-
Zdziwiona?
Starałam
się opanować drżenie głosu i rąk.
-
Trochę. Biorąc pod uwagę, że ci za pierwszym razem nie wyszło
uśmiercenie mnie, sądziłam, że za niedługo tu przyjdziesz.
-
Tak, przyznaję, nie doceniłam służb ratunkowych, ani miłości,
jaka darzą cię bracia Salvatore- podeszła bliżej. Cofnęłam się
i natknęłam na ciało Damona. Odwróciłam się do niego przodem i
dotknęłam jego policzka. Musiałam być silna i wytrzymać, dopóki
się nie obudzi.
-
Och, proszę cię. Daj sobie spokój to i tak by umarło śmiercią
naturalną. Jesteś człowiekiem, a on wampirem, powinien być z
kobietą przy której nie będzie musiał się powstrzymywać.
-
Chyba nie masz na myśli siebie- parsknęłam śmiechem i wstałam.
Spoważniała
i w mgnieniu oka przygwoździła mnie do ściany za szyję.
-
Mam już tego wszystkiego dosyć. Bawię się z wami w kotka i
myszkę, ale już mi się to znudziło. Damon zabił Philipa, więc
ja tak o, dla zabawy zabiję ciebie. Doprawdy nie chce mi się
wymyślać spektakularnych zakończeń, wiec… po prostu skręcę ci
kark.
Puściła
mnie i podeszła do Damona. Upadłam gwałtownie zaczerpując
powietrze. Pochyliła się nad nim i pocałowała go głęboko w
usta. Ogarnęła mnie furia. Zerwałam się i odepchnęłam ją od
niego.
Zaśmiała
się głośno. Wredna pinda!
-
Boże, ale ty jesteś w nim zakochana, jesteś taka ślepa, że aż
szkoda słów. Podczas gdy ty byłaś tu w Mystic Falls, my byliśmy
razem w Memphis, gdzie w pokoju hotelowym…
-
Kłamiesz!- krzyknęłam, przecież nie mogli… on nie mógł, nie!
-
Jesteś tego pewna? Stara miłość nie rdzewieje… a on mnie nadal
kocha, wiesz o tym… Pogódź się, że to ja zawsze będę numerem
jeden, to mnie kochają, to ze mną będą!
Wyczułam
jakie uczucia nią miotają. Była rozgoryczona i… zdesperowana.
Naprawdę ich kocha, ale najbardziej z nich dwóch kochała Damona.
Podeszłam
do niej bliżej. Czułam do niej taką nienawiść, czułam jak
płonę, jak ta niechęć mnie jeszcze napędza.
-
Żal mi cię- powiedziałam jej prosto w twarz. Jej twarz nabrała
złego wyrazu, nagle mną rzuciła i poczułam mocny ból z tyłu
głowy. Telewizor był włączony i tylko światło trafiało do
moich oczu. Zaraz gdzie jest Jenna?
-
Gdzie Jenna?!
-
Śpi sobie, wydaje się być miłą osobą, więc tylko ją
zauroczyłam.
-
To dobrze.
Przyjrzała
mi się badawczo.
-
Chcesz znać prawdę?
-
Jaką?
-
O śmierci swoich rodziców.
Otworzyłam
usta nie potrafiąc niczego powiedzieć.
-
Co?
-
Pewnego dnia szłam sobie wolnym krokiem przez Seattle i poczułam
się głodna. Lało jak z cebra byłam pewna, że jeżeli się położę
na jezdni to ktoś się zatrzyma, wysiądzie i będę mogła się
posilić. Jechał samochód, kierowca za późno mnie zauważył i
gwałtownie skręcił. Samochód spadł z urwiska. Jak myślisz, kto
był w samochodzie?
-
Moi rodzice- szepnęłam i do moich oczu napłynęły łzy.
-
Doprowadziłam do ich śmierci- syknęła. To było za dużo.
Zakryłam twarz dłońmi i skuliłam się. Nie… nie… proszę,
niech to się okaże sen…
-
Wstawaj- warknęła i pociągnęła mnie za sobą.
-
Czego jeszcze ode mnie chcesz?! Zabrałaś mi wszystko! Wszystko!
-
Wiec jeżeli cię zabiję to wyświadczę ci przysługę.
Przyciągnęła
mnie do siebie i chwyciła moją głowę, by jednym ruchem mi skręcić
kark. Stanęła tak, by oczy Damona po przebudzeniu pierwsze co
zobaczyły to moją śmierć. Jenna… przecież mamy już tylko
siebie… Damon… przecież tak go kocham… Stefan… tyle miłych
chwil z nim przeżyłam, Bonnie i Caroline… to najlepsze
przyjaciółki na świecie… Życie mi przeleciało przed oczami,
wszystkie ważne, bardzo wesołe lub smutne momenty. Babcia,
siedziałam na jej kolanach i czytałyśmy książkę, wujek, u
którego siedziałam na kolanach i niby kierowałam autem, rodzice,
moje urodziny, ich groby, Caroline, Bonnie, dzisiejszy dzień ze
Stefanem i Damon… nasz pierwszy pocałunek, noc kiedy mnie ugryzł,
nasza pierwsza wspólna noc. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę
umierać. Usłyszałyśmy chrupot kości i oczy bruneta raptownie się
otworzyły. Spojrzał ze strachem i wszystko się potoczyło tak
szybko.
-
Kocham ci…
Ciemność.
***
Otworzyłem
oczy w momencie, jak Amanda skręcała jej kark.
-
Kocham ci…- nie dokończyła, El upadła bezwładnie na podłogę.
-
Nie!- krzyknąłem i z nienawiścią rzuciłem się na wampirzycę.
-
Ty dziwko!- błyskawicznie włożyłem rękę w jej klatkę piersiową
i chwyciłem jej serce- Czemu odebrałaś mi tą którą kocham?!
Czemu?!!!- ryknąłem na cały głos.
Patrzyła
na mnie z szeroko otwartymi oczami i płytko oddychała, miał łzy w
oczach i cierpiała, ale gówno mnie to obchodziło, bardzo się
cieszyłem, że cierpi.
-
Odpowiedz!
-
Kocham… cię.
-
Ty kochasz tylko siebie, zakłamana egoistko- przekręciłem rękę i
wyrwałem jej serce jednym szybkim ruchem. Amanda padła na kolana, a
potem na ziemię do reszty się wykrwawiając. Rzuciłem sercem przed
siebie i rozbryzgało się o drzwi. Sprawdziłem co ze Stefanem,
będzie żył i popatrzyłem na nieruchome ciało Elizabeth. Upadłem
na kolana.
-
Elizabeth...- jej oczy pusto wpatrywały się w przestrzeń.
Zamknąłem jej oczy, nie mogąc znieść tego widoku.- Nie, proszę,
proszę, nie możesz być martwa, nie możesz...
Oczy
same mi zaczęły łzawić, nie kontrolowałem tego, wycierałem je
cały czas wierzchem dłoni, udając, że jeśli łzy nie spłyną,
to wszystko da się jeszcze naprawić. Łzy były akceptacją, a ja
nie mogłem na to pozwolić. Delikatnie przytuliłem jej zimne i
nieruchome ciało.
I
dotarło do mnie, że jej serce nigdy więcej nie zabije. Że już
nigdy nie usłyszę jej głosu.
Wtuliłem
twarz w jej włosy i wdychałem jej zapach. Straciłem ją… Nie
potrafiłem pohamować łez, spływały jedna po drugiej po moim
policzku. Przymknąłem powieki i mocniej ją objąłem.
-
Damon…- szepnął Stefan, którego przebudzenia nie dostrzegłem,
położył mi rękę na ramieniu- Ona nie żyje…- głos mu się
załamał.- Musisz jej dać odejść.
-
Nie- szepnąłem.- Ona zaraz wstanie.
-
Damon… ona nie miała wampirzej krwi w sobie... musimy…
-
Nie- warknąłem- Może jeszcze się obudzi… może jeszcze będzie
żyła…- desperacko powtarzałem to na głos i w głowie.
-
Damon…
-
Zamknij się- szepnąłem i mocniej ją objąłem. Żyj, ożyj,
błagam, niech ożyje. Zrobię wszystko, niech tylko ożyje...
Nagle
coś usłyszałem, jakiś zalążek życia.
-
Damon… ty też p…
-
Cicho- spojrzałem na twarz mojej ukochanej. Jednak nic się nie
zmieniło. Nawet nie chciałem do siebie dopuścić tego, że to
wszystko koniec.
I
nagle poczułem złość, wręcz wściekłość. Nie zapewniłem jej
odpowiedniej ochrony, zbagatelizowałem Amandę... Pozwoliłem Eli na
zbliżenie się do mnie, powinienem wiedzieć jak coś takiego się
kończy. Jak mogłem sobie pozwolić na pokochanie człowieka? Jak
mogłem być takim egoistą? Jak mogłem do tego dopuścić?!
Poczucie
winy zaczęło mnie trawić od środka. Powoli przestawałem
oddychać, bo każdy oddech przypominał mi o niej, o tej, która już
nie wykonywała tej podstawowej czynności.
Dotknąłem
jej dłoni, przypominając sobie jak to jest czuć jej wygłodniały
dotyk na sobie. Przymknąłem powieki, by przez chwilę jeszcze żyć
przeszłością. Jej dotyk, jej zapach, jej spojrzenie, jej ciepło...
Wiedziałem
co robić, za który przełącznik pociągnąć.
-
Damon, nie rób nic pod wpływem chwili- powiedział Stefan, jakby
wyczuł, co chcę zrobić.
-
A co mi pozostało?- szepnąłem, będąc już jedną nogą po tamtej
stronie. Czułem jak wszystko zaczyna tracić znaczenie, pustka w
mojej piersi zaczęła się pomniejszać.
Nagle
głowa Elizabeth się poruszyła, czemu towarzyszył dźwięk
nastawianej kości. Wstrzymałem oddech.
Serce
nagle zaczęło bić, jakby ktoś je uruchomił.
Otworzyła
błyskawicznie oczy i podniosła się do siadu głośno kaszląc.
***
Zaczęłam
szybko łapać powietrze jednocześnie się nim krztusząc. Panicznie
się rozejrzałam dookoła i poczułam jak mnie obejmują silne
ramiona. Damon…
-
Ty żyjesz- szepnął i mocno mnie przytulił.
-
Udusisz mnie…
-
Przepraszam, ale nie wierzę, że ty ożyłaś- wziął moja twarz w
dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Mój Boże on płakał…
zrobiło mi się tak przykro, że tyle się przez tą krótką chwilę
nacierpiał.
-
Hej, wszystko już jest dobrze- powiedziałam i powycierałam mu
policzki mokre od łez. Uśmiechnął się i powoli mnie do siebie
przyciągnął. Nie pamiętam kiedy ostatni raz mnie tak całował,
to było jak kosmos, ziemia zawirowała. Odwzajemniłam pocałunek i
po dłuższym czasie się od siebie oderwaliśmy.
-
Już tu jestem... Nie wiem jak, ale jestem.
Miałam
tyle naraz w głowie, że prawie zapomniałam o Stefanie. Wstałam i
popatrzyłam na niego. Uśmiechnął się. Podeszłam i go
przytuliłam, tak po prostu, bez zbędnych słów.
Odwzajemnił
uścisk.
-
Miło z twojej strony, że wróciłaś.
-
Doceń moją łaskawość- odgryzłam się i odsunęłam od niego.
-
Nic się nie zmieniłaś po za tym, że przed chwilą byłaś martwa.
-
No ba.
Podeszłam
do Damona i wtuliłam się w niego. Tego mi było trzeba, po tych
wszystkich traumatycznych przeżyciach tego dnia.
-
Nigdy więcej- szepnął, mocniej mnie obejmując.
-
Nigdy- przytaknęłam i krótko go pocałowałam w usta- A teraz
pozwolicie, że posprzątam ten bałagan- popatrzyłam znacząco na
ciało bez serca. Wszystko mi się wróciło, nikomu nie życzę
takiego widoku.
-
Fuj- skrzywiłam się i dostrzegłam dopiero teraz, że ręka Damona
jest cała we krwi- Fuj! Idź ją umyć- bracia parsknęli śmiechem,
ale posłusznie poszedł ją umyć.
-
Ja się zajmę ciałem- zaproponował Stefan i odwróciłam wzrok, bo
niespecjalnie chciałam na to patrzeć.
-
To ja idę po wiadro z wodą i ścierkę, ją się łatwo spali-
poszłam po potrzebne rzeczy i jak wróciłam trupa już nie było,
tylko resztki serca i podłoga zalana krwią. Miałam ochotę po raz
kolejny powiedzieć fuj, ale sobie odpuściłam. Zaczęłam szorować
podłogę.
-
Jesteś twardsza niż myślałem- powiedział Damon, który wszedł
zaraz za Stefanem do domu przeskakując nad kałużą krwi.
-
Jeżeli chcę pożyć to muszę taka być…- powycierałam podłogę
i resztki serca ręcznie wrzuciłam do wiadra.- Jakie to obrzydliwe-
przez moje ciało przebiegł dreszcz.
-
Pomóc ci?
-
Nie, już kończę- i faktycznie, skończyłam i wrzuciłam ścierkę
do dopiero rozpalonego kominka. Usiedliśmy w salonie.
-
Jakim cudem ty żyjesz, El?- Damon nie potrafił mnie wypuścić z
ramion.
-
Szczerze, nie wiem, nie mam pojęcia... Po prostu żyję.
Damon
nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą odpowiedzią, jednak nie
mogłam mu dać tak owej.
-
Pamiętam tylko... niebo, szare niebo- próbowałam sobie cokolwiek
przypomnieć.- Wiatr, czułam wiatr i zimno...- kiedy się
otrząsnęłam, spojrzałam na zmartwionego wampira.- Ale już tu
jestem, przy tobie.
-
Jesteś- pocałował mnie w czoło i przytulił do siebie ponownie.
Starałam się sobie nie przypominać tego krzyku, który słyszałam.
Napawał mnie on lękiem, bo zaczęłam przez to się zastanawiać
gdzie trafiłam po śmierci i zdecydowanie nie podobało mi się
gdzie moje myśli uciekają.
-
El, wszystko ok? Coś cię boli, jak się czujesz?
-
To była Amanda, Damon- popatrzyłam na niego.- Ona zabiła moich
rodziców, zanim mi skręciła kark. Szukała przekąski, mój tata
nie wyhamował... Gdyby nie ona...
-
Ciii. Chodź, nie myśl o tym, pozwól sobie być smutną przez
chwilę.
Wziął
mnie na ręce i wspiął się po schodach. Obserwowałam jego piękną
twarz przez łzy, kiedy mnie niósł. Zwrócił ku mnie oczy i nie
spuszczając ze mnie wzroku położył na łóżku.
-
Chcesz kąpieli, czy idziesz pod prysznic?
-
Prysznic... ale tylko wtedy, jeśli pójdziesz ze mną.
Jego
oczy w końcu zaświeciły znajomym blaskiem. Podał mi dłoń, którą
przyjęłam.
Przeszliśmy
do łazienki i zamknęliśmy za nami drzwi. Spojrzałam na swoją
koszulkę ubrudzoną krwią Amandy i błyskawicznie ją zdjęłam ze
złością. Gdybym tylko mogła ją zabić drugi raz...
Przypomniałam
sobie o rodzicach i łzy nieproszone ponownie pojawiły się w moich
oczach. Damon uniósł moją brodę, nakazując tym samym spojrzeć
mu w oczy, którymi zadawał nieme pytanie. Kiwnęłam głową i
zrzuciłam mu z ramion kurtkę, by następnie pozbyć się jego
koszulki, która nawiasem mówiąc, również była brudna od krwi.
Przesunęłam dłonią w dół po jego ramieniu, przez dłoń, aż do
zapięcia spodni. Równocześnie Damon rozpiął haftki mojego
biustonosza i rzucił go na bok, wciąż mnie bacznie obserwując.
W
naszych działaniach nie było czysto seksualnego napięcia. Akt
rozebrania drugiej osoby pokazywał nasze zaufanie oraz w pewien
sposób opiekę. W jego dotyku mogłam wyczuć adorację, wręcz
celebrację tej chwili, ale i strach, jakbym zaraz miała się
rozpaść na kawałki. Starałam się go zapewnić o autentyczności
tej chwili dzięki zmysłom. Nigdzie się nie wybierałam, miałam
zamiar zostać przy nim, tak długo, jak tylko mi na to pozwoli.
Pozbyliśmy
się moich spodni, bielizny i weszliśmy pod prysznic, ustawiając
uprzednio ciepłą wodę, prawie gorącą.
Mimo
nagości, patrzyliśmy sobie w oczy, ignorując wodę z deszczownicy,
która spływała po naszych głowach i ciałach.
-
Bałem się, że cię straciłem- wyznał, opierając się swoim
czołem o moje. Objęłam go i wtuliłam twarz w jego pierś.
-
Nie straciłeś i nigdy nie stracisz- pojawiła się gula w moim
gardle. Próbowałam ją przełknąć, ale efekt był przeciwny do
zamierzonego. Łzy zmieszały się z wodą prysznicową i razem
spływały po torsie Damona. Ten tylko głaskał mnie uspokajająco
po włosach, dając mi płakać tak długo jak tylko chciałam.
Cud, miód, malina ♥ Czekałam na tę scenę i była! /Em
OdpowiedzUsuń