sobota, 2 lutego 2013

13. I almost forgot

- To co robimy? Wypad za miasto? Zakupy? Spacer? Na co masz ochotę?
- Możemy w sumie zrobić to wszystko...
Jenna uśmiechnęła się i włożyła miskę po płatkach do zlewu.
- Dobra, to robimy tak: możemy pojechać do Richmond na małe zakupy, moja koleżanka ma tam sklep, potem coś zjemy na mieście i wracamy, ok?
- A pod koniec dnia dobry film z chipsami, słodyczami i przy lampce wina.
- Doskonale! No to mamy już plan na cały dzień, tylko się przebiorę i możemy jechać.
Spojrzałam na siebie i moje ciuchy… no cóż… Ja również bym się musiała przebrać.
- Za piętnaście minut na dole- powiedziałam, wbiegając szybko po chodach i o mały włos się nie zabijając wpadłam do swojego pokoju. Byłam taka podekscytowana na myśl o tym, że nareszcie spędzę normalny, babski dzień. Otworzyłam szafę i po chwili dostrzegłam jedną z moich najulubieńszych koszul, wyciągnęłam do niej jeansowe szorty i błyskawicznie zrzuciłam z siebie wszystkie ciuchy, aby ubrać się w czerwono- białą koszulę w kratkę i ciemnoniebieskie spodnie. Włosy związałam w wysoki kucyk i wyciągnęłam z szafki torbę, którą zawsze brałam na tego typu wycieczki. Wrzuciłam do niej komórkę, bluzę, jakby się zrobiło zimniej, okulary przeciwsłoneczne i portfel. Rozejrzałam się dookoła patrząc, czy czegoś przypadkiem nie zapomniałam… chyba nie. Zbiegłam na dół, by ubrać czerwone trampki za kostkę. Co prawda nie były firmowe, ale trzymały się doprawdy nieźle. Jenna właśnie wsadzała kluczyki do torebki. Ślicznie wyglądała w zwiewnej, śliwkowej sukience, włosy miała rozpuszczone.
- Wszystko masz?
- Myślę, że tak- ciocia zamknęła dom i otworzyła auto. Wsiadłyśmy i zapięłyśmy pasy.
- Gotowa?- zapytała.
- Jak nigdy- odpowiedziałam założyłam okulary przeciwsłoneczne. Jenna się uśmiechnęła i z czoła dała sobie okulary na nos. Włączyła radio i bujając się oraz podśpiewując „Pumped Up Kicks” ruszyłyśmy w stronę Roanoke.
***
- Jenna, ty nie masz co z pieniędzmi robić?- spytałam ładując kolejne torby do bagażnika.
- Oj tam, czasem kobieta potrzebuje się rozerwać, a my tego potrzebowałyśmy.
- I to bardzo- przytaknęłam, przywołując w myślach obraz Damona. Szczerze, to dzięki Jennie zapomniałam o problemach, które czekają mnie w Mystic Falls.
- Dobra, a teraz wybieraj: restauracja, Fast food, czy knajpka?
- Dobra knajpka- odparłam z przekonaniem i zamknęłam bagażnik. Ruszyłyśmy wolnym krokiem w stronę podobno dobrego lokalu.
- Która godzina?
Wygrzebałam z torby komórkę. Jedna nieodebrana wiadomość od… no proszę- Wpół do czwartej- mruknęłam do cioci i otworzyłam wiadomość. 
Jadę do Memphis, będę za 2 dni, jakby coś Stefan już wrócił z „odwyku” ”.
 Memphis na dwa dni? Ciekawe co ma zamiar tam robić?
- Coś się stało? Masz rumieńce.
Dotknęłam swoich policzków, faktycznie ciepłe. Wrzuciłam telefon do torby.
- Nie, po prostu…- westchnęłam- Damon pojechał do Memphis i wraca za 2 dni. Och, potrzebuję przerwy.
- To dobrze Ci zrobi, nabierzecie dystans do pewnych spraw.
- Oby… Jenna?
- Tak?
- A ty czemu nie masz męża, albo chociaż chłopaka? Przecież jesteś ładna, inteligentna, zabawna, miła…
- Nie wszyscy potrafią to docenić, kochana. Co prawda miałam pół roku temu faceta, ale okazał się być wielkim dupkiem.
- Tak bywa.
Złożyłyśmy zamówienie i po krótkim czasie siedziałyśmy i wcinałyśmy frytki z kurczakiem w ostrym sosie. Przechodziłyśmy z tematu na temat i po skończeniu posiłku udałyśmy się na spacer do parku.
- Za niedługo zaczyna Ci się szkoła.
- Och, nawet nie wiesz jak przeraża mnie ta perspektywa. Nowa szkoła, nowi ludzie, nauczyciele… szczęście, że wszystko załatwiłaś… och, Jenna, co ja bym bez ciebie zrobiła?
Przytuliłam ją mocno, odwzajemniła uścisk. Jejku, kochałam ją najmocniej na świecie, teraz tylko ona mi została.
- Chodźmy dalej.
Chodziłyśmy jeszcze trochę po Richmond, zjadłyśmy deser i postanowiłyśmy wrócić.
Jechałyśmy i śpiewałyśmy piosenki wspólnie z radiem.
Kiedy dojechałyśmy była 19:30. Przebrałyśmy się w piżamy i podczas, gdy Jenna przygotowywała popcorn, ja rozkładałam przed telewizorem na ziemi koce, poduszki i przeróżne smakołyki.
- Co pijemy? Wolisz czerwone, czy białe wino?
- Czerwone.
- Okey - krzyknęła z kuchni ciocia i przyszła do salonu z dwoma kieliszkami, butelką wina i popcornem.
- Pozostaje kwestia filmu… co oglądamy?
- Hmmm… co my tu mamy… „Walentynki”, „Piła” III i IV, „ Casablanca”, „ Powiedz tak”… może „ Powiedz tak”?
- To ten film z Lopez?
- Mhm.
- No to jestem za- wstałam i włożyłam płytę do DVD. Po 10 minutach siedziałyśmy już całkowicie pochłonięte filmem, to nic, że widziałam go po raz setny, czy milionowy. Kiedy film się skończył każda wykończona nie tylko piciem, ale i całym dniem po za domem, udała się do łóżka.
- Dobranoc Jenna.
- Dobranoc El.
Wdrapałam się ostatkiem sił po schodach i walnęłam się na łóżko. Błyskawicznie zapadłam w twardy sen.

- Kac?- zapytała Jenna wchodząc do kuchni. Spojrzałam na szklankę z wodą i aspirynę, które stały przede mną na stole.
- Trochę… chcesz też tabletkę?
- Tak, przyda się… jak się spało?
- Dobrze, padłam jak pies Pluto… to był świetny dzień- podałam Jennie szklankę z środkiem przeciwbólowym.
- Dzięki. Chciałam pobiegać, ale z tym bólem głowy chyba nie dam rady.
- Odpuść sobie, dziś mamy dzień obijania się, co ty na to?
- Jestem za, pytanie, czy będę potrafiła po takim luźnym weekendzie normalnie funkcjonować…
- Jeżeli cię to pocieszy to ja we wtorek idę do szkoły, ale już w poniedziałek muszę iść do sekretariatu po plan lekcji i zarezerwować sobie szafkę, więc już jutro do szkoły.
- Trochę mnie pocieszyłaś- łyknęła aspirynę i zapiła ją wodą- wracam do łóżka, jeszcze się nie obudziłam.
Uśmiechnęłam się, chyba tez pójdę na górę. Wypiłam wodę i wzięłam jabłko. Idąc po schodach do pokoju przypomniał mi się Damon. Trzeba by do niego zadzwonić. Brałam po dwa stopnie i rzuciłam się na łóżko z telefonem w ręce. Przytrzymałam klawisz na wirtualnej klawiaturze i przyłożyłam komórkę do ucha. Długo nie musiałam czekać.
- Cześć.
- Cicho… nie krzycz tak- jęknęłam i chwyciłam się za głowę.
- Uuu, to ty się bawisz lepiej ode mnie. Whisky?
- Dwie butelki wina plus cała masa jedzenia, ale nie po to dzwonię. Co ty do cholery robisz w Memphis?
- Jestem tu, bo Amanda…
- Amanda?!- zdobyłam się na krzyk w moim stanie- Pojechałeś sobie do swojej byłej na przejażdżkę?!
- Nie, źle mnie zrozumiałaś… to skomplikowane…
- Postaram się zrozumieć.
Usłyszałam westchnięcie, a co, niech się tłumaczy!
- Pamiętasz Roy’a?
- Tak.
- A więc kiedy ty byłaś w szpitalu poprosiłem go, by dowiedział się gdzie zwiała ta suka. Wczoraj zadzwonił do mnie Roy. Chcę zabić jej chłoptasia, dlatego tu jestem.
- A ile Ci to zajmie?
- Nie wiem, to zależy.
- Od czego?
- Jak szybko uda mi się zabić tego jej czarodzieja. Póki co jej pachołek jest na jakimś zjeździe czarowników, więc nie mogę go tknąć.
- Musisz go zabijać?
- Dopóki on żyje Amanda może zrobić dużo, jeżeli nie wszystko.
- Rozumiem… Jednak wolę, żebyś był tutaj, w Mystic Falls.
- Ja też... co ty ze mną robisz...
- Oj, Damon, miękniesz. 
- Masz rację, to straszne, dla równowagi muszę teraz kogoś zabić, tak przecież nie może być.
Zaśmialiśmy się oboje.
- A co robiłaś wczoraj, że się tak urządziłaś?
- Byłam cały dzień z Jenną w Richmond, byłyśmy na zakupach i takie tam, dopiero na wieczór się tak schlałyśmy, przy komedii romantycznej z buzią zapchaną popcornem. Cud, że żyję, ale głowa daje porządnie o sobie znać.
- Nie rozumiem kobiet.
- Trudno, żebyś rozumiał, bo inaczej byłbyś gejem, a to byłaby wielka strata dla kobiet na całym świecie.
- Fakt.
Uśmiechnęłam się do ekranu i weszłam na moją pocztę elektroniczną. Dostałam e- maila od Bonnie. Pozdrawia mnie z Londynu… wróci jutro wieczorem, czyli akurat do szkoły.
- Już jutro po plan lekcji! Ja nie chcę! Wyrażam protest i wnoszę, aby wakacje trwały jeszcze jakiś czas.
- Twój wniosek nie został pozytywnie rozpatrzony, a po za tym są gorsze rzeczy niż pójście do szkoły. Nie cieszysz się? Nowi ludzie, nowa szkoła…
- I właśnie o to chodzi, wszystko nowe, ale to nic, dam radę, muszę dać, muszę w to wierzyć…
- Dokładnie, jak wrócę to mogę cię wozić do szkoły, ze szkoły, kiedy tylko będziesz chciała.
- Jasne, bo nie będziesz miał nic ciekawszego do roboty- przypomniało mi się coś nagle.
- O jakim odwyku Stefana mówiłeś?
- Nie mówiłem ci?
- Nie.
- Stefan wyjechał do Gillsville nad jezioro, żeby znowu móc pić krew Bambi i być tym samym nudnym Stefanem. Tym razem nie rozwinął skrzydeł pod wpływem ludzkiej krwi, a szkoda, jest bardziej zabawowy. Teraz znowu jestem złym bratem.
- W tym cały twój urok.
- Coś w tym jest… muszę iść, czarodziej zaraz wychodzi…
- Philip- powiedziałam, zapamiętałam jego imię.
- Może, nie mam pamięci do imion.
Uśmiechnęłam się.
- Uważaj na siebie i wróć w jednym kawałku.
- Wiem.
- Do zobaczenia.
- Pa.
Nacisnęłam klawisz z czerwoną słuchawką.
[ Wieczór, Memphis]
Wyszedł z antykwariatu i rozglądnął się dookoła, aż mi go żal było, że zaufał tej kobiecie. Stałem w cieniu, więc nie zauważył mnie. Ruszył przed siebie i po chwili skręcił w mało zaludnioną uliczkę. Doskonale, wprost idealnie. Może i umiał czarować, ale nie słyszał jak wampir. Przeszedłem przez ulicę i w bezpiecznej odległości szedłem za nim. Gdy ludzie w końcu przestali się pojawiać skorzystałem z elementu zaskoczenia. W wampirzym tempie doskoczyłem do niego i skręciłem mu kark. Upadł na ulicę. No, poszło łatwiej niż przypuszczałem. Przerzuciłem go sobie przez ramię i pewnym krokiem pogwizdując udałem się w stronę mojego samochodu.
[ Następny dzień, Mystic Falls]
Siedziałam, a raczej leżałam w salonie i oglądałam „Pogromców mitów”, kiedy zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam po komórkę z nadzieją, że to Damon, ale to była Caroline.
- Hej.
- Hejka, masz może wolne popołudnie i wieczór?
- No, a co?
- Super, bo widzisz chcemy „przystroić” trochę szkołę, małe psikusy od ostatnich klas. Wchodzisz w to?
- Jasne- zgodziłam się z entuzjazmem.
- To o szesnastej przyjedziemy po ciebie z Mattem.
- Okey… Car?
- Tak?
- A może weźmiemy też Stefana, bo on chyb…
- Jasne! Dobry pomysł!- ale się ucieszyła.- To potem daj mi znać co ustaliłaś.
- Dobra, do zobaczenia.
- Pa, pa.
Wyłączyła się.
Wyszukałam numer Stefana i zadzwoniłam do niego. Odebrał po krótkiej chwili.
- Cześć.
- Hej, co u ciebie? Słyszałam, że powróciłeś do swojej dawnej diety.
- Tak, musiałem się doprowadzić do porządku.
- To choć dzisiaj ze mną do szkoły, bo ostatnie klasy…
- Wiem.
- To choć. Zabaw się.
- Nie wiem…
- Proszę…
Westchnął głęboko.
- Czyli…?
- Okey, dobra. Przyjadę po ciebie o 16.
- Do zobaczenia.
- Cześć.
Trzeba go trochę rozruszać, nie może być taki ponury.
***
- Wychodzę do szkoły!
- Baw się dobrze!
Wyszłam z domu w chwili, kiedy Stefan podjechał. Ucieszyłam się na jego widok może bardziej niż by wypadało. Wysiadł z samochodu i się uśmiechnął. Też się uśmiechnęłam i przytuliłam go na przywitanie.
- Miło cię znowu widzieć- powiedział i otworzył przede mną drzwiczki.
Wsiedliśmy i ruszyliśmy do szkoły.
- Działo się coś jak mnie nie było?
Zastanowiłam się przez chwilę… Było.
- Coś opętało Damona, ale na szczęście odeszło nim zdążył mi wyrządzić większą krzywdę.
Popatrzył na mnie.
- Patrz gdzie jedziesz.
- Mam podzielność uwagi. Dlatego na twojej szyi są ledwie widoczne ślady po ugryzieniu.
- Nic poważnego.
Prychnął i popatrzył na jezdnię. Był taki poważny.
- No co patrzysz takim swoim poważnym, wampirzym spojrzeniem?
- Moim czym?- uśmiechnął się- Acha, sądzisz, że jestem zbyt poważny.
- Yyy, no.
Popatrzył na mnie i uśmiechnął się sztucznie.
- Zbyt sztucznie.
Przewrócił oczami.
- Och, no dalej, nie poddawaj się, wiem, że potrafisz się uśmiechnąć, tak ładnie…
Uśmiechnął się i założył okulary przeciwsłoneczne. Oparłam się wygodniej o oparcie fotela z satysfakcją.
- O wiele lepiej- powiedziałam i tez założyłam okulary przeciwsłoneczne.
Zaśmialiśmy się i niebawem byliśmy już pod szkołą.
Przed szkołą roiło się od uczniów. Niektórzy byli młodsi od nas, znaczy się ode mnie, bo od Stefana to wszyscy byliśmy młodsi. Poszliśmy po plan lekcji i weszliśmy na salę gimnastyczną. Tam to dopiero było ludzi, jak mrówek. Obawiałam się, że się nie odnajdę tutaj. Chwyciłam Stefana za łokieć i kurczowo się go trzymałam. Salvatore spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Nie bój się, nie zjedzą cię.
- Bardzo zabawne- dźgnęłam go łokciem i pociągnęłam w kierunku Caroline.
- Betty i Candice, pójdziecie z nimi.
- Okey.
- El! Stefan! Fajnie, że przyszliście! Zajmiecie się basenem, może być?
- Tak, tyle, że co mamy robić?- zapytałam. Forbes odwróciła się i coś wyjęła z worka. Rzuciła we mnie dwoma rolkami papieru toaletowego, w Stefana też.
- Cały basen ma w tym tonąć, pomijając wodę.
- Spoko- popatrzyłam na rozbawionego wampira.
- Za moich czasów nie było czegoś takiego…
- Bo żyłeś w takich beznadziejnych czasach- pokazałam mu język i pociągnęłam go do wyjścia z sali.
- Dobra, to gdzie basen?
- Tędy.
Skręciliśmy do małego budynku koło sali gimnastycznej. Basen był niezbyt mały, ale i niezbyt duży, 4 tory, 25 metrów.
- No to demolka- powiedziałam złowieszczo i dostojnym krokiem ruszyłam w stronę radia, a za mną rozwijał się papier. Włączyłam urządzenie i akurat leciały jakieś skoczne kawałki. Nagle Stefan pojawił się przede mną i wziął ode mnie papier.
- Pokażę ci jak to się robi.
Zaczął w wampirzym tempie biegać i rozwijać papier. To było niesamowite, jego kontury się rozmywały. Był taki szybki, że po chwili już dwie rolki wisiały na lampach. Skakał niemożliwie wysoko i daleko.
- Hej! Też chcę rozwieszać! Tylko tobie można bawić się w typowego nastolatka?
Przystanął i przewrócił oczami, ale podał mi kolejną rolkę. Nie będę gorsza, tez biegałam i przerzucałam papier, ale… no cóż, powiedzmy sobie prawdę, on był wampirem. Stefan zaczął się śmiać ze mnie i zakrył sobie dłońmi twarz.
- Ej, no co?
- Zabawna jesteś.
- No ba! A tak na serio…- zaczęła w radiu grać dobrze znana mi piosenka- Kocham tą piosenkę! Umiesz tańczyć?
- Yyy, no wiesz…
- Tak, czy nie?
- No, a co?
- Pokaż jak się tańczyło w latach 60.
- O Nieee, wszystko tylko nie to.
Podbiegłam do niego i zrobiłam wielkie oczy kota z Shreka.
- Nie, nie rób takich oczu… nie.
- Proszę, proszę, proszę, jedna figura, piruet.
Westchnął i w mgnieniu oka mnie obrócił. Kiedy postawił mnie na ziemi zakręciło mi się w głowie i musiał mnie przytrzymać.
- O Boże! Co to było?
- Piruet, figura, nazywaj to jak chcesz- zarzuciłam mu ręce na szyję.
- A potrafisz do wolnych tańczyć?
- Kochana, ja potrafię, pytanie, czy ty potrafisz?
- Kochany, obejrzałam z milion razy filmy typu Dirty Dancing, chyba umiem.
- Więc widziałaś jak oni tam tańczą, to nie jest taniec dla… no wiesz…
- Przyjaciół?
- No… Damon chyba by mnie zabił gdybym z tobą zatańczył tak jak w tym filmie, a co najmniej pobił.
- Oj tam.
Wyswobodziłam się z jego objęć.
- Sama nie wiem.
Rozejrzałam się dookoła.
- Chyba skończyliśmy…
- Na to wygląda.
- Chodźmy do Caroline- zaproponowałam- może potrzebuje w czymś pomocy…
***
Okazało się, że wszystko już zrobione i wszyscy uczniowie zaczynali jechać do swoich domów. Stefan mnie zawiózł do domu i odprowadził pod same drzwi.
- Może wejdziesz? Zrobię kolację i napijemy się czego mocniejszego.
- Czy ja wiem…
- Oj no choć- mruknęłam i wsadziłam klucz do zamka. Drzwi jednak były otwarte, więc nacisnęłam klamkę i … chwila moment. Jenna zawsze zamykała drzwi.
- Coś jest nie tak- szepnęłam i popatrzyłam na Stefana.
- Zaczekaj tu.
- Stefan nie…
Uciszył mnie gestem ręki i przekroczył próg domu. Rozejrzał się i zapalił światło. Widok mnie przeraził. Ciało Damona leżało przy schodach, ale na szczęście nigdzie nie było krwi. Nagle jakiś wampir przeleciał przez hol i skręcił kark Stefanowi, który padł na ziemię bezwładnie. Podbiegłam do obydwóch Salvatore’ ów.- Damon! Stefan! Nie!
Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Przez moje ciało przebiegł dreszcz i nie byłam w stanie się ruszyć, jednak odwróciłam się powoli ze strachem w oczach.
- Amanda… 

1 komentarz:

  1. Ojojojoj! Chyba pamiętam ten moment z Amy ;o ciekawa jestem, co pozmieniałaś ;) /Emka

    OdpowiedzUsuń