Gdy
tylko otworzyłam oczy pomyślałam, że nie czułam się tak dobrze
od dłuższego czasu. Wyłączyłam jednym ruchem budzik i podniosłam
się do siadu. Przeciągnęłam się i postanowiłam, że od dzisiaj
zaczynam nowe życie. Nie miałam zamiaru się wplątywać w żadne
konflikty z istotami nadprzyrodzonymi jak i normalnymi ludźmi. Szyja
mnie nie bolała po wczorajszym brutalnym skręceniu karku, a ból
głowy ustał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Odsunęłam zasłony i na mojej twarzy zagościł uśmiech, bo
promienie słońca oświetliły całe wnętrze mojego pokoju.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jeansy, biały t-shirt i
szarą bluzę z kapturem. Do tego trampki i będzie git, pomyślałam
i udałam się do łazienki. Kiedy wróciłam, nieoczekiwanie na moim
łóżku siedział Damon. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w
policzek. Nie miałam zbytnio czasu, więc szybko się oddaliłam i
podeszłam do szafki, żeby się spakować do szkoły.
-
Jak się spało?- zapytał i znalazł się nagle za mną obejmując
mnie od tyłu.
-
Bardzo dobrze, a tobie?
-
Nie najgorzej- kończyłam pakowanie.- Mam coś dla ciebie- zaczął
wampir, a ja uniosłam jedną brew.
-
A z jakiej to okazji?
-
Żadnej, po prostu skoro jesteś człowiekiem, a więc wampiry mogą
cię zauroczyć, to pomyślałem, że powinno ci się to przydać-
wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i otworzył je. Moim oczom
ukazał się piękny, srebrny wisiorek. Wyglądał jakby był
naprawdę stary.
-
Ma w sobie werbenę- powiedział zapinając mi podarunek na szyi.
Odwróciłam się do niego przodem i utonęłam w jego błękitnych
oczach. Nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam go w usta.
-
Dziękuję- szepnęłam dalej mając zamknięte oczy.
-
Nie ma za c… Jenna.
Zniknął
błyskawicznie. Sekundę po jego „ucieczce”, do pokoju weszła
moja ciocia.
-
Hej.
-
Cześć, choć szybko, bo mam mało czasu.
-
Ale o co chodzi?
Nie
zdążyłam nic innego powiedzieć, bo Jen mnie pociągnęła za
sobą. Wyszłyśmy na dwór i moim oczom ukazał się czarny pickup.
Otworzyłam szeroko buzię ze zdumienia. Samochód lśnił, czy tam
jego lakier, jak zwał tak zwał. To był Ford, jak mnie poinformował
znaczek z przodu. Był idealny.
-
Nie jest nowy, ale naprawiony, polakierowany i tak dalej. Kluczyki,
dokumenty i miłego dnia- uśmiechnęła się promiennie i udała się
w stronę swojego auta.
-
Jenna, dzięki!
-
Nie ma sprawy!- i odjechała do pracy. Boże, mam auto… własne
auto! No cóż z tą myślą nie potrafiłam się pogodzić jedząc
śniadanie, ani jadąc do szkoły. Miasto było uśpione, jakby każdy
człowiek był myślami gdzie indziej. Zapewne tak właśnie było.
Przepuściłam na pasach kobietę z zaspanym wyrazem twarzy, kubkiem
kawy w jednej ręce i z telefonem przyłożonym do ucha w drugiej.
Ruszyłam i mimowolnie uśmiechnęłam się, nawet nie wiem czemu.
Może dlatego, że ten dzień zapowiadał się bardzo spokojnie, a
może dlatego, że słońce ogrzewało mnie swoimi promieniami, a
może na wspomnienie o Damonie, a może wszystko naraz… Kiedy
podjechałam pod szkołę, na parkingu kłębiło się wiele uczniów.
Wysiadłam i udałam się w stronę szkoły.
***
Lekcje
mijały szybko, a przerwy niezauważalnie dobiegały końca nim
porządnie się zaczęły. Większość naszych psikusów wypaliła,
ale były też totalne niewypały. Na lunchu usiadłam ze Stefanem,
Caroline i Bonnie. Co do nauczycieli… byli w porządku, jednak był
taki jeden, pan Quito, nauczyciel matematyki, którego bym nie lubiła
chociażby ze względu na to czego uczy. Tylko on mi kazał wyjść
na środek i się przedstawić. Upokorzenie i polewka dla wszystkich
uczniów znajdujących się w klasie. Coś tam powiedziałam non stop
obserwując minę Stefana. Śmieszyły go moje „oficjalne”
zainteresowania. Przecież nie mogłam powiedzieć, że w wolnym
czasie walczę o przeżycie, więc przyznałam się do mojej słabości
do programów naukowych.
-
Idziemy, co nie?- zapytała Caroline. Byłyśmy teraz przed szkołą
i stałyśmy niedaleko jej samochodu.
-
Czy ja wiem…
-
Och, jak zwykle! Bonnie, ty też idziesz, prawda?
-
Ja…
-
No widzisz! Dlatego nie ma wykręcania się! Za dużo ostatnimi czasy
było zakrętów w twoim życiu, żebyś teraz odmawiała.
Naturalnie
opowiedziałam przyjaciółkom o wszystkim na przerwie na lunch.
-
Dobra, o której?
-
O dziewiętnastej- odpowiedziała i uściskała nas na pożegnanie-
to do zobaczeni…- zawiesiła się i spojrzała ponad moim
ramieniem- El, ktoś do ciebie.
Odwróciłam
się i moje serce zaczęło mi się wyrywać z piersi.
-
Jasna cholera- mruknęłam i otworzyłam szerzej oczy. O moje auto
opierał się najprzystojniejszy facet jakiego kiedykolwiek
widziałam. Kolana mi zmiękły i musiałam się podeprzeć o Bonnie.
Rozejrzałam się dookoła, wszyscy na niego patrzyli, a raczej
wszystkie dziewczyny. Ukuła mnie zazdrość, ale zaraz wyparowała,
kiedy zauważyłam, że patrzy w moją stronę, a przynajmniej tak
przypuszczałam, bo miał okulary przeciwsłoneczne.
-
To widzimy się na miejscu.
-
Pa.
Ruszyłam
w kierunku Damona. Miałam do przejścia dwadzieścia pięć metrów.
Z każdym kolejnym metrem miałam ochotę rzucić się biegiem i
wpaść mu w ramiona. Jednak tylko się uśmiechałam i w końcu
stanęłam przed nim.
-
Cześć, piękna.
-
Hej- szybko go cmoknęłam, nie chciałam robić scen na parkingu
szkolnym, za dużo tu było ciekawskich spojrzeń. Westchnął z
małym niezadowoleniem, ale przemilczał fakt, że nie rzuciłam mu
się z rozbiegu na szyję. Wyjął mi z tylnej kieszeni kluczyki.
Otworzył
drzwi i obszedł samochód, bym wsiadła od strony pasażera.
Przewróciłam oczami i wsiadłam do auta.
-
I jak pierwszy dzień w szkole?
-
Hmm, dobrze, nawet. Nikogo nowego póki co nie poznałam.
-
Potrzebujesz czasu, żeby się zaaklimatyzować. Potem będzie
łatwiej.
-
Możliwe... Pewnie masz rację.
-
Jestem ekspertem w tej dziedzinie.
Uśmiechnął
się do mnie i pocieszająco położył mi dłoń na kolanie.
Przez
okno obserwowałam jak dziewczyny pożądliwie patrzyły za
moim autem, ale to raczej nie o nie chodziło, tylko o mojego
kierowcę. Na samą myśl o tych napalonych nastolatkach budził
się we mnie morderca. Skrzyżowałam ręce na klatce
piersiowej. Natomiast pocieszeniem była świadomość, że
żadna z nich nie widziała chociaż połowy tego co ja… Tak,
właśnie to mam na myśli.
Pod
koniec powrotu do domu Damon w końcu pochwalił moje auto.
-
No nie powiem, przyjemne autko, a jak sobie radzisz z obsługą
skrzyni manualnej?
Urażona
prychnęłam.
-
No wiesz co... Akurat bardzo dobrze sobie radzę.
Z
dumą odwróciłam się, wpuszczając Damona do środka i obdarzając
mój nowy prezent odchodnym spojrzeniem.
Jenny
nie było jeszcze w domu, wchodziliśmy po schodach, kiedy nagle
nogi się stały jak z waty, niby nie byłam w stanie stać, a jednak
stałam. Cały świat zawirował, nie wiedziałam co mam ze sobą
zrobić. Usiąść? Nie… zły pomysł… słowa wypowiadane przez
Damona traciły sens. Popatrzyłam na twarz bruneta. Wszystko było
jak we śnie. Tylko jedna informacja dotarła do mojego mózgu-
łazienka. Wbiegłam po schodach do pomieszczenia i uklęknęłam nad
sedesem. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio czułam się tak źle.
-
El, jak ci mogę pomóc?
-
Wyjdź… proszę…- to było upokarzające i okropne, nie chciałam,
żeby ktokolwiek mnie widział w takim stanie. Myślałam, że mnie
posłuchał, ale kiedy oparłam się zmęczona o ścianę zobaczyłam,
że Damon mi podaje kubek z wodą, żebym wypłukała buzię.
-
Dziękuję…
Umyłam
zęby i po chwili już siedziałam na łóżku, patrząc na swoje
ręce.
-
Przepraszam, że byłeś tego świadkiem...
-
Też nie masz za co przepraszać- wziął mnie jednym ruchem na ręce
i ułożył na łóżku. Położył się koło mnie i przytuliłam
się do niego kładąc głowę na jego piersi.
Leżeliśmy,
Damon gładził mnie po włosach, to jeździł ręką w górę i w
dół wzdłuż moich pleców. Słońce wpadało do pokoju, lecz nie
świeciło mi w oczy. W oknie widziałam fragment nieba
przepełnionego białymi chmurami. Wszystko było takie spokojne i
stonowane. Klatka piersiowa Damona unosiła się powoli i opadała.
Wsłuchiwałam się w bicie jego serca, oddech i przymknęłam lekko
powieki.
-
Cieszę się, że żyjesz- powiedział niespodziewanie, no co
zmarszczyłam brwi.- Nigdy więcej nie chcę cię zobaczyć
nieruchomej podczas gdy w pokoju znajduje się coś lub ktoś, kto ci
zagraża. Podczas tych kilku minut umarłem tysiąc razy. I jeszcze
twoje ostatnie słowa...
Zagryzłam
dolną wargę. Wtedy myślałam, że umieram, było mi obojętne co
powiem, a czy teraz bym to powiedziała? Co prawda wiedzieliśmy,
co do siebie czujemy, ale chyba nas trochę przerażał sposób w
jaki to czujemy i do kogo.
-
Masz problem z zaakceptowaniem
uczuć innych w stosunku do ciebie i na odwrót, tych pozytywnych...-
to było bardziej zdanie twierdzące niż pytanie.
-
Nie- chyba wziął to za to drugie.- Po prostu trzeba być rozważnym,
dobierając sobie towarzystwo.
-
A Amanda? Ją kochałeś?- powiedziałam szybciej niż pomyślałam.
Mogła paść odpowiedź, którą niekoniecznie chciałam usłyszeć.
Westchnął
zirytowany.
-
A musimy o tym rozmawiać? Jej już nie ma, zabiłem ją, tyle w tym
temacie.
-
Po prostu byłam ciekawa.
-
Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby które
kochałem. Popełniłem dwa błędy w kwestii miłości do
kobiety nieodpowiedniej. To mi wystarczy.
Podniosłam
się na łokciu, by zobaczyć jego wyraz twarzy. Wpatrywał się w
sufit, ale wyczuwając mój wzrok, spojrzał na mnie. Hipnotyzował
mnie spojrzeniem, nie potrafiłam się oderwać od jego oczu koloru
topazu, których obwódki były ciemniejsze niż wypełnienie. Oddech
zaczął się starać nadążyć za szaleńczym rytmem serca.
-
El, ale ci serce bije...- wzruszyłam lekko ramionami.
-
Niebezpieczne jest zakochanie się w panu, panie Salvatore.-
wyszeptałam.
Oczy
szerzej mu się otworzyły i pociemniały.
Nieoczekiwanie
dotknął mojego policzka, palcem przejeżdżając po mojej dolnej
wardze. Zbliżył do mnie twarz zastępując opuszki, ustami i
przygniatając mnie lekko swoim ciężarem. Nie przestając mnie
całować napierał na mnie własnym ciałem. Wplótł palce w moje
włosy, masując je i ugniatając, czym doprowadzał mnie do
szaleństwa, na dodatek ten zapach mącący mi w głowie,
potrzebowałam powietrza. Lekko go od siebie odsunęłam wpatrując
się w jego płonące pożądaniem oczy. Natychmiast zmienił
pozycję, chwytając mnie pod zgięciem jednego kolana, jednocześnie
wbijając mnie w materac.. Poczułam twarde wybrzuszenie na wysokości
jego rozporka, jęknęłam. Wygięłam się w łuk, starając się
doszczętnie zmniejszyć odległość między naszymi ciałami.
-
Kiedyś Cię zwiążę- wydyszał mi do ucha, przygryzając jego
płatek.
Podniecona
tą perwersyjną obietnicą, wbiłam paznokcie w jego bicepsy.
-
Eli, co ty ze mną robisz...- powrócił do moich ust, a ręce
nieoczekiwanie przytrzymał mi nad głową, tak, że nie mogłam go
dotknąć.
Nagle
wszystko przerwał mój telefon. Damon westchnął ciężko,
pocałował mnie krótko i zszedł z mnie.
-
Ten kto dzwoni musi mieć sprawę wagi państwowej, albo kwestii
życia i śmierci…
Sięgnęłam
po komórkę i spojrzałam na wyświetlacz. Caroline… Ciekawe
czego chce.
-
Halo?
-
Cześć, jak tam przygotowania?- zdziwiła mnie trochę
takim pytaniem i też lekko zdenerwowała.
-
Tak sobie, a co?
-
Bo widzisz, mam prośbę, masz może jakieś ciuchy?
Nie mam się w co ubrać, a jest za mało czasu, żeby iść na
porządne zakupy. Błagam, ratuj!
Spojrzałam
na zegarek, co prawda to prawda, była 17.34, nie za dużo czasu na
przygotowanie się. Mam nadzieję, że każdy wyczuł nutę sarkazmu.
-
Ok, przyjedź do mnie to może uda się coś wykombinować.
Damon
popatrzył na mnie z niedowierzaniem, wzruszyłam ramionami słuchając
podziękowań przyjaciółki.
-
Czyli rozumiem mam sobie iść.
-
Na to wygląda... Ale mamy jeszcze chwilę.
Popchnęłam
go, by się położył i usiadłam na nim okrakiem. Chwycił mnie za
pośladki, kiedy ja obdarowywałam jego szyję namiętnymi
pocałunkami. Podwinęłam mu koszulkę, podziwiając
wyrzeźbione mięśnie, nie mogąc się powstrzymać schodziłam
coraz niżej, docierając do splotu słonecznego i ścieżynki
prowadzącej jak po sznurku do miejsca docelowego. Niespokojnie się
pode mną poruszył, więc podniosłam wzrok. Rozpalony obserwował
moje poczynania, wciąż mając nieodgadniony wyraz twarzy... Do
czasu, aż nie szarpnęłam za guzik jego spodni. Wzniósł oczy ku
górze i wydał z siebie stłumiony jęk.
-
Chryste, Elizabeth.
Zaczęłam
go stymulować przez materiał, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
Podniosłam
się tak błyskawicznie, że aż mi się ciemno przed oczami zrobiło.
Damon
jęknął głośno obracając się na brzuch i przykrywając głowę
poduszką.
-
Jeżeli to blondi, to jej łeb urwę.
-
Damon... Zapnij się, idę jej otworzyć.
Wpuściłam
Caroline, starając się nie mieć jej za złe, że przyszła w
najmniej oczekiwanym momencie.
-
Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłam- spojrzała
znacząco na Damona leżącego na moim łóżku. Chciałam
zaprzeczyć, ale Damon nie miał zamiaru kryć swojej irytacji.
-
Owszem, przeszkodziłaś- warknął wstając.
-
Widzimy się w Grillu?- spytałam, na co on się uśmiechnął i
ostatni raz mnie pocałował, zanim wyskoczył przez okno. Powietrza!
-
Balast wyrzucony za burtę- stwierdziłam z uśmiechem i skierowałam
swoje kroki w stronę szafy.
-
A więc? W czym masz największy problem? Spodnie, bluzka? Co prawda
nie mam wiele sukienek…
-
Nie, sukienka nie… Przyniosłam trochę swoich ciuchów- moim oczom
ukazała się kupka kolorowych bluzek i spodni. Mój wzrok przykuła
czarna skórzana spódniczka.
-
Jak chcesz to ją ubierz, bo ja nie mam…- zawiesiła wzrok na czymś
z mojej szafy- Te spodnie!- Wyjęła podziurawione jeansy- Błagam,
mogę je przymierzyć?
-
Jasne.
Po
30 minutach byłyśmy prawie zdecydowane co ubrać. Caroline wybrała
białą bokserkę i zwykłe jeansy, natomiast ja założyłam jej
spódniczkę i bluzkę w kolorze kości słoniowej.
-
A Bonnie zawsze wie co ubrać- usłyszałyśmy dzwonek do drzwi- O
wilku mowa- zeszłam z łóżka i zbiegłam po schodach- Ja otworzę!
Hej!
-
Cześć, zdecydowane już?
-
Ej, mówisz tak jakbym to ja miała największy problem z ubraniem
się.
-
Wszystko słyszę- krzyknęła Carol z pokoju. Miałyśmy trochę
czasu, więc nie zaczęłyśmy się już przebierać, najpierw ploty.
-
A propos dwuznacznych sytuacji... Nasza kochana Seattle nieźle
potrafi rozgrzać pewnego przystojnego bruneta...
-
Durna jesteś- podsumowałam, pokazując jej język.
-
Bonnie, gdybyś ty widziała jaki był zły...
Zaczęły
się śmiać. Walnęłam Forbes poduszką w twarz, ona mi oddała i
tym sposobem rozpętała się istna bitwa na poduszki. Nie było
litości, dlatego za późno się zorientowałyśmy która jest
godzina, no i się zaczęło.
-
El, podaj mi cień!
-
Bonnie, rzuć we mnie tym… auć! Nie to miałam na myśli.
-
Zdecyduj się!
-
Dobra, mamy wszystko, jesteśmy gotowe. Wyglądamy genialnie!-
wykrzyknęła blondynka i objęła nas. Uśmiechnęłam się i
odwzajemniłam uścisk.
***
-
Uff, padam z nóg, jeszcze jedna taka piosenka i zejdę na zawał-
opadłam ciężko na krzesło, Caroline również- Damon, ja nie
wiedziałam, że ty jesteś takim tancerzem.
-
Mam wiele ukrytych talentów- przybliżył się do mnie, dlatego
odwróciłam głowę w stronę przyjaciółek.
-
Jeszcze po jednym?
-
Proszę, proszę, chcesz nas upić?- zapytał Jeremy, no tak jest
młodszy…
-
A potem wykorzystać do niecnych czynów- odpowiedziałam-
dziewczyny, pomożecie, co nie?
-
Jeszcze się pytasz!
-
Wiecie, my jesteśmy silniejsi- stwierdził fakt Tyler. Tak, usiadł
z nami, był nawet fajny jak się nie chciał popisywać przed swoimi
kumplami z drużyny, a ponadto zauważyłam jak się zachowuje w
stosunku do Carol. Nie wiedziałam, czy może się założył, że ja
przeleci, czy może dostał olśnienia, że jest wspaniała, czy co,
ale jeżeli ją skrzywdzi to ja go też skrzywdzę.
-
Czysto teoretycznie… i może trochę praktycznie.
-
To się ze mną siłuj- zaproponował mi Ty.
-
Dobra.
Przesunęliśmy
na bok szklanki z drinkami i po nich i siedliśmy wygodnie.
-
Dawaj łapę- chwyciliśmy się za ręce.
-
3… 2… 1… start!
Poczułam
jak napiera na mnie ogromna siła. Naprężyłam wszystkie mięśnie,
żeby nie przegrać z kretesem już w pierwszej sekundzie. Udało mi
się zrównać z linią prostą, nawet ją przekroczyć trochę, ale
po minie mojego przeciwnika zrozumiałam, że tak naprawdę on się
wcale nie wysila. Uśmiechnął się.
-
O nie!- krzyknęłam i chłopak przygwoździł moją rękę do
stolika.
Wszyscy
zaczęli się śmiać.
-
Przykro mi, słonko.
-
Jeszcze się policzymy, misiaczku- uśmiechnęliśmy się do siebie
sztucznie.
-
Ej, a jak myślicie, kto by wygrał, Damon, czy Stefan?
-
Ja, bo jestem starszy.
-
Phi, o ledwie kilka- musiał przełknąć „godzin” czy też
„minut”, przecież Tyler i Matt nie wiedzieli o istnieniu
wampirów- lat.
-
Ale jednak tyle daje przewagę. To kto się teraz ze mną siłuje?
-
Stefan- powiedział Damon patrząc z uśmiechem na swojego brata.
-
Czemu nie?
Zamieniliśmy
się miejscami.
-
O nie, ja na to nie patrzę, idę po drinki.
Wstałam
od stolika i skierowałam się w stronę baru. Jednak powstrzymała
mnie czyjaś ręka. Odwróciłam się. Damon. Uniosłam brwi.
-
Co?
-
Choć- pociągnął mnie mocno za sobą. Nawet mnie to trochę
zabolało. Nagle puścili „Moves Like Jagger”.
-
Czekaj tylko ta piosenka…
Zanim
wampir się odezwał ktoś mnie złapał za drugą rękę i zakręcił
dookoła. Po chwili moja głowa znalazła się kilka centymetrów nad
ziemią. Stefan się uśmiechnął.
-
Jesteś niemożliwy!- krzyknęłam do blondyna, kiedy po raz kolejny
mnie wyobracał na wszystkie strony.
-
Odbijam!- trafiłam w objęcia Jeremy’ego, a Bonnie do Stefana.
Byłam beznadziejną tancerką, ale przy nich czułam się jakbym to
robiła od lat. Zarzuciłam Jeremy’emu ręce na szyję i
energicznie kręcąc biodrami tańczyliśmy w rytm muzyki. Potem
przeszłam do Davida, kiedy się obejrzałam dostrzegłam Damona
tańczącego z Caroline. Był genialny, teraz się muszę do niego
dostać. Jednak trafiłam na Tylera. O Jezu, czyżby wszyscy
powstawali z miejsc specjalnie, żeby zatańczyć tą piosenkę?!
-
Chcesz zatańczyć z Caroline?!
Kiwnął
głową i poruszył śmiesznie biodrami co wywołało u mnie śmiech.
-
Przepraszam, że byłem takim dupkiem, kiedy się po raz pierwszy
spotkaliśmy, możemy o tym zapomnieć?
-
Nie wiem o czym mówisz- puściłam mu oczko i z całej siły
pociągnęłam Car, by wpadła na Ty’a, a ja byłam już przed
Damonem.
-
Dałeś się porwać piosence.
Uśmiechnął
się.
-
Á propos porwań- przerzucił mnie sobie przez ramię i tanecznym
krokiem kierował się w stronę wyjścia. Co on kombinuje?!
-
Damon! Postaw mnie na ziemię! Co ty robisz?!
-
Zaraz się dowiesz.
Wyszliśmy
na świeże powietrze. Od razu lepiej, ale to nie zmienia faktu, że
wyciągnął mnie siłą z fajnej zabawy.
Postawił
mnie przed maską swojego samochodu i zaczął mnie całować.
-
Damon- odsunęłam się lekko od niego.
-
El, błagam Cię, wyglądasz tak pięknie i do tego buty na
obcasie... Nie masz pojęcia jak to na mnie działa...
-
Damon- zganiłam go ponownie.- Nie czas teraz na to... Chciałam się
zrelaksować po tym wszystkim, wytańczyć się, wyszaleć... Nie
powiesz mi, że to nie jest miła odskocznia.
-
Pewnie, że jest...- chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się
powstrzymał.- Spędź dziś ze mną noc- wyszeptał mi do ucha,
przytulając się do mnie.
Przewróciłam
teatralnie oczami.
-
Tylko jedno Ci w głowie...
-
Niedokończone sprawy- poprawił mnie i z niechęcią wrócił ze mną
do Grilla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz