Witam
wszystkich na starym- nowym blogu :) Bloog.pl był już irytujący...
Przepraszam, że tak długo, się naczekaliście... dziękuję
jednak, że o mnie nawet po tak długiej przerwie pamiętaliście,
zapraszam na nowy rozdział :)
Po odprawieniu Ricka i zapewnieniu go, że wszystko jest ok. udałam się do sklepu, żeby kupić wszystko co potrzebne na ciasto. Weszłam do marketu, który był największy w Mystic Falls, a chyba byłby jednym z mniejszych w Seattle. Jajka są w domu, cukier i mąka też… soda? Nie jestem pewna, więc lepiej kupię. Przeszłam obok regałów z warzywami i owocami, skręciłam w prawo, przeszłam obok zupek chińskich, koncentratów pomidorowych i innych takich… a właśnie może zrobię zupę pomidorową? Wzięłam słoik koncentratu i ruszyłam dalej. Zatrzymałam się na środku działu przeznaczonego na kosmetyki. Maszynki, podpaski, kremy, szczoteczki… Coś chciałam… Rozejrzałam się dookoła szukając pomocy, żeby sobie przypomnieć, o czymś nie pamiętam… Ta myśl zniknęła równie szybko co się pojawiła, więc nie pozwoliłam, aby dłużej mnie zatrzymywała. Wzięłam do koszyka sodę. Co jeszcze? Orzechy włoskie. W krótkim czasie znalazłam już rozłupane orzechy w opakowaniu. Jabłka! Przecież byłam na owocach! Przewróciłam oczami i zawróciłam. Kupiłam kilogram jabłek, do ciasta starczą 4, resztę się zje osobno. Kiedy podsumowałam swoją listę w głowie, nie mogłam się powstrzymać i poszłam na dział słodyczy! Co tu mamy dobrego? Chipsy, czekolada, batoniki… nutella! Kupiłam średni słoik. Mały się szybko skończy, a dużego nie kupię, bo trzeba dbać o linię . Jednak miałam ochotę też na chipsy. Kupiłam średnią paczkę fromage(wielkość paczki z tego samego powodu co wielkość słoika nutelli). Rozejrzałam się jeszcze czy na pewno nic więcej… Nagle otworzyłam szerzej oczy i rozdziawiłam paszczę. Szybko uklękłam udając, że szukam czegoś na dolnych półkach. Szlag by go trafił! Przed kim się chowałam? Przed Damonem! Przyszedł tutaj, do tego samego sklepu co ja! Cholera! Poszedł na dział alkoholowy, oby zaraz wyszedł… Wychyliłam się lekko, ale nigdzie go nie było. Dzięki Ci Boże! Wyszedł.
-
Chowasz się przed kimś?
-
Jezu!- krzyknęłam i automatycznie moja ręka powędrowała pod
szyję. Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić, bardzo łatwo mnie
przestraszyć… dlatego nie lubię horrorów, co chwilę tam coś
wyskakuje. Damon się uśmiechał i obserwował jak się uspokajam.
-
Damon…- nie powinnam wymawiać jego imienia w ten sposób, z lekkim
westchnieniem, miałam wtedy brzydkie skojarzenia, których nie
powinnam mieć (on chyba też je miał sądząc po jego minie)- nie
strasz mnie tak nigdy więcej.
-
Wybacz, chowałaś się?
-
Nie… a ty co? Drogę pomyliłeś?
Zmarszczył
brwi.
-
Kimberley na ciebie wytrwale czekała, ale nie wiedziała jednej
rzeczy- jesteś dupkiem.
Chciałam
go wyminąć, ale mi zaszedł drogę. Zupełnie jak za pierwszym
razem...
Uśmiechał
się złośliwie. Odsunęłam się i chciałam go wyminąć z
obojętną miną, ale mi zaszedł drogę.
-
Witam, jestem Damon Salvatore- wziął moją rękę i pocałował jej
wierzch, lekko, ale stanowczo ją wzięłam. Popatrzyłam na niego
obojętnie i z wyższością.
-
A ja Elizabeth, a teraz wybacz- chciałam przejść, ale Damon znów
mi zagrodził przejście, spojrzałam na niego. Dalej się uśmiechał,
najwyraźniej się świetnie bawił moim kosztem- przepraszam, mogę
przejść?
Przesunął
się na bok.
-Dziękuję-
burknęłam pod nosem i przeszłam koło Salvatore’ a czując jego
zapach.
Przełknęłam
łzy, to wspomnienie zabolało, nie wiem czemu, ale zabolało. Już
się nie uśmiechał, staliśmy w tej ciszy i patrzyliśmy na siebie.
Nawet nie próbowałam ukryć jak bardzo go nienawidzę. Spojrzałam
mu w oczy unosząc lekko głowę. Czemu zobaczyłam w nich smutek? I
co najważniejsze, czemu go widzieć nie chciałam? Bo bym zmiękła.
Odwrócił wzrok. Nie umiał pewnie znieść niechęci w moich
oczach.
-
Co z Klausem?
-
Chciał mnie zahipnotyzować, ale miałam werbenę… a właśnie-
zdjęłam wisiorek i wcisnęłam mu go do dłoni- dziękuję.
-
El, proszę…
Wyminęłam
go z trudem hamując łzy, byłam bliska rozpaczy. Poszłam do
ekspresowej kasy i błyskawicznie się uwinęłam. Wybiegłam na
deszcz, który na szczęście stracił na sile. Weszłam do auta i
się rozpłakałam. Uderzyłam kilka razy w kierownicę, żeby się
wyładować na czymś. To bolało, to tak bardzo bolało. Czułam,
jakby w mojej piersi była dziura, która z każdym dniem staje się
coraz większa. Brakowało mi go, niby był, a jednak go nie było.
Oparłam głowę o kierownicę, po moich policzkach spływały łzy,
a ramiona się całe trzęsły. „El, proszę…”. Ty mnie
prosisz? Moje prośby Cię już nie interesują.
-
Damon, nie zabijaj jej.
-
Bo…?
-
Bo ja cię o to proszę.
-
Twoje prośby już dawno straciły dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
***
Zamieszałam
i wyłączyłam makaron oraz w końcu uciszyłam okap. W końcu
nastała długo wyczekiwana przeze mnie cisza. Właśnie tego
pragnęłam, wyciszenia, spokoju. Uklękłam przed piekarnikiem i
poczułam przyjemne, od niego bijące ciepło. Ciasto rosło, to
dobrze, że nic nie schrzaniłam. Mogłam być z siebie dumna, jak na
pierwszy raz… Spojrzałam na zegarek. Jeszcze 15 minut. Weszłam po
schodach włócząc od niechcenia nogami, mój chód był adekwatny
do humoru i postawy. Miałam nadzieję, że pichcenie w kuchni mi
jakoś pomoże, jednak… nie pomogło. Weszłam do pokoju i rzuciłam
się na łóżko. Sięgnęłam po laptopa i go włączyłam. Dawno
już nie wykonywałam czynności klasycznych dla nastolatków w moim
wieku. Mam tu na myśli: facebook, youtube, twitter i inne dyrdymały,
umawianie się z przyjaciółmi bez omawiania planu jak przeżyć
kolejny miesiąc. Zupełnie nie miało to dla mnie znaczenia, że
ktoś skomentował moje zdjęcie, dodał nowy filmik lub mojego
tweeta do ulubionych. Z czasem śmierci rodziców i przeprowadzki,
gdzieś się zgubiłam, przestałam być dzieckiem i mentalnie stałam
się dorosła. Przewróciłam oczami i wyłączyłam laptopa zanim
ten się porządnie włączył. Usłyszałam dzwonek do drzwi, Jeremy
albo Jenna zapomnieli kluczy, czemu mnie to nie dziwi?
Zbiegłam
na dół i przekręciłam klucz w zamku. Moim oczom ukazał się
przemoknięty, smutny Jeremy z miną zbitego psa i kapturem na
głowie, który raczej mu nic nie dał. Przekroczył próg nic nie
mówiąc.
-
Cześć?
Spojrzał
na mnie i bez słowa położył torbę na ziemi.
-
Jer, co się stało?
Pociągnął
nosem. Nie pytałam czy płacze, zaprzeczyłby, jak to facet.
-
Powiedz mi… proszę, chcę ci pomóc.
-
Zostało jej kilka dni, może nie dożyć weekendu.
Zagryzł
dolną wargę, tylko ją widziałam, resztę twarzy miał zasłoniętą
kapturem. Dopiero po chwili zrozumiałam co powiedział. Był w
szpitalu, u swojej mamy. Jako ktoś, kto jest sierotą powinnam
wiedzieć co powiedzieć i co zrobić, jednak nie ma takich słów i
czynów, które w tej sytuacji łagodzą ból.
Podniósł
wzrok, widziałam w jego oczach strach, najgorszy ze wszystkich,
przed stratą. Bo jeżeli boisz się ciemności możesz zapalić
światło, jeżeli boisz się zwierzęcia możesz uciekać, jeżeli
boisz się o własne życie, możesz poprosić o ochronę, a jeżeli
stracisz bliską ci osobę, to nic nie możesz zrobić.
Zdjął
kurtkę i buty.
-
Idź się przebierz, zrobię Ci za ten czas herbatę.
Skinął
głową i z podobnymi chęciami do życia co ja przed chwilą wszedł
po schodach. Włączyłam czajnik, a następnie wyjęłam dwa kubki i
dałam do nich torebki herbaty oraz cukier. Spojrzałam również na
ciasto i wyłączyłam piekarnik. Po kilku minutach chłopak zszedł
na dół. Miał na sobie białą koszulkę i długie, szare spodnie z
dresu. Usiadł na kanapie i wpatrzył się w przestrzeń.
Położyłam
na stole nasze gorące napoje i usiadłam obok brata. Nie wiedziałam
co powiedzieć, przytuliłam go, a on odwzajemnił gest.
-
El, to moja mama, najbliższa mi osoba pod słońcem, a ja mam się
pogodzić z tym, że jej nie będzie?
Jego
ramiona zadrżały. W moich oczach stanęły łzy, pamiętałam jak
to było ze mną. Też nie umiałam tego zaakceptować, nawet dzisiaj
kiedy pomyślę, że ich już nie ma… 3 miesiące to zastanawiam
się jakim cudem to znoszę?
-
To trudne. I wierz mi, wiem przez co przechodzisz, miałam tak samo.
Ja się zabarykadowałam przed całym światem, ty nie popełniaj
tego błędu. Nie mówię, że masz chodzić na zabawy i śmiać się
ciągle, bo „Twoja mama by tego chciała”. Myśl o niej, ale
pamiętaj, że życie toczy się dalej. Napij się. Proszę.
Powycierał
oczy i spełnił moją prośbę.
-
A jak będziesz grzeczny to dostaniesz ciasto.
-
Zrobiłaś ciasto?- uniósł jedną brew.
-
Wątpisz w mój talent kulinarny?- pacnęłam się w czoło- właśnie!
Zupa! Siadaj, już nalewam.
Nieufnie
usiadł przy stole w jadalni.
-
Dzień dobroci?
-
Nie kpij ze mnie, bo Ci ta zupa bokiem wyjdzie- zaśmiałam się.
Uśmiechnął
się.
Postawiłam
przed nim, a potem przed sobą talerz pomidorowej. Sceptycznie
pomieszał zupę łyżką.
-
Nie wiesz jak masz się do tego zabrać? Pokarmić Cię?
-
Nie- prychnął i patrzyłam uważnie jak zjada pierwszą łyżkę.
Spojrzał na mnie.- Dobre to jest, zdajesz sobie z tego sprawę?
-
Nie wiem czemu się dziwisz- powiedziałam z udawaną obojętnością
i spróbowałam moje dzieło. Mniam!
Kiedy
skończyliśmy jeść włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki i ją
włączyłam. Jeremy uruchomił konsolę. Pewnie chciał przestać
myśleć o swoich problemach.
Zadecydowałam,
że ciasta nie poleję czekoladą, tylko uczynię je mniej kaloryczne
i posypię cukrem pudrem. Na moje szczęście cukier puder był w
szafce. Posypałam mój popis cukierniczy, byłam niewysłowienie z
siebie dumna, jak tak patrzyłam na to.
-
Przyniesiesz je w końcu, czy tak będziesz stała i się patrzyła?
-
Aż szkoda je zjadać, ale dobra, będziesz pierwszym otruty…
degustatorem- poprawiłam się i uśmiechnęłam.
-
Zabawne, naprawdę.
Pokazałam
mu język i pokroiłam ciasto, aby następnie je przełożyć na dwa
małe talerzyki. Usiadłam obok chłopaka patrząc jak gra w jakieś
głupie gry… w które po części też kiedyś grałam i to
namiętnie. W Seattle miałam wielu kolegów, którzy się tym
interesowali. Czasem robiliśmy sobie taki wieczór z grami i w
międzyczasie wpychaliśmy w siebie po kilka paczek chipsów. To były
czasy…
-
El? Czy ty mnie słyszysz?
-
Co? Nie, wybacz, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
-
Że to ciasto zasługuje na jakąś nagrodę!
Uśmiechnęłam
się szeroko.
-
Cieszę się, że Ci smakuje.
Sama
spróbowałam i nie mogłam zaprzeczyć. Doprawdy mi się udało.
Dzisiaj miałam taki dzień, wszystko mi się udawało. Nie licząc
naturalnie pana D. I oby na tym się skończyło.
Usłyszałam
dzwonek swojej komórki. Szybko pobiegłam na górę i odebrałam
telefon nie patrząc kto dzwoni.
-
Halo?
-
Hej, El!
To
była Caroline.
-
Możemy się spotkać? Proszę, proszę, proszę!
-
Jasne, a o co chodzi?
-
Nie wiem co mam zrobić… ze wszystkim.
-
Spokojnie, już do Ciebie idę. Uspokój się, Car, zaraz wszystko
będzie pod kontrolą. Tak?
-
No…
-
Widzisz? Już się zbieram. Do zobaczenia.
-
Pa.
Zbiegłam
ponownie na dół i zaczęłam ubierać buty. Potem bluzę… o
jejku… bluza Stefana. Jutro w szkole mu ją oddam, teraz muszę
pędzić do Caroline. Wzięłam jeszcze dwa kawałki ciasta dla
przyjaciółki.
-
Gdzie Cię nosi?
-
Do Caroline! Nie wiem kiedy wrócę. Pa!
Nie
usłyszałam odpowiedzi, bo wyszłam zamykając drzwi. Nie padało
już, więc postanowiłam iść pieszo. Nie miałam jakoś daleko do
przyjaciółki. Spojrzałam na komórkę. 16.18. Przyśpieszyłam
kroku starając się zostawić wszystkie myśli za sobą.
Zapukałam
do drzwi dużego białego domu. Carol otworzyła mi po kilku
sekundach, zupełnie jakby czatowała przy drzwiach.
-
El! Dobrze, że jesteś. Pomóż mi…
Kiedy
weszłam do domu zrozumiałam w czym mam jej pomóc. W powietrzu
unosił się zapach spalenizny, na środku przedpokoju leżał
stłuczony wazon razem z kwiatkami, które w nim były, a pomiędzy
jego odłamkami dojrzałam również… ślady krwi. Na podłoże
było pełno błota i ślady butów powadziły na górę po schodach
i do salonu. Jak miejsce zbrodni w Hollywoodzkim filmie.
-
Co tu się stało?!
-
Byłam na górze… nie, najpierw przyszłam i potem dopiero poszłam,
nie… bo…
-
Spokojnie, wycisz się- poleciłam jej i przytuliłam ją. Cała się
trzęsła.- Chodź do twojego pokoju. Tam jest wszystko w porządku?
Kiwnęła
głową. Nie niszcząc śladów poszłyśmy na górę. Wielkie,
błotne ślady skończyły się przed drzwiami do jej sypialni.
Usiadłyśmy na łóżku. Otuliłam ją w kocem i objęłam.
-
A teraz mi powiedz, po kolei co się tutaj stało.
Blondynka
wzięła głęboki wdech.
-
Przyszłam ze szkoły i byłam głodna. Miałam ochotę na spaghetti,
ale żeby nie pobrudzić dobrych ciuchów przebrałam się po
domowemu. Zrobiłam sos, ale na koniec kiedy chciałam go jeszcze
odrobinę dosolić to pojemnik mi się przechylił niechcący i…
przesoliłam, to było niejadalne, potem ugotowałam makaron z
nadzieją, że zjem go z serem. Poszłam na chwilę na górę po
laptopa i jakoś o tym wszystkim zapomniałam… makaron się
rozgotował i zapomniałam wyłączyć sos i się przypaliło, stąd
ten zapach. Zadzwoniłam, więc po pizzę. Otworzyłam wszędzie okna
i wyrzuciłam wszystko, bo tego się jeść nie dało. Przyjechała
pizza. Przywiózł ją jakiś chłopak… bo ja wiem, może miał 20
lat? Zapomniałam o pieniądzach, więc powiedziałam, żeby wszedł
i poczekał, a ja szybko skoczę po forsę. Potem mu zapłaciłam i
on wyszedł. Poszłam z pizzą do salonu, ale pomyślałam, że od
razu wezmę sobie laptopa. Znowu weszłam po schodach i… położyłam
się na łóżku, żeby wyjąć kabel. Chciałam już wyjść z
pokoju, jak zobaczyłam cień na podłodze. Przestraszyłam się i
zamknęłam drzwi. Przeszłam do łazienki, serce mi mocno biło,
bałam się jak cholera. Telefon zostawiłam na dole, musiałam
zejść, wybiec z domu. Szybko otworzyłam drzwi, był tutaj ten
chłopak, ale już nie był ubrany jak dostawca pizzy. Krzyknęłam i
zbiegłam najszybciej jak potrafiłam, ale on był mega szybki, jego
kontury się rozmywały! Nagle pojawił się przede mną, nie miałam
czym się bronić, więc rozwaliłam mu wazon o głowę. Krzyknął z
bólu, bo te kwiatki go zaczęły parzyć. Rzucił mnie jeszcze na
framugę i chyba mi rozwalił głowę.- Dotknęła się z tyłu
głowy. Miała na palcach w pół zaschniętą krew.- A potem uciekł.
Wiedziałam
kim był jej oprawca, jak wszedł i jakie to były kwiatki.
Zaprowadziłam ją do łazienki i polałam jej ranę wodą utlenioną.
Syknęła z bólu i zacisnęła zęby.
-
Car… nie wiem od czego zacząć. To był wampir.
-
To, to ja wiem. Pytanie jak on się dostał, skoro… zaprosiłam go.
Cholera jasna!
-
Potraktowałaś go werbeną, gdyby nie to…- pokręciłam głową i
skończyłam opatrywanie jej rany.- Czego on mógł chcieć? Na pewno
go nie znasz?
-
Na pewno! Nie wiedziałam co zrobić, więc zadzwoniłam po ciebie…
Przepraszam, masz swoje zmartwienia.
-
Hej, Caroline, uśmiechnij się, dobrze, że po mnie zadzwoniłaś, a
po za tym nie mam jakichś dużych zmartwień.
-
A Dam…?
-
Mam go dosyć, a teraz koniec tego tematu, musimy tu posprzątać.
Kiedy twoja mama wróci?
-
Chyba o 20.
-
To dobrze, mamy czas. Ja biorę wazon i kuchnię do posprzątania, a
ty ślady po błocie. Ok.? I weź to schowaj do kieszeni- dałam jej
werbenę, którą dostałam zanim poszłam do Klausa.
-
Mhm- zgodziła się, schowała kwiat i poszła po mopa i wiadro z
wodą. Zaczęłam zbierać odłamki szkła, najpierw ręcznie, potem
najmniejsze drobinki, których nie zobaczyłam razem z wodą
zgarnęłam ścierką.
-
W Mystic Falls zawsze tak było? Czy od kiedy się pojawiłam?
Caroline
związała włosy w koka i zabrała się do mycia.
-
Szczerze? To zło zawsze tu było, ale każdy je już przyjął do
wiadomości i ignorował… może to ja się przyczyniłam do tego
wszystkiego? Jakby tak na to patrzeć, to gdybym Cię nie zaprosiła
do Grilla nie poznałabyś Salvatore’ ów, Damon by Cię nie
ugryzł, Stefan nie uratował i nie wiedziałabyś o nadprzyrodzonych
rzeczach. Czasami się sama dziwię jakim cudem nie dowiedziałam się
o tym wcześniej?
-
Ja bym jeszcze sobie pożyła w słodkiej nieświadomości, nie
przeszkadzała mi ona.
-
W sumie tak… ale El, czy to nie jest w pewnym sensie ekscytujące?
Pomijając fakt, że moja głupota prawie mnie zabiła i byłam
przerażona. Chciałam wiele razy przeżyć jakąś przygodę, jak
Bella. Znaleźć swojego wampira… jednak teraz, jak już poznałam
dwa, to nie wiem, czy bym chciała z jakimś być.
-
Powiem Ci tak. Fajnie jest być z wampirem, ilekroć jest blisko
ciebie czujesz dreszczyk adrenaliny, pewnego rodzaju niepewność i
podniecenie. Jest silny, odważny, tajemniczy, szybki. Jeżeli już
raz zaznasz miłości z wampirem to z pewnością nie poprzestaniesz
na jednym. Nie mam porównania, bo nigdy nie spałam z człowiekiem.
-
No co ty! Tylko z wampirem?
Przytaknęłam
i się zarumieniłam. Skończyłam. Po wazonie nie było śladu.
Wstawiłam werbenę do nowego naczynia.
Przeszłam
do kuchni.
-
A wracając do tematu, jakie korzyści są oprócz seksu?
Wzięłam
głęboki oddech.
-
Czujesz się przy nim bezpieczna, możesz na niego liczyć, obroni
cię.
-
A co z kłami? To boli jak Cię ugryzie?
-
Tak… szczerze, to jeszcze nie pił mojej krwi tak wiesz… dla
przyjemności, ani ja jego… i patrząc na nasze relacje to nie wiem
czy jeszcze kiedykolwiek będę miała okazję.
Blondynka
wykręciła ścierkę, którą mozolnie polerowała podłogę.
Klęknęłam obok niej i wzięłam jej mopa. Zanim zaczęłam czyścić
salon przyjrzałam się śladom. Widziałam wręcz widmo chłopaka,
jak chodzi, patrzy i niczego nie dotyka. Podszedł do szafki ze
zdjęciami i… a jednak, dotknął ramki ze zdjęciem. Podeszłam
bliżej komody. Przyjrzał się zdjęciu Caroline i jej rodziców,
uśmiechnął się lekko i przesunął lekko palcem po ich twarzach.
Odłożył je na miejsce. Otrząsnęłam się i zamknęłam oczy.
Wariuję… Pokręciłam głową i wyjęłam komórkę. Powinnam do
nich zadzwonić, aczkolwiek… Usłyszałam dzwonek do drzwi i
podskoczyłam prawie dostając zawału.
-
Jejku! Nie straszcie mnie tak dzisiaj! Uwzięliście się na mnie?-
wyszłam do przedpokoju i przez szybę w drzwiach zauważyłam, że
to Stefan i Damon. Super, bomba, zadzwoniła po nich. Euforia.
Blondynka zbiegła po schodach i rzuciłam jej pytające spojrzenie.
-
Po co do nich dzwoniłaś?
-
Napadła na mnie nadprzyrodzona istota w moim domu, czy to
wystarczający powód?
Miała
rację. Jej bezpieczeństwo było ważniejsze od moich miłosnych
zawirowań. Spojrzałam na braci Salvatore, a następnie na sufit z
nadzieją, że przez to Bóg mnie głośniej usłyszy. Ej, ty tam na
górze! Dobrze się bawisz? Super, przynajmniej jedno z nas.
Widziałam
jak Caroline ich zaprasza do środka. Weszli do domu i popatrzyli na
siebie, nie umknęło mi to. Coś dostrzegli, od pierwszej chwili.
-
Hej- mruknęłam i odpowiedzieli mi tym samym. Popatrzyłam na
Damona, nie mogłam się powstrzymać. To tak jakbyście położyli
przed narkomanem na odwyku kreskę pierwszorzędnego towaru i
oczekiwali od niego, że jej nie wciągnie. Niby jak, kurde?!
Pragnienie i tak weźmie górę, więc po co próbować się
powstrzymać… prawda, panie Salvatore?
Prawda,
panno Gilbert…
Czy
to…? Spojrzałam na niego. Lekko się uśmiechał, ale nie patrzył
na mnie. No jasne, że to on. Mimowolnie też się delikatnie
uśmiechnęłam. Ach, ten Damon! Próbowałam się skupić na tym co
mówiła przyjaciółka, ale… kiepsko mi szło. Oparłam się o
framugę. Brunet był odwrócony do mnie bokiem. Przyglądałam się
jego włosom, które jak zwykle były w nieładzie, aż się prosiły,
żeby za nie pociągnąć. Jego niebieskim oczom, jak ocean, albo
raczej jak tafla lodu pokrywająca rzekę. Mroźny błękit… Jego
usta. Rozchyliłam lekko swoje własne i cudem powstrzymałam się od
cichego jęku. Te malinowe usta zostały wykonane przez samego
diabła, stworzone, aby z każdym kolejnym pocałunkiem wykradać
coraz większą część duszy kobiety, aby w nocy na rozstaju dróg
przypieczętowywać pakty namiętnym pocałunkiem. Czułam jak kolana
mi miękną. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada.
Czarna koszulka i wspaniałe mięśnie, które się pod nią
ukrywają, aż proszą, żeby je całować, dotykać. Przytrzymałam
się szafki, żeby nie upaść na podłogę. Jego brzuch i…
męskość. Byłam bliska omdlenia, musiałam przerwać, natychmiast.
Czułam jak pulsuję, odczuwałam względem niego wielkie pragnienie,
pożądanie. Przygryzłam dolną wargę starając się zapobiec
kompromitacji przy Stefanie i Caroline.
Przeszliśmy
do salonu i usiedliśmy. Caroline powtórzyła historię braciom.
Stefan oparł łokcie na kolanach i splótł dłonie.
-
Kiedy weszliśmy poczuliśmy zapach wampira, który tu był…
-
Otworzyłam wszystkie okna- wtrąciłam się- wszystko się
wywietrzyło, jak mogliście coś wyczuć? Macie aż tak dobry węch?
-
Wbrew pozorom zapachy się łatwo przenoszą, ubranie Caroline
wchłonęło zapach wampira, szczególnie, że ją popchnął
dotykając jej bluzki.
-
Mhm- zrobiłam z siebie debilkę.
-
A więc ten wampir… był nowo narodzony. Jedna z dziwniejszych
rzeczy to, to, że miał przy sobie lapis-lazuli oraz nie rzucił się
na ciebie- spojrzał na Caroline- i nie wyssał cię co do ostatniej
kropli.
Wzdrygnęła
się.
-
To znaczy, że co?
-
To znaczy, że…- Stefan spojrzał na Damona, ten skinął lekko
głową- On został stworzony, żeby cię porwać, a teraz, kiedy
nawalił, sądzę, że już tak jakby… nie żyje.
Caroline
wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w młodszego Salvatore’
a. Następnie popatrzyła na Damona, a potem na mnie.
-
Jak to, „porwać”?! Mnie?! Ale co ja komu zrobiłam?! Nie dość,
że zawaliłam matematykę, to jeszcze chcą mnie porwać- wstała i
zaczęła chodzić tam i z powrotem.
-
Spokojnie, coś wymyślimy…- pocieszałam ją- co możemy zrobić?
Co Car może zrobić?
-
Wyprowadzić się- podpowiedział Damon.
Spojrzałam
na niego niechętnie i się uśmiechnęłam sztucznie.
-
Bardzo nam pomogłeś, dziękuję. Stefan?- spojrzałam na chłopaka
z nadzieją. Jednak on tylko westchnął i uniósł ręce w geście
bezradności.
-
Możesz zamieszkać u nas, ale to również nie jest idealny pomysł,
dom jest zapisany na Damona, jako, że on jest wampirem, wampiry nie
potrzebują zaproszenia do naszego domu.
-
Czyli żaden z niego azyl…
-
Możemy go przepisać na człowieka- podsunął Damon.
-
Nie na mnie- od razu powiedziała Caroline. Spojrzałam na nią z
niedowierzaniem.
-
Żartujesz?! Kto jak nie ty?
-
Ty- popatrzyła na mnie z miną szczeniaka. Nie potrafiłam znieść
tego spojrzenia, więc odwróciłam wzrok.
-
Po moim trupie…
-
Wtedy już będzie za późno…- miałam ochotę go uderzyć, już
od dawna mnie korciło.
-
Bardzo zabawne, doprawdy. Przestań żartować i pomyśl o tym na
poważnie.
Przestał
się uśmiechać, jego twarz spoważniała.
-
Dobrze, a więc przepisujemy dom na ciebie- wskazał na mnie palcem-
ty z niego nie wychodzisz- teraz na Caroline- i obydwie macie przy
sobie zawsze werbenę, choćby nie wiem co. Wyskakuj z werbeny-
mruknął do Stefana. Ten wyciągnął czarny woreczek i go podał
blondynce, która dopiero przed chwilą usiadła obok mnie ściskając
moją rękę. Rozwiązała go i wysypała na dłoń jego zawartość.
Naszyjnik z werbeną w kształcie łezki.
-
Ale ładny…
-
Tak- zgodziłam się i zerknęłam ukradkiem na Damona. On też na
mnie patrzył. Przełknęłam ślinę. Czułam, że mam wielką gulę
w gardle i nie umiem wypowiedzieć ani słowa.
Zapięłam
jej łańcuszek i zakryłam zapięcie jej kręconymi blond włosami.
-
Ale ja nie mogę tak o rzucić szkoły i przestać na chwilę
istnieć. Będzie zabawa lat 60. Muszę wszystko zorganizować, a
poza tym, co ja powiem mamie? Będę mieszkała u Salvatore’ ów,
bo ktoś chce mnie porwać?
-
Twoja matka wie o wampirach, ale lepiej by było gdyby nie wiedziała,
że ty wiesz.
-
Wiem, to by było… dziwne. Nie mogę się wyprowadzić!
-
Chcesz naszej pomocy, czy nie?- spytał zniecierpliwiony Damon.
-
Tak, ale…
-
Nie widzę innego sposobu, nie będę się bawił w Zmierzch i
wystawał pod twoim oknem, żeby cię nic nie dopadło.
Caroline
spojrzała na mnie i uniosła jedną brew.
-
Obroni Cię, powiadasz?
Wzruszyłam
ramionami. Nic dodać, nic ująć. Mimowolnie pomyślałam o Klausie.
Czemu? Nie mam pojęcia, po prostu pomyślałam o nim. Czwarty
dziennik Gilberta…
-
Przeczytaliście już czwarty dziennik?
-
Co? Dziennik? Nie, kończę drugi, a Damon trzeci. Czemu nagle o tym
pomyślałaś?
-
Tak jakoś…- mam im powiedzieć, czy nie? Nie umiałam się
zdecydować. Pod tym kątem byłam ostatnio nie do zniesienia. Mama
by mi pewnie powiedziała, że buzują we mnie hormony.
-
A pisał o czymś ciekawym?
-
Dopiero w środku trzeciej części jego starszy brat mu mówi o
istotach nadprzyrodzonych, wkrótce potem ginie w niewyjaśnionych
okolicznościach. Nuda. Oby się to potem rozkręciło, bo zanudzę
się na śmierć… prawdziwą tym razem.
Chciałam
już powiedzieć: oby, ale się powstrzymałam.
-
Moglibyście mi dać czwarty pamiętnik?
-
Coś się tak uwzięła?- zapytał Stefan przyglądając mi się
uważnie. Nie miałam innego wyjścia niż powiedzieć im wszystko.
-
Klaus chciał mnie zahipnotyzować. Chciał, żebym nie interesowała
się tym póki co, ale przyjdzie czas, że wszystkiego się dowiem, w
tym do czego mu jestem potrzebna. Na koniec chciał, żebym
przeczytała czwarty dziennik Gilberta. I to tyle.
Damon
prychnął. Wszyscy popatrzyliśmy na niego.
-
Proszę was, wierzycie w to? Jest Pierwotnym, wyczuje werbenę na
kilometr! Pewnie cię zahipnotyzował, abyś tak powiedziała i tylko
on wie, co ci takiego wsadził do głowy. Mówiłem, żebyś tam nie
szła sama, ale nie, bo po co mnie słuchać!
Spojrzał
na mnie ze złością. Miał rację, a ja go zignorowałam, chciałam
być odważna, a wyszłam na głupią krowę.
-
Przepraszam- szepnęłam i spuściłam wzrok. Nie wiedziałam co
więcej mam powiedzieć. Zagryzłam mocno dolną wargę. Nie lubiłam
jak ktoś był na mnie zły i mi to otwarcie mówił, czułam wtedy
jak ziemia pode mną drży. Skubałam nerwowo krawędź bluzy
Stefana, którą miałam na sobie.
-
Gdzie był ten wampir?
-
Na górze i tutaj, jeszcze tam nie posprzątałyśmy…
-
Mogę iść zobaczyć?
-
Tak, jasne.
Caroline
wstała, a Stefan za nią, weszli po schodach i zniknęli. Też
wstałam, jednak zanim się zorientowałam Damon stał przede mną.
Uniosłam głowę, lecz nie na tyle wysoko, żeby spojrzeć mu w
oczy, tylko, żeby widzieć jego usta.
-
Weź ten wisiorek, a jutro przez Stefana przekażę ci wywar z
werbeny, który codziennie będziesz piła…
Wyciągnął
naszyjnik z kieszeni. Odgarnął mi włosy i zapiął łańcuszek.
Jego zimne palce musnęły moją szyję, dlatego przeszły mnie
dreszcze. Przytrzymałam je i odważyłam się mu spojrzeć w oczy.
-
Wciąż tak na mnie reagujesz…
-
Nigdy nie będę inaczej.- powiedziałam szybko. Mój oddech był
płytki, bałam się oddychać głębiej, czułam jakby razem z
głośnym wypuszczeniem powietrza wszystko prysło jak bańka
mydlana…
Przesunął
dłonie na moje policzki.
-
Damon, ja już nie mam siły, zakończmy to…
Zmarszczył
brwi.
-
Co masz na myśli mówiąc „to”?
-
Mam na myśli nas…
Po
schodach zszedł Stefan i Caroline. Damon wycofał ręce i zrobił
krok do tyłu. Zrobiło mi się strasznie smutno i pusto. Nie
zdążyłam dokończyć zdania i wyszło na to, że chcę
definitywnie zakończyć nasz związek! A, do jasnej cholery,
chciałam powiedzieć, że mam na myśli naszą przerwę! Stefan ma
naprawdę wyczucie czasu…
-
Jesteśmy w martwym punkcie, nie mamy nic…
-
Ja zostaję z Caroline, aż jej mama nie wróci, chcę mieć pewność,
że nikt tu nie przyjdzie…
Przeszliśmy
do przedpokoju, szłam ramię w ramię z Damonem. Ocierałam się o
niego najczęściej jak się tylko dało. Uśmiechał się lekko,
prawie niezauważalnie, to oczy go zdradziły.
-
Przeczytamy ten czwarty pamiętnik i zobaczymy co się da zrobić.
Zamknijcie za nami drzwi. Do jutra.
-
Cześć.
Damon
ustawił się tak, że zasłaniałam mu wyjście, więc kiedy
przechodził dotknął ręką mojej talii, jakby chciał mnie
przesunąć. Wiedziałam, że chciał mnie przytulić, ja też tego
chciałam. Na pożegnanie puścił do mnie oczko. Uśmiechnęłam się
szeroko i Caroline zamknęła drzwi. Jeszcze przez chwilę patrzyłam
na drzwi.
-
Starałam się trochę go przytrzymać na górze…
-
Dzięki.
-
No, a dało to coś? Nie wiem, rzuciliście się na siebie…?
Uniosłam
brwi i popatrzyłam na nią. Tak, jasne. Obmacywaliśmy się,
całowaliśmy, chcieliśmy się kochać na kanapie, ale nie
zdążyliśmy. Co za głupie pytanie.
-
Nie mieliśmy na nic czasu… a poza tym… waham się jak postąpić.
Z jednej strony pragnę go, chcę z nim rozmawiać, śmiać się, po
prostu go mieć przy sobie…
-
A z drugiej nie umiesz mu ponownie zaufać.
Kiwnęłam
głową i skierowałam się do salonu.
-
Ale pomyśl jak facet, albo jak… pies!
-
Pies?- spytała marszcząc brwi.
-
Tak! Pies tłucze szklany wazon. Właścicielka prawie w ogóle się
na niego nie gniewa, żadnej bury, kary i dalej go będzie
rozpieszczała. Pewnego dnia ponownie stawiamy na stole wazon, co
zrobi pies?
-
Stłucze go, bo poprzednio nie spotkała go żadna kara.
-
Tego się obawiam. Wybaczę mu zdradę po raz kolejny, pojawi się
jakaś laska, która rozłoży przed nim nogi i tak w kółko. Błędne
koło.
-
Musi sobie zasłużyć na zaufanie, zgadzam się z tobą całkowicie.
Uruchomiła
laptopa.
-
Co robimy?
-
W oczekiwaniu na moją mamę, nie musimy się nudzić, prawda?
Oglądałaś ”LOL”?
-
Z Miley Cyrus? Słyszałam, ale nie oglądałam…- przyjrzałam się
jej twarzy- jesteś strasznie opanowana, spokojna… nie rusza cię
to, że ktoś cię chciał porwać?!
-
A co mi to da, poza tym, że zacznę sobie wyrywać włosy z głowy?
Nic. Wolę siedzieć z tobą i obżerać się chipsami, właśnie!
Chipsy!
Położyła
mi laptopa na kolana i zniknęła w kuchni.
-
Serio chcesz oglądać film o nastolatce i jej kłopotach
sercowych?!- krzyknęłam do przyjaciółki przesuwając wzrokiem po
nowych tweetach.
-
Może dzięki temu zapomnimy o naszych! Co chcesz do picia?!
-
Nic gazowanego!
-
Tak jest!
Film
się zaczął ładować.
-
El! A niech mnie, zrobiłaś ciasto?!
-
Mhm, Jer powiedział, że to arcydzieło, przyniosłam Ci, żebyś
spróbowała i potwierdziła lub zaprzeczyła.
-
Chcesz żebym przytyła?
-
Jasne, że tak! Samemu smutno tyć. Ostatnio zauważyłam, że mam
nadmiar tłuszczu…Szczególnie, i chyba tylko, w brzuchu.
Caroline
weszła do pokoju z sokiem pomarańczowym pod pachą, szklankami w
obu rękach i paczką chipsów w buzi. Pomogłam jej to odłożyć na
szklany stolik.
-
A może jesteś w ciąży?- spytała unosząc brew.
Zaczęłam
się śmiać, a ona wraz ze mną. Opadła obok mnie i pogłaskała po
brzuchu.
-
To będzie małe, słodkie wampirzątko, chłopczyk, czy dziewczynka?
-
Nie wiem, ale jeżeli to będzie chłopczyk chcę, żeby wygląd
odziedziczył po Damonie.
-
A dziewczynka?
-
A bo ja wiem, może po mnie, musi być równowaga w przyrodzie!-
parsknęłam śmiechem, nie mogłam uwierzyć, że rozmawiałyśmy o
dzieciach-Caroline, kochana, a jakbyś nazwała swoje dzieci?
-
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam…
-
A ja się przyznam, że tak, słuchaj tego- Ian…- spojrzałam na
jej minę, pokiwała lekko głową z aprobatą- Alexander… -
zrobiłam efektowną przerwę- Salvatore.
Zaczęłyśmy
się śmiać, to było takie absurdalne!
-
Uuu, planujesz z Damonem potomstwo? On o tym wie?- poruszyła
sugestywnie brwiami, na co ją szturchnęłam i mimowolnie się
zarumieniłam.
-
Żeby były dzieci, najpierw powinien być ślub- po Bożemu…
-
Powiedziała dziewczyna sypiająca z potępionym wampirem- mordercą.
-
Przestań, on nie jest taki zły jakim chce, żeby ludzie go
postrzegali.
-
Doprawdy…
-
Potrafi kochać, być delikatny, troszczyć się.
-
Ale wciąż jest mordercą.
-
Kocham go takiego jakim jest, Caroline, z jego zaletami, wadami,
humorkami, uśmiechem, sadystycznymi upodobaniami, nie zamieniłabym
go na nikogo innego. Choćby nie wiem co…
Blondynka
patrzyła na mnie nieprzeniknioną miną, a następnie bez żadnego
ostrzeżenia mnie mocno przytuliła. Odwzajemniłam uścisk nie za
bardzo wiedząc czemu to zrobiła. Odsunęła się ode mnie po
chwili. Wciąż mnie trzymała za przedramiona.
-
Jesteś taka kochana, on na ciebie nie zasługuje, ani, żeby z tobą
być, ani, żeby mieć z tobą dzieci…
-
Nie będziemy mieli dzieci, on jest wampirem.
-
Wszystko jest możliwe, Edward nie miał krwi i co? Bum! Bella w
ciąży.
Zmarszczyłam
brwi. No tak… potencja…Hmmm…z jednej strony to ciekawe.
-
O czym myślisz?
-
Tak teraz pomyślałam, czysto teoretycznie, skoro on nie ma krwi,
to… jak mu stanął?
Powaga
i… wybuchłyśmy śmiechem.
-
Bella była wiatropylna- mruknęła blondynka szczerząc się
-
Co do prawdziwych wampirów… ich sprawność seksualna jest
nienaganna, mogę poręczyć- uniosłam dwa palce w górę.
-
Och, wierzę Ci na słowo.
Uśmiechnęłam
się jeszcze szerzej.
-
Może zadzwonimy po Bonnie… wiesz, powinna wiedzieć, że coś się
dzieje w mieście… dawno już się nie spotykałyśmy w trójkę,
na babskie pogaduchy… co o tym sądzisz? Spróbuje mojego ciasta-
zatarłam ręce- usmażę dwie pieczenie na jednym ogniu.
Carol
się uśmiechnęła, ale już z mniejszym entuzjazmem, wpatrzyła się
w ekran szukając innego filmu.
-
Caroline? Pokłóciłyście się?- zapytałam powoli. Przestała mnie
ignorować i zamknęła z impetem laptopa, odłożyła go na stół i
odwróciła się przodem do mnie siadając po turecku.
-
Ona i Matt są prawie jak brat i siostra, zawsze trzymaliśmy się
razem, wiesz, wszystko robiliśmy razem, a potem… zaczęło się
psuć, tak o, po prostu. Bonnie nie umie zrozumieć, czemu nie
zostanę z grzecznym Mattem, tylko podoba mi się niegrzeczny Tyler…
ja sama tego nie pojmuję! Z jakiś dziwnych powodów czuję dreszcze
kiedy rozmawiamy, nie mam odwagi mu spojrzeć w oczy, z drugiej
strony widzę jak się wygłupia z kumplami z drużyny, jest taki
niedojrzały, że aż głupi! Co ja mam zrobić?
Patrzyłam
na nią w zamyśleniu nie wiedząc co jej dokładnie powiedzieć, co
poradzić. Wzruszyłam ramionami i westchnęłam głośno
wypuszczając powietrze.
-
Nie jestem ekspertem w tych sprawach, sama mam z tym problem… Nawet
jeżeli teraz się kłócimy, to i tak nie wyobrażam sobie życia
bez niego, z innym mężczyzną, albo z nim, albo z nikim… i on o
tym dobrze wie.
Blondynka
poruszyła się niespokojnie i otworzyła szerzej oczy.
-
Tak, on o tym wie! El, on wie, że masz do niego słabość i dlatego
musimy tą jego wiarę zachwiać. Musi być zazdrosny!
Uniosłam
brwi patrząc na nią bez entuzjazmu. Nie podobał mi się ten
pomysł, szczerze powiedziawszy był do bani! Naturalnie, że miło
by było zobaczyć go zazdrosnego, ale nie chciałam znowu w to kogoś
angażować. Na miłość boską, chciałam za wszelką cenę
zakończyć ten temat!
Przysunęłam
się bliżej laptopa.
-
I co? Znalazłaś ten film?
-
Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- spytała podirytowana.
-
Tak, a czy ty mnie słuchasz? Nie chcę kombinować jak słoń pod
górkę...
Męczyła
mnie ta rozmowa, choć na chwilę chciałam przestać myśleć, nie
tylko o Damonie, ale i o wszystkim. Wstałam.
-
Gdzie idziesz?
-
Wracam do domu, pamiętam, że Jenna mnie poprosiła o pomoc w
czymś...
-
Obraziłaś się?
-
Nie, nie- zapewniłam ją szybko, ubierając buty. Narzuciłam na
siebie kurtkę nie zapinając jej- mówię Ci, zapomniałam o
Jennie... wkurzy się, jak ją wystawie, a Jer'ego, bym dzisiaj nie
ruszała, był u mamy w szpitalu...
Caroline
westchnęła i oparła się o framugę drzwi.
-
Jak sobie z tym radzi?
-
Jest podłamany, ale ma czas, żeby się na to psychicznie
przygotować, gorzej jak to się dzieje nagle...- przed oczami mi
stanął obraz barierki i dziury, którą zrobił samochód rodziców,
kiedy w nią wjechali. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się
do przyjaciółki.
-
Muszę iść, dzięki za wszystko.
-
To ja powinnam Ci podziękować!
-
Nie ma za co.
Otworzyłam
drzwi.
-
Masz się zamknąć i otwieraj tylko temu, kogo znasz. Jasne?
-
Tak jest, kapitanie- zasalutowała- Przemyśl sobie mój pomysł.
Zamknęła
za mną drzwi.
I
wtedy po raz kolejny zaczęłam zastanawiać się, jak dobrze byłoby
mieć normalne życie.
***
Nie
poszłam do domu, na samą myśl, że miałabym stawić czoło tym
wszystkim problemom, wszystkiego mi się odechciewało. Miałam
ochotę na drinka, pragnęłam odciąć się i słuchając starych
przebojów raczyć się trunkami. Ruszyłam w stronę Mystic Grill.
Słońce
chyliło się ku zachodowi, było już po 18, ludzi co raz mniej...
Usłyszałam za sobą śmiech dziewczyny. Odwróciłam się i
dostrzegłam dziewczynę wybiegającą zza rogu. Zaraz za nią
wybiegł chłopak, też się śmiał.
-Możesz
uciekać, ale i tak Cię złapię!- krzyknął blondyn, prawie
doganiając brunetkę. -Właśnie widzę, Sammy! A może raczej
żółwiku Sammy?!
-O
ty!
Dogonił
ją i przyciągnął do siebie, by ją pocałować. Odwróciłam
wzrok i przyśpieszyłam, jak słodko... rzygam tęczą. Przewróciłam
oczami, utrzymując wciąż kurs na Grill. Szczerze, to byłam
zazdrosna, przecież jeszcze tak niedawno to my staliśmy na szkolnym
parkingu namiętnie się całując, aż mi się gorąco zrobiło jak
o tym pomyślałam, wręcz jak na zawołanie poczułam jego usta na
swoich...
Westchnęłam
głęboko i weszłam do baru. Ludzi wielu nie było i tak jak
wcześniej podejrzewałam z głośników wydobywały się stare,
typowo amerykańskie brzmienia.
Usiadłam
na stołku przy barze i po okazaniu dowodu barman mi nalał do
szklanki whisky. Ściągnęłam kurtkę i wzięłam pierwszy łyk.
Napój potraktował moje gardło żywym ogniem, prawie zakaszlałam,
uznałam to jednak za bardzo niedojrzałe, więc wzięłam się w
garść i tylko lekko się skrzywiłam.
[cztery
szklanki później]
Alkohol
zaczął robić swoje, a moja głowa, przestała tak dzielnie znosić
ilość procentów w mojej krwi.
-Mogę
wody?
-Proszę-
powiedział barman podając mi szklankę.
-Dzięki...
Kiedy
zaczęłam znów trzeźwiej myśleć ponownie wróciłam do wątku
pana D. Nic o sobie przecież nie wiemy, to jak mamy być razem? Jak
to jest? Poszliśmy do łóżka kompletnie się nie znając? Co mnie
podkusiło, żeby mu pozwolić mnie rozebrać?! Aż mi się w to nie
chce wierzyć, zawsze obiecywałam sobie, że mój pierwszy chłopak,
z którym to zrobię będzie idealny, będziemy się znali jak mało
kto... przygnębiające. I teraz, kiedy jesteśmy ze sobą, a raczej,
znamy się od trzech miesięcy...(Jezu, przespałam się z facetem,
którego znałam 1,5 miesiąca... starszym ode mnie o 6 lat,
teoretycznie, Chryste!) do czego mamy wracać? Nasze pierwsze
spotkanie również nie było idealne, nic nie było idealne w naszym
związku (pomijając seks). Chyba nie dlatego jesteśmy razem, czy
też byliśmy... Musiałam z nim w końcu porozmawiać, teraz, zaraz!
Położyłam pieniądze na barze i wstałam, widocznie za szybko, bo
zrobiło mi się ciemno przed oczami i musiałam przytrzymać się
blatu. Spokojnie odetchnęłam, wychodząc z Grilla. Skręciłam w
stronę domu Salvatore'ów. Musiałam się zastanowić co mu
powiedzieć, od czego zacząć, jak to ubrać w słowa, nie stanę
przed Nim i nie zacznę gestykulować jak rodowity włoch
(widzieliście kiedyś, żeby włoch mówił nie ruszając rękami?).
Pewnie wiesz po co tu jestem... nie! Brzmi jak początek „Piły”...
Damon, nie możemy tego ciągnąć, nie w taki sposób, albo wóz,
albo przewóz... dzisiaj sobie uprzytomniłam, jak mało o sobie
wiemy, że jedyne co nas naprawdę łączy to seks! A ja nie mogę
żyć w takim związku i nie chcę też tego kończyć... trochę
taki bełkot wstawionego człowieka, uch. Po lewej stronie minęłam
szary, opuszczony dom, byłam już niedaleko...
Z
przerażeniem wpatrywałam się w duże, brązowe drzwi, jakby za
nimi znajdował się sam Cerber. Whisky zaczęła działać, więc,
albo mi to pomoże, albo przeszkodzi w tej rozmowie. Rozważałam
wycofanie się, ale nim się nad tym głębiej zastanowiłam pukałam
już do drzwi. Brzuch mnie mocniej rozbolał, czułam jak ziemia pode
mną drży. Damon, w do połowy rozpiętej koszuli, stał, opierając
się o otwarte drzwi. W jego oczach dostrzegłam zdziwienie, jednak
nie mogłam się tylko na nich lepiej skupić, bo wyglądał
obłędnie, zwyczajnie, a zarazem tak niesamowicie, że walczyłam z
pokusą, żeby się na niego nie rzucić.
-
Elizabeth? Co ty tutaj robisz?- patrzyłam na jego usta, kiedy
wypowiadał te słowa, kusiły, przyciągały mnie do siebie...
-
Ja... yyy, tego... chciałam porozmawiać... chyba...
-
Wejdź- otworzył szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka...
starałam się ignorować jego półnagi tors... Ha! I tutaj leży
problem! To moja wina, prowokuję to wszystko, on jest przystojny i
czarujący, więc nie potrafię mu powiedzieć „nie”...
-
Możemy porozmawiać w twoim pokoju?- wypaliłam, kierując się w
kierunku pomieszczenia.
-
Jasne... El?- spojrzałam na niego.- Ile wypiłaś?
-
Co? Ja? Tylko... trochę... może kilka kolejek...- ostatni raz tak
się plątałam przy odpowiedzi na fizyce...
Damon
popatrzył na mnie i zapiął dwa guziki.
-
Czekaj...- uniósł brwi, jak miałam mu wytłumaczyć, że naszym
problemem jest to, że go za bardzo pożądam? Że ma przestać
zapinać koszulę...
-
El, za dużo wypiłaś, zawiozę Cię do domu, dobrze?
-
Nie!- zaprotestowałam i szybko usiadłam na kanapie, zakładając
nogę na nogę i krzyżując ręce na piersi- Nie ruszę się stąd
dopóki nie porozmawiamy. Ile można to odwlekać? Dzisiaj sobie
uświadomiłam bardzo ważną rzecz o nas. Tak mało o sobie wiemy, a
już ze sobą spaliśmy! I to nie raz! Te kilka rzeczy, zanim
poszliśmy spać po pierwszej razem spędzonej nocy, to nic.
Powinniśmy się znać jak mało kto... wszystko się sprowadza tylko
do jednego! I to w większości moja wina, wiem o tym. Pożądam Cię
zbyt mocno, więc nie jestem w stanie być względem Ciebie
asertywna...
Damon
stał i wpatrywał się we mnie z oszołomieniem połączonym z
zawodem. Ale czego on oczekiwał? Póki mnie whisky trzymało
musiałam doprowadzić tą sprawę do końca. Brunet podszedł wolnym
krokiem do kanapy na której siedziałam i zajął miejsce obok mnie.
Po chwili ciszy zdecydował się odezwać:
-
Co chcesz z tym zrobić?- ton jego głosu był smutny, myślę, że
Damon sądził, ze zaraz to zakończę, że go zranię.
-
A może... czysto teoretycznie, moglibyśmy zacząć wszystko od
nowa? Ten pomysł właściwie teraz pojawił się w mojej głowie. Co
o tym sądzisz?
-
Na czym by to miało polegać...?
Wstałam
i szybkim krokiem wyszłam z domu. Natychmiast zapukałam zamykając
przed chwilą drzwi. Tym razem kiedy Damon mi otworzył miał
zatroskaną i zdziwioną minę.
-
Cześć, wypiłam trochę za dużo, mógłbyś mnie zawieźć do
domu? Proszę...- uśmiechnęłam się lekko, a Damon zaczął się
śmiać. Uśmiechnął się po mojemu i ujął moją dłoń.
-
Oczywiście, cała przyjemność po mojej stronie... Jestem Damon.
Salvatore- pocałował mnie w rękę patrząc mi głęboko w oczy.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
-
Elizabeth Gilbert. Miło mi...
***
-
Ale słodko, mój poziom cukru drastycznie wzrósł...- zakpiła
postać czająca się w gęstwinie drzew.
-
W pewnym sensie to romantyczne, ty byś nie chciał zacząć
wszystkiego od nowa?
-
Zacznę, razem zaczniemy, kiedy tylko zdejmiemy klątwę. Jak
myślisz, czemu jeszcze czekamy? Przegapiliśmy już jedną pełnię,
do kolejnej może nas już nie być...
-
Nie mów tak...
-
Dobrze wiesz, że to prawda, bardzo dobrym przykładem są James i
Sam, wzorując się na ich błędach powinniśmy wiedzieć, że nie
należy się zadawać z wampirami, a szczególnie z porzuconymi,
mściwymi, starymi...
-
To o mnie mowa?- szatynka zmaterializowała się obok. Zwierzęta się
lekko wycofały, nie miały szans na wygraną, nie pod taką
postacią...
-
A nawet jeśli, to c...
-
Pogodzili się- przerwał im spokojny głos.
-
To dobrze, będą bardziej cierpieli, kiedy przyjdzie czas...
-
Wolałbym już to mieć za sobą... co z Klausem i jego misternym
planem?
Wampirzyca
się uśmiechnęła tajemniczo.
-
Wszystko idzie po naszej myśli, spokojnie, wszyscy dostaniemy to
czego chcemy...- zniknęła.
-
Oby...
Cieszę się że nareszcie jest nowy rozdział.Liczę że na nowy nie będziemy tak długo czekac;)
OdpowiedzUsuńJak mogłaś nam kazać tak długo czekać,ty niedobra?!
OdpowiedzUsuńA teraz poważnie JESTEŚ GENIALNA!!!Piszesz przecudownie.Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.Mam nadzieję,że już nie długo będę się rozkoszować nowym opowiadaniem. :)
UWIELBIAM!!!
Damonka ;)
A żebyś wiedziała, że Cię ochrzanię! Już myślałam, że kompletnie przestałaś pisać, a piszesz coraz lepiej i widać Twoją poprawę. Ciszę się, że mnie poinformowałaś :) A co do opowiadania: Jest naprawdę dobry, znalazłam tam coś, ale tak się zaczytałam, że nie pamiętam co to było. Pamiętaj, że liczebniki nie piszę się w opowiadaniach cyframi :)
OdpowiedzUsuńKońcówka tajemnicza i nie mogę się doczekać 25 rozdziału.
A co do wyglądu: Jest o niebo lepszy niż na bloog, ale co tu porównywać, to jest blogspot :) Cieszę się, że przeniosłaś się tutaj. Praca w tym portalu jest o wiele lepsza :) Nie widzę jeszcze, żadnych stron, w których zamieściłabyś, np. spis treści, bohaterów, coś o sobie. Mam nadzieje, że wszystko się pojawi :)
Zapraszam do siebie!
Pozdrawiam!
Ten rozdział jest genialny!! Jestem nawet skłonna Ci wybaczyć, że tak długo Cie nie było. Te opisy myśli Elizabeth... wygląd Damona.. "Ta ich rozmowa" w myślach.. Te wszystkie spojrzenia, przypadkowe dotknięcia... Aż mi się zrobiło gorąco. No i ta końcówka z rozpoczęciem wszystkiego od nowa: BAJKA!! Jestem tak podekscytowana i pełna nadziei na multum miłości miedzy nimi, ze staram się zapomnieć o poprzednim rozdziale i Klausie.. No i Caroline wymiata. Zresztą jak zawsze. Pozdrawiam i czekam na NN(jak najszybciej mam nadzieję) Buziaki:*:*:* PS. NN u mnie:)
OdpowiedzUsuńJeszcze cię pamiętam, może dlatego, że co kilka tygodni wchodziłam na twojego bloga z nadzieją, że coś wstawisz...a tam nic...No, ale widzę, że coś się stało, że zaczęłaś pisać i bardzo dobrze...bo brakowało mi twoich rozdziałów! Rozdział fajny, ooch ta Elena i Damona normalnie powinni się zapisać do Trudnych Sprawach wynajmując sobie kilka odcinków! haha, aaaa i jeszcze ten bidulek Jeremy...niech sobie kupi misia to zrobi mu się lepiej, gwarantuje mu to xddddd Mam nadzieję, że kolejny rozdział nie pojawi się w czerwcu tylko jeszcze w lutym! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZAPRASZAM DO MNIE NA NOWY ROZDZIAŁ ;)
OdpowiedzUsuńhttp://its-time-to-fight-for-my-normal-life.blog.pl/
Hejka kochana. :* Obecność była cholernie długa, ale rozdział genialny. Fajnie, że El upiekła ciasto oraz że wszystkim smakowało. Biedny Jeremy, to musi go tak boleć. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. :/
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania jest po prostu genialny, zajebisty. No nie umiem tego inaczej opisać. Idealnie wręcz przedstawiasz Damona. Ah..., a te opisy. Trzeba się umieć wczuć w postać i Ty bez wątpienia to robisz. Również fantastyczne jest mieszanie faktów z TVD z Twoim opowiadaniem -dwa słowa -me gusta! <3 Pomysł Caroline ze zazdrosnym Damonem mi się podobał! Mogłaś go wykorzystać. :< No i ogólnie to jestem zafascynowana przyjaźnią Caroline i Elizabeth! <33
Hej mi się bardzo podoba i bym cie chyba zabiła gdyby dużej cię nie było. Zapraszam na mojego nowego bloga o Delenie http://thevampirediaresdelena.bloog.pl
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział błagam tylko nie karz nam tyle czekać na następny.
OdpowiedzUsuńChcę cię poinformować że zostałaś nominowana do Liebster Award , szczegóły na moim blogu http://anncarlleystory.blog.pl/ zapraszam;)
Cześć. Nie wiem czy już cię wcześniej informowałem, ale mój stary blog (t-v-d.blog.onet.pl) już od jakiegoś czasu działa na platformie blogspot pod adresem "dusze-cieni". Serdecznie zapraszam i mam nadzieje, że notki przypadną Ci do gustu. Zostały nieco zmodyfikowane, wydłużone, jak również liczba rozdziałów zmalała o połowę :D
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam
Kiedy NN ? Nie mogę się doczekać. ;)Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNN u mnie:) Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział?Przy okazji zapraszam do mnie:)http://delena-i-love-you.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZnalazłam bloga zupełnie prze przypadek i chyba nigdy nie cieszyłam się tak z jakiegoś przypadku ;) Przeczytałam całość jednym tchem. Podziwiam twoją lekkość pisania :D Koniecznie poinformuj mnie o nowym rozdziale...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na bloga o wampirach i łowcach. Liczę, że pozostawisz po sobie jakiś ślad ^_^
www.historia-heather-spender.blogspot.com
NN u mnie:) Zapraszam serdecznie i wszystkiego dobrego z okazji Dnia Kobiet:*
OdpowiedzUsuńCudownie piszesz!!!! Trafiłam tu przez przypadek, przeglądałam wszystkie blogi po kolei i nagle ten Twój!!!
OdpowiedzUsuńBajka, bajka i jeszcze raz bajka!!!!! TVD łączone z Twoimi pomysłami= CUDO!!!! Uwilelbiam opisy Damona w Twoim wykonaniu!!! Jeszcze raz- CUDO! Czekam na NN ;*
Baaaardzo Ci dziękuję gdyby nie ten Caps Lock to bym nie zauważyła haha :)
OdpowiedzUsuńWiesz co strasznie chciałabym wrócić, ale musiałabym od początku przeczytać w wkręcić się w tę historię. Postaram się znaleźć na to czas, ale nic na razie nie obiecuję :(
NN u mnie:) Zapraszam i czekam na NN u Ciebie :*
OdpowiedzUsuńBłagam Cię zlituj się bo uschnę jak badylek bez kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńCzytam Twoje opowiadanie od początku kolejny już raz i muszę to znowu powiedzieć
JESTEŚ GENIALNA!!!Piszesz tak przejrzyście,że czytając odczuwam każdą emocję bohaterów.Jest u mnie śmiech,łzy,radość ,czasami wściekłość.To niesamowite jak Twój styl potrafi porwać i pochłonąć.Tak pięknie opisujesz uczucie jakim darzą się Elizabeth i Damon.A sposób w jaki opisujesz Damona...aż mi miękną kolana(tak samo jak pannie Gilbert )Tak więc życzę WIECZNEJ weny bo naprawdę jeżeli przestałabyś pisać to chyba bym umarła.
Pozdrawiam i czekam z utęsknieniem :)) Damonka.
Zapraszam na mojego nowego bloga http://klucz-do-wiecznosci.blogspot.com/. Liczę na szczerą opinię :)
OdpowiedzUsuń