauważalnie dobiegały końca nim porządnie się zaczęły. Większość naszych psikusów wypaliła, ale były też totalne niewypały. Na lunchu usiadłam ze Stefanem, Caroline i Bonnie. Co do nauczycieli… byli w porządku, jednak był taki jeden, pan Quito, nauczyciel matematyki, którego bym nie lubiła chociażby ze względu na to czego uczy. Tylko on mi kazał wyjść na środek i się przedstawić. Upokorzenie i polewka dla wszystkich uczniów znajdujących się w klasie. Coś tam powiedziałam non stop obserwując minę Stefana. Śmieszyły go moje „oficjalne” zainteresowania. Przecież nie mogłam powiedzieć, że w wolnym czasie walczę o przeżycie, więc przyznałam się do mojej słabości do programów naukowych.
- Idziemy, co nie?- zapytała Caroline. Byłyśmy teraz przed szkołą i stałyśmy niedaleko jej samochodu.
- Czy ja wiem…
- Och, jak zwykle! Bonnie, ty też idziesz, prawda?
- Ja…
- No widzisz! Dlatego nie ma wykręcania się! Za dużo ostatnimi czasy było zakrętów w twoim życiu, żebyś teraz odmawiała.
Naturalnie opowiedziałam przyjaciółkom o wszystkim na przerwie na lunch.
- Dobra, o której?
- O dziewiętnastej- odpowiedziała i uściskała nas na pożegnanie- to do zobaczeni…- zawiesiła się i spojrzała ponad moim ramieniem- El, ktoś do ciebie.
Odwróciłam się i moje serce zaczęło mi się wyrywać z piersi.
- Jasna cholera- mruknęłam i otworzyłam szerzej oczy. O moje auto opierał się najprzystojniejszy facet jakiego kiedykolwiek widziałam. Kolana mi zmiękły i musiałam się podeprzeć o Bonnie. Rozejrzałam się dookoła, wszyscy na niego patrzyli, a raczej wszystkie dziewczyny. Ukuła mnie zazdrość, ale zaraz wyparowała, kiedy zauważyłam, że patrzy w moją stronę, a przynajmniej tak przypuszczałam, bo miał okulary przeciwsłoneczne.
- To widzimy się na miejscu.
- Pa.
Ruszyłam w kierunku Damona. Miałam do przejścia dwadzieścia pięć metrów. Z każdym kolejnym metrem miałam ochotę rzucić się biegiem i wpaść mu w ramiona. Jednak tylko się uśmiechałam i w końcu stanęłam przed nim.
- Cześć, piękna.
- Hej- szybko go cmoknęłam, nie chciałam robić scen na parkingu szkolnym, za dużo tu było ciekawskich spojrzeń. Westchnął z małym niezadowoleniem, ale przemilczał fakt, że nie rzuciłam mu się z rozbiegu na szyję. Wyjął mi z tylnej kieszeni kluczyki.
Otworzył drzwi i obszedł samochód, bym wsiadła od strony pasażera. Przewróciłam oczami i wsiadłam do auta. 
- I jak pierwszy dzień w szkole?
- Hmm, dobrze, nawet. Nikogo nowego póki co nie poznałam.
- Potrzebujesz czasu, żeby się zaaklimatyzować. Potem będzie łatwiej.
- Możliwe... Pewnie masz rację.
- Jestem ekspertem w tej dziedzinie.
Uśmiechnął się do mnie i pocieszająco położył mi dłoń na kolanie. 
Przez okno obserwowałam jak dziewczyny pożądliwie patrzyły za moim autem, ale to raczej nie o nie chodziło, tylko o mojego kierowcę. Na samą myśl o tych napalonych nastolatkach budził się we mnie morderca. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Natomiast pocieszeniem była świadomość, że żadna z nich nie widziała chociaż połowy tego co ja… Tak, właśnie to mam na myśli.
Pod koniec powrotu do domu Damon w końcu pochwalił moje auto.
- No nie powiem, przyjemne autko, a jak sobie radzisz z obsługą skrzyni manualnej?
Urażona prychnęłam.
- No wiesz co... Akurat bardzo dobrze sobie radzę.
Z dumą odwróciłam się, wpuszczając Damona do środka i obdarzając mój nowy prezent odchodnym spojrzeniem.
Jenny nie było jeszcze w domu, wchodziliśmy po schodach, kiedy nagle nogi się stały jak z waty, niby nie byłam w stanie stać, a jednak stałam. Cały świat zawirował, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Usiąść? Nie… zły pomysł… słowa wypowiadane przez Damona traciły sens. Popatrzyłam na twarz bruneta. Wszystko było jak we śnie. Tylko jedna informacja dotarła do mojego mózgu- łazienka. Wbiegłam po schodach do pomieszczenia i uklęknęłam nad sedesem. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio czułam się tak źle.
- El, jak ci mogę pomóc?
- Wyjdź… proszę…- to było upokarzające i okropne, nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie widział w takim stanie. Myślałam, że mnie posłuchał, ale kiedy oparłam się zmęczona o ścianę zobaczyłam, że Damon mi podaje kubek z wodą, żebym wypłukała buzię.
- Dziękuję…
Umyłam zęby i po chwili już siedziałam na łóżku, patrząc na swoje ręce.
- Przepraszam, że byłeś tego świadkiem...
- Też nie masz za co przepraszać- wziął mnie jednym ruchem na ręce i ułożył na łóżku. Położył się koło mnie i przytuliłam się do niego kładąc głowę na jego piersi.
Leżeliśmy, Damon gładził mnie po włosach, to jeździł ręką w górę i w dół wzdłuż moich pleców. Słońce wpadało do pokoju, lecz nie świeciło mi w oczy. W oknie widziałam fragment nieba przepełnionego białymi chmurami. Wszystko było takie spokojne i stonowane. Klatka piersiowa Damona unosiła się powoli i opadała. Wsłuchiwałam się w bicie jego serca, oddech i przymknęłam lekko powieki. 
- Cieszę się, że żyjesz- powiedział niespodziewanie, no co zmarszczyłam brwi.- Nigdy więcej nie chcę cię zobaczyć nieruchomej podczas gdy w pokoju znajduje się coś lub ktoś, kto ci zagraża. Podczas tych kilku minut umarłem tysiąc razy. I jeszcze twoje ostatnie słowa...
Zagryzłam dolną wargę. Wtedy myślałam, że umieram, było mi obojętne co powiem, a czy teraz bym to powiedziała? Co prawda wiedzieliśmy, co do siebie czujemy, ale chyba nas trochę przerażał sposób w jaki to czujemy i do kogo.
-  Masz problem z zaakceptowaniem uczuć innych w stosunku do ciebie i na odwrót, tych pozytywnych...- to było bardziej zdanie twierdzące niż pytanie.
- Nie- chyba wziął to za to drugie.- Po prostu trzeba być rozważnym, dobierając sobie towarzystwo.
- A Amanda? Ją kochałeś?- powiedziałam szybciej niż pomyślałam. Mogła paść odpowiedź, którą niekoniecznie chciałam usłyszeć.
Westchnął zirytowany.
- A musimy o tym rozmawiać? Jej już nie ma, zabiłem ją, tyle w tym temacie.
- Po prostu byłam ciekawa.
- Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby które kochałem. Popełniłem dwa błędy w kwestii miłości do kobiety nieodpowiedniej. To mi wystarczy.
Podniosłam się na łokciu, by zobaczyć jego wyraz twarzy. Wpatrywał się w sufit, ale wyczuwając mój wzrok, spojrzał na mnie. Hipnotyzował mnie spojrzeniem, nie potrafiłam się oderwać od jego oczu koloru topazu, których obwódki były ciemniejsze niż wypełnienie. Oddech zaczął się starać nadążyć za szaleńczym rytmem serca.
- El, ale ci serce bije...- wzruszyłam lekko ramionami.
- Niebezpieczne jest zakochanie się w panu, panie Salvatore.- wyszeptałam.
Oczy szerzej mu się otworzyły i pociemniały.
Nieoczekiwanie dotknął mojego policzka, palcem przejeżdżając po mojej dolnej wardze. Zbliżył do mnie twarz zastępując opuszki, ustami i przygniatając mnie lekko swoim ciężarem. Nie przestając mnie całować napierał na mnie własnym ciałem. Wplótł palce w moje włosy, masując je i ugniatając, czym doprowadzał mnie do szaleństwa, na dodatek ten zapach mącący mi w głowie, potrzebowałam powietrza. Lekko go od siebie odsunęłam wpatrując się w jego płonące pożądaniem oczy. Natychmiast zmienił pozycję, chwytając mnie pod zgięciem jednego kolana, jednocześnie wbijając mnie w materac.. Poczułam twarde wybrzuszenie na wysokości jego rozporka, jęknęłam. Wygięłam się w łuk, starając się doszczętnie zmniejszyć odległość między naszymi ciałami.
- Kiedyś Cię zwiążę- wydyszał mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Podniecona tą perwersyjną obietnicą, wbiłam paznokcie w jego bicepsy.
- Eli, co ty ze mną robisz...- powrócił do moich ust, a ręce nieoczekiwanie przytrzymał mi nad głową, tak, że nie mogłam go dotknąć.
Nagle wszystko przerwał mój telefon. Damon westchnął ciężko, pocałował mnie krótko i zszedł z mnie.
- Ten kto dzwoni musi mieć sprawę wagi państwowej, albo kwestii życia i śmierci…
Sięgnęłam po komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Caroline… Ciekawe czego chce.
- Halo?
- Cześć, jak tam przygotowania?- zdziwiła mnie trochę takim pytaniem i też lekko zdenerwowała.
- Tak sobie, a co?
- Bo widzisz, mam prośbę, masz może jakieś ciuchy? Nie mam się w co ubrać, a jest za mało czasu, żeby iść na porządne zakupy. Błagam, ratuj!
Spojrzałam na zegarek, co prawda to prawda, była 17.34, nie za dużo czasu na przygotowanie się. Mam nadzieję, że każdy wyczuł nutę sarkazmu.
- Ok, przyjedź do mnie to może uda się coś wykombinować.
Damon popatrzył na mnie z niedowierzaniem, wzruszyłam ramionami słuchając podziękowań przyjaciółki.
- Czyli rozumiem mam sobie iść.
- Na to wygląda... Ale mamy jeszcze chwilę.
Popchnęłam go, by się położył i usiadłam na nim okrakiem. Chwycił mnie za pośladki, kiedy ja obdarowywałam jego szyję namiętnymi pocałunkami. Podwinęłam  mu koszulkę, podziwiając wyrzeźbione mięśnie, nie mogąc się powstrzymać schodziłam coraz niżej, docierając do splotu słonecznego i ścieżynki prowadzącej jak po sznurku do miejsca docelowego. Niespokojnie się pode mną poruszył, więc podniosłam wzrok. Rozpalony obserwował moje poczynania, wciąż mając nieodgadniony wyraz twarzy... Do czasu, aż nie szarpnęłam za guzik jego spodni. Wzniósł oczy ku górze i wydał z siebie stłumiony jęk.
- Chryste, Elizabeth.
Zaczęłam go stymulować przez materiał, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
Podniosłam się tak błyskawicznie, że aż mi się ciemno przed oczami zrobiło.
Damon jęknął głośno obracając się na brzuch i przykrywając głowę poduszką.
- Jeżeli to blondi, to jej łeb urwę.
- Damon... Zapnij się, idę jej otworzyć.
Wpuściłam Caroline, starając się nie mieć jej za złe, że przyszła w najmniej oczekiwanym momencie.
- Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłam- spojrzała znacząco na Damona leżącego na moim łóżku. Chciałam zaprzeczyć, ale Damon nie miał zamiaru kryć swojej irytacji.
- Owszem, przeszkodziłaś- warknął wstając.
- Widzimy się w Grillu?- spytałam, na co on się uśmiechnął i ostatni raz mnie pocałował, zanim wyskoczył przez okno. Powietrza!
- Balast wyrzucony za burtę- stwierdziłam z uśmiechem i skierowałam swoje kroki w stronę szafy.
- A więc? W czym masz największy problem? Spodnie, bluzka? Co prawda nie mam wiele sukienek…
- Nie, sukienka nie… Przyniosłam trochę swoich ciuchów- moim oczom ukazała się kupka kolorowych bluzek i spodni. Mój wzrok przykuła czarna skórzana spódniczka.
- Jak chcesz to ją ubierz, bo ja nie mam…- zawiesiła wzrok na czymś z mojej szafy- Te spodnie!- Wyjęła podziurawione jeansy- Błagam, mogę je przymierzyć?
- Jasne.
Po 30 minutach byłyśmy prawie zdecydowane co ubrać. Caroline wybrała białą bokserkę i zwykłe jeansy, natomiast ja założyłam jej spódniczkę i bluzkę w kolorze kości słoniowej.
- A Bonnie zawsze wie co ubrać- usłyszałyśmy dzwonek do drzwi- O wilku mowa- zeszłam z łóżka i zbiegłam po schodach- Ja otworzę! Hej!
- Cześć, zdecydowane już?
- Ej, mówisz tak jakbym to ja miała największy problem z ubraniem się.
- Wszystko słyszę- krzyknęła Carol z pokoju. Miałyśmy trochę czasu, więc nie zaczęłyśmy się już przebierać, najpierw ploty.
- A propos dwuznacznych sytuacji... Nasza kochana Seattle nieźle potrafi rozgrzać pewnego przystojnego bruneta...
- Durna jesteś- podsumowałam, pokazując jej język.
- Bonnie, gdybyś ty widziała jaki był zły...
Zaczęły się śmiać. Walnęłam Forbes poduszką w twarz, ona mi oddała i tym sposobem rozpętała się istna bitwa na poduszki. Nie było litości, dlatego za późno się zorientowałyśmy która jest godzina, no i się zaczęło.
- El, podaj mi cień!
- Bonnie, rzuć we mnie tym… auć! Nie to miałam na myśli.
- Zdecyduj się!
- Dobra, mamy wszystko, jesteśmy gotowe. Wyglądamy genialnie!- wykrzyknęła blondynka i objęła nas. Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk.
***
- Uff, padam z nóg, jeszcze jedna taka piosenka i zejdę na zawał- opadłam ciężko na krzesło, Caroline również- Damon, ja nie wiedziałam, że ty jesteś takim tancerzem.
- Mam wiele ukrytych talentów- przybliżył się do mnie, dlatego odwróciłam głowę w stronę przyjaciółek.
- Jeszcze po jednym?
- Proszę, proszę, chcesz nas upić?- zapytał Jeremy, no tak jest młodszy… 
- A potem wykorzystać do niecnych czynów- odpowiedziałam- dziewczyny, pomożecie, co nie?
- Jeszcze się pytasz!
- Wiecie, my jesteśmy silniejsi- stwierdził fakt Tyler. Tak, usiadł z nami, był nawet fajny jak się nie chciał popisywać przed swoimi kumplami z drużyny, a ponadto zauważyłam jak się zachowuje w stosunku do Carol. Nie wiedziałam, czy może się założył, że ja przeleci, czy może dostał olśnienia, że jest wspaniała, czy co, ale jeżeli ją skrzywdzi to ja go też skrzywdzę.
- Czysto teoretycznie… i może trochę praktycznie.
- To się ze mną siłuj- zaproponował mi Ty.
- Dobra.
Przesunęliśmy na bok szklanki z drinkami i po nich i siedliśmy wygodnie.
- Dawaj łapę- chwyciliśmy się za ręce.
- 3… 2… 1… start!
Poczułam jak napiera na mnie ogromna siła. Naprężyłam wszystkie mięśnie, żeby nie przegrać z kretesem już w pierwszej sekundzie. Udało mi się zrównać z linią prostą, nawet ją przekroczyć trochę, ale po minie mojego przeciwnika zrozumiałam, że tak naprawdę on się wcale nie wysila. Uśmiechnął się.
- O nie!- krzyknęłam i chłopak przygwoździł moją rękę do stolika.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Przykro mi, słonko.
- Jeszcze się policzymy, misiaczku- uśmiechnęliśmy się do siebie sztucznie.
- Ej, a jak myślicie, kto by wygrał, Damon, czy Stefan?
- Ja, bo jestem starszy.
- Phi, o ledwie kilka- musiał przełknąć „godzin” czy też „minut”, przecież Tyler i Matt nie wiedzieli o istnieniu wampirów- lat.
- Ale jednak tyle daje przewagę. To kto się teraz ze mną siłuje?
- Stefan- powiedział Damon patrząc z uśmiechem na swojego brata.
- Czemu nie?
Zamieniliśmy się miejscami.
- O nie, ja na to nie patrzę, idę po drinki.
Wstałam od stolika i skierowałam się w stronę baru. Jednak powstrzymała mnie czyjaś ręka. Odwróciłam się. Damon. Uniosłam brwi.
- Co?
- Choć- pociągnął mnie mocno za sobą. Nawet mnie to trochę zabolało. Nagle puścili „Moves Like Jagger”.
- Czekaj tylko ta piosenka…
Zanim wampir się odezwał ktoś mnie złapał za drugą rękę i zakręcił dookoła. Po chwili moja głowa znalazła się kilka centymetrów nad ziemią. Stefan się uśmiechnął.
- Jesteś niemożliwy!- krzyknęłam do blondyna, kiedy po raz kolejny mnie wyobracał na wszystkie strony.
- Odbijam!- trafiłam w objęcia Jeremy’ego, a Bonnie do Stefana. Byłam beznadziejną tancerką, ale przy nich czułam się jakbym to robiła od lat. Zarzuciłam Jeremy’emu ręce na szyję i energicznie kręcąc biodrami tańczyliśmy w rytm muzyki. Potem przeszłam do Davida, kiedy się obejrzałam dostrzegłam Damona tańczącego z Caroline. Był genialny, teraz się muszę do niego dostać. Jednak trafiłam na Tylera. O Jezu, czyżby wszyscy powstawali z miejsc specjalnie, żeby zatańczyć tą piosenkę?!
- Chcesz zatańczyć z Caroline?!
Kiwnął głową i poruszył śmiesznie biodrami co wywołało u mnie śmiech.
- Przepraszam, że byłem takim dupkiem, kiedy się po raz pierwszy spotkaliśmy, możemy o tym zapomnieć?
- Nie wiem o czym mówisz- puściłam mu oczko i z całej siły pociągnęłam Car, by wpadła na Ty’a, a ja byłam już przed Damonem.
- Dałeś się porwać piosence.
Uśmiechnął się.
- Á propos porwań- przerzucił mnie sobie przez ramię i tanecznym krokiem kierował się w stronę wyjścia. Co on kombinuje?!
- Damon! Postaw mnie na ziemię! Co ty robisz?!
- Zaraz się dowiesz.
Wyszliśmy na świeże powietrze. Od razu lepiej, ale to nie zmienia faktu, że wyciągnął mnie siłą z fajnej zabawy.
Postawił mnie przed maską swojego samochodu i zaczął mnie całować.
- Damon- odsunęłam się lekko od niego.
- El, błagam Cię, wyglądasz tak pięknie i do tego buty na obcasie... Nie masz pojęcia jak to na mnie działa...
- Damon- zganiłam go ponownie.- Nie czas teraz na to... Chciałam się zrelaksować po tym wszystkim, wytańczyć się, wyszaleć... Nie powiesz mi, że to nie jest miła odskocznia.
- Pewnie, że jest...- chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymał.- Spędź dziś ze mną noc- wyszeptał mi do ucha, przytulając się do mnie.
Przewróciłam teatralnie oczami.
- Tylko jedno Ci w głowie...
- Niedokończone sprawy- poprawił mnie i z niechęcią wrócił ze mną do Grilla.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz