piątek, 29 marca 2013

23. New start

Wiem, wiem... ale co poradzę?? Nie piszę jak nie mam weny, po prostu wtedy to nie ma sensu. Mam nadzieję, że długość wam to trochę wynagrodzi :) A tak w ogóle, to rozdział chciałabym zadedykować Damonce. Dzięki, kochana za dodanie mi powera swoim komentarzem ;) Zapraszam:


- Elizabeth, cóż za tempo...- powiedziała Jenna patrząc jak pochłaniam jogurt z musli.
- Normalne- odparłam z pełną buzią. Pochyliłam się bardziej nad blatem, żeby jogurt mi nie pobrudził sukienki.
- Właśnie widzę... a dla kogo założyłaś dzisiaj sukienkę?- spytała nie patrząc na mnie i dopijając poranną kawę. Przełknęłam i popatrzyłam na nią chwilę, złożyła gazetę na pół i przypatrzyła mi się.
- Znam go?
Przewróciłam oczami i wyrzuciłam opakowanie do kosza. Spojrzałam na zegarek... miałam jeszcze trochę czasu.
- Pamiętaj o jutrzejszej kolacji...
Zatrzymałam się w pół drogi i zrobiłam krok do tyłu, żeby posłać Jennie zdziwione spojrzenie.
- Kolacji...
- Nie słuchałaś, prawda? To ważny dla mnie klient...
- Którego zapraszasz do domu... Jenna, Jenna...
Rzuciła we mnie gazetą, przed którą w ostatniej chwili się uchyliłam. Wbiegłam szybko po schodach prawie wpadając na Jeremiego.
- Hej, Kubica, zwolnij...
- Przepraszam- zawołałam za sobą, byłam już bowiem w łazience i nakładałam pastę na szczoteczkę. W odbiciu lustrzanym pojawił się Jeremy.
- Spokojnie, mamy jeszcze pół godziny...
- Może ty masz, ale ja nie...- bąknęłam z buzią wypełnioną pianą i po raz kolejny dzisiaj przewróciłam oczami.
Chłopak westchnął.
- Moje okna wychodzą na podjazd...
Wyplułam zawartość jamy ustnej. Wiedziałam o co mu chodzi.
- I...?
- I widziałem, jak Damon Cię wczoraj odwiózł do domu... Wiem, że to nie moja sprawa, ale czemu znowu z nim jesteś? Tyle Ci sprawił przykrości...
- Masz rację, to nie twoja sprawa, to po pierwsze, a po drugie- nie jestem z nim, nie do końca... mamy swój układ...- przypudrowałam odrobinę twarz, żeby się nie świecić. Nagle usłyszałam klakson. Jak oparzona rzuciłam się do drzwi. Chwyciłam torbę, zbiegłam po schodach i ubrałam buty za kostkę.
- El, czy to jest...?
- Tak!
- Pamiętaj, że mnie dzisiaj podrzucasz do szpitala!- zawołał Jeremy wychylając się przez obręcz u szczytu schodów.
- Pamiętam o wszystkim! Pa!- wybiegłam z domu, ale zaraz uświadomiłam sobie jak niedojrzałe to musi być i zwolniłam. Słońce wyszło zza chmur, a jego promienie bezczelnie mi świeciły prosto w twarz! Ja jednak wytrwale zmierzałam ku Damonowi, który właśnie wyszedł z auta. Patrzyłam jak obchodzi auto i otwiera drzwi z mojej strony, zabójczo się przy tym uśmiechając. Przez zwykłe przyzwyczajenie popatrzyłam w co był dzisiaj ubrany. Szara koszulka z dekoltem w serek i jeansy... koszulka podkreślała jego mięśnie, a spodnie... tyłek. Wyglądał bardzo apetycznie, wręcz do schrupania. Nie wiedziałam co mam zrobić, pocałować go? Przytulić? Powiedzieć tylko „cześć”? Po minie Damona poznałam, że on też się dziwnie poczuł, dlatego wyszłam z tego najlepiej jak chyba tylko można było.
- Hej...
- Cześć...- stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek. Uśmiechnął się, więc uniknęliśmy niezręcznej sytuacji.
- Pięknie dziś wyglądasz...
- Dziękuję, ty też dzisiaj wyglądasz całkiem, całkiem...
- Tylko całkiem, całkiem...?- spytał przybliżając się do mnie, szybko wsiadłam do samochodu.
- Umawialiśmy się, dotrzymuj obietnicy...
Damon westchnął, zamknął drzwi i zasiadł za kółkiem.
- Dobrze, więc jak Ci się spało?
- Ach, byłam taka zmęczona i do tego ten alkohol, że wystarczyło, żebym dotknęła głową poduszki i już spałam... a ty?
- A ja... poszedłem późno spać... i wstałem dosyć wcześnie... ogólnie nie spałem dużo...
- Coś się dzieje?
Damon wzruszył ramionami i ruszył.
- Martwi mnie trochę ta sprawa z Klausem, wiesz? Do tego jeszcze to włamanie do Caroline... Katherine- popatrzył na mnie kątem oka, siedziałam bokiem do kierunku jazdy patrząc na niego. Weryfikowałam każdy jego najdrobniejszy gest. Nie wiedziałam czy mówi prawdę, czy coś przede mną ukrywa.
- Damon, wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? Prawda?
Skinął głową nie odwracając wzroku z jezdni. Westchnęłam głośno, bo co miałam zrobić? Nie zmuszę go do niczego.
- A gdzie dzisiaj jedziemy?- nie umiałam ukryć podekscytowania w głosie.
- Nie możesz się doczekać, co?
Potrząsnęłam głową.
- To gdzie mnie dzisiaj zabierasz?
- Do Roanoke, więcej Ci nie powiem... nie patrz tak na mnie, jak Ci powiem to nie będzie niespodzianki.
Powstrzymałam się od przewrócenia oczami.
- Chcę się dzisiaj zapisać na Creative Writing... Pani Garner mnie poprosiła o moje prace z wcześniejszych lat... nie mogę się doczekać.
- To powiedz mi potem jak poszło, ok?
- Jasne...
Podjechaliśmy pod szkołę, nie było prawie żadnych samochodów, Damon wyczuł, że coś jest nie tak.
- Co tu tak pusto? Nie ma dzisiaj lekcji?Na którą masz?
- Chciałam z tobą trochę pogadać... do lekcji mam jeszcze... 40 minut?
Damon otworzył buzię ze zdziwienia. Wiedziałam, że tak zareaguje, po prostu wiedziałam.
- Och, nie patrz tak na mnie, nie bądź na mnie zły...
- El, ja nie potrafię być na ciebie zły- dotknął mojego policzka i od razu mi się zrobiło cieplej. Wiedziałam, że zaraz zerwę naszą umowę i go pocałuję, więc się lekko odsunęłam. Wampir westchnął zabierając rękę.
- Dobra, zrozumiałem. Mogę Ci zadać pytanie?
Kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam.
- Pytanie, które mnie męczy, można powiedzieć, odkąd cię tylko znam- ilu miałaś chłopaków przede mną i jak daleko się z nimi posunęłaś?
Przewróciłam oczami, nie mogłam się powstrzymać.
- No wiesz, ale pytanie. Ale dobra, odpowiedź brzmi, ani jednego, co oznacza, że...- wzięłam głęboki wdech, trudno się mówiło o takich rzeczach bezpośrednio- że to z Tobą się całowałam po raz pierwszy.
Odważyłam się podnieść głowę, byłam strasznie ciekawa jego reakcji.
Patrzył na mnie ze zdziwieniem i oddychał przez lekko otwarte usta. Wyglądał, jakby zaraz miał się szeroko uśmiechnąć, jakby to co usłyszał, było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Spojrzał na moje usta, a potem w oczy.
- Ja... trudno mi w to uwierzyć, El... ty masz 18 lat! Jak tyś to zrobiła?
- Po prostu nie spotkałam wcześniej żadnego dobrego kandydata...
- Ja tym bardziej nie jestem dobrym kandydatem.
Wzruszyłam ramionami.
- Wybacz, stało się, nie prosiłam Cię, żebyś mnie porywał nad wodospad.
- Żałujesz... ?
Popatrzyłam na niego jakby był przybyszem z innej planety.
- Nie, skąd ten pomysł?
Uśmiechnęłam się próbując pochwycić jego spojrzenie. On nie odwzajemnił uśmiechu, westchnął tylko głośno.
- Elizabeth, muszę Ci o czymś powiedzieć...
- Proszę, nie mów tak, to mnie przeraża...
Damon wyjrzał przez okno, na parking podjechało kilka aut.
- Czytałem wczoraj dziennik Gilberta.
- To dlatego nie potrafiłeś spać?
- Między innymi...- widziałam, że to co ma mi do powiedzenia, jest dla niego nadzwyczaj trudne, więc postanowiłam dodać mu otuchy poprzez złapanie go za rękę. Podniósł na mnie wzrok i cofnął dłoń.
- Hej, co jest? To aż tak straszne?
- Gdybyś wiedziała jak...- głos mu odmówił posłuszeństwa, zamilkł.
Nagle ktoś zapukał w szybę z mojej strony. Caroline...
Uchyliłam okno.
- Hej. Pomyślałam, że mogłabym jeszcze z tobą porozmawiać przed lekcjami... Cześć Damon.
- Cześć...
- Jasne, poczekasz na mnie przed szkołą?
- Ok.
Blondynka odeszła, a ja odwróciłam się w stronę wampira.
- Wyjdź z samochodu, przyda Ci się świeże powietrze.
O dziwo, posłuchał mnie. Obeszłam samochód i przyparłam Damona swoim ciałem do samochodu. Położyłam dłonie na jego biodrach i spojrzałam mu w oczy.
- A teraz mi powiedz, czemu boisz się mnie dotknąć? Jestem na coś chora? Mam na czole napisane: „Przyciągam nieszczęścia”?
- Ja chyba byłem pierwszym nieszczęściem, reszta to reakcja łańcuchowa...
- Co takiego przeczytałeś, że przeszkadza Ci to, czym jesteś?
- Urodziłaś się z genem łowcy- powiedział szybko, patrząc mi w oczy. Mimo, iż te płonęły gniewem, widziałam, że czaił się w nich smutek.
- Że co, proszę?- dopiero teraz dotarło do mnie co on powiedział. Gen łowcy? Zaszła jakaś mutacja w moim DNA?!
- Jesteś urodzonym łowcą, obecność istot nadprzyrodzonych potęguje ten gen, jednym z objawów jest coś podobnego do rozdwojenia jaźni...- wtedy w barze, w wieczór, kiedy się poznaliśmy... O mój Boże...- jesteś silniejsza nie tylko fizycznie, ale i psychicznie- moment po zmartwychwstaniu, po zabiciu przez Amandę...- oraz co w twoim przypadku pasuje idealnie, wysoka odporność na środki odurzające, w tym alkohol...
- To... chyba nie jest takie złe, nie?
- Elizabeth, kiedy masz objawy,to już jest źle. Gilbert opisał w swoim pamiętniku legendę, która była powszechna wśród rodowitych łowców. Są dwa rodzaje łowców: z rodowodem i bez. Ci pierwsi są silniejsi, szybsi, mają lepszy refleks, potrafią dłużej wytrzymać bez snu, jedzenia i picia, Ci drudzy nie mają żadnych „ulepszeń”, jednak obydwoje polują na potwory.
- Potwory? Wampiry, wilkołaki...?
- Nie tylko, są jeszcze demony, mściwe duchy... nie będę Ci ich wszystkich wymieniał, wszystkie są wymienione i opisane w jego dzienniku. Mniejsza o nie. Legenda głosi, że każdy łowca, ten z dodatkowym chromosomem łowcy, zaczyna swoją „karierę” po zabiciu potwora, który jest najbliżej niego, a dokładniej: „najbliżej jego serca”... nie wiadomo kiedy to przychodzi, chęć zabicia może przyjść w każdej chwili, podczas snu, jedzenia, zmywania naczyń...
- Boisz się, że w pewnym momencie wyciągnę kołek i ci go wsadzę prosto w serce? Daj spokój, obezwładniłbyś mnie w sekundę...
Spojrzał na mnie nieufnie.
- Daj spokój... Powiedz, ile razy odkąd się znamy Cię zraniłam?
Westchnął i pocałował mnie w czoło.
- Ani razu, po prostu...
- Martwisz się...- dokończyłam za niego.- Czyżby to było coś nowego dla pana, panie Salvatore?
Uśmiechnął się rozbrajająco.
- Uwielbiam jak się do mnie zwracasz per „panie Salvatore”...
- Hej, El!- usłyszałam z drugiego końca parkingu. Odwróciłam się i zobaczyłam Bonnie machającą w moim kierunku. Odmachałam przyjaciółce i uśmiechnęłam się do niej. Spojrzałam ponownie na Damona i złamałam swoją zasadę. Pocałowałam go dając się ponieść emocjom. Kiedy poczułam, że już za bardzo się wczuliśmy w pocałunek odsunęłam się od niego delikatnie.
- Muszę iść, pogadać jeszcze z dziewczynami przed lekcjami, spotkać się z panią Garner i tak dalej... Przestań o tym myśleć, bo się tylko niepotrzebnie zadręczasz... nikogo nie zabiję...- ktoś zagwizdał i instynktownie się odwróciłam. David i Tyler stali z dziewczynami przy wejściu i na mnie machali.- Widzisz? Oni nawet przez sekundę nie dadzą mi o tym pomyśleć...
- Miłej zabawy. Przyjadę po Ciebie po lekcjach, ok?
- Jasne. Pa- pocałowałam go w czubek nosa i ruszyłam w stronę przyjaciół. Byłam do niego tyłem, mogłam zdjąć uśmiechniętą maskę. Nie chciałam go martwić, był już wystarczająco zdenerwowany... Widząc z daleka zadowolone twarze ponownie przybrałam zadowoloną twarz. Pozostawało pytanie jak długo tak jeszcze wytrzymam?
- Heej, El.
- Heej, Ty. Czemu się tak szczerzysz?
- Bo nasza wspaniała Caroline, wpadła na wspaniały pomysł...
- Od razu mówię, że nie idę na wagary...- zaprzeczyłam, na co Bonnie tylko westchnęła i położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie wagary. Coś legalnego, dzięki czemu możemy się obijać- blondynka zaklaskała w dłonie.- Jutro jest bal a'la lata 60.- kontynuowała brunetka uśmiechając się przy tym szeroko- a, że sala gimnastyczna dzisiaj będzie wolna, ponieważ jest ładna pogoda i wf będzie dzisiaj na dworze, to możemy za pozwoleniem dyrektora zwolnić się z lekcji i pomóc w dekorowaniu sali... Co ty na to?
Wszyscy patrzyli na mnie i moją reakcję. Co powie El? Co zrobi? Jak postąpi? Okaże się być fajna? Czy może jest frajerką? Moja asertywność zawsze pozostawiała wiele do życzenia, jednak tym razem miałam zamiar zrobić krok milowy i się przełamać.
- Wiecie... muszę iść na angielski... obiecałam pani Garner, że dam jej moje prace, a poza tym Quito pewnie dzisiaj odda testy, a chciałabym zobaczyć co zrobiłam źle, więc... ja dzisiaj odpadam...
- A po lekcjach?
- Nie mogę... Obiecałam Jeremiemu, że zawiozę go dzisiaj do szpitala... Muszę iść... Pa.
Szybko wyminęłam wszystkich, nie chciałam usłyszeć żadnego komentarza, żadnej uwagi. Podeszłam do swojej szafki i wykręciłam kod. Wzięłam segregator i książkę z angielskiego. Zamknęłam szafkę i obok mnie zmaterializowała się nagle Kimberly Evans. Podskoczyłam, upuszczając książkę. Na twarzy blondynki malowała się satysfakcja.
- Cześć, Gilbert...
Podniosłam podręcznik i spojrzałam na dziewczynę z wyższością. Wciąż pamiętałam jak wpychała Damonowi język do gardła, on też nie był bez winy, ale jednak.
- Cześć...
- Widziałam jak stałaś przed szkołą z Damonem... świetnie całuje, prawda?
Zacisnęłam zęby. Nigdy nie korciło mnie tak bardzo jak teraz, żeby ją uderzyć.
- Masz jakiś interes do mnie, Kimberly?
Przestała się uśmiechać i przybliżyła się do mnie, odruchowo się wycofałam.
- Zabrałaś mi chłopaka, miałam go na oku zanim się zjawiłaś w Mystic Falls. Byłam pierwsza...-syknęła. Wyglądała żałośnie, kiedy się złościła. Wyprostowała się i lekko wygięła usta w głupim uśmieszku.
- Zniszczę Cię, jeśli nie odpuścisz...
Zaśmiałam się krótko i teraz to ja zrobiłam krok w przód.
- Żal mi Cię... Musisz być bardzo zdesperowana, co jest? Cała drużyna szkolna już się na tobie poznała? Szukasz kolejnych frajerów? Znajdź innego...
- Pożałujesz tych słów- warknęła i mnie wyminęła trącając mnie ramieniem. Pokręciłam głową na jej zachowanie. Obejrzałam się jeszcze raz za blondi i uśmiechnęłam się. Już ja jej pokażę gdzie raki zimują. Idąc w stronę klasy języka angielskiego zaczęłam szukać w torbie moich prac z zeszłego roku. W sali siedziało już kilka osób żywo rozmawiając.
- Dzień dobry, pani Garner...
- Elizabeth, dzień dobry, masz dla mnie...
- Tak, oczywiście.- Podałam jej mały plik kartek, który nauczycielka przejrzała i z aprobatą przyjrzała się dużej, czerwonej literze „A”.
- Na kolejnej przerwie mam okienko, przeczytam to...
Skinęłam głową i usiadłam w przedostatniej ławce od okna. Wyjęłam telefon z bocznej kieszonki torby, dostałam sms-a od Damona.
Nie mogę przestać myśleć o twojej „przypadłości”... co może zamiast tego zaprzątnąć moje myśli...?”
Uśmiechnęłam się. On jest niemożliwy... Utwórz nową wiadomość.
Jest mała lista takich rzeczy... nie będę świntuszyła w SMS-ie i tak już dzisiaj nagięłam zasady :P. P.S. Ciesz się, że moja „przypadłość” nie jest przenoszona drogą płciową...”
Zastanawiałam się nad tym ostatnim zdaniem, ale wysłałam to. Nie musiałam długo czekać na reakcję.
Wiesz co to sex-telefon?  P.S. Całe szczęście...”
Nie mogłam się nie uśmiechnąć jeszcze szerzej.
Jak pan tak może... panie Salvatore...ale wiem co to takiego... P.S. Rozumiem, że twój humor uległ poprawie...”
Wyślij. Do sali wszedł ktoś na wysokich obcasach. Zgaduję kto to... Kimberly Evans we własnej osobie wkroczyła do pomieszczenia i z niechęcią wymalowaną na twarzy usiadła w drugiej ławce od przodu od strony drzwi. Za nią usiadły dwie przyjaciółeczki, zupełnie jak w amerykańskim filmie o hierarchii nastolatków w szkole. Spojrzałam ponownie na wyświetlacz komórki, cały żar ze mnie wyparował.
Panno Gilbert, mówiłem już coś na ten temat. W tej chwili się czuję jak głodny pies przywiązany do budy, a mój łańcuch jest zbyt krótki, żeby dosięgnąć jedzenia. P.S. Znacznie, od kiedy panienka mnie pocałowała...”
Zadzwonił dzwonek i drzwi klasy się zamknęły.
Nie mogę teraz pisać, mam angielski..."
- Witajcie moi drodzy. Na początek chciałam wam przypomnieć, że w poniedziałek za tydzień rusza Creative Writing, dlatego kto chętny niech podniesie rękę.
Podniosłam ją i kilka innych osób, wśród których była ta małpa.
- Kim?- spytała zdziwiona nauczycielka. Wszyscy popatrzyli na uczennicę. Po chwili ciszy z lekko zdziwioną miną, pani Garner wpisała ją na listę i wszystkich pozostałych. Popatrzyłam na Evans, a ona na mnie i uśmiechnęła się złośliwie. Coś knuła, byłam tylko ciekawa co...
- Jak co roku jest konkurs międzystanowy, ktoś byłby zainteresowany?
Teraz podniosło rękę mniej osób, w tym ja i Kim.
- Kimberly, nie przestajesz mnie zaskakiwać, założyłaś się z kimś o coś?
- Postanowiłam być aktywniejsza w szkole...
Kilka osób parsknęło śmiechem, najwyraźniej nie była powszechnie uważana za kujona.
- Spokój... Cieszę się...
Blondynka puściła do mnie oczko. Zacisnęłam mocniej kciuk na ołówku, który trzymałam i ten- trach! Złamał się w pół.
- Nieźle- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się do chłopaka, który bodajże miał na imię Bill i miał na sobie bluzę szkolnej drużyny futbolowej.
- Dzięki- mruknęłam i odwróciłam się. Nie było mi dane skupić się jednak na lekcji, bo ktoś, pewnie znowu Bill, rzucił karteczkę na moją ławkę. Wzięłam głęboki wdech i ją rozwinęłam.
Z kim idziesz na imprezę lat 60.?”
Na pewno nie z Tobą. Nie napisałam tego, a chciałam... Czyżby nie widział mnie jeszcze z Damonem?
Z chłopakiem.”
Położyłam kartkę na jego ławce, sięgając tylko ręką.
- Z Salvatorem?- spytał cicho, na co ja skinęłam głową. Damon, co prawda jeszcze o tym nie wiedział, ale jak go poproszę to z pewnością pójdzie. Bill już mnie nie zaczepiał, Kimberly się nie odwracała, miałam święty spokój i jedyne co mnie teraz obchodziło to monotonny głos nauczycielki.

Idąc na biologię musiałam wstąpić do toalety. Miałam już do niej skręcić, kiedy usłyszałam rozmowę Kimberly z jakimś chłopakiem.
- ...powiedziała?
- Że ma już towarzystwo. Tego Salvatore.
- On tam będzie, czyli?
- No raczej tak. Dowiedziałem się, teraz moje wynagrodzenie.
- Przyjedź po mnie jutro o 17... nie spóźnij się- warknęła.
Wycofałam się i zawróciłam kierując się okrężną drogą do sali biologii.
Dlatego się mnie pytał z kim idę... Kimberly chciała wiedzieć, czy Damon też tam będzie. Co za suka. Odwróciłam się. Po tej dwójce nie było ani śladu.
***
Katherine stała nad zwłokami mężczyzny i uporczywie wpatrywała się w jego twarz. Czekała na jakiekolwiek oznaki życia. Może dała mu za mało krwi, aby obudził się jako wampir? Przewróciła oczami i podeszła do małej lodówki, stojącej w rogu niby kuchni. Niby kuchni, ponieważ nic w niej oprócz lodówki i starej, zniszczonej, nienadającej się już do użytku kuchenki nie przypominało kuchni. Kafelki, które kiedyś były białe, teraz porosły grzybem i pleśnią, ściany nie były już dawno odmalowywane, bo każdemu było żal pieniędzy na taką melinę, tym bardziej, że tynk się już sypał z sufitu. Ale lodówka chłodziła, a to był jedyny wymóg wampirzycy.
Rozerwała woreczek krwi i wypiła całą jego zawartość. Nagle kątem oka wychwyciła ruch. Budził się.
- W końcu- mruknęła Katherine i kiedy tylko mężczyzna się przebudził ta dała mu pod nos nowy woreczek krwi. Brad, bo tak miał na imię, nieświadomy tego, że dzięki temu przemiana się dokonała, zapragnął więcej.
- Chcę jeszcze...
- Najpierw coś dla mnie zrobisz.
- Czemu miałbym coś dla Ciebie robić? Zabiłaś mnie!- dopiero teraz to do niego trafiło.- Nie żyję... ja nie żyję... Moja narzeczona...
- Potem się będziesz mazał, teraz masz zrobić to co Ci każę, bo Cię zabiję i nigdy nie zobaczysz swojej ukochanej.
Nowonarodzony powoli zaczął kiwać głową, musiał przecież zobaczyć się z Moną, chociażby po to, żeby się z nią pożegnać.
- Co chcesz, żebym zrobił?
Wampirzyca się uśmiechnęła. Tak łatwo można było nimi wszystkimi manipulować, wystarczyło narazić kogoś ukochanego na niebezpieczeństwo... Żałosne.
- Musisz zabić jego- panna Pierce pokazała mu na telefonie zdjęcie czarnoskórego, potężnie zbudowanego mężczyzny. Brad spojrzał na kobietę przerażony.
- Zabić? Jego? Niby jak? Waży dobre sto kilo!
- Jesteś teraz wampirem, jesteś silny i szybki. Dopadnij go jak będzie sam i najlepiej nie daj się zabić.
- Jak mam go...?
- Wyrwij mu serce, idioto! Nie gryź go, bo pewnie będzie miał werbenę w organizmie. I przynieś mi jego głowę na dowód, że wykonałeś zadanie, a pozwolę Ci odejść.- kłamała, jak zawsze. Zrobi to, czy też nie i tak go zgładzi...
Lekko wstrząśnięty blondyn skinął głową i zaczął iść do wyjścia.
- Ej, masz 48 godzin, każda godzina spóźnienia i ktoś ginie, twoja ukochana, rodzeństwo, rodzice, przyjaciele, a na samym końcu ty, więc radzę Ci się pośpieszyć...
Zniknął.
Jacy oni wszyscy są naiwni- pomyślała Katherine i przeszedł ją nagły dreszcz na myśl o Klausie. Uciekam przed nim pięćset lat, mam już tego dosyć, zakończę tą bajkę po mojemu... Nie będzie już nikogo, kto mi Go odbierze... Nikt nie stanie między nami. Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtej żarliwej, pełnej namiętności nocy. Pożądała go nawet mocniej niż śmierci Klausa, co było prawie niemożliwe.
Wampirzyca chwilę później wyszła z budynku i skierowała się w stronę domu Salvatore'ów. Nie miała daleko, specjalnie usytuowała się w miejscu, gdzie ma taką samą odległość do Salvatore'ów i do Gilbertów, a jak największą do Klausa. Po 5 minutach stała już od tylnej strony domu i patrzyła na dwa samochody. Czarne, lśniące Porsche Panamera i czerwone, błyszczące Audi. Spuszczę im olej, może coś jeszcze i już nie pojadą na żadną głupią wycieczkę. Romantyzmu wam się zachciało? To bądźcie romantyczni w tym wygwizdowie!
Brunetka jednak nie miała ochoty się brudzić takimi rzeczami jak olej, ani się kłaść nigdzie. Zaczepiła jakiegoś faceta na ulicy i zahipnotyzowała go, żeby wykonał za nią całą brudną robotę.
- Dziękuję- dygnęła i się uśmiechnęła słodko- zapomnij o całym zdarzeniu i idź w pokoju- zakpiła idąc w przeciwną stronę, cicho nucąc pod nosem „November Rain”.
***
Damon spojrzał na zegarek, powinien już się zbierać. Założył kurtkę i chwycił kluczyki od samochodu. Gwiżdżąc „Dead Or Alive” wsiadł do samochodu i włożył kluczyk do stacyjki. Przypadek sprawił, że w radiu właśnie leciała ów piosenka. Brunet uśmiechnął się i silnik zawarczał niczym polująca pantera. Ruszył z piskiem opon, ale dużo nie przejechał, może pięćdziesiąt metrów, auto stanęło. Mężczyzna próbował odpalić samochód jeszcze raz, ale nic się nie działo. Po trzeciej próbie Damon wysiadł z auta i rozejrzał się dookoła. Miał to szczęście, że nikogo nie było, musiało by to wywołać nie lada sensację: Zwykły mężczyzna chwyta samochód za zderzak i ciągnie je na pobocze, pierwsze strony gazet są jego. Kiedy pojazd stał już bezpiecznie z boku Damon przyjrzał mu się. Silnik dymił...
- Cholera jasna! Silnik się zatarł!
Miał ochotę kląć nie tylko na tego, kto to zrobił, ale też na siebie, że nie zwrócił uwagi na lampkę kontrolną.
- Muszę nowy silnik kupić...- mruczał pod nosem- czemu ktoś mi unieruchomił samochód...
Nagle kątem oka mignęła mu postać Elizabeth, kiedy się odwrócił nikogo nie było. Podświadomie jednak podejrzewał o to Katherine.
- Suka- syknął Damon i wyjął komórkę, by zadzwonić do mechanika, żeby zgarnęli auto. Kilkanaście tysięcy pójdzie na silnik!
Wampir wrócił do domu i obejrzał auto Stefana, oleju nie ma, rozrusznik zepsuty... Bóg wie co jeszcze ona tu wykombinowała. Po telefonie do serwisu, by zabrali oba auta do naprawy, Damon zadzwonił do Stefana.
W tym samym czasie młodszy Salvatore i Elizabeth szli powoli na parking. Telefon chłopaka zadzwonił.
- Cześć, co tam?
- Jest tam gdzieś El?
- No...
- Daj mnie na głośnomówiący- zażądał Damon, co z niepokojem Stefan uczynił.
- No już.
- Hej, El...
- Hej, czy coś się stało?- spytała dziewczyna, wpatrując się w komórkę.
- Stało się, Stefan, nasze samochody jadą za chwilę do mechanika.
Blondyn od razu napiął wszystkie mięśnie i szerzej otworzył oczy.
- Jak to? Co się stało z moim Audi?
- Z twoim Audi nic poważnego się nie stało, to ja muszę w moim kochanym porsche wymienić silnik, który zaczął się dymić!
- Nic Ci nie jest?- spytała Gilbert.
- Nie, to tylko silnik się zatarł... Czy raczej AŻ się zatarł... To sprawka Katherine... Ta suka jest mi winna kupę szmalu...
- Czemu Katherine miałaby wam psuć auta?
- A bo ja wiem? Nie chce, żebyśmy wyjeżdżali z miasta?
- Albo jest o nas zazdrosna- rzuciła Elizabeth. Stefan na nią spojrzał, a w słuchawce zapanowała cisza- Akurat dzisiaj, kiedy jedziemy poza miasto, ona się bawi w mechanika, znając życie, moje auto też unieruchomiła... wredna, parszywa baba.
- Zaraz będę pod szkołą...- rozłączył się.
Stefan i El czekali na Damona.
Elizabeth się rozejrzała i zauważyła Kimberly, która wpatrywała się w nią z nienawiścią.
- Co z nią nie tak?- spytał wampir, na co dziewczyna westchnęła i wzruszyła ramionami nie odrywając wzroku od swojej rywalki.
- Dzisiaj rano mnie zaczepiła i walnęła monolog, że ona była pierwsza, że interesowała się Damonem szybciej, niż ja w ogóle przyjechałam do Mystic Falls...
- Tak Ci powiedziała?
- Mhm... A na wf-ie tak od niej dostałam piłką w głowę, że przez chwilę nie wiedziałam jak się nazywam. Ale nic mu nie mów...
Ruszyli naprzeciw niego. El nie mogła się już doczekać, aż utonie w jego ramionach, wręcz już je czuła, zaciskające się wokół niej... Ostatnie pięć metrów podbiegła.
- Cześć...- szepnęła, wtulając się w jego pierś. Tego potrzebowała od kiedy tylko rano ją opuścił. Była od niego całkowicie uzależniona.
- Cześć, jak dzień?
- Tak samo udany, jak twój...
- Aż tak?
- Bardziej- odpowiedziała i podniosła głowę.
- Ale jeszcze dzisiaj rano miałaś dobry humor, prawda?
-Tak.
Pochylił się i ją pocałował. Kolana jej zmiękły.
- A rano byłaś taka pewna swoich zasad.
- Zdarza się.
- Co z moim autem?- przerwał im Stefan.
Damon zaczął mówić jak wygląda sprawa i zaczęli powoli iść w stronę domu. Evans wszystko widziała i kipiała z zazdrości, ale ostatkami dumy udawała, że ją to nic nie obchodzi. Co innego jej przyjaciółki, które nie wiedziały, że ich „mentorka” je słyszy.
- Widziałaś jak ją pocałował?
- A widziałaś jak się nogi pod nią ugięły? Musi genialnie całować...
- Na pewno... i bardzo się kochają... widać to z kilometra, a Bery nic na to nie poradzi... Bidulka...
- Zamknij się, Mona! Pilnuj lepiej swojego chłopaka, bo na moje oko to właśnie wyjął rękę spod spódniczki Lany- zaśmiała się Kimberly i rzuciła ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie Gilbert.
***
- Trzeba wymyślić plan awaryjny.
- Plan awaryjny?
- Tak, nie wyjedziemy poza Mystic Falls, więc proponuję, żebyśmy razem coś przygotowali na kolację i moglibyśmy coś potem porobić...- poruszył sugestywnie brwiami, no co ja się zaśmiałam.
- Bardzo podoba mi się ten plan B. Z tym, że ten końcowy punkt...
- Jest dopełnieniem całej randki.
- Damon, nie wskoczę ci do łóżka na pierwszej randce, za kogo ty mnie masz?- zapytałam z udawanym oburzeniem.
- Nie zostaniesz u mnie na noc?
- Tego nie powiedziałam, mówię tylko, że nie masz na co liczyć
Weszliśmy do sklepu. Tego samego, w którym podczas robienia zakupów się przed nim schowałam. Najwidoczniej obydwoje o tym pomyśleliśmy, bo spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
- Nawet nie wiesz jak śmiesznie wyglądałaś udając, że czegoś szukasz na dolnych półkach...
Prychnęłam i pokazałam mu język. Przez moment powróciło do mnie widmo Katherine, ale zaraz odegnałam złe myśli. Przecież postanowiłam wybaczyć Damonowi, nikt nie wiedział jeszcze wtedy o Katherine... 
- Dobra, co chcesz na kolację?
Zastanawiałam się chwilę.
- Skoro masz włoskie korzenie... to może kuchnia włoska?
- Znakomicie, a co dokładnie?
- Może Spaghetti?
- A na deser?- spytał, wybierając makaron.
- Umiesz robić Tiramisu?!
-Takie pytanie nawet nie zasługuje na moją odpowiedź.
Przewróciłam oczami, ale posłusznie szłam za nim, patrząc jak wrzuca kolejne produkty do koszyka.- A na koniec lampka Chianti- pokazał mi butelkę wina.- Co o tym sądzisz?
- Sądzę, że Katherine, może się wypchać-  poszliśmy między półki po resztę rzeczy.

Przyszliśmy do Salvatore'ów i nagle przypomniało mi się, że miałam zawieźć Jeremiego do szpitala.
- Jezu! Zapomniałam o Jerym!
- Spokojnie, poproś Jennę, żeby go zawiozła, bo tobie się popsuł samochód...
- Masz rację...- wysłałam smsa do Jenny i do Jeremiego z przeprosinami i wyjaśnieniami. Było mi teraz głupio, że zapomniałam, ale jak tylko zobaczyłam Damona biorącego się za gotowanie, zapominałam o mojej wpadce.
Podeszłam do odtwarzacza i zaczęłam przeglądać płyty.
- Czego szukasz?- uklęknął obok mnie.
- Nie wiem... skoro już mamy dzisiaj taki włoski wieczór...
- Luciano Pavarotti, będzie dobry. On jest zawsze dobry.
- Nieśmiertelny- włożyłam płytę i spojrzałam na tył opakowania, od razu się uśmiechnęłam. 'O Sole Mio"
Orkiestra rozbrzmiała w całym domu i już się nie mogłam doczekać, aż usłyszę wokal.
Przeszły mnie dreszcze i spojrzałam na Damona, który śpiewał to pod nosem.
- Che bella cosa e’ na jurnata’e'sole, n’aria serena doppo na tempesta...- wstał i dalej nucąc wrócił do gotowania. Podniosłam się i wbiegłam do kuchni, następnie siadając na blacie. Damon krzątał się, a ja siedziałam wymacując nogami. Zapytałam, czy mu pomóc, ale on powiedział, że da sobie radę.
- I tak bym Ci tylko przeszkadzała, musisz wiedzieć, że jestem beznadziejną kucharką. Za to ty wyglądasz, jakbyś się czuł jak ryba w wodzie.Wszyscy włosi mają gotowanie we krwi?
Damon się uśmiechnął do mnie i otworzył czerwone wino.
- To płynie z serca... Dziadek zwykł powtarzać: „Ten kto gotuje, musi kochać, żeby w jego potrawach była miłość.”- puścił do mnie oczko, nalał nam wina do kieliszków i zaczął przygotowywać sos.
- To dziadek nauczył Cie gotować?
- Tak, miał małą restaurację we Florencji, gdzie się urodziłem. Od najmłodszych lat spędzałem z nim mnóstwo czasu, nauczył mnie gotować odpowiednio twardy makaron do różnych potraw, robił ze mną pizzę. Ale to było dawno, smakuje wino?- zapytał, przybliżając się do mnie.
- Pyszne- głos mi się załamał. Przesunął powoli językiem po moich ustach, zwilżonych winem, patrząc mi się przy tym cały czas w oczy.
- Masz rację- szepnął i powrócił do gotowania, jakby nigdy nic.
- Specjalnie to robisz, prawda? Wciąż masz nadzieję na dzisiejszy wieczór?
- Nadzieja umiera ostatnia.
- I jest matką głupich- pokazałam mu język i ponownie uniosłam kieliszek do ust.
Nagle światło w całym domu zgasło, muzyka umilkła, a ja wypuściłam kieliszek z ręki i cała jego zawartość wylała się na moją sukienkę. Ta chwila trwała może dwie sekundy...
- Wszystko dobrze?- poczułam ramię Damona wokół mnie, w drugiej ręce trzymał pusty kieliszek.
Krzyknęłaś tak, że się porządnie przestraszyłem...
- Krzyknęłam?- zmarszczyłam brwi i spojrzałam na swoją sukienkę, którą zdobiła wielka czerwona plama.- Cholera! Co się stało z prądem? Co to było?
- Nie wiem, jeszcze nigdy się tak nie zdarzyło. Może to przeciążenie elektryczne?
- Ważne, że już wszystko działa... Daj mi sól, muszę nią zasypać plamę, pożyczę sobie jakąś twoją koszulkę, dobra?
- Ok.
Damon mi dał sól i weszłam po schodach. Na korytarzu było ciemno, więc, żeby nie potknąć się o własne nogi musiałam zapalić światło. Przesuwałam palcami po ścianie, aż w końcu na coś trafiłam. Nacisnęłam to coś, ale nic się nie stało, przeszedł mnie dreszcz. To nie był włącznik... To była dłoń! Upuściłam solniczkę. Krzyknęłam głośno, a raczej tak mi się wydawało i przed oczami stanęła mi twarz Amandy. Była cała zakrwawiona i miała tą samą sukienkę, co w dniu śmierci, a tam gdzie powinno być serce miała dziurę wielkości pięści. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nie potrafiłam się ruszyć, patrzyłam tylko jak wampirzyca podchodzi do mnie jeszcze bliżej i z upiornym uśmiechem wsadza mi rękę w brzuch. Pisnęłam, tego byłam już pewna, bo mój głos odbił mi się od każdej ściany czaszki.
- Niespodzianka- warknęła i wyrwała coś ze mnie, coś co mieściło się w jej pięści... Poczułam jak z bólu się kulę, osuwam po ścianie i zasłaniam sobie dłonią oczy, żeby już nie widzieć jej złej twarzy. Przez otwór w palcach zobaczyłam jak Damon wbiega wprost na kobietę, a ta rozsypuje się w drobny pył, nie zostawiając jednak na ziemi po sobie żadnego śladu. Było mi zimno, a jednocześnie, czułam, że jestem rozpalona. Nie potrafiłam stwierdzić co to było, to przed chwilą.
- Elizabeth Marie Gilbert!- podniosłam na niego wzrok, bałam się, czy znów nie zobaczę kolejnej przerażającej twarzy, ale to był mój Damon. Światło wciąż było wyłączone.
- Światło...- przestraszyłam się własnego głosu. Brzmiał sucho i skrzekliwie, przełknęłam ślinę i kiedy nastała jasność, zamknęłam oczy. Powoli dotknęłam swojej sukienki. Żadnej dziury, rozchyliłam powieki i spojrzałam w dół, była tam tylko plama po winie. Odetchnęłam z ulgą.
- Widziałam Amandę. Ona tu była Damon, ona mnie chciała zabić.
- Ona nie żyje, już nigdy Cię nie skrzywdzi... Spójrz na mnie- nakazał, a ja powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Lekko pokręcił głową.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził... 
Przytuliłam się do niego, tak, że moja głowa opierała się o jego podbródek, czułam Jego oddech muskający moje włosy i łaskoczący w głowę.
- Coś ty w niej widział?
- Też chciałbym wiedzieć, ustaw się w kolejce...
Uśmiechnęłam się i powoli wstałam, niepewnie rozglądając się po korytarzu. Nie ma jej, to tylko halucynacje, to tylko pieprzone halucynacje...
- Może to przez to, że jestem łowcą? Pokazałbyś mi dziennik...
- Nic Ci nie będę pokazywał. Nie dzisiaj. Choć, musimy dokończyć sos, dobry sos gotuje się trochę.
Wstał i przechylił głowę, patrząc na moją sukienkę. Podążyłam za jego wzrokiem i okazało się, że całkowicie zapomniałam o plamie na mojej sukience.
- Hmm, nie wygląda ona dobrze. Ja pójdę po nową koszulkę dla Ciebie, a ty ją zdejmij i nie zapomnij o soli...
-Wolałabym nie zostawać sama.
Brunet uśmiechnął się i mnie objął ramieniem w talii.
- Dobrze, najpierw sukienka- podniósł z ziemi solniczkę, z której wysypało się kilka ziarenek soli i poszliśmy do jego łazienki. Damon stanął za mną i rozpiął mi sukienkę, dotykając przy tym moich nagich pleców. Przebiegł mnie dreszcz od czubka głowy, aż po palce, czułam jego oddech na mojej skórze. Zamknęłam oczy i lekko odchyliłam głowę do tyłu, by mnie pocałował. Cicho jęknęłam, gdy musnął zimnymi ustami moją rozpaloną szyję, następnie włożył palce pod ramiączka i delikatnie zsunął ze mnie ubranie.
- Ja ją namoczę, a ty idź sobie wybierz którąś z moich koszulek- szepnął mi do ucha, na co ja kiwnęłam bezmyślnie głową, byłam w stanie zgodzić się teraz na wszystko.- Drzwi zostaw otwarte, to będziesz mnie widziała.
Materiał opadł na ziemię, a ja wyszłam z okręgu wykonanego z ciemnoniebieskiej materii. Damon uklęknął, żeby podnieść moją sukienkę. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana spod półprzymkniętych powiek. Nie wiedziałam jakim cudem jeszcze stoję, podczas kiedy on podnosząc się prawie dotykał nosem mojego brzucha. Nic dobrego z tego nie mogło wyjść, więc cofnęłam się i w samej bieliźnie przeszłam do jego pokoju. Otworzyłam dużą, brązową szafę i przyglądnęłam się jego garderobie.
- Mogę wziąć którą chcę?
- Mhm.
Wyciągnęłam granatowy t-shirt,jak się okazało, z dekoltem w serek. Od razu mi przypadł do gustu, więc go założyłam, sięgał mi do połowy uda. Podbiegłam do Damona i zapytałam jak wyglądam. Wampir właśnie wypłukał moją sukienkę i wycierał ręce. Przyjrzał mi się dokładnie i podszedł bliżej.
- Znacznie częściej powinnaś chodzić w moich rzeczach.
- Zgadzam się, dlatego konfiskuję ją- spojrzałam w lustro i szepnęłam pod nosem- nie mogę się doczekać miny Kimberly...
- Czyjej?
Zakryłam sobie szybko buzię
- A nie ważne.
- Ważne, mów. To ta dziewczyna, którą...?
- Tak- nie chciałam, żeby dokańczał zdanie, westchnęłam i złapałam go za rękę.- Po prostu, dzisiaj rano mnie ostrzegła, że jeżeli z Tobą nie zerwę to zacznę mieć kłopoty... łagodnie mówiąc.
Damon westchnął i pokręcił lekko głową.
- Zrobię z nią porządek...
- Nie, poradzę sobie. Chce wojny? To ją będzie miała.
Wampir się szeroko uśmiechnął.
- Będziesz o mnie walczyła z inną dziewczyną?
Prychnęłam i puściłam jego rękę udając, że się obraziłam.
- Wypchaj się i nie uśmiechaj się, staram się być na Ciebie obrażona...
Skrzyżowałam ramiona na piersi i zeszłam po schodach. Minęło może dziesięć sekund.
- No dobrze, nie umiem się na Ciebie gniewać...
- Wiedziałem- powiedział ponownie gotując sos.
- Z drugiej strony może tobie również przydałaby się jakaś konkurencja? 
- Pod postacią? 
- Bo ja wiem, jakiegoś innego przystojniaka- dał mi przed nos marchewkę.
- Pokrój ją.
Pokazałam mu język, ale wzięłam od niego warzywo i zaczęłam je kroić.
- Nie jesteś na mnie zły, prawda?
- Właśnie się zastanawiam...
- No weź... Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że na darmo dostałam dzisiaj piłką w łeb...
- Piłką? Od kogo?- ja i mój długi język.
- A jak myślisz?
- Kimberly?
- Ta.
Pocałował mnie w czoło i spojrzał w oczy... chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe. Syknęłam z bólu.
- Głupi nóż- warknęłam i błyskawicznie wsadziłam przecięty palec do ust.
Bałam się podnieść na Niego wzrok, zobaczyć, jak cierpi czując pragnienie mojej krwi. Odważyłam się jednak to zrobić i... nie tego się spodziewałam. Myślałam, że zaciśnie zęby, będzie się zmieniał, jego rysy tężały, a on tylko wyciągnął mi mój palec z ust, aby samemu go ssać. Byłam zszokowana jego zachowaniem, był zupełnie opanowany, a w moim wnętrzu toczyła się zacięta bitwa. Patrzyłam w jego oczy, które lekko się zaczerwieniły, walczyłam z odruchem, żeby wyrwać rękę i uciec gdzie pieprz rośnie. Ale zaraz potem zatracałam się w jego ciepłych wargach i języku sunącym po mojej ranie. Lęk, przerodził się w ciekawość, ciekawość w akceptację, a akceptacja w podniecenie. Wyjął z ust mój palec i teraz dopiero jego twarz się zmieniła, serce zaczęło mi bić szybciej... Niepotrzebnie, ponieważ Damon jedyne do czego użył kłów to rozcięcie swojego palca. Patrzyłam oniemiała jak wciera w moją ranę swoją krew, a ta powoli się zabliźnia. Otworzyłam szerzej oczy. Wiedziałam, że tak można, ale co innego zobaczyć to osobiście, a o tym słyszeć. Brunet uśmiechnął się do mnie i ucałował niewidoczną już ranę, a kiedy dosłownie dwie sekundy później spojrzałam na jego palec, niczego już nie było widać.
- Każdy wampir tak potrafi?
- To znaczy?
- Panować nad sobą, nie wyssać człowieka do ostatniej kropli, robić to z taką łatwością jak ty...
Prychnął i zmniejszył ogień.
- Myślisz, że to łatwe? El, każda komórka mojego ciała błagała mnie, żebym Ci się wgryzł w gardło i wypił wszystko, dziąsła tak bolały, jakby ktoś mi wyrywał zęby, gardło mnie paliło jak żywy ogień, a żyły mnie do teraz swędzą, więc od słowa do słowa, nie jest tak łatwo jak to wygląda...
Usiadłam na blacie i patrzyłam jak Damon sprząta po sosie, żeby zabrać się za ciasto.
- A jak się czułeś podczas przemiany?- spytałam z innej beczki.- To boli?
- Przemiana u każdego zachodzi indywidualnie, niektórych boli, a niektórzy prawie nic nie czują. Mnie bolało. Czułem jak w każdy mój nerw wkładana jest igła, było mi zimno, a zarazem płonąłem...- spojrzał na mnie i się uśmiechnął, chyba na widok mojej miny, która wskazywała na to, że zbytnio się wczułam.
- A jak się obudziłeś, to jak się czułeś?
- Byłem głodny. Byłem cholernie głodny, zmęczony jakbym kilka dni nie spał i zły, bo wiedziałem, że umarłem na darmo...- nie za bardzo rozumiałam, o co mu chodziło...- mieliśmy ze Stefanem odzyskać wtedy Amandę. A kiedy miałem już ją na rękach, padły strzały. Jeden- do mojego brata, drugi-do mnie... Umarliśmy, a potem obudziliśmy się nad jeziorem. Anna, służąca Amy i czarownica, nas tam zabrała. Dostaliśmy od niej pierścienie, przed nami siedziała dziewczyna, która miała nam posłużyć za posiłek, wszystko mieliśmy jak na tacy...
- Ale ty nie chciałeś żyć... bez niej.- dokończyłam za Niego. Zrobiło się cicho, więc szybko się uśmiechnęłam.- Jednak na moje wielkie szczęście przeżyłeś!
- Na początku było trudno, dla nas obojga- jego oczy zaszły mgłą.- Stefan mnie namówił, żebym się pożywił, nie umiał się oderwać od krwi. Chciał więcej i więcej... Zabił naszego ojca, któremu nawiasem mówiąc się należało.
- Czemu?
- Bo był dupkiem. Kiedy moja matka żyła strasznie nas rozpieszczała, za to mój ojciec do wszystkiego podchodził z dyscypliną… do wszystkiego oprócz Stefana. Po jej śmierci ojciec faworyzował mojego brata jeszcze bardziej, było mu wręcz nie na rękę, że wróciłem z wojny…
- Nie mów tak.
- Taka była prawda, na początku oskarżał mnie o dezercję, tylko dlatego, że nie zginąłem, a kiedy powiedziałem, że trzeba było wysłać Stefana na front, on na pewno byłby na tyle honorowy i zginął, a ojciec byłby z niego dumny to mnie uderzył w twarz. Na zewnątrz byliśmy arystokratyczną rodziną, poukładaną, bogatą, kochającą się, cholera, byliśmy jak z obrazka, a w środku panowało piekło. Wszystko dzięki mojemu ojcu. Pamiętam jak nie raz zasłaniałem Stefanowi uszy, żeby nie słyszał jak rodzice się kłócą, jak on bije i wyzywa matkę. Jednak był na tyle sprytny, że nie bił jej po twarzy, wszędzie, tylko nie po twarzy, bo co by ludzie powiedzieli- prychnął i ciągnął dalej.- Siedziałem u szczytu schodów i nasłuchiwałem, jak nie zawsze trzeźwy wydziera się, że oczekuje szacunku. Pewnego wieczoru usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła i płacz mamy. Odważyłem się i zbiegłem na dół. Kazała mi wracać do pokoju, ale ja ją zasłoniłem własnym ciałem i krzyknąłem na pijanego ojca, że ma przestać ją bić, wtedy po raz pierwszy mnie uderzył w twarz, miałem siedem lat...
Zamilkł, ja też. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu go przytuliłam. Kiedy odwzajemnił uścisk poczułam się jakbym tuliła małego, bezbronnego chłopca.
- Jak wyglądałeś jak byłeś mały? Były wtedy już zdjęcia, nie?
- Tak, ale Ci nie pokażę, bo się będziesz śmiała...
- Och, no dalej! Błagam, błagam...
- Ale obiecaj, że się nie będziesz śmiała.
Uniosłam dwa palce do góry.
- Słowo harcerza.
- Pilnuj sosu... Co ty ze mną robisz, kobieto...
Zaśmiałam się i wlepiłam wzrok w dużą patelnię. To niewiarygodne, sprawiłam, że nieczuły dupek, był w stanie za mnie oddać życie... A ja przecież nic nie zrobiłam, po prostu byłam, czy to naprawdę wystarczyło?
Mimowolnie na myśl mi przyszła Amanda. Rozejrzałam się dookoła, cisza, bezruch, Damon dalej nie wracał. Na cholerę mu pozwoliłam iść samemu?!
- Damon?!
Nic. Nawet się nie odezwał, żebym wiedziała, że nic mu nie jest. Chwyciłam za nóż, ale zaraz zdałam sobie sprawę co ja tak właściwie robię. Jestem przewrażliwiona na swoim punkcie, nic tylko wszyscy czekają, żeby mnie zabić? To jakaś kpina! Odłożyłam ostrze i odetchnęłam głęboko, zamiast strachu czułam przypływ adrenaliny.
- Salvatore! Jak mnie przestraszysz, to już mnie więcej nie zobaczysz! Ostrzegam!- usiadłam na blacie będąc przygotowana na wszystko. Założyłam nogę na nogę i zamieszałam sos.
- Już dobra, dobra...- powiedział Damon wychodząc zza rogu.- Nie bój się, to tylko twoja wyobraźnia.
- Tak to sobie tłumacz- spojrzałam na pudło, trzymane przez niego.- Co tam masz?
- Wspomnienia...
Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć jego zdjęcie, tak by mogły wyglądać nasze dzieci, gdybyśmy tylko je mogli mieć...
Prawie, że mu wyrwałam karton i położyłam go na podłodze. Otworzyłam i moim oczom ukazały się zdjęcia, zegarek z łańcuszkiem, biżuteria, kartki, które chyba były listami, zwinięte w rulon i przewiązane czerwoną wstążką i to nie byle jaką, damską wstążką do włosów. Domyśliłam się, że była Amandy, mówił mi kiedyś przecież, że chciał być wampirem, ale wszystko się skomplikowało, kiedy myślał, że ona nie żyje... Korciło mnie, żeby zobaczyć te listy, ale umiałam przestrzegać czyjejś prywatności. Oprócz tego moją uwagę przykuła zasuszona róża, miałam skrytą nadzieję, że nie jest to w żaden sposób powiązane z wampirzycą. Wzięłam pierwsze zdjęcie, wyblakłe i nieco zniszczone, jednak dokładnie mogłam rozpoznać postać na nim. Na oko pięcioletni chłopczyk z burzą ciemnych kręconych włosów, uśmiechał się szeroko, pokazując górne ząbki i chociaż zdjęcie było w sepii, to jego oczy były jaśniejsze od włosów o wszystkie odcienie brązu. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Spojrzałam na Damona, a potem na chłopca na zdjęciu.
Moja reakcja była chyba do przewidzenia.
- Damon! Ty miałeś loczki! Byłeś takim pięknym dzieckiem! O jejku... Zakochałam się.
- Przesadzasz- podsumował krótko.- Wyglądałem normalnie, wszystkie małe dzieci są ładne...
- Damon, ty nie byłeś ładny... ty byłeś ślicznym, słodkim...
- Nie rozpędzaj się tak. Nawet moje ego ma swoje granice.
- Jesteś idealny- szepnęłam wpatrując się zauroczona w bruneta. Niczego na świecie nie pragnęłam jak jego, byłam od niego uzależniona, znajdowałam się w gorszym stanie, niż zaprawiony w boju narkoman. Jeszcze wczoraj byłam na niego zła, miałam mu za złe pomylenie mnie z Katherine... ale teraz nie potrafiłam zrozumieć czemu zareagowałam na to tak gwałtownie. To była tylko pomyłka.
Wstałam i chciałam go oderwać na chwilę od gotowania.
- Eli, poczekaj chwilę...
Ale ja nie umiałam poczekać. Wtuliłam twarz pomiędzy jego łopatki i objęłam go rękami pod bluzką. Dotykałam jego mięśni brzucha, klatki piersiowej, jednocześnie podnosząc jego koszulkę. Odchylił głowę do tyłu i położył swoje dłonie na moich, splatając nasze palce. Zjechałam niżej i na chwilę zatrzymałam się przy jego pasku.
- El... proszę Cię... nie przestanę, jeżeli teraz zaczniemy...
Znieruchomiałam i mocniej go przytuliłam. Zajrzałam mu przez ramię.
- Smakowicie to wygląda, a pachnie jeszcze lepiej... dodałeś coś od siebie?
- Mhm... Z gotowaniem jest jak z seksem, trochę inwencji i od razu lepiej smakuje...
Zaśmiałam się i pocałowałam go w szyję.
- Kolejna mądrość twojego dziadka?
- Tak... Eli, przestań!
- Ja nic nie robię...- powiedziałam z miną niewiniątka.
- Błagam, wyciągnij tą rękę z moich spodni... Torturujesz mnie, nie chcąc się ze mną dzisiaj kochać...
Wycofałam się i usiadłam na blat. Damon podszedł do mnie i objął się w pasie moimi nogami. Poczułam jego usta na swoich i od razu odwzajemniłam pocałunek. Złapałam go za koszulkę i cicho westchnęłam. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
- Ciekawe, czy damy radę jeszcze dzisiaj zrobić tą kolację...
- Z moją pomocą... nie, bez niej- z pewnością.
Damon się zaśmiał i zajął się tym, czym faktycznie powinien.
Zaniosłam pudło do salonu i położyłam je na podłogę. Znalazłam też zdjęcie jego mamy, ojca i Stefana. Był bardzo podobny do swojej rodzicielki, ciekawe co zrobili jego rodzice, że im się tak udał...
***
Słońce już prawie całkowicie zaszło, tylko pojedyncze różowo- pomarańczowe promienie przenikały przez okno, padając jasnym strumieniem na leżące pośrodku pokoju ciało- zimne i nieruchome. Klaus otworzył drzwi i nim przekroczył próg, zawahał się na chwilę. Z uwagą oraz skupieniem postawił pierwszy krok. Mógł wejść. Przystanął w bezpiecznej odległości od trupa zaciskając mocno dłonie w pięści. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym nie panował zbytni porządek, jednak nie było żadnych oznak walki.
Ktoś go zaskoczył- pomyślał Klaus i z zadumy wyrwało go palące uczucie złości. Ponownie ktoś chciał mu wejść w paradę, ponownie ktoś chciał go powstrzymać... czy więc ponownie jego plan miał spalić na panewce?
- Nie, do cholery, nie tym razem.- szepnął zdeterminowany wampir wpatrując się w czarownika pozbawionego głowy. Mężczyzna wyczuł obcy zapach w pokoju motelowym i podświadomie podejrzewał, że za tym wszystkim stoi Katherine. Na jego ustach zakwitł uśmiech na myśl o zabiciu wampirzycy, zemsta była wyjątkowo dobrą potrawą, gdy ostygnie... Klausa stygła już 500 lat. Ten jednak czekał na odpowiedni moment, by przełożyć ją na ozdobny talerz, rozkoszować się każdym jej kęsem i w tle muzyki operowej zapijać każdą jej część wspaniałym Brunello di Montalcino. Blondyn głęboko westchnął i klnąc pod nosem w każdym języku jaki tylko znał wyszedł z motelu. Mogłoby się zdawać, że strata jednej z najważniejszej części rytuału rozzłości Pierwotnego i zapędzi go w kozi róg, jednak ten nie przejął się tym zbytnio. Kroczył po ulicy powoli tonącej w ciemnościach mając usta lekko wykrzywione w uśmiechu zwycięzcy. Przecież czarownic jest na tym świecie jak mrówek, każdy dobry czarodziej, któremu zaoferuje taką sumę pieniędzy jak ich poprzednikowi z radością zgodzi się mu pomóc. Ale jemu nie chodziło o wiedźmę, jemu chodziło o to pozytywne uczucie, które mu ostatnimi czasy wciąż towarzyszyło, gdy tylko pomyślał o potędze, będącej w jego zasięgu. Nigdy nie był tak blisko celu od czasów Katriny...
Klaus dostrzegł ładną brunetkę stojącą samotnie na przystanku autobusowym. Słyszał, jak pociągała nosem, wycierając raz za razem oczy jednorazową chusteczką. Przestał rozmyślać o pannie Pierce i przybrał maskę gentlemana, któremu robi się przykro na widok smutnej damy.
- Przepraszam, czy wszystko w porządku?- spytał z udawanym niepokojem. Dziewczyna podniosła wzrok, próbując zetrzeć z twarzy rozmazany tusz do rzęs.
- Tak, wszystko dobrze, po prostu... mały kryzys...- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się z wysiłkiem. Cieszyło ją jednak, że zainteresował się nią tak przystojny mężczyzna.
- Mam na imię Klaus- ujął jej dłoń i pocałował jej wierzch.
- Elizabeth...- szepnęła, na co zielonooki szeroko się uśmiechnął. To imię wywoływało u niego różne sprzeczne emocje, zapewne dzięki osobie, która je nosiła.
- Piękne imię, dla pięknej kobiety.
Elizabeth zrobiło się ciepło, nazwał ją piękną kobietą, choć miała niespełna 17 lat. W jego towarzystwie poczuła się wyjątkowa, zauważyła ten błysk w jego oliwkowych oczach, który zdawał się nigdy nie gasnąć.
- Dziękuję- onieśmielał ją, działał tak na wszystkie kobiety, bez wyjątku. I wolne, i zajęte.
Spojrzał na jej szyję na której wisiał mały złoty krzyżyk.
- On Cię od żadnego zła nie uchroni...- mruknął i jego kły zaczęły się wydłużać.- Nawet, a może szczególnie, przede mną- po tych słowach rzucił się dziewczynie do gardła.


W tym samym czasie Bonnie chodziła niespokojnie po pokoju próbując się dodzwonić do swojej przyjaciółki, lecz ta, jak na złość, nie odbierała.
- El, odbierz w końcu...- powiedziała na głos mulatka ani na chwilę się nie zatrzymując. Mogła zadzwonić równie dobrze do Damona...
- Nie mogę, jak by się dowiedział, to nie pisnąłby El ani słówka, za to mnie by zabił- warknęła czarownica zniecierpliwiona, siadając na parapet.
Wpatrzyła się w ciemne korony drzew poruszane wiatrem, skąpane w ciemnościach. Jak mogła zrobić coś tak niedorzecznego? Tak nieodpowiedzialnego? To tak, jakby się potknęła już na starcie, skreślając tym samym swoje jakiekolwiek szanse, by wyjść z twarzą z tego maratonu zwanego życiem. Czemu dopiero teraz o tym przeczytała?! Czemu wcześniej nie posłuchała babci i nie zaznajomiła się z tymi wszystkimi zaklęciami?
- Wszystko dlatego, że nie chciało mi się czytać po łacinie!- krzyknęła i świeczka, dotychczas świecąca małym, wesołym płomieniem, gwałtownie mocniej zapłonęła. Bonnie starała się uspokoić, za wszelką cenę wmawiając sobie, że to jest zły sen, że to tylko jej wyobraźnia...
- Chciałabym- szepnęła do siebie. Ktoś zapukał.
- Wejdź.
Do pokoju weszła Sheila, babcia Bonnie. Spojrzała z troską na wnuczkę i usiadła obok niej.
- Skarbie, co się dzieje? Tak bardzo się tym przejęłaś? To nie twoja wina...
- To tylko i wyłącznie moja wina, gdybym tak bardzo nie chciała... gdyby tak bardzo mi nie zależało...
- Porozmawiaj o tym z Elizabeth, ona zrozumie...
- Nie odbiera, a poza tym... Och, Babciu! Ona mi nie wybaczy!
- Jest twoją przyjaciółką, wybaczy Ci- zapewniła dziewczynę kobieta, łagodnie głaszcząc ją po włosach. Bonnie zerwała się na równe nogi.
- Myślę, że wybaczyłaby mi każde zaklęcie. Każde! Każde z wyjątkiem Wpojenia...
***
- No, ej! Salvatore!- krzyknęłam zniecierpliwiona z salonu trwając z pilotem w ręku i czekając na wznowienie filmu.
- No już, już!- odkrzyknął z kuchni- Nie chcesz chyba, żeby makaron się rozgotował?
- A ty nie chcesz chyba, żebym obejrzała finał bez Ciebie! Rusz swój seksowny tyłek...
W ułamku sekundy znalazł się przy mnie obejmując mnie ramieniem.
- Jak zawsze niecierpliwa...
- Musiałam Ci powiedzieć, że masz seksowny tyłek, żebyś się pośpieszył?- przewróciłam oczami i ponownie włączyłam film. Wtuliłam się w Damona i patrzyłam jak Batman podejmuje decyzję o uratowaniu całego wybrzeża.
- Nie! Co ty robisz?! Boże, tak to się nie może skończyć...
- El...
- Wiem, że miałam nie komentować, ale jak mam siedzieć cicho, kiedy on chce się zabić?!
Z przejęciem wpatrywałam się w telewizor. Przeżywałam to bardziej niż bym chciała.
- Głupi Bane...
Damon westchnął. Potem już nic nie mówiłam. Nie umiałam. Łzy zaczęły mi same spływać po policzkach. Kiedy nastąpił wybuch, zasłoniłam usta dłońmi. W moim gardle pojawiła się wielka gula, która sprawiła, że nie mogłam przełknąć łez.
- Ty chyba nie płaczesz...?
- Zamknij się- szepnęłam i wsłuchałam się w tą dramatyczną muzykę, charakterystyczną dla wielkich finałów. Jak śmierć jednego człowieka potrafi wstrząsnąć... Niezwykłego, oddanego, honorowego, który poświęcił życie dla sprawy...
I chociaż Damon mnie czule obejmował i całował we włosy, ja nie potrafiłam przestać płakać. Czy to tak miała się zakończyć przygoda Batmana? Życie wszystkich się tam zmieniło, po śmierci Bruce'a Wayne'a... Nagle on sam pojawił się na ekranie. Nie mogłam w to uwierzyć. On przeżył... i jest z nią! Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. I jest nowy Batman... Nastała ciemność, a z niej wyłonił się tylko biały napis: „The Dark Knight Rises”.
- Że co?! Że już koniec? Że cała trylogia ma się tak zakończyć?! No chyba was coś...!
- A jak byś chciała żeby się to skończyło?- spytał brunet wycierając mi pomimo moich protestów łzy z policzków.
- Nie wiem- dotarło chyba do mnie, że to zakończenie było bardzo udane.
- W takim razie czemu płaczesz?
- Ja zawsze płaczę na koniec... no chyba, że to jest horror, to wtedy nie płaczę, wtedy się chowam pod kołdrę.
Zaśmiał się.
- A na komediach?
- A na komediach, jeżeli mają szczęśliwe zakończenie... też płaczę... Idę nakryć do stołu.- wstałam i poszłam do kuchni po talerze, sztućce, serwetki i kieliszki.
Po obejrzeniu tego filmu czułam się nieswojo. Czułam pewnego rodzaju niedosyt, ale nie odnośnie zakończenia, tylko czegoś innego. Nie potrafiłam powiedzieć, określić czego. Kładąc talerze na stole w jadalni, podświadomie zaczęłam się zastanawiać nad swoją śmiercią. Czy moja śmierć byłaby dobra, gdyby miała na celu uratowanie świata przed złem? Czy byłaby honorowa i godna? Czy na moim pogrzebie powiedziałby ktoś, że dobrze uczyniłam?
- O czym myślisz?- spytał Damon obejmując mnie od tyłu.
Westchnęłam i położyłam kieliszek obok białego talerza. Odwróciłam się do Damona przodem.
- Zastanawiam się nad swoją śmiercią...
Przestał się uśmiechać i poczułam jak napina wszystkie mięśnie. Mogłam przewidzieć, że zareaguje tak, a nie inaczej, był bardzo drażliwy na ten temat, nie powinnam go o to winić, już raz myślał, że nie żyję i faktycznie tak było. Jego radosne iskierki na moich oczach zgasły, by ustąpić miejsca gniewnym błyskom.
- Co za głupoty Ci przychodzą do głowy? Nie masz o czym myśleć?
- Nie denerwuj się tak, tylko rozmyślałam o śmierci dla sprawy...
- Nie ma żadnej „sprawy”! Czy też poświęcenia! Taka śmierć to głupota i pieprzony egoizm!- chwycił mnie za nadgarstki patrząc mi wciąż w oczy.- Nigdy nawet o tym nie myśl, żeby przyjąć jakąś propozycję wybawienia świata swoim kosztem. A jak Ci przyjdzie na myśl, żeby się zgodzić, to pomyśl o mnie, jak każda chwila bez ciebie, to wbijanie mi kołka nasączonego werbeną w każdą część ciała, w każdy organ, oprócz serca, a...
- Przestań- szepnęłam, zaciskając mocno powieki. Nie mogłam na niego spojrzeć, był istnym uosobieniem furii, a jednocześnie strachu. Odważyłam się rozchylić powieki, jego błękitne oczy błyszczały się, jakby powstrzymywał wszystkie nagromadzone łzy przed wypłynięciem. Trzymał moje nadgarstki w mocnym uścisku, niczym żelazne kajdany, to mnie jednak nie powstrzymało przed stanięciem na palcach i pocałowaniem go w usta. Walczył ze mną, czy też bardziej z odruchem, żeby jak zwykle w takich sytuacjach oderwać się ode mnie i odejść, głośno trzaskając drzwiami. Spod uchylonych powiek widziałam jak powoli pogłębiając pocałunek, zamyka stopniowo oczy. Widok jego zaangażowania, gdy mnie całował okazał się jednak zbyt podniecający, dlatego poszłam w jego ślady. Puścił moje nadgarstki i objął mnie w talii ramionami. Złapałam go za włosy, czując potrzebę ciągłego dotykania jego kruczoczarnych pasemek. Dobrze, że Damon mnie trzymał, bo już bym upadła, jak on na mnie działał...
Odsunął się ode mnie łagodnie, głaszcząc mnie po włosach. Oparł się czołem o moje czoło.
- Wybacz mi, po prostu przypomniałem sobie jak Amanda Ci skręciła kark, a ty nawet nie zdążyłaś dokończyć: „Kocham Cię”...
Przyłożyłam mu palec do ust i lekko się uśmiechnęłam.
- Cicho już bądź i delektujmy się tą chwilą sam na sam, zjedzmy już to spaghetti, jak zwyczajna, kochająca się para...
- To jest dobry pomysł...- pocałował mnie w czubek nosa i przyjrzał się nakryciu.
- Coś nie tak?
- Hmm... Sądzę, że tak- wziął jeden talerz- będzie lepiej.
Przyglądałam mu się badawczo, nie rozumiejąc co właśnie zrobił.
Poszedł i nałożył dużą porcję na jeden talerz. Wziął go oraz wino i położył obie rzeczy na stole. W pysznie wyglądającą potrawę włożył dwa widelce i nalał do kieliszków alkoholu.
- Podano do stołu- powiedział Damon szarmancko odsuwając krzesło, bym usiadła. Kiedy już siedziałam, mężczyzna z wampirzą szybkością wyłączył światło i zapalił trzy świeczki. W tle cicho grała muzyka operowa. Damon przysunął swoje krzesło bliżej mnie, tak aby moje kolana stykały się z jego. Z uśmiechem nawinęłam makaron na widelec i wsadziłam go do buzi. To było przepyszne, zamknęłam oczy, by delektować się smakiem.
- Damon... jesteś mistrzem... jesteś najlepszy we wszystkim co robisz! Jakim cudem?
- Tajemnica- uśmiechnął się w sposób zarezerwowany tylko dla mnie i spróbował dania. Jedliśmy razem z jednego talerza przy świetle świec, nie umiałam sobie wyobrazić nic bardziej romantycznego na tamtą chwilę. Z czasem nawet przypomniała mi się bajka Disneya- „Zakochany kundel”. Spełniło się moje marzenie z dzieciństwa- moje życie przypominało bajkę! Nie raz braliśmy długi makaron i każde z nas chwytało ustami jego jeden koniec, by na środku nasze usta się zetknęły, wtedy zawsze się śmiałam, a Damon razem ze mną. Na nowo zaczęłam się rumienić (to zastanawiające, że podczas naszej przerwy tak rzadko mi się to zdarzało). Czułam się tak jak na początku, każde jego czułe spojrzenie, każdy gest powodował, że dostawałam gęsiej skórki. Moje serce już się odzwyczaiło od tempa, jakie narzucała obecność mojego wampira. I zrobiłam to znowu. Zakochałam się w nim na nowo i zrobiłabym to jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz. Zrobiło mi się gorąco, kiedy Damon powiedział, że spaghetti nabiera nowego, o niebo lepszego smaku, gdy najpierw musnęło moje usta. I jak go tu nie kochać?!
- El, a teraz męska decyzja...- zaczął, kiedy już skończyliśmy jeść.
- Myślałam, że to ty jesteś mężczyzną w tym związku- pokazałam mu język, na co on błyskawicznie chwycił moje nogi spoczywające na jego kolanach i rozchylił je przybliżając się do mnie.
- Dobrze myślałaś- mruknął i powrócił nagle do poprzedniej pozycji, sunąc w górę i w dół dłonią po moich łydkach.- A więc wracając do tematu- wolisz teraz zjeść Tiramisu, a potem niespodzianka, czy najpierw niespodzianka, a potem Tiramisu?
- Najpierw niespodzianka-powiedziałam z przekonaniem.
- W takim razie chodź.
Wstaliśmy. Damon mnie szybko wziął na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Czy on chce zrobić to co ja myślę?! Położył, czy też raczej odpowiedniejsze określenie byłoby „rzucił”, mnie na łóżko i podszedł do swojej szafy.
- Widziałem dzisiaj rano, że masz ubraną sukienkę, więc...- wyciągnął coś i podał mi to. Okazało się, że to były czarne rurki i czarna skórzana kurtka. Dziwiłam się, no bo takiego prezentu, to się nie spodziewałam... no dalej! Żadna z was by się nie spodziewała.
- Ubierz to, mam nadzieję, że będzie pasowało.
Posłuchałam go i faktycznie, leżało idealnie. Damon kupił mi jeszcze czarne trampki za kostkę, czemu dziwiłam się jeszcze bardziej.
- Wytłumacz mi to wszystko...
- Zaraz wszystko zrozumiesz- sam też ubrał skórzaną kurtkę.- Chodź.
Złapał mnie za rękę. Rozpoznałam drogę do garażu od wewnętrznej strony. Weszliśmy do niego i Damon zapalił światło. Samochodów nie było, tylko coś w rogu, przykryte czarną płachtą.
- Zamknij oczy- szepnął mi do ucha- i nie podglądaj.
Zacisnęłam powieki i Damon gdzieś mnie prowadził, w końcu przystanął. Coś usłyszałam, ale nie wiem co to dokładnie było.
- Otwórz oczy.
Moim oczom ukazała się piękna maszyna. Czarny, matowy motor sprawił, że zaniemówiłam. Dlatego mi kupił takie ubrania, chciał mnie wziąć na motor... Kolejne moje marzenie- spełnione. Miałam ochotę skakać z radości. Rzuciłam się na Damona.
- Zabierasz mnie na motor! O mój Boże!- Musiałam gruntownie obejrzeć pojazd. Miał srebrny ozdobny napis : „Harley Davidson” i wyglądał bardzo wyjątkowo, pewnie przez ten matowy lakier. Spojrzałam na licznik. 280km/h. Damon chyba tyle nie jeździ?
- Ile nim jedziesz? Tak średnio?
Spojrzał na mnie z litością i pokręcił głową.
- A jak myślisz? Ile fabryka dała.
- Jeździsz prawie 300km/h?! Damon...- pocałował mnie, tym samym zamykając mi usta. Przyciągnęłam go do siebie za włosy. Och, co on wyprawia z tym językiem?
Odsunął się ode mnie i dał mi pasemko włosów za ucho.
- A teraz cicho i załóż kask.- powiedział stanowczo, na co ja zaoferowana jeszcze smakiem jego ust kiwnęłam głową. Pomógł mi założyć i zapiąć kask. Podniósł moją szybkę do góry.
- Wygodnie? Wszystko ok?
- Mhm- Damon zasłonił moje oczy czarną taflą. Wsiadłam na motor i poczułam się jak dziewczyna prawdziwego „Bad Boya”. Jak przez ciemny filtr widziałam, Damona zakładającego swoje okrycie głowy. Usiadł przede mną, schował nóżkę,a ja objęłam go mocno w pasie. Brunet odwrócił lekko głowę.
- Gotowa?- usłyszałam głos stłumiony przez kask.
- Jak nigdy- odpowiedziałam normalnie, wiedząc, że mnie usłyszy.
Brama garażu zaczęła się podnosić. Motor został uruchomiony i zawarczał. Poczułam podekscytowanie, adrenalina wpłynęła do wszystkich moich żył. Czułam, jakbym się właśnie uwalniała od wszystkiego, zrywała wszystkie więzi oprócz tej z Damonem.
Nie wiedziałam dokąd jedziemy, ani na jak długo, ale to było moje najmniejsze zmartwienie. Wyjechaliśmy z podjazdu i ruszyliśmy przed siebie. Objęłam mocno wampira, odruchowo się uśmiechając. Pod rękawy mojej kurtki dostawał się wiatr, jednak nie było mi zimno, ten podmuch mnie uwalniał...
Było czuć prędkość, ale wolałam na wszelki wypadek nie wiedzieć ile jedziemy, po co miałam sobie psuć humor czarnymi, pesymistycznymi wizjami dotyczącymi wypadku? Jestem z Damonem Salvatore, wszystko jest piękne i nic nie boli.
Każdy uciekający kilometr, to jedna kreseczka więcej na pasku energii w moich osobistych akumulatorkach. Zauważałam tylko jak samochody znikają, a kolejne wioski zostają w tyle. Przed nami asfalt, droga, drzewa, niebo i nic więcej. Cały świat przestaje istnieć. Problemy dnia codziennego zostają w tyle, nie są w stanie nas dogonić.
Kontury drzew, i tak już pogrążonych w ciemności, rozmywały się, podobnie zresztą było z domami, barami, znakami, ludźmi i samochodami. Podekscytowanie sięgało zenitu, gdy Damon chciał się popisywać i z nadmierną szybkością jechał tylko na tylnym kole. Kiedy po raz pierwszy to zrobił krzyczałam jak wariatka i zacisnęłam mocno powieki ze strachu. Odniosłam nawet wrażenie, że jeśli jeszcze mocniej obejmę wampira, to mu zmiażdżę żebra... jakby to było możliwe... Myślałam, że większej adrenaliny nic nie może mi już dostarczyć- myliłam się. Moje serce chciało się wyrwać z piersi, gdy poczułam, jak motor przechyla się do przodu.
- Damon! Jesteś nienormalny!
Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że się uśmiecha. Dodał gazu lądując ponownie na dwóch kołach. Wymijanie samochodów przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Nie raz miałam wrażenie, że prawie leżymy na jezdni, przy prędkości około 200km/h (wątpię, żeby Damon schodził poniżej tej szybkości). Mimo przerażenia nie potrafiłam być poważna, cieszyłam się jak dziecko. To było uczucie wolności, z którym najchętniej nigdy bym się nie rozstawała.
Po może godzinie jazdy w końcu się zatrzymaliśmy. Zeszłam z motoru o własnych siłach, ale po chwili Damon musiał mnie przytrzymać, bo moje nogi były jak z waty. Ponownie usiadłam na motorze, lecz tym razem z przodu i z nogami na jednej stronie. Z pomocą Salvatore'a ściągnęłam kask.
- Nareszcie...- odetchnęłam świeżym powietrzem i rozejrzałam się dookoła.- Gdzie my jesteśmy?
- Na wzgórzu przy Green Hill Park...
- A te światła? Co to za miasto?- Aż po horyzont było widać światła, domów, latarni oświetlających drogi, samochodów... Miasto tętniło życiem pomimo późnej godziny.
- Roanoke.
Spojrzałam na Niego z małym wyrzutem.
- To czemu nie pojechaliśmy motorem? Nie musielibyśmy wszystkiego odwoływać...
- Chciałaś wejść do najlepszej restauracji w mieście w trampkach i skórzanej kurtce?
- A kto powiedział, że mielibyśmy iść do ekskluzywnej restauracji?
- Kobiety lubią...
- Nie jestem jak inne kobiety- przerwałam mu i wstałam.- Znasz to, że nieważne gdzie, tylko ważne z kim? Mogłabym iść z Tobą nawet na głupiego hamburgera i popić go butelkowanym piwem... nie dbam o to.
Stałam na skraju urwiska wpatrując się w niebieski neon z napisem: „Motel” i czerwonym pod spodem: „Wolne miejsca”.
Obróciłam głowę i lekko się uśmiechnęłam.
- To tak na przyszłość...
Damon stanął obok mnie, również patrząc przed siebie.
- Nie jesteś na mnie zła?
Prychnęłam i złapałam go za rękę.
- Nie! Nie obrażam się za takie coś, za kogo ty mnie masz?
- Za typową kobietę.- Pocałował mnie w policzek, a ja poczułam się dziwnie z tym, że nazwał mnie już po raz kolejny kobietą. Kobietą, to jest Jenna, a ja... jestem dziewczyną, czy tylko ja widzę różnicę? Postanowiłam jednak o tym nie wspominać,.
- Ładnie tu. Cicho, spokojnie, można się poczuć jak pan całego świata... Często tu przyjeżdżasz, prawda?
- Czy ja wiem... ostatnimi czasy zaniedbywałem moją jazdę na motorze.
Obejrzałam się na motor i dałam wampirowi lekkiego kuksańca w bok.
- A tak w ogóle to ostatni raz się tak popisywałeś, życie mi nie raz mignęło przed oczami! Nigdy w twoim towarzystwie nie drżałam tak o swoje życie.
- Przesadzasz, na pewno bardziej się bałaś, kiedy Philip na mnie wpłynął, żebym Cię wyssał do sucha...- zamilkł, to musiało być dla Niego naprawdę złe wspomnienie.
- Nie! Tamto to było nic w porównaniu do jazdy na przednim kole.
Od razu się rozpromienił.
- Podobało Ci się? Potrafię więcej sztuczek... ale nie na tym motorze, mam w garażu jeszcze jeden, typowo sportowy i on wyciąga około 400km/h...- obserwował moją minę.
- 400?! Żartujesz sobie? Gdzie ty tyle jeździsz?
- Na międzystanowej w nocy, albo wcześnie rano, wtedy drogi są stosunkowo puste, a wszyscy policjanci na patrolu śpią, więc jak im mignę jadąc 300km/h to nawet nie ruszą tyłków, bo i tak mnie nie dogonią.
- Masz już wszystko obcykane...- Ponownie rzuciłam spojrzenie na pojazd, a potem na dwa kaski na nim leżące.
- Jeździsz w kasku?
- Taa, ale nie dla ochrony przed wypadkiem, tylko przed owadami, wkurzają bardzo... tylko w zimę nie jeżdżę w kasku, albo jak jest deszcz, wtedy jest najlepiej... śliska droga dodaje dreszczyku...- spojrzał na mnie uważnie, no co się uśmiechnęłam, ruszając sugestywnie brwiami.
- Nie, ty to co innego. Ty możesz zginąć w wypadku...
- Proszę...
Wsiadłam na motor nie zakładając kasku. Damon przewrócił oczami. Wiedziałam, że się zgodzi.
- Siadaj do tyłu.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i pokręciłam przecząco głową.
- Nie umiesz jeździć na motorze.
- Skąd ta pewność?!
- A umiesz?- spytał, próbując wcisnąć mi kask.
- Nie, ale ty będziesz trzymał kierownicę. Usiądziesz normalnie, a ja po prostu będę pomiędzy wami...
Sądziłam, że będzie protestował, ale On bez słowa usiadł za mną, a ja przesunęłam się bardziej do przodu.
- Tylko, jeśli założysz kask... Wiem, wiem, że chciałabyś poczuć wiatr we włosach, ale z drugiej strony pomyśl o jakiejś muszce, która może Ci wpaść do oka...
- Mucha to jedyny powód, dla którego to wkładam.
- Dziękuję- szepnął i pocałował mnie w ucho.
- Nie ma za co, panie Sal...
- Dokończ, a zobaczysz co się stanie...
- Nie ważne, zupełnie nic nie mówiłam.
Gdy byliśmy już gotowi do jazdy, poczułam jak kask Damona opiera się o mój, położył dłonie na kierownicy, a ja zacisnęłam palce na jego. Przylegał do mnie całym ciałem, czułam jak się rumienię.
Mieliśmy już wyjechać na drogę, ale Damon się zatrzymał. Obróciłam głowę i lekko nią skinęłam, łącząc nasze palce na kierownicy. Mogłam przysiąc, że pod okryciem głowy słodko się uśmiecha. Usłyszałam stłumiony warkot silnika i ruszyliśmy z powrotem do Mystic Falls.
***
- Skarbie! Wyjeżdżam już!- zawołała pani szeryf z przedpokoju, biorąc torbę na ramię. Caroline zbiegła po schodach i podeszła do mamy.
- Kiedy dokładnie wracasz?
- W poniedziałek... Nigdy nasze szkolenia nie trwały tak długo, boję się zostawić to miasto bez opieki choćby na chwilę.
- Przecież Bill, twój zastępca, potrafi należycie ochronić to miasto...
Pani Forbes krzywo popatrzyła na córkę.
- „Należycie”? Znów się bawiłaś słownikiem?- zaśmiały się, jednak Caroline to za nic nie śmieszyło.
- Rozmawiam z El na czacie i śmiejemy się z tych wszystkich poważnych słów...
- Eh, te nastolatki... Wiesz gdzie są pieniądze na wszelki wypadek, zakupy Ci zrobiłam, żadnych imprez, patrz...
- Kogo zapraszasz do domu i uważaj na siebie- dokończyła za nią blondynka.- Wiem mamo, mówisz to za każdym razem... Idź już, bo zatrąbią jeszcze raz w terenie zabudowanym bez przyczyny, a to chyba karalne...
- Kocham Cię, Caroline.
- Ja Ciebie też, miłej zabawy.
Córka patrzyła jak jej matka wsiada do mini busa, a po chwili odjeżdża. Pomachały sobie i kiedy auto zniknęło za rogiem dziewczyna zdjęła w końcu z twarzy ten głupi uśmiech. Zamknęła drzwi za sobą i od razu skierowała się na górę. Położyła się na łóżku, by pozamykać wszystkie strony internetowe i wyłączyć laptopa. Następnie otworzyła szafę i odruchowo wyciągnęła z niej czarne rurki oraz bluzkę i kurtkę tego samego koloru. Kiedy już się ubrała poczesała włosy i lekko je podkręciła lokówką. Nałożyła na powieki ciemny cień i przejechała tuszem po rzęsach, aby je wydłużyć. Była bardzo zadowolona z końcowego efektu, wyglądała teraz jakby umiała skopać każdy tyłek w okolicy... tak przynajmniej nazywał tę stylówkę Logan... to dla niego przecież się tak ubierała. Wzięła telefon i zadzwoniła pod numer, który już znała na pamięć. Usłyszała sygnał, a potem ktoś odebrał, jednak nikt nic nie powiedział.
- Będę za 10 minut- powiedziała Caroline i rozłączyła się. Zeszła po schodach i włożyła czarne buty na obcasie. Uwielbiała tego typu buty, chodziła w nich odkąd tylko pamięta, nawet jako czterolatka przymierzała obuwie mamy. Wyszła z domu gasząc światło i zamykając drzwi na klucz. Ruszyła przed siebie. Idąc w stronę umówionego miejsca zaczęła się tak naprawdę zastanawiać po co ona to wszystko robi? Nic dobrego z tego nie wyjdzie... dla nikogo. No, może z wyjątkiem Logana. Przystanęła na chwilę i złapała się za głowę, która przestała ją boleć tak szybko jak zaczęła. Wszystkie niepotrzebne myśli wyparowały. Robiła to, bo On ją o to poprosił, chciał tylko żyć jak zwykły człowiek... z nią. Zrobiło jej się gorąco na wspomnienie jego brązowych, głębokich oczu, nie skrzywdziłby jej, ani jej przyjaciół... gdyby miał inny wybór. Rozumiała go nawet, ona by postąpiła podobnie.
Docierała na miejsce. Widziała znajomą ławkę, przy znajomym sklepie i znajomej latarni. Miała już przejść na drugą stronę, ale zamyślona prawie nie zauważyła nadjeżdżającego motoru, który zatrzymał się może pół metra od niej. Spojrzała wściekła na kierowcę. Właściwie to ich było dwóch, sądząc po posturze jednym z nich była kobieta, która właśnie ściągała kask i okazała się być jej najbliższą przyjaciółką!
- Elizabeth?
- Caroline?! Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest?- spojrzała z niedowierzaniem na jej strój.- Co ty masz na sobie...?
Blondynka zrobiła to, co umiała najlepiej- zagrała. Natychmiast się uśmiechnęła i podeszła bliżej, żeby przytulić Gilbert.
- Tak, wszystko dobrze, zamyśliłam się po prostu....
- Ty myślisz?- zakpił Damon, wciąż siedzący na motorze.
- Damon- warknęła Elizabeth, a Car spojrzała na niego spode łba, co mu się nie spodobało, w każdym tego słowa znaczeniu, lecz nie tylko to mu się nie spodobało- jej zapach, to też.
- Nic nie szkodzi, potrzebowałam się przewietrzyć, a tak się ubierając pomyślałam, że będę wyglądała niebezpiecznie i nikt mnie nie będzie zaczepiał... a poza tym czerń jest podobno modna w tym sezonie- zaświergotała, na co El się szeroko uśmiechnęła.
Ach, ta Caroline, pomyślała szatynka i pożegnała się z nią.
- Musimy się jutro spotkać...- powiedziała El, wsiadając na pojazd.
- Przychodzisz na bal?
- Nie, Jenna zaprosiła kogoś na kolację i ja, i Jer musimy być, a poza tym Kimberley tam będzie, więc odpada...
- A gdyby nie Kim, to byś przyszła?- zapytała z prawdziwą, tym razem, nadzieją w głosie.
- Kolacja, ale tak- puściła do niej oczko i założyła kask. Objęła Damona i na pożegnanie pomachała przyjaciółce.
Znów to głupie machanie, przyszło na myśl Forbes, ale z uśmiechniętą jeszcze twarzą odmachała.
Rozejrzała się dookoła i przeszła w spokoju na drugą stronę. Usiadła na ławce, zakładając nogę na nogę. Czekała.
Obserwowała w skupieniu bezruch panujący w małym centrum Mystic. Wszystko było skąpane w ciemnościach i gdyby nie ta mała latarnia, stojąca niedaleko niej, to noc pochłonęłaby i ją... a może już to zrobiła?
- Witaj, Caroline- rzekł głęboki głos, znajdujący się za jej plecami. Ona aż podskoczyła, nie spodziewała się tego. Odruchowo wstała i wykrzywiła usta w szczerym uśmiechu.
- Logan... cześć... proszę, nie strasz mnie tak.
- Co tylko zechcesz, najdroższa- zbliżył się do niej i złożył namiętny pocałunek na jej ustach. Car nie mogła go nie odwzajemnić, nie umiałaby mu się oprzeć, albo sprzeciwić, to było zbyt trudne.
Chłopak odsunął się od niej i założył jej pasemko włosów za ucho.
- Pięknie dzisiaj wyglądasz, jak zawsze zresztą...
- Dziękuję- szepnęła zawstydzona, nie zauważając jak łatwo ów Logan umiał ją owinąć sobie wokół palca. Kilka czułych słówek, pocałunek i już był w jej głowie i to nie pod postacią myśli, tylko jako głównodowodzącego jej umysłem.
- Wiem, że to może być dla Ciebie trudne, zrozumiem, jeśli mi odmówisz, ale potrzebuję, żebyś coś zrobiła...
- Co tylko zechcesz- odpowiedziała wiernie, wpatrując się w jego oczy.
- Potrzebuję odrobinę krwi twojej przyjaciółki- Elizabeth Gilbert.
- Ile?
Uśmiechnął się lekko. To mu się podobało w tej naiwnej istotce. Wystarczyło, że ją zapewni, że będą razem i jeśli jej kazał skakać, to jedyne o co pytała to: „Jak wysoko?”
Wyciągnął z kieszeni jeansów probówkę zatkaną czarnym korkiem.
- Tyle wystarczy- Caroline ją wzięła i bez słowa schowała do kurtki.
- Tylko uważaj, żeby Salvatore niczego nie wywęszył, bo może to się źle dla nas skończyć, teraz jesteś częścią planu, siedzimy w tym razem...do końca.- I choć właśnie obiecał jej niechybną śmierć, blondynka uśmiechnęła się na te słowa.
- Będę uważała... Logan, moja mama wyjechała i mój dom jest pusty...
Wiedział czego chciała, on też tego chciał, ale na inny, czyli swój własny, sposób. Nie mógł jednak, bo gdyby Kelly się dowiedziała, to ze współpracy nici i ze złamania klątwy też nici.
- Wybacz, kochanie, ale nie mogę, dziś się kończy pełnia...
- Rozumiem...- spuściła głowę i wbiła wzrok w swoje buty.
- Ale jak będzie po wszystkim, to już nic nas nie powstrzyma- szepnął czule, unosząc jej głowę za podbródek.
- Dobrze.
- Do widzenia, Caroline- pocałował ją krótko w usta i odszedł, znikając po chwili w ciemnościach.
Odprowadziła go wzrokiem i ruszyła w przeciwną stronę, wtedy probówka zaczęła jej niezmiernie ciążyć, miała nawet przez chwilę ochotę ją wyjąć, roztrzaskać o beton i przejść obcasami po jej pozostałościach, ale tego nie uczyniła.


Kiedy Elizabeth wyszła spod prysznica, Damon stał przy stole i wszystko gorączkowo przekładał.
- Damon?- spytała powoli, wycierając włosy ręcznikiem. On jakby na komendę odłożył wszystko i udał, że niczym się nie zajmował.
- Czego szukałeś?
- Niczego ważnego...- wzruszył ramionami i podszedł do niej.
Nigdy nie umiała sobie wyobrazić w jakiej piżamie śpi i oto dzisiaj otrzymała odpowiedź. Zero koszulki, same spodnie- szare w granatową kratę. Dotknęła jego torsu tym samym nie pozwalając mu siebie przytulić.
- Mieliśmy nie myśleć dzisiaj o sprawach nadprzyrodzonych, pamiętasz? Więc wszystko musi poczekać do jutra...- El przytuliła się do wampira, muskając jego tors mokrymi włosami.
- Wiem, pamiętam...- jednak ta sprawa nie potrafiła go opuścić. Wciąż o niej myślał, a może raczej o jej zachowaniu i tym zapachu... To, że go nie lubiła nie było zagadką, ale te światła w jej oczach, ta aura. Rzadko kiedy używał swoich zdolności, a już najrzadziej to właśnie widoczności aury. Aura El była różowo-żółta, co oznaczało delikatność, wrażliwość, zadowolenie, ale i niestety naiwność, natomiast u Caroline przeważały kolory złoty- nieograniczony potencjał oraz czerwień- agresja, to połączenie nigdy nie było dobre, z zasady. W szczególności, jeśli otaczały właśnie ją!
Damon się uśmiechnął i wziął swoją dziewczynę na ręce. Zniósł ją do łóżka, kładąc się obok niej. Postanowił choć na chwilę odgrodzić od siebie złe myśli i skupić się całkowicie na ukochanej, która właśnie usiadła na nim okrakiem i wodziła palcami po jego klatce piersiowej.
- Muszę Ci powiedzieć, że dzisiejszy wieczór, był najlepszym w moim życiu... sądzę, że to sprawka tego Tiramisu...
- O ty...- Damon przeturlał się, tak by Elizabeth była pod nim. Dziewczyna objęła go lekko nogami, dotykając palcami jego pleców.
- Kocham Cię- szepnął i pocałował ją w czoło.
- Kocham Cię- odpowiedziała i mimowolnie ziewnęła.
- Jesteś już zmęczona...- zszedł z niej i położył się obok uprzednio gasząc światło.
- Odrobinę- położyła głowę na jego piersi i zamknęła oczy. Wdychała zapach jego skóry, który niczym kołysanka zachęcał ją do snu.
Jak to możliwe? Zastanawiała się Elizabeth i nawet nie wiedząc kiedy odpłynęła w niebyt.

Około półgodziny później Damon, będąc pewnym, że dziewczyna już śpi, ostrożnie wyślizgnął się z jej objęć. Nie mógł tego tak zostawić... El, jak się obudzi będzie zła, ale teoretycznie nie złamał obietnicy.
- Nowy dzień już się zaczął- szepnął, patrząc na krótką wskazówkę zegara wskazującą cyfrę 1.

No i jak? Podoba się? Mam nadzieję ;)W kolejnym będzie więcej akcji, obiecuję. Komentujcie, bo to mi daje dużo siły, kocham Was ;*

44 komentarze:

  1. Świetny rozdział i taki długi co jest zdecydowanym plusem:)Tyle się działo że nie umiem tego szczegółowo skomentować.Czekam na NN.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże ..zabrakło mi słów! Jestem....ZACHWYCONA!
    Wspaniały rozdział i cudoooownie długi.Chociaż dla mnie mógłby się nie kończyć ;)
    Pięknie opisałaś relację Elizabeth i Damona.Ich związek rozpoczynający się na nowo,ich "pierwsza randka".Te SMS-y !Bosko!Chociaż jestem troszeczkę zaniepokojona tym całym genem łowcy El.
    Wspomnienia Damona z dzieciństwa i jego zdjęcie jako małego chłopca...opisałaś to tak,że normalnie mam tego malucha przed oczami!
    A jak się wystraszyłam,kiedy pojawiła się Amanda i chciała zabić dziecko Elizabeth,aż mi na moment serce stanęło!A tak na marginesie to kiedy Damon dowie się o ciąży?
    No ale nie będę tu streszczenia pisać :)Rozdział...palce lizać!
    Ach zapomniałabym,bardzo zaintrygowała mnie Caroline.Zobaczymy co się wydarzy.
    No i na koniec to co tygryski lubią najbardziej(czyli ja).Napięcie seksualne między nimi.Kobieto to w jaki sposób opisujesz ich chęć bycia blisko,ich pożądanie POWALA NA KOLANA !zresztą całe opowiadanie mnie powala,ale zacytuję"Nie wiedziałam jakim cudem jeszcze stoję, podczas kiedy on podnosząc się prawie dotykał nosem mojego brzucha."Uwierzysz,że ciarki mi przeszły po plecach!!! NIESAMOWITA JESTEŚ
    O to właśnie chodzi,żeby porwać czytelnika.Ty to potrafisz,więc pisz Kochana.Pisz jak najwięcej.Jeszcze raz życzę weny i mam nadzieję,że już niedługo pojawi się kolejny rozdział.Będę czekać z utęsknieniem,a jak na razie porozkoszuję się jeszcze raz nowym rozdziałem.
    Dziękuję ślicznie za dedykację.Jestem zaszczycona!
    Damonka ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział jest boski!! Przyznaję, że skupiłam się na fragmentach z El i Damonem a resztę tylko przyjęłam do wiadomości:) Damon jest boski.. Taki romantyczny, czuły, opiekuńczy, szalony i namiętny zarazem. Po prostu kwintesencja ideału chłopaka. Tak bardzo zazdroszczę El pomimo, iż wiem, że to wszystko to fikcja. Najbardziej podobało mi się wszystko( smsy, randka, rozmowa, motocykl, wspomnienia...), a najmniej, że mimo tego napięcia między nimi jednak się powstrzymali przed zbliżeniem. Ciekawi mnie co będzie dalej, no i co z ciążą El. A jeżeli chodzi o wątki "poboczne" to szkoda mi Caroline, która jest wykorzystywana przez tego Logana( swoją drogą ciekawe kto to jest), no i Katherina mnie denerwuje, ale to akurat nic nowego. Pozdrawiam i czekam na NN. Mam nadzieję, że już niedługo:) No i sorki, że się aż tak rozpisałam, ale mój zachwyt musiałam przelać w komentarzu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie nowy rozdział.!!! I to jaki ! *.* Po prostu zaparło mi dech w piersiach.Opłacało się czekać.A ta randka Damona i Elena ymmmmmmm....!!!!CUDO , CUDO I JESZCZE RAZ CUDO.Nic dodać nic ująć.Mam tylko nadzieję , że Amanda zbytnio nie namiesza między Deleną. Okropnie mnie ciekawi gdzie Damon się wybiera...Z niecierpliwością czekam no nowy rozdział.!!
    Pozdrawiam i życzę weny :**

    PS.Zapraszam :*
    http://last-drop-of-blood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam!
    Długi rozdział. Ha! To mało powiedziane. Mnie to szczerze zmęczyło. Może postaraj się częściej wstwiać, tyle że krótsze? Choć trochę...
    Słów jest tyle, że o wymienianiu błędów nie ma mowy. Moim zdaniem za bardzo to wszystko słodzisz. Ojej, ojej. Damon - niech ma więcej pazura. El tak samo.
    No okej, czekam na ciąg dalszy.
    PS: Wyłącz weryfikację obrazkową, proszę!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do mnie na nowy rozdział:)http://delena-i-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka :) Właśnie zyskałaś kolejną fankę :) Masz naprawdę wielki talent . Zazdroszczę ci :) Twoja historia wciąga :) Jest taka ciekawa i w ogóle ... Napewno tu jeszcze wpadnę :) Serdecznie zapraszam cię do siebie na http://pozagranicamiwyobrazni.bloog.pl/ . Mam nadzieję , że ci się spodoba. Życze ci weny :)
    Karolina J

    OdpowiedzUsuń
  8. Po długim czasie serdecznie zapraszam na nowy rozdział na www.odrobina-milosci.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  9. o mój booożeeee , zakochałam się w tym opowiadaniu ! jak coś opisujesz (np. malego Damona *-* ) to ja poprostu tworzę film XD to jest Z A J E B I S T E ! poświęciłam caaaaaluusieńki dzień żeby przeczytać wszystkie rozdziały i było warto! a Damon po prostuu .... cud, miód , maliny :D będę tu zaglądać chyba codziennie, żeby sprawdzić czy nie ma nic nowego ;] czekam na next ♥ życzę duuuużej weeny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super, jak zawsze. Piszesz bosko <3
    Zapraszam do mnie na nn po długiej nieobecności:
    http://love-is-a-winner-storyofdelena.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. jesteś świetna cieszę się,że Dajmon i Elizabetch do siebie wrócili zastanawia mnie ten gen łowcy te esemesy były słodkie i takie podniecające i ta zazdrość tej dzewczyny była boska mam nadzeję,że nie namiesza między nimi aby tylko Amanda nie wruciła dodaj jakieś faine blogi o delenie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. NN u mnie:) Serdecznie zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Wspaniały rozdział. Świetnie, że był taki długi. To jest plus tego wszystkiego. Związek Eli i Damona jest wspaniały. Bardzo ciekawie opisujesz wszystko i wszystkich. Jest w tym wszystkim trochę tajemniczości co jest kolejnym wielkim plusem! Amanda jako duch jest potwierdzeniem genów Eli. Z drugiej strony jak w takiej jednej małej śmiertelnej istotce może być tyle różnych darów? :) Ciekawi mnie ta cała sytuacja z Caroline i to wpojenie z Bonnie. Czekam na NN. :*
    Nominowałam Cię do Liebster Award. Wszystko na moim blogu http://elena-stefan-damon.bloog.pl/ :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej rozdział ekstra !!!! Elizabeth i Damon to cudna para !!! Nareszcie powróciłam do żywych . Zapraszam u mnie na nową notkę na http://thevampirediaresdelena.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  15. To znowu ja Damonka ;)) wiem upierdliwa jestem,ale cóż :P
    Chciałam Cię Kochanie poinformować,że UMIERAM z braku nowego rozdziału :'(
    Wiem,że jak nie masz weny to nie piszesz,bo po prostu wtedy to nie ma sensu.
    Ale ja czekam z takim utęsknieniem.Codziennie sprawdzam czy czegoś nie dodałaś.BŁAGAM napisz chociaż,kiedy można się spodziewać kolejnego rarytasu ;))
    Pozdrawiam i życzę MEEEGA WENY !!!!!!!!! :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Z utęsknieniem czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy ukaże się następny rozdział? Nie mogę się już doczekać
    A tu zapraszam do siebie.Dopiero zaczynam :))
    http://sybilla-orlov.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Nominowałam Cię do Liebster Award<3
    więcej na: http://love-is-a-winner-storyofdelena.blogspot.com/
    czekam na nn
    kocham:*

    OdpowiedzUsuń
  19. NN u MNIE:) Zapraszam serdecznie:*

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapraszam do mnie na nowy rozdział:)
    delena-i-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. To jest jedno z moich ulubionych opowiadań. Delena w twoim wykonaniu zawsze dobrze wychodzi. Mam nadzieję, że niedługo napiszesz następny rozdział. Weny życzę.

    Ps. Zapraszam do mnie http://szkolamagow.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że przeczytasz.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zapraszam do mnie na nowy rozdział:)
    http://delena-i-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. NN u mnie:) Zapraszam i wszystkiego najlepszego w Dniu Dziecka, bo przecież bez względu na wiek wszyscy jesteśmy dziećmi :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Zapraszam do mnie na rozdział pierwszy http://szkolamagow.blogspot.com/ Sorry że usunęłam wcześniejszy, ale jakoś się rozjechał. Weny życzę, mam nadzieję, że niedługo napiszesz coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
  25. Zapraszam do mnie na nowy rozdział http://szkolamagow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  26. Zapraszam do mnie na następny rozdział http://szkolamagow.blogspot.com/ Mam nadzieję, że skomentujesz.

    OdpowiedzUsuń
  27. Moja Kochana RATUJ mnie nowym rozdziałem,bo już uschłam z tęsknoty :'((
    Czekam i czekam i już taki badylek suchy ze mnie prawie jest...
    Błagam chociaż o taki króciutki rozdzialik :'(
    UWIELBIAM CIĘ :*

    Damonka

    OdpowiedzUsuń
  28. Zgadzam się, z osobą powyżej. Zapraszam do mnie na następny rozdział http://szkolamagow.blogspot.com/ Mam nadzieję, że skomentujesz, bo zależy mi na Twojej opinii.

    OdpowiedzUsuń
  29. Szczególnie miłośniczkom Wampirów poświęcam liryki, które kryją się pod kategorią "With Vampire". Tematyka całego bloga to filmy, muzyka (filmowa i nie tylko), a także życie codzienne. Zapraszam: http://versemovie.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  30. Zapraszam na następny rozdział mam nadzieję, że skomentujesz. http://szkolamagow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  31. Opisywana przez ciebie historia Deleny jest niesamowita :D
    Tracę poczucie czasu jak czytam kolejne rodziały.
    Nie mogę się doczekać kolejnego.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Po długiej przerwie nn u mnie:P Pozdrawiam:* PS. Jeżeli nadal chcesz być powiadamiana o NN to daj mi znać w komentarzu na moim blogu. Dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
  33. :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'(

    CZEKAM I CZEKAM :'( :'( :'( :'( :'(

    Damonka

    OdpowiedzUsuń
  34. Zapraszam do mnie na nowy rozdział
    http://delena-i-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  35. Zapraszam do mnie http://julie-and-damon.blogspot.com/ Mam nadzieję,że napiszesz mi w komentarzu co tym blogu myślisz i co powinnam poprawić ;)
    PS :czekam na nn od marca,mam nadzieję,że dodasz ją jak najszybciej.Pozdr

    OdpowiedzUsuń
  36. Nominowałam cię do Liebster Award.Więcej informacji tutaj:
    http://julie-and-damon.blogspot.com/2013/08/liebster-award_6192.html

    OdpowiedzUsuń
  37. Zapraszam do mnie na NN:)
    delena-i-love-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  38. Po długim czasie serdecznie zapraszam na nowy rozdział na www.odrobina-milosci.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń