-
Elizabeth, cóż za tempo...- powiedziała Jenna patrząc jak
pochłaniam jogurt z musli.
-
Normalne- odparłam z pełną buzią. Pochyliłam się bardziej nad
blatem, żeby jogurt mi nie pobrudził sukienki.
-
Właśnie widzę... a dla kogo założyłaś dzisiaj sukienkę?-
spytała nie patrząc na mnie i dopijając poranną kawę.
Przełknęłam i popatrzyłam na nią chwilę, złożyła gazetę na
pół i przypatrzyła mi się.
-
Znam go?
Przewróciłam
oczami i wyrzuciłam opakowanie do kosza. Spojrzałam na zegarek...
miałam jeszcze trochę czasu.
-
Pamiętaj o jutrzejszej kolacji...
Zatrzymałam
się w pół drogi i zrobiłam krok do tyłu, żeby posłać Jennie
zdziwione spojrzenie.
-
Kolacji...
-
Nie słuchałaś, prawda? To ważny dla mnie klient...
-
Którego zapraszasz do domu... Jenna, Jenna...
Rzuciła
we mnie gazetą, przed którą w ostatniej chwili się uchyliłam.
Wbiegłam szybko po schodach prawie wpadając na Jeremiego.
-
Hej, Kubica, zwolnij...
-
Przepraszam- zawołałam za sobą, byłam już bowiem w łazience i
nakładałam pastę na szczoteczkę. W odbiciu lustrzanym pojawił
się Jeremy.
-
Spokojnie, mamy jeszcze pół godziny...
-
Może ty masz, ale ja nie...- bąknęłam z buzią wypełnioną pianą
i po raz kolejny dzisiaj przewróciłam oczami.
Chłopak
westchnął.
-
Moje okna wychodzą na podjazd...
Wyplułam
zawartość jamy ustnej. Wiedziałam o co mu chodzi.
-
I...?
-
I widziałem, jak Damon Cię wczoraj odwiózł do domu... Wiem, że
to nie moja sprawa, ale czemu znowu z nim jesteś? Tyle Ci sprawił
przykrości...
-
Masz rację, to nie twoja sprawa, to po pierwsze, a po drugie- nie
jestem z nim, nie do końca... mamy swój układ...- przypudrowałam
odrobinę twarz, żeby się nie świecić. Nagle usłyszałam
klakson. Jak oparzona rzuciłam się do drzwi. Chwyciłam torbę,
zbiegłam po schodach i ubrałam buty za kostkę.
-
El, czy to jest...?
-
Tak!
-
Pamiętaj, że mnie dzisiaj podrzucasz do szpitala!- zawołał Jeremy
wychylając się przez obręcz u szczytu schodów.
-
Pamiętam o wszystkim! Pa!- wybiegłam z domu, ale zaraz uświadomiłam
sobie jak niedojrzałe to musi być i zwolniłam. Słońce wyszło
zza chmur, a jego promienie bezczelnie mi świeciły prosto w twarz!
Ja jednak wytrwale zmierzałam ku Damonowi, który właśnie wyszedł
z auta. Patrzyłam jak obchodzi auto i otwiera drzwi
z mojej strony, zabójczo się przy tym uśmiechając. Przez zwykłe
przyzwyczajenie popatrzyłam w co był dzisiaj ubrany. Szara koszulka
z dekoltem w serek i jeansy... koszulka podkreślała jego mięśnie,
a spodnie... tyłek. Wyglądał bardzo apetycznie, wręcz do
schrupania. Nie wiedziałam co mam zrobić, pocałować go?
Przytulić? Powiedzieć tylko „cześć”? Po minie Damona
poznałam, że on też się dziwnie poczuł, dlatego wyszłam z tego
najlepiej jak chyba tylko można było.
-
Hej...
-
Cześć...- stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
Uśmiechnął się, więc uniknęliśmy niezręcznej sytuacji.
-
Pięknie dziś wyglądasz...
-
Dziękuję, ty też dzisiaj wyglądasz całkiem, całkiem...
-
Tylko całkiem, całkiem...?- spytał przybliżając się do mnie,
szybko wsiadłam do samochodu.
-
Umawialiśmy się, dotrzymuj obietnicy...
Damon
westchnął, zamknął drzwi i zasiadł za kółkiem.
-
Dobrze, więc jak Ci się spało?
-
Ach, byłam taka zmęczona i do tego ten alkohol, że wystarczyło,
żebym dotknęła głową poduszki i już spałam... a ty?
-
A ja... poszedłem późno spać... i wstałem dosyć wcześnie...
ogólnie nie spałem dużo...
-
Coś się dzieje?
Damon
wzruszył ramionami i ruszył.
-
Martwi mnie trochę ta sprawa z Klausem, wiesz? Do tego jeszcze to
włamanie do Caroline... Katherine- popatrzył na mnie kątem oka,
siedziałam bokiem do kierunku jazdy patrząc na niego. Weryfikowałam
każdy jego najdrobniejszy gest. Nie wiedziałam czy mówi prawdę,
czy coś przede mną ukrywa.
-
Damon, wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? Prawda?
Skinął
głową nie odwracając wzroku z jezdni. Westchnęłam głośno, bo
co miałam zrobić? Nie zmuszę go do niczego.
-
A gdzie dzisiaj jedziemy?- nie umiałam ukryć podekscytowania w
głosie.
-
Nie możesz się doczekać, co?
Potrząsnęłam
głową.
-
To gdzie mnie dzisiaj zabierasz?
-
Do Roanoke, więcej Ci nie powiem... nie patrz tak na mnie, jak Ci
powiem to nie będzie niespodzianki.
Powstrzymałam
się od przewrócenia oczami.
-
Chcę się dzisiaj zapisać na Creative Writing...
Pani Garner mnie poprosiła o moje prace z wcześniejszych lat... nie
mogę się doczekać.
-
To powiedz mi potem jak poszło, ok?
-
Jasne...
Podjechaliśmy
pod szkołę, nie było prawie żadnych samochodów, Damon wyczuł, że
coś jest nie tak.
-
Co tu tak pusto? Nie ma dzisiaj lekcji?Na którą masz?
-
Chciałam z tobą trochę pogadać... do lekcji mam jeszcze... 40
minut?
Damon
otworzył buzię ze zdziwienia. Wiedziałam, że tak zareaguje, po
prostu wiedziałam.
-
Och, nie patrz tak na mnie, nie bądź na mnie zły...
-
El, ja nie potrafię być na ciebie zły- dotknął mojego policzka i
od razu mi się zrobiło cieplej. Wiedziałam, że zaraz zerwę naszą
umowę i go pocałuję, więc się lekko odsunęłam. Wampir
westchnął zabierając rękę.
-
Dobra, zrozumiałem. Mogę Ci zadać pytanie?
Kiwnęłam
głową i się uśmiechnęłam.
- Pytanie, które mnie męczy, można powiedzieć, odkąd
cię tylko znam- ilu miałaś chłopaków przede mną i jak daleko
się z nimi posunęłaś?
Przewróciłam
oczami, nie mogłam się powstrzymać.
-
No wiesz, ale pytanie. Ale dobra, odpowiedź brzmi, ani jednego, co
oznacza, że...- wzięłam głęboki wdech, trudno się mówiło o
takich rzeczach bezpośrednio- że to z Tobą się całowałam po raz
pierwszy.
Odważyłam
się podnieść głowę, byłam strasznie ciekawa jego reakcji.
Patrzył
na mnie ze zdziwieniem i oddychał przez lekko otwarte usta.
Wyglądał, jakby zaraz miał się szeroko uśmiechnąć, jakby to co
usłyszał, było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Spojrzał na
moje usta, a potem w oczy.
-
Ja... trudno mi w to uwierzyć, El... ty masz 18 lat! Jak tyś to
zrobiła?
-
Po prostu nie spotkałam wcześniej żadnego dobrego kandydata...
-
Ja tym bardziej nie jestem dobrym kandydatem.
Wzruszyłam
ramionami.
-
Wybacz, stało się, nie prosiłam Cię, żebyś mnie porywał nad
wodospad.
-
Żałujesz... ?
Popatrzyłam
na niego jakby był przybyszem z innej planety.
-
Nie, skąd ten pomysł?
Uśmiechnęłam
się próbując pochwycić jego spojrzenie. On nie odwzajemnił
uśmiechu, westchnął tylko głośno.
-
Elizabeth, muszę Ci o czymś powiedzieć...
-
Proszę, nie mów tak, to mnie przeraża...
Damon
wyjrzał przez okno, na parking podjechało kilka aut.
-
Czytałem wczoraj dziennik Gilberta.
-
To dlatego nie potrafiłeś spać?
-
Między innymi...- widziałam, że to co ma mi do powiedzenia, jest
dla niego nadzwyczaj trudne, więc postanowiłam dodać mu otuchy
poprzez złapanie go za rękę. Podniósł na mnie wzrok i cofnął
dłoń.
-
Hej, co jest? To aż tak straszne?
-
Gdybyś wiedziała jak...- głos mu odmówił posłuszeństwa,
zamilkł.
Nagle
ktoś zapukał w szybę z mojej strony. Caroline...
Uchyliłam okno.
-
Hej. Pomyślałam, że mogłabym jeszcze z tobą porozmawiać przed
lekcjami... Cześć Damon.
-
Cześć...
-
Jasne, poczekasz na mnie przed szkołą?
-
Ok.
Blondynka
odeszła, a ja odwróciłam się w stronę wampira.
-
Wyjdź z samochodu, przyda Ci się świeże powietrze.
O
dziwo, posłuchał mnie. Obeszłam samochód i przyparłam Damona
swoim ciałem do samochodu. Położyłam dłonie na jego biodrach i
spojrzałam mu w oczy.
-
A teraz mi powiedz, czemu boisz się mnie dotknąć? Jestem na coś
chora? Mam na czole napisane: „Przyciągam nieszczęścia”?
-
Ja chyba byłem pierwszym nieszczęściem, reszta to reakcja
łańcuchowa...
-
Co takiego przeczytałeś, że przeszkadza Ci to, czym jesteś?
-
Urodziłaś się z genem łowcy- powiedział szybko, patrząc mi w
oczy. Mimo, iż te płonęły gniewem, widziałam, że czaił się w
nich smutek.
-
Że co, proszę?- dopiero teraz dotarło do mnie co on powiedział.
Gen łowcy? Zaszła jakaś mutacja w moim DNA?!
-
Jesteś urodzonym łowcą, obecność istot nadprzyrodzonych potęguje
ten gen, jednym z objawów jest coś podobnego do rozdwojenia
jaźni...- wtedy w barze, w wieczór, kiedy się poznaliśmy... O mój
Boże...- jesteś silniejsza nie tylko fizycznie, ale i psychicznie-
moment po zmartwychwstaniu, po zabiciu przez Amandę...- oraz co w
twoim przypadku pasuje idealnie, wysoka odporność na środki
odurzające, w tym alkohol...
-
To... chyba nie jest takie złe, nie?
-
Elizabeth, kiedy masz objawy,to już jest źle. Gilbert opisał w
swoim pamiętniku legendę, która była powszechna wśród
rodowitych łowców. Są dwa rodzaje łowców: z rodowodem i bez. Ci
pierwsi są silniejsi, szybsi, mają lepszy refleks, potrafią dłużej
wytrzymać bez snu, jedzenia i picia, Ci drudzy nie mają żadnych
„ulepszeń”, jednak obydwoje polują na potwory.
-
Potwory? Wampiry, wilkołaki...?
-
Nie tylko, są jeszcze demony, mściwe duchy... nie będę Ci ich
wszystkich wymieniał, wszystkie są wymienione i opisane w jego
dzienniku. Mniejsza o nie. Legenda głosi, że każdy łowca, ten z
dodatkowym chromosomem łowcy, zaczyna swoją „karierę” po
zabiciu potwora, który jest najbliżej niego, a dokładniej:
„najbliżej jego serca”... nie wiadomo kiedy to przychodzi, chęć
zabicia może przyjść w każdej chwili, podczas snu, jedzenia,
zmywania naczyń...
-
Boisz się, że w pewnym momencie wyciągnę kołek i ci go wsadzę
prosto w serce? Daj spokój, obezwładniłbyś mnie w sekundę...
Spojrzał
na mnie nieufnie.
-
Daj spokój... Powiedz, ile razy odkąd się znamy Cię zraniłam?
Westchnął
i pocałował mnie w czoło.
-
Ani razu, po prostu...
-
Martwisz się...- dokończyłam za niego.- Czyżby to było coś
nowego dla pana, panie Salvatore?
Uśmiechnął
się rozbrajająco.
-
Uwielbiam jak się do mnie zwracasz per „panie Salvatore”...
-
Hej, El!- usłyszałam z drugiego końca parkingu. Odwróciłam się
i zobaczyłam Bonnie machającą w moim kierunku. Odmachałam
przyjaciółce i uśmiechnęłam się do niej. Spojrzałam ponownie
na Damona i złamałam swoją zasadę. Pocałowałam go dając się
ponieść emocjom. Kiedy poczułam, że już za bardzo się wczuliśmy
w pocałunek odsunęłam się od niego delikatnie.
-
Muszę iść, pogadać jeszcze z dziewczynami przed lekcjami, spotkać
się z panią Garner i tak dalej... Przestań o tym myśleć, bo się
tylko niepotrzebnie zadręczasz... nikogo nie zabiję...- ktoś
zagwizdał i instynktownie się odwróciłam. David i Tyler stali z
dziewczynami przy wejściu i na mnie machali.- Widzisz? Oni nawet przez sekundę nie dadzą
mi o tym pomyśleć...
- Miłej zabawy. Przyjadę po Ciebie po lekcjach, ok?
-
Jasne. Pa- pocałowałam go w czubek nosa i ruszyłam w stronę
przyjaciół. Byłam do niego tyłem, mogłam zdjąć uśmiechniętą
maskę. Nie chciałam go martwić, był już wystarczająco
zdenerwowany... Widząc z daleka zadowolone twarze ponownie
przybrałam zadowoloną twarz. Pozostawało pytanie jak długo tak
jeszcze wytrzymam?
-
Heej, El.
-
Heej, Ty. Czemu się tak szczerzysz?
-
Bo nasza wspaniała Caroline, wpadła na wspaniały pomysł...
-
Od razu mówię, że nie idę na wagary...- zaprzeczyłam, na co
Bonnie tylko westchnęła i położyła mi rękę na ramieniu.
-
Nie wagary. Coś legalnego, dzięki czemu możemy się obijać-
blondynka zaklaskała w dłonie.- Jutro jest bal a'la lata 60.-
kontynuowała brunetka uśmiechając się przy tym szeroko- a, że
sala gimnastyczna dzisiaj będzie wolna, ponieważ jest ładna pogoda
i wf będzie dzisiaj na dworze, to możemy za pozwoleniem dyrektora
zwolnić się z lekcji i pomóc w dekorowaniu sali... Co ty na to?
Wszyscy
patrzyli na mnie i moją reakcję. Co powie El? Co zrobi? Jak
postąpi? Okaże się być fajna? Czy może jest frajerką? Moja
asertywność zawsze pozostawiała wiele do życzenia, jednak tym
razem miałam zamiar zrobić krok milowy i się przełamać.
-
Wiecie... muszę iść na angielski... obiecałam pani Garner, że
dam jej moje prace, a poza tym Quito pewnie dzisiaj odda testy, a
chciałabym zobaczyć co zrobiłam źle, więc... ja dzisiaj
odpadam...
-
A po lekcjach?
-
Nie mogę... Obiecałam Jeremiemu, że zawiozę go dzisiaj do
szpitala... Muszę iść... Pa.
Szybko
wyminęłam wszystkich, nie chciałam usłyszeć żadnego komentarza,
żadnej uwagi. Podeszłam do swojej szafki i wykręciłam kod.
Wzięłam segregator i książkę z angielskiego. Zamknęłam szafkę
i obok mnie zmaterializowała się nagle Kimberly Evans.
Podskoczyłam, upuszczając książkę. Na twarzy blondynki malowała
się satysfakcja.
-
Cześć, Gilbert...
Podniosłam
podręcznik i spojrzałam na dziewczynę z wyższością. Wciąż
pamiętałam jak wpychała Damonowi język do gardła, on też nie
był bez winy, ale jednak.
-
Cześć...
-
Widziałam jak stałaś przed szkołą z Damonem... świetnie całuje,
prawda?
Zacisnęłam
zęby. Nigdy nie korciło mnie tak bardzo jak teraz, żeby ją
uderzyć.
-
Masz jakiś interes do mnie, Kimberly?
Przestała
się uśmiechać i przybliżyła się do mnie, odruchowo się
wycofałam.
-
Zabrałaś mi chłopaka, miałam go na oku zanim się zjawiłaś w
Mystic Falls. Byłam pierwsza...-syknęła. Wyglądała żałośnie,
kiedy się złościła. Wyprostowała się i lekko wygięła usta w
głupim uśmieszku.
-
Zniszczę Cię, jeśli nie odpuścisz...
Zaśmiałam
się krótko i teraz to ja zrobiłam krok w przód.
-
Żal mi Cię... Musisz być bardzo zdesperowana, co jest? Cała
drużyna szkolna już się na tobie poznała? Szukasz kolejnych
frajerów? Znajdź innego...
-
Pożałujesz tych słów- warknęła i mnie wyminęła trącając
mnie ramieniem. Pokręciłam głową na jej zachowanie. Obejrzałam się jeszcze raz za blondi i uśmiechnęłam się. Już
ja jej pokażę gdzie raki zimują. Idąc w stronę klasy języka
angielskiego zaczęłam szukać w torbie moich prac z zeszłego roku.
W sali siedziało już kilka osób żywo rozmawiając.
-
Dzień dobry, pani Garner...
-
Elizabeth, dzień dobry, masz dla mnie...
-
Tak, oczywiście.- Podałam jej mały plik kartek, który
nauczycielka przejrzała i z aprobatą przyjrzała się dużej,
czerwonej literze „A”.
-
Na kolejnej przerwie mam okienko, przeczytam to...
Skinęłam
głową i usiadłam w przedostatniej ławce od okna. Wyjęłam
telefon z bocznej kieszonki torby, dostałam sms-a od Damona.
„Nie
mogę przestać myśleć o twojej „przypadłości”... co może
zamiast tego zaprzątnąć moje myśli...?”
Uśmiechnęłam
się. On jest niemożliwy... Utwórz nową wiadomość.
„Jest
mała lista takich rzeczy... nie będę świntuszyła w SMS-ie i tak
już dzisiaj nagięłam zasady :P. P.S. Ciesz się, że moja
„przypadłość” nie jest przenoszona drogą płciową...”
Zastanawiałam
się nad tym ostatnim zdaniem, ale wysłałam to. Nie musiałam długo
czekać na reakcję.
„Wiesz
co to sex-telefon? P.S. Całe szczęście...”
Nie
mogłam się nie uśmiechnąć jeszcze szerzej.
„ Jak
pan tak może... panie Salvatore...ale wiem co to takiego... P.S.
Rozumiem, że twój humor uległ poprawie...”
Wyślij.
Do sali wszedł ktoś na wysokich obcasach. Zgaduję kto to...
Kimberly Evans we własnej osobie wkroczyła do pomieszczenia i z
niechęcią wymalowaną na twarzy usiadła w drugiej ławce od przodu
od strony drzwi. Za nią usiadły dwie przyjaciółeczki, zupełnie
jak w amerykańskim filmie o hierarchii nastolatków w szkole.
Spojrzałam ponownie na wyświetlacz komórki, cały żar ze mnie
wyparował.
„Panno
Gilbert, mówiłem już coś na ten temat. W tej chwili się czuję
jak głodny pies przywiązany do budy, a mój łańcuch jest zbyt krótki,
żeby dosięgnąć jedzenia. P.S. Znacznie, od kiedy panienka mnie
pocałowała...”
Zadzwonił
dzwonek i drzwi klasy się zamknęły.
„Nie mogę teraz pisać, mam angielski..."
-
Witajcie moi drodzy. Na początek chciałam wam przypomnieć, że w
poniedziałek za tydzień rusza Creative Writing, dlatego
kto chętny niech podniesie rękę.
Podniosłam
ją i kilka innych osób, wśród których była ta małpa.
-
Kim?- spytała zdziwiona nauczycielka. Wszyscy popatrzyli na
uczennicę. Po chwili ciszy z lekko zdziwioną miną, pani Garner
wpisała ją na listę i wszystkich pozostałych. Popatrzyłam na
Evans, a ona na mnie i uśmiechnęła się złośliwie. Coś knuła,
byłam tylko ciekawa co...
-
Jak co roku jest konkurs międzystanowy, ktoś byłby zainteresowany?
Teraz
podniosło rękę mniej osób, w tym ja i Kim.
-
Kimberly, nie przestajesz mnie zaskakiwać, założyłaś się z
kimś o coś?
-
Postanowiłam być aktywniejsza w szkole...
Kilka
osób parsknęło śmiechem, najwyraźniej nie była powszechnie
uważana za kujona.
-
Spokój... Cieszę się...
Blondynka
puściła do mnie oczko. Zacisnęłam mocniej kciuk na ołówku,
który trzymałam i ten- trach! Złamał się w pół.
-
Nieźle- usłyszałam za plecami. Odwróciłam się do chłopaka,
który bodajże miał na imię Bill i miał na sobie bluzę szkolnej
drużyny futbolowej.
-
Dzięki- mruknęłam i odwróciłam się. Nie było mi dane skupić
się jednak na lekcji, bo ktoś, pewnie znowu Bill, rzucił
karteczkę na moją ławkę. Wzięłam głęboki wdech i ją
rozwinęłam.
„Z
kim idziesz na imprezę lat 60.?”
Na
pewno nie z Tobą. Nie napisałam tego, a chciałam... Czyżby nie
widział mnie jeszcze z Damonem?
„ Z
chłopakiem.”
Położyłam
kartkę na jego ławce, sięgając tylko ręką.
-
Z Salvatorem?- spytał cicho, na co ja skinęłam głową. Damon, co
prawda jeszcze o tym nie wiedział, ale jak go poproszę to z
pewnością pójdzie. Bill już mnie nie zaczepiał, Kimberly się
nie odwracała, miałam święty spokój i jedyne co mnie teraz
obchodziło to monotonny głos nauczycielki.
Idąc
na biologię musiałam wstąpić do toalety. Miałam już do niej
skręcić, kiedy usłyszałam rozmowę Kimberly z jakimś
chłopakiem.
-
...powiedziała?
-
Że ma już towarzystwo. Tego Salvatore.
-
On tam będzie, czyli?
-
No raczej tak. Dowiedziałem się, teraz moje wynagrodzenie.
-
Przyjedź po mnie jutro o 17... nie spóźnij się- warknęła.
Wycofałam
się i zawróciłam kierując się okrężną drogą do sali
biologii.
Dlatego
się mnie pytał z kim idę... Kimberly chciała wiedzieć, czy
Damon też tam będzie. Co za suka. Odwróciłam się. Po tej dwójce
nie było ani śladu.
***
Katherine
stała nad zwłokami mężczyzny i uporczywie wpatrywała się w jego
twarz. Czekała na jakiekolwiek oznaki życia. Może dała mu za mało
krwi, aby obudził się jako wampir? Przewróciła oczami i podeszła
do małej lodówki, stojącej w rogu niby kuchni. Niby kuchni,
ponieważ nic w niej oprócz lodówki i starej, zniszczonej,
nienadającej się już do użytku kuchenki nie przypominało kuchni.
Kafelki, które kiedyś były białe, teraz porosły grzybem i
pleśnią, ściany nie były już dawno odmalowywane, bo każdemu
było żal pieniędzy na taką melinę, tym bardziej, że tynk się
już sypał z sufitu. Ale lodówka chłodziła, a to był jedyny
wymóg wampirzycy.
Rozerwała
woreczek krwi i wypiła całą jego zawartość. Nagle kątem oka
wychwyciła ruch. Budził się.
-
W końcu- mruknęła Katherine i kiedy tylko mężczyzna się
przebudził ta dała mu pod nos nowy woreczek krwi. Brad, bo tak miał
na imię, nieświadomy tego, że dzięki temu przemiana się
dokonała, zapragnął więcej.
-
Chcę jeszcze...
-
Najpierw coś dla mnie zrobisz.
-
Czemu miałbym coś dla Ciebie robić? Zabiłaś mnie!- dopiero teraz
to do niego trafiło.- Nie żyję... ja nie żyję... Moja
narzeczona...
-
Potem się będziesz mazał, teraz masz zrobić to co Ci każę, bo
Cię zabiję i nigdy nie zobaczysz swojej ukochanej.
Nowonarodzony
powoli zaczął kiwać głową, musiał przecież zobaczyć się z
Moną, chociażby po to, żeby się z nią pożegnać.
-
Co chcesz, żebym zrobił?
Wampirzyca
się uśmiechnęła. Tak łatwo można było nimi wszystkimi
manipulować, wystarczyło narazić kogoś ukochanego na
niebezpieczeństwo... Żałosne.
-
Musisz zabić jego- panna Pierce pokazała mu na telefonie zdjęcie
czarnoskórego, potężnie zbudowanego mężczyzny. Brad spojrzał na
kobietę przerażony.
-
Zabić? Jego? Niby jak? Waży dobre sto kilo!
-
Jesteś teraz wampirem, jesteś silny i szybki. Dopadnij go jak
będzie sam i najlepiej nie daj się zabić.
-
Jak mam go...?
-
Wyrwij mu serce, idioto! Nie gryź go, bo pewnie będzie miał
werbenę w organizmie. I przynieś mi jego głowę na dowód, że
wykonałeś zadanie, a pozwolę Ci odejść.- kłamała, jak
zawsze. Zrobi to, czy też nie i tak go zgładzi...
Lekko
wstrząśnięty blondyn skinął głową i zaczął iść do wyjścia.
-
Ej, masz 48 godzin, każda godzina spóźnienia i ktoś ginie, twoja
ukochana, rodzeństwo, rodzice, przyjaciele, a na samym końcu ty,
więc radzę Ci się pośpieszyć...
Zniknął.
Jacy
oni wszyscy są naiwni- pomyślała Katherine i przeszedł ją nagły
dreszcz na myśl o Klausie. Uciekam przed nim pięćset lat, mam już
tego dosyć, zakończę tą bajkę po mojemu... Nie będzie już
nikogo, kto mi Go odbierze... Nikt nie stanie między nami.
Uśmiechnęła się na wspomnienie tamtej żarliwej, pełnej
namiętności nocy. Pożądała go nawet mocniej niż śmierci
Klausa, co było prawie niemożliwe.
Wampirzyca
chwilę później wyszła z budynku i skierowała się w stronę domu
Salvatore'ów. Nie miała daleko, specjalnie usytuowała się w
miejscu, gdzie ma taką samą odległość do Salvatore'ów i do
Gilbertów, a jak największą do Klausa. Po 5 minutach stała już
od tylnej strony domu i patrzyła na dwa samochody. Czarne, lśniące
Porsche Panamera i czerwone, błyszczące Audi. Spuszczę im olej,
może coś jeszcze i już nie pojadą na żadną głupią wycieczkę.
Romantyzmu wam się zachciało? To bądźcie romantyczni w tym
wygwizdowie!
Brunetka
jednak nie miała ochoty się brudzić takimi rzeczami jak olej, ani
się kłaść nigdzie. Zaczepiła jakiegoś faceta na ulicy i
zahipnotyzowała go, żeby wykonał za nią całą brudną robotę.
-
Dziękuję- dygnęła i się uśmiechnęła słodko- zapomnij o całym
zdarzeniu i idź w pokoju- zakpiła idąc w przeciwną stronę, cicho
nucąc pod nosem „November Rain”.
***
Damon
spojrzał na zegarek, powinien już się zbierać. Założył kurtkę
i chwycił kluczyki od samochodu. Gwiżdżąc „Dead Or Alive”
wsiadł do samochodu i włożył kluczyk do stacyjki. Przypadek
sprawił, że w radiu właśnie leciała ów piosenka. Brunet
uśmiechnął się i silnik zawarczał niczym polująca pantera.
Ruszył z piskiem opon, ale dużo nie przejechał, może pięćdziesiąt
metrów, auto stanęło. Mężczyzna próbował odpalić samochód
jeszcze raz, ale nic się nie działo. Po trzeciej próbie Damon
wysiadł z auta i rozejrzał się dookoła. Miał to szczęście, że
nikogo nie było, musiało by to wywołać nie lada sensację: Zwykły
mężczyzna chwyta samochód za zderzak i ciągnie je na pobocze,
pierwsze strony gazet są jego. Kiedy pojazd stał już bezpiecznie z
boku Damon przyjrzał mu się. Silnik dymił...
-
Cholera jasna! Silnik się zatarł!
Miał
ochotę kląć nie tylko na tego, kto to zrobił, ale też na
siebie, że nie zwrócił uwagi na lampkę kontrolną.
-
Muszę nowy silnik kupić...- mruczał pod nosem- czemu ktoś mi
unieruchomił samochód...
Nagle
kątem oka mignęła mu postać Elizabeth, kiedy się odwrócił
nikogo nie było. Podświadomie jednak podejrzewał o to Katherine.
- Suka- syknął Damon i wyjął komórkę, by
zadzwonić do mechanika, żeby zgarnęli auto. Kilkanaście tysięcy
pójdzie na silnik!
Wampir
wrócił do domu i obejrzał auto Stefana, oleju nie ma, rozrusznik
zepsuty... Bóg wie co jeszcze ona tu wykombinowała. Po telefonie do
serwisu, by zabrali oba auta do naprawy, Damon zadzwonił do Stefana.
W
tym samym czasie młodszy Salvatore i Elizabeth szli powoli na
parking. Telefon chłopaka zadzwonił.
-
Cześć, co tam?
-
Jest tam gdzieś El?
-
No...
-
Daj mnie na głośnomówiący- zażądał Damon, co z niepokojem
Stefan uczynił.
-
No już.
-
Hej, El...
-
Hej, czy coś się stało?- spytała dziewczyna, wpatrując się w komórkę.
-
Stało się, Stefan, nasze samochody jadą za chwilę do mechanika.
Blondyn
od razu napiął wszystkie mięśnie i szerzej otworzył oczy.
-
Jak to? Co się stało z moim Audi?
-
Z twoim Audi nic poważnego się nie stało, to ja muszę w moim
kochanym porsche wymienić silnik, który zaczął się dymić!
- Nic Ci nie jest?- spytała Gilbert.
-
Nie, to tylko silnik się zatarł... Czy raczej AŻ się
zatarł... To sprawka Katherine... Ta suka jest mi winna kupę
szmalu...
-
Czemu Katherine miałaby wam psuć auta?
-
A bo ja wiem? Nie chce, żebyśmy wyjeżdżali z miasta?
-
Albo jest o nas zazdrosna- rzuciła Elizabeth. Stefan na nią
spojrzał, a w słuchawce zapanowała cisza- Akurat dzisiaj, kiedy
jedziemy poza miasto, ona się bawi w mechanika, znając
życie, moje auto też unieruchomiła... wredna, parszywa baba.
-
Zaraz będę pod szkołą...- rozłączył się.
Stefan
i El czekali na Damona.
Elizabeth
się rozejrzała i zauważyła Kimberly, która wpatrywała się w
nią z nienawiścią.
-
Co z nią nie tak?- spytał wampir, na co dziewczyna westchnęła i
wzruszyła ramionami nie odrywając wzroku od swojej rywalki.
-
Dzisiaj rano mnie zaczepiła i walnęła monolog, że ona była
pierwsza, że interesowała się Damonem szybciej, niż ja w ogóle
przyjechałam do Mystic Falls...
-
Tak Ci powiedziała?
-
Mhm... A na wf-ie tak od niej dostałam piłką w głowę, że przez
chwilę nie wiedziałam jak się nazywam. Ale nic mu nie mów...
Ruszyli
naprzeciw niego. El nie mogła się już doczekać, aż utonie w jego
ramionach, wręcz już je czuła, zaciskające się wokół niej... Ostatnie pięć metrów podbiegła.
-
Cześć...- szepnęła, wtulając się w jego pierś. Tego
potrzebowała od kiedy tylko rano ją opuścił. Była od niego
całkowicie uzależniona.
-
Cześć, jak dzień?
-
Tak samo udany, jak twój...
-
Aż tak?
-
Bardziej- odpowiedziała i podniosła głowę.
-
Ale jeszcze dzisiaj rano miałaś dobry humor, prawda?
-Tak.
Pochylił
się i ją pocałował. Kolana jej zmiękły.
-
A rano byłaś taka pewna swoich zasad.
- Zdarza się.
- Co z moim autem?-
przerwał im Stefan.
Damon
zaczął mówić jak wygląda sprawa i zaczęli powoli iść w stronę
domu. Evans wszystko widziała i kipiała z zazdrości, ale
ostatkami dumy udawała, że ją to nic nie obchodzi. Co innego jej
przyjaciółki, które nie wiedziały, że ich „mentorka” je
słyszy.
-
Widziałaś jak ją pocałował?
-
A widziałaś jak się nogi pod nią ugięły? Musi genialnie
całować...
-
Na pewno... i bardzo się kochają... widać to z kilometra, a Bery
nic na to nie poradzi... Bidulka...
-
Zamknij się, Mona! Pilnuj lepiej swojego chłopaka, bo na moje oko
to właśnie wyjął rękę spod spódniczki Lany- zaśmiała się
Kimberly i rzuciła ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie Gilbert.
***
-
Trzeba wymyślić plan awaryjny.
-
Plan awaryjny?
-
Tak, nie wyjedziemy poza Mystic Falls, więc proponuję, żebyśmy
razem coś przygotowali na kolację
i moglibyśmy coś potem porobić...- poruszył sugestywnie brwiami,
no co ja się zaśmiałam.
-
Bardzo podoba mi się ten plan B. Z tym, że ten końcowy punkt...
-
Jest dopełnieniem całej randki.
-
Damon, nie wskoczę ci do łóżka na
pierwszej randce, za kogo ty mnie masz?- zapytałam z udawanym oburzeniem.
-
Nie zostaniesz u mnie na noc?
- Tego nie powiedziałam, mówię tylko, że nie masz na co liczyć
Weszliśmy
do sklepu. Tego samego, w którym podczas robienia zakupów się
przed nim schowałam. Najwidoczniej obydwoje o tym pomyśleliśmy, bo
spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
-
Nawet nie wiesz jak śmiesznie wyglądałaś udając, że czegoś
szukasz na dolnych półkach...
Prychnęłam i pokazałam mu język. Przez moment powróciło do mnie widmo Katherine, ale zaraz odegnałam złe myśli. Przecież postanowiłam wybaczyć Damonowi, nikt nie wiedział jeszcze wtedy o Katherine...
- Dobra, co chcesz na kolację?
Zastanawiałam
się chwilę.
-
Skoro masz włoskie korzenie... to może kuchnia włoska?
-
Znakomicie, a co dokładnie?
- Może Spaghetti?
- Może Spaghetti?
-
A na deser?- spytał, wybierając makaron.
-
Umiesz robić Tiramisu?!
-Takie pytanie nawet nie zasługuje na moją odpowiedź.
Przewróciłam oczami, ale posłusznie szłam za nim, patrząc jak wrzuca kolejne produkty do koszyka.- A na koniec lampka Chianti- pokazał mi butelkę wina.- Co o tym sądzisz?
- Sądzę, że Katherine,
może się wypchać- poszliśmy między półki po resztę rzeczy.
Przyszliśmy
do Salvatore'ów i nagle przypomniało mi się, że miałam zawieźć
Jeremiego do szpitala.
-
Jezu! Zapomniałam o Jerym!
-
Spokojnie, poproś Jennę, żeby go zawiozła, bo tobie się popsuł
samochód...
-
Masz rację...- wysłałam smsa do Jenny i do Jeremiego z
przeprosinami i wyjaśnieniami. Było mi teraz głupio, że
zapomniałam, ale jak tylko zobaczyłam Damona biorącego się za gotowanie, zapominałam o mojej wpadce.
Podeszłam
do odtwarzacza i zaczęłam przeglądać płyty.
-
Czego szukasz?- uklęknął obok mnie.
-
Nie wiem... skoro już mamy dzisiaj taki włoski wieczór...
-
Luciano Pavarotti, będzie dobry. On jest zawsze dobry.
-
Nieśmiertelny- włożyłam płytę i spojrzałam na tył opakowania,
od razu się uśmiechnęłam. 'O Sole Mio"
Orkiestra
rozbrzmiała w całym domu i już się nie mogłam doczekać, aż
usłyszę wokal.
Przeszły
mnie dreszcze i spojrzałam na Damona, który śpiewał to pod nosem.
-
Che bella cosa e’ na jurnata’e'sole,
n’aria serena
doppo na tempesta...-
wstał i dalej nucąc wrócił do gotowania. Podniosłam się i
wbiegłam do kuchni, następnie siadając na blacie. Damon krzątał
się, a ja siedziałam wymacując nogami. Zapytałam, czy
mu pomóc, ale on powiedział, że da sobie radę.
-
I tak bym Ci tylko przeszkadzała, musisz wiedzieć, że jestem beznadziejną kucharką. Za to ty wyglądasz, jakbyś się czuł jak ryba w wodzie.Wszyscy włosi mają gotowanie we krwi?
Damon
się uśmiechnął do mnie i otworzył czerwone wino.
-
To płynie z serca... Dziadek zwykł powtarzać: „Ten kto gotuje,
musi kochać, żeby w jego potrawach była miłość.”- puścił do
mnie oczko, nalał nam wina do kieliszków i zaczął przygotowywać
sos.
-
To dziadek nauczył Cie gotować?
-
Tak, miał małą restaurację we Florencji, gdzie się urodziłem.
Od najmłodszych lat spędzałem z nim mnóstwo czasu, nauczył mnie
gotować odpowiednio twardy makaron do różnych potraw, robił ze
mną pizzę. Ale to było dawno, smakuje wino?- zapytał, przybliżając się do mnie.
-
Pyszne- głos mi się załamał. Przesunął powoli językiem po
moich ustach, zwilżonych winem, patrząc mi się przy tym cały czas
w oczy.
-
Masz rację- szepnął i powrócił do gotowania, jakby nigdy nic.
-
Specjalnie to robisz, prawda? Wciąż masz nadzieję na dzisiejszy
wieczór?
-
Nadzieja umiera ostatnia.
-
I jest matką głupich- pokazałam mu język i ponownie uniosłam
kieliszek do ust.
Nagle
światło w całym domu zgasło, muzyka umilkła, a ja wypuściłam
kieliszek z ręki i cała jego zawartość wylała się na moją
sukienkę. Ta chwila trwała może dwie sekundy...
-
Wszystko dobrze?- poczułam ramię Damona wokół mnie, w drugiej
ręce trzymał pusty kieliszek.
Krzyknęłaś
tak, że się porządnie przestraszyłem...
-
Krzyknęłam?- zmarszczyłam brwi i spojrzałam na swoją sukienkę,
którą zdobiła wielka czerwona plama.- Cholera! Co się stało z
prądem? Co to było?
-
Nie wiem, jeszcze nigdy się tak nie zdarzyło. Może to
przeciążenie elektryczne?
-
Ważne, że już wszystko działa... Daj mi sól, muszę nią zasypać
plamę, pożyczę sobie jakąś twoją koszulkę, dobra?
-
Ok.
Damon
mi dał sól i weszłam po schodach. Na korytarzu było ciemno, więc,
żeby nie potknąć się o własne nogi musiałam zapalić światło.
Przesuwałam palcami po ścianie, aż w końcu na coś trafiłam.
Nacisnęłam to coś, ale nic się nie stało, przeszedł mnie
dreszcz. To nie był włącznik... To była dłoń! Upuściłam
solniczkę. Krzyknęłam głośno, a raczej tak mi się wydawało i
przed oczami stanęła mi twarz Amandy. Była cała zakrwawiona i
miała tą samą sukienkę, co w dniu śmierci, a tam gdzie powinno
być serce miała dziurę wielkości pięści. Nie potrafiłam
wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nie potrafiłam się ruszyć,
patrzyłam tylko jak wampirzyca podchodzi do mnie jeszcze bliżej i z
upiornym uśmiechem wsadza mi rękę w brzuch. Pisnęłam, tego byłam
już pewna, bo mój głos odbił mi się od każdej ściany czaszki.
-
Niespodzianka- warknęła i wyrwała coś ze mnie, coś co mieściło
się w jej pięści... Poczułam jak z bólu się kulę, osuwam po
ścianie i zasłaniam sobie dłonią oczy, żeby już nie widzieć
jej złej twarzy. Przez otwór w palcach zobaczyłam jak Damon
wbiega wprost na kobietę, a ta rozsypuje się w drobny pył, nie
zostawiając jednak na ziemi po sobie żadnego śladu. Było mi zimno, a jednocześnie,
czułam, że jestem rozpalona. Nie potrafiłam stwierdzić co to
było, to przed chwilą.
-
Elizabeth Marie Gilbert!- podniosłam na niego wzrok, bałam się,
czy znów nie zobaczę kolejnej przerażającej twarzy, ale to był
mój Damon. Światło wciąż było wyłączone.
-
Światło...- przestraszyłam się własnego głosu. Brzmiał sucho i
skrzekliwie, przełknęłam ślinę i kiedy nastała jasność,
zamknęłam oczy. Powoli dotknęłam swojej sukienki. Żadnej dziury,
rozchyliłam powieki i spojrzałam w dół, była tam tylko plama po
winie. Odetchnęłam z ulgą.
-
Widziałam Amandę. Ona tu była Damon, ona mnie chciała
zabić.
-
Ona nie żyje, już nigdy Cię nie skrzywdzi... Spójrz na mnie-
nakazał, a ja powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Lekko
pokręcił głową.
-
Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził...
Przytuliłam
się do niego, tak, że moja głowa opierała się o jego podbródek,
czułam Jego oddech muskający moje włosy i łaskoczący w głowę.
- Coś ty w niej widział?
- Coś ty w niej widział?
-
Też chciałbym wiedzieć, ustaw się w kolejce...
Uśmiechnęłam
się i powoli wstałam, niepewnie rozglądając się po korytarzu.
Nie ma jej, to tylko halucynacje, to tylko pieprzone halucynacje...
-
Może to przez to, że jestem łowcą? Pokazałbyś mi dziennik...
-
Nic Ci nie będę pokazywał. Nie dzisiaj. Choć, musimy dokończyć
sos, dobry sos gotuje się trochę.
Wstał
i przechylił głowę, patrząc na moją sukienkę. Podążyłam za
jego wzrokiem i okazało się, że całkowicie zapomniałam o plamie
na mojej sukience.
-
Hmm, nie wygląda ona dobrze. Ja pójdę po nową koszulkę dla
Ciebie, a ty ją zdejmij i nie zapomnij o soli...
-Wolałabym nie zostawać sama.
Brunet
uśmiechnął się i mnie objął ramieniem w talii.
-
Dobrze, najpierw sukienka- podniósł z ziemi
solniczkę, z której wysypało się kilka ziarenek soli i poszliśmy
do jego łazienki. Damon stanął za mną i rozpiął mi sukienkę,
dotykając przy tym moich nagich pleców. Przebiegł mnie dreszcz od
czubka głowy, aż po palce, czułam jego oddech na mojej skórze.
Zamknęłam oczy i lekko odchyliłam głowę do tyłu, by mnie
pocałował. Cicho jęknęłam, gdy musnął zimnymi ustami moją
rozpaloną szyję, następnie włożył palce pod ramiączka i
delikatnie zsunął ze mnie ubranie.
-
Ja ją namoczę, a ty idź sobie wybierz którąś z moich
koszulek- szepnął mi do ucha, na co ja kiwnęłam bezmyślnie
głową, byłam w stanie zgodzić się teraz na wszystko.- Drzwi zostaw otwarte, to
będziesz mnie widziała.
Materiał
opadł na ziemię, a ja wyszłam z okręgu wykonanego z
ciemnoniebieskiej materii. Damon uklęknął, żeby podnieść moją
sukienkę. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana spod
półprzymkniętych powiek. Nie wiedziałam jakim cudem jeszcze
stoję, podczas kiedy on podnosząc się prawie dotykał nosem mojego
brzucha. Nic dobrego z tego nie mogło wyjść, więc cofnęłam się
i w samej bieliźnie przeszłam do jego pokoju. Otworzyłam dużą,
brązową szafę i przyglądnęłam się jego garderobie.
-
Mogę wziąć którą chcę?
-
Mhm.
Wyciągnęłam
granatowy t-shirt,jak się okazało, z dekoltem w serek. Od razu mi
przypadł do gustu, więc go założyłam, sięgał mi do połowy uda.
Podbiegłam do Damona i zapytałam jak wyglądam. Wampir właśnie
wypłukał moją sukienkę i wycierał ręce. Przyjrzał mi się
dokładnie i podszedł bliżej.
-
Znacznie częściej powinnaś chodzić w moich rzeczach.
-
Zgadzam się, dlatego konfiskuję ją- spojrzałam w lustro i szepnęłam pod nosem- nie mogę się doczekać miny Kimberly...
-
Czyjej?
Zakryłam
sobie szybko buzię
-
A nie ważne.
-
Ważne, mów. To ta dziewczyna, którą...?
-
Tak- nie chciałam, żeby dokańczał zdanie, westchnęłam i
złapałam go za rękę.- Po prostu, dzisiaj rano mnie ostrzegła, że jeżeli z
Tobą nie zerwę to zacznę mieć kłopoty... łagodnie mówiąc.
Damon
westchnął i pokręcił lekko głową.
-
Zrobię z nią porządek...
-
Nie, poradzę sobie. Chce wojny? To ją będzie miała.
Wampir
się szeroko uśmiechnął.
-
Będziesz o mnie walczyła z inną dziewczyną?
Prychnęłam
i puściłam jego rękę udając, że się obraziłam.
- Wypchaj się i nie uśmiechaj się, staram się być na Ciebie
obrażona...
Skrzyżowałam
ramiona na piersi i zeszłam po schodach. Minęło może dziesięć
sekund.
-
No dobrze, nie umiem się na Ciebie gniewać...
-
Wiedziałem- powiedział ponownie gotując sos.
- Z drugiej strony może tobie również przydałaby się jakaś konkurencja?
- Pod postacią?
- Bo ja wiem, jakiegoś innego przystojniaka- dał mi przed nos marchewkę.
- Z drugiej strony może tobie również przydałaby się jakaś konkurencja?
- Pod postacią?
- Bo ja wiem, jakiegoś innego przystojniaka- dał mi przed nos marchewkę.
-
Pokrój ją.
Pokazałam
mu język, ale wzięłam od niego warzywo i zaczęłam je kroić.
-
Nie jesteś na mnie zły, prawda?
-
Właśnie się zastanawiam...
-
No weź... Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że na darmo dostałam
dzisiaj piłką w łeb...
-
Piłką? Od kogo?- ja i mój długi język.
-
A jak myślisz?
-
Kimberly?
- Ta.
Pocałował
mnie w czoło i spojrzał w oczy... chwila nieuwagi i nieszczęście
gotowe. Syknęłam z bólu.
-
Głupi nóż- warknęłam i błyskawicznie wsadziłam przecięty
palec do ust.
Bałam
się podnieść na Niego wzrok, zobaczyć, jak cierpi czując
pragnienie mojej krwi. Odważyłam się jednak to zrobić i... nie
tego się spodziewałam. Myślałam, że zaciśnie zęby, będzie się
zmieniał, jego rysy tężały, a on tylko wyciągnął mi mój
palec z ust, aby samemu go ssać. Byłam zszokowana jego zachowaniem,
był zupełnie opanowany, a w moim wnętrzu toczyła się zacięta
bitwa. Patrzyłam w jego oczy, które lekko się zaczerwieniły,
walczyłam z odruchem, żeby wyrwać rękę i uciec gdzie pieprz
rośnie. Ale zaraz potem zatracałam się w jego ciepłych wargach i
języku sunącym po mojej ranie. Lęk, przerodził się w ciekawość,
ciekawość w akceptację, a akceptacja w podniecenie. Wyjął z ust
mój palec i teraz dopiero jego twarz się zmieniła, serce zaczęło
mi bić szybciej... Niepotrzebnie, ponieważ Damon jedyne do czego
użył kłów to rozcięcie swojego palca. Patrzyłam oniemiała jak
wciera w moją ranę swoją krew, a ta powoli się zabliźnia.
Otworzyłam szerzej oczy. Wiedziałam, że tak można, ale co innego
zobaczyć to osobiście, a o tym słyszeć. Brunet uśmiechnął się
do mnie i ucałował niewidoczną już ranę, a kiedy dosłownie dwie
sekundy później spojrzałam na jego palec, niczego już nie było
widać.
- Każdy wampir tak potrafi?
-
To znaczy?
-
Panować nad sobą, nie wyssać człowieka do ostatniej kropli, robić
to z taką łatwością jak ty...
Prychnął
i zmniejszył ogień.
-
Myślisz, że to łatwe? El, każda komórka mojego ciała błagała
mnie, żebym Ci się wgryzł w gardło i wypił wszystko, dziąsła
tak bolały, jakby ktoś mi wyrywał zęby, gardło mnie paliło jak
żywy ogień, a żyły mnie do teraz swędzą, więc od słowa do
słowa, nie jest tak łatwo jak to wygląda...
Usiadłam
na blacie i patrzyłam jak Damon sprząta po sosie, żeby zabrać się
za ciasto.
-
A jak się czułeś podczas przemiany?- spytałam z innej beczki.- To boli?
-
Przemiana u każdego zachodzi indywidualnie, niektórych
boli, a niektórzy prawie nic nie czują. Mnie bolało. Czułem jak w
każdy mój nerw wkładana jest igła, było mi zimno, a zarazem
płonąłem...- spojrzał na mnie i się uśmiechnął, chyba na
widok mojej miny, która wskazywała na to, że zbytnio się wczułam.
-
A jak się obudziłeś, to jak się czułeś?
-
Byłem głodny. Byłem cholernie głodny, zmęczony jakbym kilka dni
nie spał i zły, bo wiedziałem, że umarłem na darmo...- nie za
bardzo rozumiałam, o co mu chodziło...- mieliśmy ze Stefanem
odzyskać wtedy Amandę. A kiedy miałem już ją na rękach, padły
strzały. Jeden- do mojego brata, drugi-do mnie... Umarliśmy, a
potem obudziliśmy się nad jeziorem. Anna, służąca Amy i
czarownica, nas tam zabrała. Dostaliśmy od niej pierścienie, przed
nami siedziała dziewczyna, która miała nam posłużyć za posiłek,
wszystko mieliśmy jak na tacy...
-
Ale ty nie chciałeś żyć... bez niej.- dokończyłam za Niego.
Zrobiło się cicho, więc szybko się uśmiechnęłam.- Jednak na
moje wielkie szczęście przeżyłeś!
- Na początku było trudno, dla nas
obojga- jego oczy zaszły mgłą.- Stefan mnie namówił, żebym się pożywił, nie umiał się
oderwać od krwi. Chciał więcej i więcej... Zabił naszego ojca,
któremu nawiasem mówiąc się należało.
-
Czemu?
-
Bo był dupkiem. Kiedy moja matka żyła strasznie nas rozpieszczała,
za to mój ojciec do wszystkiego podchodził z dyscypliną… do
wszystkiego oprócz Stefana. Po jej śmierci ojciec faworyzował
mojego brata jeszcze bardziej, było mu wręcz nie na rękę, że
wróciłem z wojny…
-
Nie mów tak.
-
Taka była prawda, na początku oskarżał mnie o dezercję, tylko
dlatego, że nie zginąłem, a kiedy powiedziałem, że trzeba było
wysłać Stefana na front, on na pewno byłby na tyle honorowy i
zginął, a ojciec byłby z niego dumny to mnie uderzył w twarz. Na
zewnątrz byliśmy arystokratyczną rodziną, poukładaną, bogatą,
kochającą się, cholera, byliśmy jak z obrazka, a w środku
panowało piekło. Wszystko dzięki mojemu ojcu. Pamiętam jak nie
raz zasłaniałem Stefanowi uszy, żeby nie słyszał jak rodzice się
kłócą, jak on bije i wyzywa matkę. Jednak był na tyle sprytny,
że nie bił jej po twarzy, wszędzie, tylko nie po twarzy, bo co by
ludzie powiedzieli- prychnął i ciągnął dalej.- Siedziałem u
szczytu schodów i nasłuchiwałem, jak nie zawsze trzeźwy wydziera
się, że oczekuje szacunku. Pewnego wieczoru usłyszałem dźwięk
tłuczonego szkła i płacz mamy. Odważyłem się i zbiegłem na
dół. Kazała mi wracać do pokoju, ale ja ją zasłoniłem własnym
ciałem i krzyknąłem na pijanego ojca, że ma przestać ją bić,
wtedy po raz pierwszy mnie uderzył w twarz, miałem siedem lat...
Zamilkł,
ja też. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu go
przytuliłam. Kiedy odwzajemnił uścisk poczułam się jakbym tuliła
małego, bezbronnego chłopca.
- Jak wyglądałeś jak byłeś
mały? Były wtedy już zdjęcia, nie?
-
Tak, ale Ci nie pokażę, bo się będziesz śmiała...
-
Och, no dalej! Błagam, błagam...
-
Ale obiecaj, że się nie będziesz śmiała.
Uniosłam
dwa palce do góry.
-
Słowo harcerza.
-
Pilnuj sosu... Co ty ze mną robisz, kobieto...
Zaśmiałam
się i wlepiłam wzrok w dużą patelnię. To niewiarygodne, sprawiłam, że nieczuły dupek, był w stanie za mnie oddać
życie... A ja przecież nic nie zrobiłam, po prostu byłam, czy to
naprawdę wystarczyło?
Mimowolnie
na myśl mi przyszła Amanda. Rozejrzałam się dookoła, cisza,
bezruch, Damon dalej nie wracał. Na cholerę mu pozwoliłam iść
samemu?!
-
Damon?!
Nic.
Nawet się nie odezwał, żebym wiedziała, że nic mu nie jest.
Chwyciłam za nóż, ale zaraz zdałam sobie sprawę co ja tak
właściwie robię. Jestem przewrażliwiona na swoim punkcie, nic
tylko wszyscy czekają, żeby mnie zabić? To jakaś kpina! Odłożyłam
ostrze i odetchnęłam głęboko, zamiast strachu czułam przypływ
adrenaliny.
-
Salvatore! Jak mnie przestraszysz, to już mnie więcej nie
zobaczysz! Ostrzegam!- usiadłam na blacie będąc przygotowana na
wszystko. Założyłam nogę na nogę i zamieszałam sos.
-
Już dobra, dobra...- powiedział Damon wychodząc zza rogu.- Nie bój
się, to tylko twoja wyobraźnia.
-
Tak to sobie tłumacz- spojrzałam na pudło, trzymane przez niego.-
Co tam masz?
-
Wspomnienia...
Nie
mogłam się doczekać, żeby zobaczyć jego zdjęcie, tak by mogły
wyglądać nasze dzieci, gdybyśmy tylko je mogli mieć...
Prawie,
że mu wyrwałam karton i położyłam go na podłodze. Otworzyłam i
moim oczom ukazały się zdjęcia, zegarek z łańcuszkiem,
biżuteria, kartki, które chyba były listami, zwinięte w rulon i
przewiązane czerwoną wstążką i to nie byle jaką, damską
wstążką do włosów. Domyśliłam się, że była Amandy, mówił
mi kiedyś przecież, że chciał być wampirem, ale wszystko się
skomplikowało, kiedy myślał, że ona nie żyje... Korciło mnie,
żeby zobaczyć te listy, ale umiałam przestrzegać czyjejś
prywatności. Oprócz tego moją uwagę przykuła zasuszona róża,
miałam skrytą nadzieję, że nie jest to w żaden sposób powiązane
z wampirzycą. Wzięłam pierwsze zdjęcie, wyblakłe i nieco
zniszczone, jednak dokładnie mogłam rozpoznać postać na nim. Na
oko pięcioletni chłopczyk z burzą ciemnych kręconych włosów,
uśmiechał się szeroko, pokazując górne ząbki i chociaż zdjęcie
było w sepii, to jego oczy były jaśniejsze od włosów o
wszystkie odcienie brązu. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Spojrzałam na Damona, a potem na chłopca na zdjęciu.
Moja
reakcja była chyba do przewidzenia.
-
Damon! Ty miałeś loczki! Byłeś takim pięknym dzieckiem! O
jejku... Zakochałam się.
-
Przesadzasz- podsumował krótko.- Wyglądałem normalnie, wszystkie
małe dzieci są ładne...
-
Damon, ty nie byłeś ładny... ty byłeś ślicznym, słodkim...
-
Nie rozpędzaj się tak. Nawet moje ego ma swoje granice.
-
Jesteś idealny- szepnęłam wpatrując się zauroczona w bruneta.
Niczego na świecie nie pragnęłam jak jego, byłam od niego
uzależniona, znajdowałam się w gorszym stanie, niż zaprawiony w
boju narkoman. Jeszcze wczoraj byłam na niego zła, miałam mu za złe pomylenie mnie z Katherine... ale teraz nie potrafiłam zrozumieć czemu zareagowałam na to tak gwałtownie. To była tylko pomyłka.
Wstałam
i chciałam go oderwać na chwilę od gotowania.
-
Eli, poczekaj chwilę...
Ale
ja nie umiałam poczekać. Wtuliłam twarz pomiędzy jego łopatki i
objęłam go rękami pod bluzką. Dotykałam jego mięśni brzucha,
klatki piersiowej, jednocześnie podnosząc jego koszulkę. Odchylił
głowę do tyłu i położył swoje dłonie na moich, splatając
nasze palce. Zjechałam niżej i na chwilę zatrzymałam się przy
jego pasku.
-
El... proszę Cię... nie przestanę, jeżeli teraz zaczniemy...
Znieruchomiałam
i mocniej go przytuliłam. Zajrzałam mu przez ramię.
-
Smakowicie to wygląda, a pachnie jeszcze lepiej... dodałeś coś od
siebie?
-
Mhm... Z gotowaniem jest jak z seksem, trochę inwencji i od razu
lepiej smakuje...
Zaśmiałam
się i pocałowałam go w szyję.
-
Kolejna mądrość twojego dziadka?
-
Tak... Eli, przestań!
-
Ja nic nie robię...- powiedziałam z miną niewiniątka.
-
Błagam, wyciągnij tą rękę z moich spodni... Torturujesz mnie,
nie chcąc się ze mną dzisiaj kochać...
Wycofałam
się i usiadłam na blat. Damon podszedł do mnie i objął się w
pasie moimi nogami. Poczułam jego usta na swoich i od razu
odwzajemniłam pocałunek. Złapałam go za koszulkę i cicho
westchnęłam. Odsunął
się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
-
Ciekawe, czy damy radę jeszcze dzisiaj zrobić tą kolację...
-
Z moją pomocą... nie, bez niej- z pewnością.
Damon
się zaśmiał i zajął się tym, czym faktycznie powinien.
Zaniosłam
pudło do salonu i położyłam je na podłogę. Znalazłam też
zdjęcie jego mamy, ojca i Stefana. Był bardzo podobny do swojej
rodzicielki, ciekawe co zrobili jego rodzice, że im się tak udał...
***
Słońce
już prawie całkowicie zaszło, tylko pojedyncze różowo-
pomarańczowe promienie przenikały przez okno, padając jasnym
strumieniem na leżące pośrodku pokoju ciało- zimne i nieruchome.
Klaus otworzył drzwi i nim przekroczył próg, zawahał się na
chwilę. Z uwagą oraz skupieniem postawił pierwszy krok. Mógł
wejść. Przystanął w bezpiecznej odległości od trupa zaciskając
mocno dłonie w pięści. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym
nie panował zbytni porządek, jednak nie było żadnych oznak walki.
Ktoś
go zaskoczył- pomyślał Klaus i z zadumy wyrwało go palące
uczucie złości. Ponownie ktoś chciał mu wejść w paradę,
ponownie ktoś chciał go powstrzymać... czy więc ponownie jego
plan miał spalić na panewce?
-
Nie, do cholery, nie tym razem.- szepnął zdeterminowany wampir
wpatrując się w czarownika pozbawionego głowy. Mężczyzna wyczuł
obcy zapach w pokoju motelowym i podświadomie podejrzewał, że za
tym wszystkim stoi Katherine. Na jego ustach zakwitł uśmiech na
myśl o zabiciu wampirzycy, zemsta była wyjątkowo dobrą potrawą,
gdy ostygnie... Klausa stygła już 500 lat. Ten jednak czekał na
odpowiedni moment, by przełożyć ją na ozdobny talerz, rozkoszować
się każdym jej kęsem i w tle muzyki operowej zapijać każdą jej
część wspaniałym Brunello di Montalcino. Blondyn głęboko
westchnął i klnąc pod nosem w każdym języku jaki tylko znał
wyszedł z motelu. Mogłoby się zdawać, że strata jednej z
najważniejszej części rytuału rozzłości Pierwotnego i zapędzi
go w kozi róg, jednak ten nie przejął się tym zbytnio. Kroczył
po ulicy powoli tonącej w ciemnościach mając usta lekko
wykrzywione w uśmiechu zwycięzcy. Przecież czarownic jest na tym
świecie jak mrówek, każdy dobry czarodziej, któremu zaoferuje
taką sumę pieniędzy jak ich poprzednikowi z radością zgodzi się
mu pomóc. Ale jemu nie chodziło o wiedźmę, jemu chodziło o to
pozytywne uczucie, które mu ostatnimi czasy wciąż towarzyszyło,
gdy tylko pomyślał o potędze, będącej w jego zasięgu. Nigdy nie
był tak blisko celu od czasów Katriny...
Klaus
dostrzegł ładną brunetkę stojącą samotnie na przystanku
autobusowym. Słyszał, jak pociągała nosem, wycierając raz za
razem oczy jednorazową chusteczką. Przestał rozmyślać o pannie
Pierce i przybrał maskę gentlemana, któremu robi się przykro na
widok smutnej damy.
-
Przepraszam, czy wszystko w porządku?- spytał z udawanym
niepokojem. Dziewczyna podniosła wzrok, próbując zetrzeć z twarzy
rozmazany tusz do rzęs.
-
Tak, wszystko dobrze, po prostu... mały kryzys...- wzruszyła
ramionami i uśmiechnęła się z wysiłkiem. Cieszyło ją jednak,
że zainteresował się nią tak przystojny mężczyzna.
-
Mam na imię Klaus- ujął jej dłoń i pocałował jej wierzch.
-
Elizabeth...- szepnęła, na co zielonooki szeroko się uśmiechnął.
To imię wywoływało u niego różne sprzeczne emocje, zapewne
dzięki osobie, która je nosiła.
-
Piękne imię, dla pięknej kobiety.
Elizabeth
zrobiło się ciepło, nazwał ją piękną kobietą, choć miała
niespełna 17 lat. W jego towarzystwie poczuła się wyjątkowa,
zauważyła ten błysk w jego oliwkowych oczach, który zdawał się
nigdy nie gasnąć.
-
Dziękuję- onieśmielał ją, działał tak na wszystkie kobiety,
bez wyjątku. I wolne, i zajęte.
Spojrzał
na jej szyję na której wisiał mały złoty krzyżyk.
-
On Cię od żadnego zła nie uchroni...- mruknął i jego kły
zaczęły się wydłużać.- Nawet, a może szczególnie, przede mną-
po tych słowach rzucił się dziewczynie do gardła.
W
tym samym czasie Bonnie chodziła niespokojnie po pokoju próbując
się dodzwonić do swojej przyjaciółki, lecz ta, jak na złość,
nie odbierała.
-
El, odbierz w końcu...- powiedziała na głos mulatka ani na chwilę
się nie zatrzymując. Mogła zadzwonić równie dobrze do Damona...
-
Nie mogę, jak by się dowiedział, to nie pisnąłby El ani słówka,
za to mnie by zabił- warknęła czarownica zniecierpliwiona,
siadając na parapet.
Wpatrzyła
się w ciemne korony drzew poruszane wiatrem, skąpane w
ciemnościach. Jak mogła zrobić coś tak niedorzecznego? Tak
nieodpowiedzialnego? To tak, jakby się potknęła już na starcie,
skreślając tym samym swoje jakiekolwiek szanse, by wyjść z twarzą
z tego maratonu zwanego życiem. Czemu dopiero teraz o tym
przeczytała?! Czemu wcześniej nie posłuchała babci i nie
zaznajomiła się z tymi wszystkimi zaklęciami?
-
Wszystko dlatego, że nie chciało mi się czytać po łacinie!-
krzyknęła i świeczka, dotychczas świecąca małym, wesołym
płomieniem, gwałtownie mocniej zapłonęła. Bonnie starała się
uspokoić, za wszelką cenę wmawiając sobie, że to jest zły sen,
że to tylko jej wyobraźnia...
-
Chciałabym- szepnęła do siebie. Ktoś zapukał.
-
Wejdź.
Do
pokoju weszła Sheila, babcia Bonnie. Spojrzała z troską na wnuczkę
i usiadła obok niej.
-
Skarbie, co się dzieje? Tak bardzo się tym przejęłaś? To nie
twoja wina...
-
To tylko i wyłącznie moja wina, gdybym tak bardzo nie chciała...
gdyby tak bardzo mi nie zależało...
-
Porozmawiaj o tym z Elizabeth, ona zrozumie...
-
Nie odbiera, a poza tym... Och, Babciu! Ona mi nie wybaczy!
-
Jest twoją przyjaciółką, wybaczy Ci- zapewniła dziewczynę
kobieta, łagodnie głaszcząc ją po włosach. Bonnie zerwała się
na równe nogi.
-
Myślę, że wybaczyłaby mi każde zaklęcie. Każde! Każde z
wyjątkiem Wpojenia...
***
-
No, ej! Salvatore!- krzyknęłam zniecierpliwiona z salonu trwając z
pilotem w ręku i czekając na wznowienie filmu.
-
No już, już!- odkrzyknął z kuchni- Nie chcesz chyba, żeby
makaron się rozgotował?
-
A ty nie chcesz chyba, żebym obejrzała finał bez Ciebie! Rusz swój
seksowny tyłek...
W
ułamku sekundy znalazł się przy mnie obejmując mnie ramieniem.
-
Jak zawsze niecierpliwa...
-
Musiałam Ci powiedzieć, że masz seksowny tyłek, żebyś się
pośpieszył?- przewróciłam oczami i ponownie włączyłam film.
Wtuliłam się w Damona i patrzyłam jak Batman podejmuje decyzję o
uratowaniu całego wybrzeża.
-
Nie! Co ty robisz?! Boże, tak to się nie może skończyć...
-
El...
-
Wiem, że miałam nie komentować, ale jak mam siedzieć cicho, kiedy
on chce się zabić?!
Z
przejęciem wpatrywałam się w telewizor. Przeżywałam to bardziej
niż bym chciała.
-
Głupi Bane...
Damon
westchnął. Potem już nic nie mówiłam. Nie umiałam. Łzy zaczęły
mi same spływać po policzkach. Kiedy nastąpił wybuch, zasłoniłam
usta dłońmi. W moim gardle pojawiła się wielka gula, która
sprawiła, że nie mogłam przełknąć łez.
-
Ty chyba nie płaczesz...?
-
Zamknij się- szepnęłam i wsłuchałam się w tą dramatyczną
muzykę, charakterystyczną dla wielkich finałów. Jak śmierć
jednego człowieka potrafi wstrząsnąć... Niezwykłego, oddanego,
honorowego, który poświęcił życie dla sprawy...
I
chociaż Damon mnie czule obejmował i całował we włosy, ja nie
potrafiłam przestać płakać. Czy to tak miała się zakończyć
przygoda Batmana? Życie wszystkich się tam zmieniło, po śmierci
Bruce'a Wayne'a... Nagle on sam pojawił się na ekranie. Nie mogłam
w to uwierzyć. On przeżył... i jest z nią! Na mojej twarzy
pojawił się uśmiech. I jest nowy Batman... Nastała ciemność, a
z niej wyłonił się tylko biały napis: „The Dark Knight Rises”.
-
Że co?! Że już koniec? Że cała trylogia ma się tak zakończyć?!
No chyba was coś...!
-
A jak byś chciała żeby się to skończyło?- spytał brunet
wycierając mi pomimo moich protestów łzy z policzków.
-
Nie wiem- dotarło chyba do mnie, że to zakończenie było bardzo
udane.
-
W takim razie czemu płaczesz?
-
Ja zawsze płaczę na koniec... no chyba, że to jest horror, to
wtedy nie płaczę, wtedy się chowam pod kołdrę.
Zaśmiał
się.
-
A na komediach?
-
A na komediach, jeżeli mają szczęśliwe zakończenie... też
płaczę... Idę nakryć do stołu.- wstałam i poszłam do kuchni po
talerze, sztućce, serwetki i kieliszki.
Po
obejrzeniu tego filmu czułam się nieswojo. Czułam pewnego rodzaju
niedosyt, ale nie odnośnie zakończenia, tylko czegoś innego. Nie
potrafiłam powiedzieć, określić czego. Kładąc talerze na stole
w jadalni, podświadomie zaczęłam się zastanawiać nad swoją
śmiercią. Czy moja śmierć byłaby dobra, gdyby miała na celu
uratowanie świata przed złem? Czy byłaby honorowa i godna? Czy na
moim pogrzebie powiedziałby ktoś, że dobrze uczyniłam?
-
O czym myślisz?- spytał Damon obejmując mnie od tyłu.
Westchnęłam
i położyłam kieliszek obok białego talerza. Odwróciłam się do
Damona przodem.
-
Zastanawiam się nad swoją śmiercią...
Przestał
się uśmiechać i poczułam jak napina wszystkie mięśnie. Mogłam
przewidzieć, że zareaguje tak, a nie inaczej, był bardzo drażliwy
na ten temat, nie powinnam go o to winić, już raz myślał, że nie
żyję i faktycznie tak było. Jego radosne iskierki na moich oczach
zgasły, by ustąpić miejsca gniewnym błyskom.
-
Co za głupoty Ci przychodzą do głowy? Nie masz o czym myśleć?
-
Nie denerwuj się tak, tylko rozmyślałam o śmierci dla sprawy...
-
Nie ma żadnej „sprawy”! Czy też poświęcenia! Taka śmierć to
głupota i pieprzony egoizm!- chwycił mnie za nadgarstki patrząc mi
wciąż w oczy.- Nigdy nawet o tym nie myśl, żeby przyjąć jakąś
propozycję wybawienia świata swoim kosztem. A jak Ci przyjdzie na
myśl, żeby się zgodzić, to pomyśl o mnie, jak każda chwila bez
ciebie, to wbijanie mi kołka nasączonego werbeną w każdą część
ciała, w każdy organ, oprócz serca, a...
-
Przestań- szepnęłam, zaciskając mocno powieki. Nie mogłam na
niego spojrzeć, był istnym uosobieniem furii, a jednocześnie
strachu. Odważyłam się rozchylić powieki, jego błękitne oczy
błyszczały się, jakby powstrzymywał wszystkie nagromadzone łzy
przed wypłynięciem. Trzymał moje nadgarstki w mocnym uścisku,
niczym żelazne kajdany, to mnie jednak nie powstrzymało przed
stanięciem na palcach i pocałowaniem go w usta. Walczył ze mną,
czy też bardziej z odruchem, żeby jak zwykle w takich sytuacjach
oderwać się ode mnie i odejść, głośno trzaskając drzwiami.
Spod uchylonych powiek widziałam jak powoli pogłębiając
pocałunek, zamyka stopniowo oczy. Widok jego zaangażowania, gdy
mnie całował okazał się jednak zbyt podniecający, dlatego
poszłam w jego ślady. Puścił moje nadgarstki i objął mnie w
talii ramionami. Złapałam go za włosy, czując potrzebę ciągłego
dotykania jego kruczoczarnych pasemek. Dobrze, że Damon mnie
trzymał, bo już bym upadła, jak on na mnie działał...
Odsunął
się ode mnie łagodnie, głaszcząc mnie po włosach. Oparł się
czołem o moje czoło.
-
Wybacz mi, po prostu przypomniałem sobie jak Amanda Ci skręciła
kark, a ty nawet nie zdążyłaś dokończyć: „Kocham Cię”...
Przyłożyłam
mu palec do ust i lekko się uśmiechnęłam.
-
Cicho już bądź i delektujmy się tą chwilą sam na sam, zjedzmy
już to spaghetti, jak zwyczajna, kochająca się para...
-
To jest dobry pomysł...- pocałował mnie w czubek nosa i przyjrzał
się nakryciu.
-
Coś nie tak?
-
Hmm... Sądzę, że tak- wziął jeden talerz- będzie lepiej.
Przyglądałam
mu się badawczo, nie rozumiejąc co właśnie zrobił.
Poszedł
i nałożył dużą porcję na jeden talerz. Wziął go oraz wino i
położył obie rzeczy na stole. W pysznie wyglądającą potrawę
włożył dwa widelce i nalał do kieliszków alkoholu.
-
Podano do stołu- powiedział Damon szarmancko odsuwając krzesło,
bym usiadła. Kiedy już siedziałam, mężczyzna z wampirzą
szybkością wyłączył światło i zapalił trzy świeczki. W tle
cicho grała muzyka operowa. Damon przysunął swoje krzesło bliżej
mnie, tak aby moje kolana stykały się z jego. Z uśmiechem
nawinęłam makaron na widelec i wsadziłam go do buzi. To było
przepyszne, zamknęłam oczy, by delektować się smakiem.
-
Damon... jesteś mistrzem... jesteś najlepszy we wszystkim co
robisz! Jakim cudem?
-
Tajemnica- uśmiechnął się w sposób zarezerwowany tylko dla mnie
i spróbował dania. Jedliśmy razem z jednego talerza przy świetle
świec, nie umiałam sobie wyobrazić nic bardziej romantycznego na
tamtą chwilę. Z czasem nawet przypomniała mi się bajka Disneya-
„Zakochany kundel”. Spełniło się moje marzenie z dzieciństwa-
moje życie przypominało bajkę! Nie raz braliśmy długi makaron i
każde z nas chwytało ustami jego jeden koniec, by na środku nasze
usta się zetknęły, wtedy zawsze się śmiałam, a Damon razem ze
mną. Na nowo zaczęłam się rumienić (to zastanawiające, że
podczas naszej przerwy tak rzadko mi się to zdarzało). Czułam się
tak jak na początku, każde jego czułe spojrzenie, każdy gest
powodował, że dostawałam gęsiej skórki. Moje serce już się
odzwyczaiło od tempa, jakie narzucała obecność mojego wampira. I
zrobiłam to znowu. Zakochałam się w nim na nowo i zrobiłabym to
jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz. Zrobiło mi się gorąco,
kiedy Damon powiedział, że spaghetti nabiera nowego, o niebo
lepszego smaku, gdy najpierw musnęło moje usta. I jak go tu nie
kochać?!
-
El, a teraz męska decyzja...- zaczął, kiedy już skończyliśmy
jeść.
-
Myślałam, że to ty jesteś mężczyzną w tym związku- pokazałam
mu język, na co on błyskawicznie chwycił moje nogi spoczywające
na jego kolanach i rozchylił je przybliżając się do mnie.
-
Dobrze myślałaś- mruknął i powrócił nagle do poprzedniej
pozycji, sunąc w górę i w dół dłonią po moich łydkach.- A
więc wracając do tematu- wolisz teraz zjeść Tiramisu, a potem
niespodzianka, czy najpierw niespodzianka, a potem Tiramisu?
-
Najpierw niespodzianka-powiedziałam z przekonaniem.
-
W takim razie chodź.
Wstaliśmy.
Damon mnie szybko wziął na ręce i zaniósł do swojej sypialni.
Czy on chce zrobić to co ja myślę?! Położył, czy też raczej
odpowiedniejsze określenie byłoby „rzucił”, mnie na łóżko i
podszedł do swojej szafy.
-
Widziałem dzisiaj rano, że masz ubraną sukienkę, więc...-
wyciągnął coś i podał mi to. Okazało się, że to były czarne
rurki i czarna skórzana kurtka. Dziwiłam się, no bo takiego
prezentu, to się nie spodziewałam... no dalej! Żadna z was by się
nie spodziewała.
-
Ubierz to, mam nadzieję, że będzie pasowało.
Posłuchałam
go i faktycznie, leżało idealnie. Damon kupił mi jeszcze czarne
trampki za kostkę, czemu dziwiłam się jeszcze bardziej.
- Wytłumacz mi to wszystko...
-
Zaraz wszystko zrozumiesz- sam też ubrał skórzaną kurtkę.- Chodź.
Złapał
mnie za rękę. Rozpoznałam drogę do garażu od wewnętrznej
strony. Weszliśmy do niego i Damon zapalił światło. Samochodów
nie było, tylko coś w rogu, przykryte czarną płachtą.
-
Zamknij oczy- szepnął mi do ucha- i nie podglądaj.
Zacisnęłam
powieki i Damon gdzieś mnie prowadził, w końcu przystanął. Coś
usłyszałam, ale nie wiem co to dokładnie było.
-
Otwórz oczy.
Moim
oczom ukazała się piękna maszyna. Czarny, matowy motor sprawił,
że zaniemówiłam. Dlatego mi kupił takie ubrania, chciał mnie
wziąć na motor... Kolejne moje marzenie- spełnione. Miałam ochotę
skakać z radości. Rzuciłam się na Damona.
-
Zabierasz mnie na motor! O mój Boże!- Musiałam gruntownie obejrzeć pojazd. Miał srebrny ozdobny napis : „Harley Davidson”
i wyglądał bardzo wyjątkowo, pewnie przez ten matowy lakier.
Spojrzałam na licznik. 280km/h. Damon chyba tyle nie jeździ?
-
Ile nim jedziesz? Tak średnio?
Spojrzał
na mnie z litością i pokręcił głową.
-
A jak myślisz? Ile fabryka dała.
-
Jeździsz prawie 300km/h?! Damon...- pocałował mnie, tym samym
zamykając mi usta. Przyciągnęłam go do siebie za włosy. Och, co
on wyprawia z tym językiem?
Odsunął
się ode mnie i dał mi pasemko włosów za ucho.
-
A teraz cicho i załóż kask.- powiedział stanowczo, na co ja
zaoferowana jeszcze smakiem jego ust kiwnęłam głową. Pomógł mi
założyć i zapiąć kask. Podniósł moją szybkę do góry.
-
Wygodnie? Wszystko ok?
-
Mhm- Damon zasłonił moje oczy czarną taflą. Wsiadłam na motor i
poczułam się jak dziewczyna prawdziwego „Bad Boya”. Jak przez
ciemny filtr widziałam, Damona zakładającego swoje okrycie głowy.
Usiadł przede mną, schował nóżkę,a ja objęłam go mocno w
pasie. Brunet odwrócił lekko głowę.
-
Gotowa?- usłyszałam głos stłumiony przez kask.
-
Jak nigdy- odpowiedziałam normalnie, wiedząc, że mnie usłyszy.
Brama
garażu zaczęła się podnosić. Motor został uruchomiony i
zawarczał. Poczułam podekscytowanie, adrenalina wpłynęła do
wszystkich moich żył. Czułam, jakbym się właśnie uwalniała od
wszystkiego, zrywała wszystkie więzi oprócz tej z Damonem.
Nie
wiedziałam dokąd jedziemy, ani na jak długo, ale to było moje
najmniejsze zmartwienie. Wyjechaliśmy z podjazdu i ruszyliśmy przed
siebie. Objęłam mocno wampira, odruchowo się uśmiechając. Pod
rękawy mojej kurtki dostawał się wiatr, jednak nie było mi zimno,
ten podmuch mnie uwalniał...
Było
czuć prędkość, ale wolałam na wszelki wypadek nie wiedzieć ile
jedziemy, po co miałam sobie psuć humor czarnymi, pesymistycznymi
wizjami dotyczącymi wypadku? Jestem z Damonem Salvatore, wszystko
jest piękne i nic nie boli.
Każdy
uciekający kilometr, to jedna kreseczka więcej na pasku energii w
moich osobistych akumulatorkach. Zauważałam tylko jak samochody
znikają, a kolejne wioski zostają w tyle. Przed nami asfalt, droga,
drzewa, niebo i nic więcej. Cały świat przestaje istnieć.
Problemy dnia codziennego zostają w tyle, nie są w stanie nas
dogonić.
Kontury
drzew, i tak już pogrążonych w ciemności, rozmywały się,
podobnie zresztą było z domami, barami, znakami, ludźmi i
samochodami. Podekscytowanie sięgało zenitu, gdy Damon chciał się
popisywać i z nadmierną szybkością jechał tylko na tylnym kole.
Kiedy po raz pierwszy to zrobił krzyczałam jak wariatka i
zacisnęłam mocno powieki ze strachu. Odniosłam nawet wrażenie, że
jeśli jeszcze mocniej obejmę wampira, to mu zmiażdżę żebra...
jakby to było możliwe... Myślałam, że większej adrenaliny nic
nie może mi już dostarczyć- myliłam się. Moje serce chciało się
wyrwać z piersi, gdy poczułam, jak motor przechyla się do przodu.
-
Damon! Jesteś nienormalny!
Nie
widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że się uśmiecha. Dodał
gazu lądując ponownie na dwóch kołach. Wymijanie samochodów
przychodziło mu z niezwykłą łatwością. Nie raz miałam
wrażenie, że prawie leżymy na jezdni, przy prędkości około
200km/h (wątpię, żeby Damon schodził poniżej tej szybkości).
Mimo przerażenia nie potrafiłam być poważna, cieszyłam się jak
dziecko. To było uczucie wolności, z którym najchętniej nigdy bym
się nie rozstawała.
Po
może godzinie jazdy w końcu się zatrzymaliśmy. Zeszłam z motoru
o własnych siłach, ale po chwili Damon musiał mnie przytrzymać,
bo moje nogi były jak z waty. Ponownie usiadłam na motorze, lecz
tym razem z przodu i z nogami na jednej stronie. Z pomocą Salvatore'a
ściągnęłam kask.
-
Nareszcie...- odetchnęłam świeżym powietrzem i rozejrzałam się
dookoła.- Gdzie my jesteśmy?
-
Na wzgórzu
przy
Green Hill
Park...
- A
te światła? Co to za miasto?- Aż po horyzont było widać światła,
domów, latarni oświetlających drogi, samochodów... Miasto tętniło
życiem pomimo późnej godziny.
-
Roanoke.
Spojrzałam
na Niego z małym wyrzutem.
-
To czemu nie pojechaliśmy motorem? Nie musielibyśmy wszystkiego
odwoływać...
-
Chciałaś wejść do najlepszej restauracji w mieście w trampkach i
skórzanej kurtce?
- A
kto powiedział, że mielibyśmy iść do ekskluzywnej restauracji?
-
Kobiety lubią...
-
Nie jestem jak inne kobiety- przerwałam mu i wstałam.- Znasz to, że
nieważne gdzie, tylko ważne z kim? Mogłabym iść z Tobą nawet na
głupiego hamburgera i popić go butelkowanym piwem... nie dbam o to.
Stałam
na skraju urwiska wpatrując się w niebieski neon z napisem: „Motel”
i czerwonym pod spodem: „Wolne miejsca”.
Obróciłam
głowę i lekko się uśmiechnęłam.
-
To tak na przyszłość...
Damon
stanął obok mnie, również patrząc przed siebie.
-
Nie jesteś na mnie zła?
Prychnęłam
i złapałam go za rękę.
-
Nie! Nie obrażam się za takie coś, za kogo ty mnie masz?
-
Za typową kobietę.- Pocałował mnie w policzek, a ja poczułam się
dziwnie z tym, że nazwał mnie już po raz kolejny kobietą.
Kobietą, to jest Jenna, a ja... jestem dziewczyną, czy tylko ja
widzę różnicę? Postanowiłam jednak o tym nie wspominać,.
-
Ładnie tu. Cicho, spokojnie, można się poczuć jak pan całego
świata... Często tu przyjeżdżasz, prawda?
-
Czy ja wiem... ostatnimi czasy zaniedbywałem moją jazdę na
motorze.
Obejrzałam
się na motor i dałam wampirowi lekkiego kuksańca w bok.
- A
tak w ogóle to ostatni raz się tak popisywałeś, życie mi nie raz
mignęło przed oczami! Nigdy w twoim towarzystwie nie drżałam tak
o swoje życie.
-
Przesadzasz, na pewno bardziej się bałaś, kiedy Philip na mnie
wpłynął, żebym Cię wyssał do sucha...- zamilkł, to musiało
być dla Niego naprawdę złe wspomnienie.
-
Nie! Tamto to było nic w porównaniu do jazdy na przednim kole.
Od
razu się rozpromienił.
-
Podobało Ci się? Potrafię więcej sztuczek... ale nie na tym
motorze, mam w garażu jeszcze jeden, typowo sportowy i on wyciąga
około 400km/h...- obserwował moją minę.
-
400?! Żartujesz sobie? Gdzie ty tyle jeździsz?
-
Na międzystanowej w nocy, albo wcześnie rano, wtedy drogi są
stosunkowo puste, a wszyscy policjanci na patrolu śpią, więc jak
im mignę jadąc 300km/h to nawet nie ruszą tyłków, bo i tak mnie
nie dogonią.
-
Masz już wszystko obcykane...- Ponownie rzuciłam spojrzenie na
pojazd, a potem na dwa kaski na nim leżące.
-
Jeździsz w kasku?
-
Taa, ale nie dla ochrony przed wypadkiem, tylko przed owadami,
wkurzają bardzo... tylko w zimę nie jeżdżę w kasku, albo jak
jest deszcz, wtedy jest najlepiej... śliska droga dodaje
dreszczyku...- spojrzał na mnie uważnie, no co się uśmiechnęłam,
ruszając sugestywnie brwiami.
-
Nie, ty to co innego. Ty możesz zginąć w wypadku...
-
Proszę...
Wsiadłam
na motor nie zakładając kasku. Damon przewrócił oczami.
Wiedziałam, że się zgodzi.
-
Siadaj do tyłu.
Uśmiechnęłam
się jeszcze szerzej i pokręciłam przecząco głową.
-
Nie umiesz jeździć na motorze.
-
Skąd ta pewność?!
- A
umiesz?- spytał, próbując wcisnąć mi kask.
-
Nie, ale ty będziesz trzymał kierownicę. Usiądziesz normalnie, a
ja po prostu będę pomiędzy wami...
Sądziłam,
że będzie protestował, ale On bez słowa usiadł za mną, a ja
przesunęłam się bardziej do przodu.
-
Tylko, jeśli założysz kask... Wiem, wiem, że chciałabyś poczuć
wiatr we włosach, ale z drugiej strony pomyśl o jakiejś muszce,
która może Ci wpaść do oka...
-
Mucha to jedyny powód, dla którego to wkładam.
-
Dziękuję- szepnął i pocałował mnie w ucho.
-
Nie ma za co, panie Sal...
-
Dokończ, a zobaczysz co się stanie...
-
Nie ważne, zupełnie nic nie mówiłam.
Gdy
byliśmy już gotowi do jazdy, poczułam jak kask Damona opiera się
o mój, położył dłonie na kierownicy, a ja zacisnęłam palce na
jego. Przylegał do mnie całym ciałem, czułam jak się rumienię.
Mieliśmy
już wyjechać na drogę, ale Damon się zatrzymał. Obróciłam
głowę i lekko nią skinęłam, łącząc nasze palce na kierownicy.
Mogłam przysiąc, że pod okryciem głowy słodko się uśmiecha.
Usłyszałam stłumiony warkot silnika i ruszyliśmy z powrotem do
Mystic Falls.
***
-
Skarbie! Wyjeżdżam już!- zawołała pani szeryf z przedpokoju,
biorąc torbę na ramię. Caroline zbiegła po schodach i podeszła
do mamy.
-
Kiedy dokładnie wracasz?
-
W poniedziałek... Nigdy nasze szkolenia nie trwały tak długo, boję
się zostawić to miasto bez opieki choćby na chwilę.
-
Przecież Bill, twój zastępca, potrafi należycie ochronić to
miasto...
Pani
Forbes krzywo popatrzyła na córkę.
-
„Należycie”? Znów się bawiłaś słownikiem?- zaśmiały się,
jednak Caroline to za nic nie śmieszyło.
-
Rozmawiam z El na czacie i śmiejemy się z tych wszystkich poważnych
słów...
-
Eh, te nastolatki... Wiesz gdzie są pieniądze na wszelki wypadek,
zakupy Ci zrobiłam, żadnych imprez, patrz...
-
Kogo zapraszasz do domu i uważaj na siebie- dokończyła za nią
blondynka.- Wiem mamo, mówisz to za każdym razem... Idź już, bo
zatrąbią jeszcze raz w terenie zabudowanym bez przyczyny, a to
chyba karalne...
-
Kocham Cię, Caroline.
-
Ja Ciebie też, miłej zabawy.
Córka
patrzyła jak jej matka wsiada do mini busa, a po chwili odjeżdża.
Pomachały sobie i kiedy auto zniknęło za rogiem dziewczyna zdjęła
w końcu z twarzy ten głupi uśmiech. Zamknęła drzwi za sobą i od
razu skierowała się na górę. Położyła się na łóżku, by
pozamykać wszystkie strony internetowe i wyłączyć laptopa.
Następnie otworzyła szafę i odruchowo wyciągnęła z niej czarne
rurki oraz bluzkę i kurtkę tego samego koloru. Kiedy już się
ubrała poczesała włosy i lekko je podkręciła lokówką. Nałożyła
na powieki ciemny cień i przejechała tuszem po rzęsach, aby je
wydłużyć. Była bardzo zadowolona z końcowego efektu, wyglądała
teraz jakby umiała skopać każdy tyłek w okolicy... tak
przynajmniej nazywał tę stylówkę Logan... to dla niego przecież
się tak ubierała. Wzięła telefon i zadzwoniła pod numer, który
już znała na pamięć. Usłyszała sygnał, a potem ktoś odebrał,
jednak nikt nic nie powiedział.
-
Będę za 10 minut- powiedziała Caroline i rozłączyła się.
Zeszła po schodach i włożyła czarne buty na obcasie. Uwielbiała
tego typu buty, chodziła w nich odkąd tylko pamięta, nawet jako
czterolatka przymierzała obuwie mamy. Wyszła z domu gasząc światło
i zamykając drzwi na klucz. Ruszyła przed siebie. Idąc w stronę
umówionego miejsca zaczęła się tak naprawdę zastanawiać po co
ona to wszystko robi? Nic dobrego z tego nie wyjdzie... dla nikogo.
No, może z wyjątkiem Logana. Przystanęła na chwilę i złapała
się za głowę, która przestała ją boleć tak szybko jak zaczęła.
Wszystkie niepotrzebne myśli wyparowały. Robiła to, bo On ją o to
poprosił, chciał tylko żyć jak zwykły człowiek... z nią.
Zrobiło jej się gorąco na wspomnienie jego brązowych, głębokich
oczu, nie skrzywdziłby jej, ani jej przyjaciół... gdyby miał inny
wybór. Rozumiała go nawet, ona by postąpiła podobnie.
Docierała
na miejsce. Widziała znajomą ławkę, przy znajomym sklepie i
znajomej latarni. Miała już przejść na drugą stronę, ale
zamyślona prawie nie zauważyła nadjeżdżającego motoru, który
zatrzymał się może pół metra od niej. Spojrzała wściekła na
kierowcę. Właściwie to ich było dwóch, sądząc po posturze
jednym z nich była kobieta, która właśnie ściągała kask i
okazała się być jej najbliższą przyjaciółką!
-
Elizabeth?
-
Caroline?! Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest?- spojrzała z
niedowierzaniem na jej strój.- Co ty masz na sobie...?
Blondynka
zrobiła to, co umiała najlepiej- zagrała. Natychmiast się
uśmiechnęła i podeszła bliżej, żeby przytulić Gilbert.
-
Tak, wszystko dobrze, zamyśliłam się po prostu....
-
Ty myślisz?- zakpił Damon, wciąż siedzący na motorze.
-
Damon- warknęła Elizabeth, a Car spojrzała na niego spode łba, co
mu się nie spodobało, w każdym tego słowa znaczeniu, lecz nie
tylko to mu się nie spodobało- jej zapach, to też.
-
Nic nie szkodzi, potrzebowałam się przewietrzyć, a tak się
ubierając pomyślałam, że będę wyglądała niebezpiecznie i nikt
mnie nie będzie zaczepiał... a poza tym czerń jest podobno modna w
tym sezonie- zaświergotała, na co El się szeroko uśmiechnęła.
Ach,
ta Caroline, pomyślała szatynka i pożegnała się z nią.
-
Musimy się jutro spotkać...- powiedziała El, wsiadając na pojazd.
-
Przychodzisz na bal?
-
Nie, Jenna zaprosiła kogoś na kolację i ja, i Jer musimy być, a
poza tym Kimberley tam będzie, więc odpada...
- A
gdyby nie Kim, to byś przyszła?- zapytała z prawdziwą, tym razem,
nadzieją w głosie.
-
Kolacja, ale tak- puściła do niej oczko i założyła kask. Objęła
Damona i na pożegnanie pomachała przyjaciółce.
Znów
to głupie machanie, przyszło na myśl Forbes, ale z uśmiechniętą
jeszcze twarzą odmachała.
Rozejrzała
się dookoła i przeszła w spokoju na drugą stronę. Usiadła na
ławce, zakładając nogę na nogę. Czekała.
Obserwowała
w skupieniu bezruch panujący w małym centrum Mystic. Wszystko było
skąpane w ciemnościach i gdyby nie ta mała latarnia, stojąca
niedaleko niej, to noc pochłonęłaby i ją... a może już to
zrobiła?
-
Witaj, Caroline- rzekł głęboki głos, znajdujący się za jej
plecami. Ona aż podskoczyła, nie spodziewała się tego. Odruchowo
wstała i wykrzywiła usta w szczerym uśmiechu.
-
Logan... cześć... proszę, nie strasz mnie tak.
-
Co tylko zechcesz, najdroższa- zbliżył się do niej i złożył
namiętny pocałunek na jej ustach. Car nie mogła go nie
odwzajemnić, nie umiałaby mu się oprzeć, albo sprzeciwić, to
było zbyt trudne.
Chłopak
odsunął się od niej i założył jej pasemko włosów za ucho.
-
Pięknie dzisiaj wyglądasz, jak zawsze zresztą...
-
Dziękuję- szepnęła zawstydzona, nie zauważając jak łatwo ów
Logan umiał ją owinąć sobie wokół palca. Kilka czułych słówek,
pocałunek i już był w jej głowie i to nie pod postacią myśli,
tylko jako głównodowodzącego jej umysłem.
-
Wiem, że to może być dla Ciebie trudne, zrozumiem, jeśli mi
odmówisz, ale potrzebuję, żebyś coś zrobiła...
-
Co tylko zechcesz- odpowiedziała wiernie, wpatrując się w jego
oczy.
-
Potrzebuję odrobinę krwi twojej przyjaciółki- Elizabeth Gilbert.
-
Ile?
Uśmiechnął
się lekko. To mu się podobało w tej naiwnej istotce. Wystarczyło,
że ją zapewni, że będą razem i jeśli jej kazał skakać, to
jedyne o co pytała to: „Jak wysoko?”
Wyciągnął
z kieszeni jeansów probówkę zatkaną czarnym korkiem.
-
Tyle wystarczy- Caroline ją wzięła i bez słowa schowała do
kurtki.
-
Tylko uważaj, żeby Salvatore niczego nie wywęszył, bo może to
się źle dla nas skończyć, teraz jesteś częścią planu,
siedzimy w tym razem...do końca.- I choć właśnie obiecał jej
niechybną śmierć, blondynka uśmiechnęła się na te słowa.
-
Będę uważała... Logan, moja mama wyjechała i mój dom jest
pusty...
Wiedział
czego chciała, on też tego chciał, ale na inny, czyli swój własny, sposób. Nie mógł
jednak, bo gdyby Kelly się dowiedziała, to ze współpracy nici i
ze złamania klątwy też nici.
-
Wybacz, kochanie, ale nie mogę, dziś się kończy pełnia...
-
Rozumiem...- spuściła głowę i wbiła wzrok w swoje buty.
-
Ale jak będzie po wszystkim, to już nic nas nie powstrzyma- szepnął
czule, unosząc jej głowę za podbródek.
-
Dobrze.
-
Do widzenia, Caroline- pocałował ją krótko w usta i odszedł,
znikając po chwili w ciemnościach.
Odprowadziła
go wzrokiem i ruszyła w przeciwną stronę, wtedy probówka zaczęła
jej niezmiernie ciążyć, miała nawet przez chwilę ochotę ją
wyjąć, roztrzaskać o beton i przejść obcasami po jej
pozostałościach, ale tego nie uczyniła.
Kiedy
Elizabeth wyszła spod prysznica, Damon stał przy stole i wszystko
gorączkowo przekładał.
- Damon?- spytała powoli, wycierając włosy ręcznikiem. On jakby
na komendę odłożył wszystko i udał, że niczym się nie
zajmował.
-
Czego szukałeś?
-
Niczego ważnego...- wzruszył ramionami i podszedł do niej.
Nigdy
nie umiała sobie wyobrazić w jakiej piżamie śpi i oto dzisiaj
otrzymała odpowiedź. Zero koszulki, same spodnie- szare w granatową
kratę. Dotknęła jego torsu tym samym nie pozwalając mu siebie
przytulić.
-
Mieliśmy nie myśleć dzisiaj o sprawach nadprzyrodzonych,
pamiętasz? Więc wszystko musi poczekać do jutra...- El przytuliła
się do wampira, muskając jego tors mokrymi włosami.
-
Wiem, pamiętam...- jednak ta sprawa nie potrafiła go opuścić.
Wciąż o niej myślał, a może raczej o jej zachowaniu i tym
zapachu... To, że go nie lubiła nie było zagadką, ale te światła
w jej oczach, ta aura. Rzadko kiedy używał swoich zdolności, a już
najrzadziej to właśnie widoczności aury. Aura El była
różowo-żółta, co oznaczało delikatność, wrażliwość,
zadowolenie, ale i niestety naiwność, natomiast u Caroline
przeważały kolory złoty- nieograniczony potencjał oraz czerwień-
agresja, to połączenie nigdy nie było dobre, z zasady. W
szczególności, jeśli otaczały właśnie ją!
Damon
się uśmiechnął i wziął swoją dziewczynę na ręce. Zniósł ją
do łóżka, kładąc się obok niej. Postanowił choć na chwilę
odgrodzić od siebie złe myśli i skupić się całkowicie na
ukochanej, która właśnie usiadła na nim okrakiem i wodziła
palcami po jego klatce piersiowej.
-
Muszę Ci powiedzieć, że dzisiejszy wieczór, był najlepszym w
moim życiu... sądzę, że to sprawka tego Tiramisu...
- O
ty...- Damon przeturlał się, tak by Elizabeth była pod nim.
Dziewczyna objęła go lekko nogami, dotykając palcami jego pleców.
-
Kocham Cię- szepnął i pocałował ją w czoło.
-
Kocham Cię- odpowiedziała i mimowolnie ziewnęła.
-
Jesteś już zmęczona...- zszedł z niej i położył się obok
uprzednio gasząc światło.
-
Odrobinę- położyła głowę na jego piersi i zamknęła oczy.
Wdychała zapach jego skóry, który niczym kołysanka zachęcał ją
do snu.
Jak
to możliwe? Zastanawiała się Elizabeth i nawet nie wiedząc kiedy
odpłynęła w niebyt.
Około
półgodziny później Damon, będąc pewnym, że dziewczyna już
śpi, ostrożnie wyślizgnął się z jej objęć. Nie mógł tego
tak zostawić... El, jak się obudzi będzie zła, ale teoretycznie
nie złamał obietnicy.
-
Nowy dzień już się zaczął- szepnął, patrząc na krótką
wskazówkę zegara wskazującą cyfrę 1.
Świetny rozdział i taki długi co jest zdecydowanym plusem:)Tyle się działo że nie umiem tego szczegółowo skomentować.Czekam na NN.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Boże ..zabrakło mi słów! Jestem....ZACHWYCONA!
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział i cudoooownie długi.Chociaż dla mnie mógłby się nie kończyć ;)
Pięknie opisałaś relację Elizabeth i Damona.Ich związek rozpoczynający się na nowo,ich "pierwsza randka".Te SMS-y !Bosko!Chociaż jestem troszeczkę zaniepokojona tym całym genem łowcy El.
Wspomnienia Damona z dzieciństwa i jego zdjęcie jako małego chłopca...opisałaś to tak,że normalnie mam tego malucha przed oczami!
A jak się wystraszyłam,kiedy pojawiła się Amanda i chciała zabić dziecko Elizabeth,aż mi na moment serce stanęło!A tak na marginesie to kiedy Damon dowie się o ciąży?
No ale nie będę tu streszczenia pisać :)Rozdział...palce lizać!
Ach zapomniałabym,bardzo zaintrygowała mnie Caroline.Zobaczymy co się wydarzy.
No i na koniec to co tygryski lubią najbardziej(czyli ja).Napięcie seksualne między nimi.Kobieto to w jaki sposób opisujesz ich chęć bycia blisko,ich pożądanie POWALA NA KOLANA !zresztą całe opowiadanie mnie powala,ale zacytuję"Nie wiedziałam jakim cudem jeszcze stoję, podczas kiedy on podnosząc się prawie dotykał nosem mojego brzucha."Uwierzysz,że ciarki mi przeszły po plecach!!! NIESAMOWITA JESTEŚ
O to właśnie chodzi,żeby porwać czytelnika.Ty to potrafisz,więc pisz Kochana.Pisz jak najwięcej.Jeszcze raz życzę weny i mam nadzieję,że już niedługo pojawi się kolejny rozdział.Będę czekać z utęsknieniem,a jak na razie porozkoszuję się jeszcze raz nowym rozdziałem.
Dziękuję ślicznie za dedykację.Jestem zaszczycona!
Damonka ;))
Ten rozdział jest boski!! Przyznaję, że skupiłam się na fragmentach z El i Damonem a resztę tylko przyjęłam do wiadomości:) Damon jest boski.. Taki romantyczny, czuły, opiekuńczy, szalony i namiętny zarazem. Po prostu kwintesencja ideału chłopaka. Tak bardzo zazdroszczę El pomimo, iż wiem, że to wszystko to fikcja. Najbardziej podobało mi się wszystko( smsy, randka, rozmowa, motocykl, wspomnienia...), a najmniej, że mimo tego napięcia między nimi jednak się powstrzymali przed zbliżeniem. Ciekawi mnie co będzie dalej, no i co z ciążą El. A jeżeli chodzi o wątki "poboczne" to szkoda mi Caroline, która jest wykorzystywana przez tego Logana( swoją drogą ciekawe kto to jest), no i Katherina mnie denerwuje, ale to akurat nic nowego. Pozdrawiam i czekam na NN. Mam nadzieję, że już niedługo:) No i sorki, że się aż tak rozpisałam, ale mój zachwyt musiałam przelać w komentarzu ;)
OdpowiedzUsuńWreszcie nowy rozdział.!!! I to jaki ! *.* Po prostu zaparło mi dech w piersiach.Opłacało się czekać.A ta randka Damona i Elena ymmmmmmm....!!!!CUDO , CUDO I JESZCZE RAZ CUDO.Nic dodać nic ująć.Mam tylko nadzieję , że Amanda zbytnio nie namiesza między Deleną. Okropnie mnie ciekawi gdzie Damon się wybiera...Z niecierpliwością czekam no nowy rozdział.!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :**
PS.Zapraszam :*
http://last-drop-of-blood.blogspot.com/
Witam!
OdpowiedzUsuńDługi rozdział. Ha! To mało powiedziane. Mnie to szczerze zmęczyło. Może postaraj się częściej wstwiać, tyle że krótsze? Choć trochę...
Słów jest tyle, że o wymienianiu błędów nie ma mowy. Moim zdaniem za bardzo to wszystko słodzisz. Ojej, ojej. Damon - niech ma więcej pazura. El tak samo.
No okej, czekam na ciąg dalszy.
PS: Wyłącz weryfikację obrazkową, proszę!
Pozdrawiam!
Zapraszam do mnie na nowy rozdział:)http://delena-i-love-you.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHejka :) Właśnie zyskałaś kolejną fankę :) Masz naprawdę wielki talent . Zazdroszczę ci :) Twoja historia wciąga :) Jest taka ciekawa i w ogóle ... Napewno tu jeszcze wpadnę :) Serdecznie zapraszam cię do siebie na http://pozagranicamiwyobrazni.bloog.pl/ . Mam nadzieję , że ci się spodoba. Życze ci weny :)
OdpowiedzUsuńKarolina J
Po długim czasie serdecznie zapraszam na nowy rozdział na www.odrobina-milosci.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńNN u mnie:) Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńo mój booożeeee , zakochałam się w tym opowiadaniu ! jak coś opisujesz (np. malego Damona *-* ) to ja poprostu tworzę film XD to jest Z A J E B I S T E ! poświęciłam caaaaaluusieńki dzień żeby przeczytać wszystkie rozdziały i było warto! a Damon po prostuu .... cud, miód , maliny :D będę tu zaglądać chyba codziennie, żeby sprawdzić czy nie ma nic nowego ;] czekam na next ♥ życzę duuuużej weeny ;)
OdpowiedzUsuńSuper, jak zawsze. Piszesz bosko <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nn po długiej nieobecności:
http://love-is-a-winner-storyofdelena.blogspot.com/
jesteś świetna cieszę się,że Dajmon i Elizabetch do siebie wrócili zastanawia mnie ten gen łowcy te esemesy były słodkie i takie podniecające i ta zazdrość tej dzewczyny była boska mam nadzeję,że nie namiesza między nimi aby tylko Amanda nie wruciła dodaj jakieś faine blogi o delenie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNN u mnie:) Serdecznie zapraszam ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na NN:)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Świetnie, że był taki długi. To jest plus tego wszystkiego. Związek Eli i Damona jest wspaniały. Bardzo ciekawie opisujesz wszystko i wszystkich. Jest w tym wszystkim trochę tajemniczości co jest kolejnym wielkim plusem! Amanda jako duch jest potwierdzeniem genów Eli. Z drugiej strony jak w takiej jednej małej śmiertelnej istotce może być tyle różnych darów? :) Ciekawi mnie ta cała sytuacja z Caroline i to wpojenie z Bonnie. Czekam na NN. :*
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award. Wszystko na moim blogu http://elena-stefan-damon.bloog.pl/ :)
Zapraszam na NN:)
OdpowiedzUsuńHej rozdział ekstra !!!! Elizabeth i Damon to cudna para !!! Nareszcie powróciłam do żywych . Zapraszam u mnie na nową notkę na http://thevampirediaresdelena.bloog.pl
OdpowiedzUsuńNN u mnie. Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńZapraszam na NN:)
OdpowiedzUsuńTo znowu ja Damonka ;)) wiem upierdliwa jestem,ale cóż :P
OdpowiedzUsuńChciałam Cię Kochanie poinformować,że UMIERAM z braku nowego rozdziału :'(
Wiem,że jak nie masz weny to nie piszesz,bo po prostu wtedy to nie ma sensu.
Ale ja czekam z takim utęsknieniem.Codziennie sprawdzam czy czegoś nie dodałaś.BŁAGAM napisz chociaż,kiedy można się spodziewać kolejnego rarytasu ;))
Pozdrawiam i życzę MEEEGA WENY !!!!!!!!! :* :* :*
Z utęsknieniem czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńKiedy ukaże się następny rozdział? Nie mogę się już doczekać
OdpowiedzUsuńA tu zapraszam do siebie.Dopiero zaczynam :))
http://sybilla-orlov.blogspot.com/
Zapraszam do mnie na NN
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award<3
OdpowiedzUsuńwięcej na: http://love-is-a-winner-storyofdelena.blogspot.com/
czekam na nn
kocham:*
NN u MNIE:) Zapraszam serdecznie:*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział:)
OdpowiedzUsuńdelena-i-love-you.blogspot.com
To jest jedno z moich ulubionych opowiadań. Delena w twoim wykonaniu zawsze dobrze wychodzi. Mam nadzieję, że niedługo napiszesz następny rozdział. Weny życzę.
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam do mnie http://szkolamagow.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że przeczytasz.
Zapraszam do mnie na nowy rozdział:)
OdpowiedzUsuńhttp://delena-i-love-you.blogspot.com/
NN u mnie:) Zapraszam i wszystkiego najlepszego w Dniu Dziecka, bo przecież bez względu na wiek wszyscy jesteśmy dziećmi :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na rozdział pierwszy http://szkolamagow.blogspot.com/ Sorry że usunęłam wcześniejszy, ale jakoś się rozjechał. Weny życzę, mam nadzieję, że niedługo napiszesz coś nowego.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowy rozdział http://szkolamagow.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na następny rozdział http://szkolamagow.blogspot.com/ Mam nadzieję, że skomentujesz.
OdpowiedzUsuńMoja Kochana RATUJ mnie nowym rozdziałem,bo już uschłam z tęsknoty :'((
OdpowiedzUsuńCzekam i czekam i już taki badylek suchy ze mnie prawie jest...
Błagam chociaż o taki króciutki rozdzialik :'(
UWIELBIAM CIĘ :*
Damonka
Zgadzam się, z osobą powyżej. Zapraszam do mnie na następny rozdział http://szkolamagow.blogspot.com/ Mam nadzieję, że skomentujesz, bo zależy mi na Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńSzczególnie miłośniczkom Wampirów poświęcam liryki, które kryją się pod kategorią "With Vampire". Tematyka całego bloga to filmy, muzyka (filmowa i nie tylko), a także życie codzienne. Zapraszam: http://versemovie.blog.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam na następny rozdział mam nadzieję, że skomentujesz. http://szkolamagow.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOpisywana przez ciebie historia Deleny jest niesamowita :D
OdpowiedzUsuńTracę poczucie czasu jak czytam kolejne rodziały.
Nie mogę się doczekać kolejnego.
:)
Po długiej przerwie nn u mnie:P Pozdrawiam:* PS. Jeżeli nadal chcesz być powiadamiana o NN to daj mi znać w komentarzu na moim blogu. Dziękuję:)
OdpowiedzUsuń:'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'(
OdpowiedzUsuńCZEKAM I CZEKAM :'( :'( :'( :'( :'(
Damonka
Zapraszam do mnie na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://delena-i-love-you.blogspot.com/
Zapraszam do mnie http://julie-and-damon.blogspot.com/ Mam nadzieję,że napiszesz mi w komentarzu co tym blogu myślisz i co powinnam poprawić ;)
OdpowiedzUsuńPS :czekam na nn od marca,mam nadzieję,że dodasz ją jak najszybciej.Pozdr
Nominowałam cię do Liebster Award.Więcej informacji tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://julie-and-damon.blogspot.com/2013/08/liebster-award_6192.html
Zapraszam do mnie na NN:)
OdpowiedzUsuńdelena-i-love-you.blogspot.com
Po długim czasie serdecznie zapraszam na nowy rozdział na www.odrobina-milosci.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń