sobota, 2 lutego 2013

22. And here we go again

Witam wszystkich na starym- nowym blogu :) Bloog.pl był już irytujący... Przepraszam, że tak długo, się naczekaliście... dziękuję jednak, że o mnie nawet po tak długiej przerwie pamiętaliście, zapraszam na nowy rozdział :)

Po odprawieniu Ricka i zapewnieniu go, że wszystko jest ok. udałam się do sklepu, żeby kupić wszystko co potrzebne na ciasto. Weszłam do marketu, który był największy w Mystic Falls, a chyba byłby jednym z mniejszych w Seattle. Jajka są w domu, cukier i mąka też… soda? Nie jestem pewna, więc lepiej kupię. Przeszłam obok regałów z warzywami i owocami, skręciłam w prawo, przeszłam obok zupek chińskich, koncentratów pomidorowych i innych takich… a właśnie może zrobię zupę pomidorową? Wzięłam słoik koncentratu i ruszyłam dalej. Zatrzymałam się na środku działu przeznaczonego na kosmetyki. Maszynki, podpaski, kremy, szczoteczki… Coś chciałam… Rozejrzałam się dookoła szukając pomocy, żeby sobie przypomnieć, o czymś nie pamiętam… Ta myśl zniknęła równie szybko co się pojawiła, więc nie pozwoliłam, aby dłużej mnie zatrzymywała. Wzięłam do koszyka sodę. Co jeszcze? Orzechy włoskie. W krótkim czasie znalazłam już rozłupane orzechy w opakowaniu. Jabłka! Przecież byłam na owocach! Przewróciłam oczami i zawróciłam. Kupiłam kilogram jabłek, do ciasta starczą 4, resztę się zje osobno. Kiedy podsumowałam swoją listę w głowie, nie mogłam się powstrzymać i poszłam na dział słodyczy! Co tu mamy dobrego? Chipsy, czekolada, batoniki… nutella! Kupiłam średni słoik. Mały się szybko skończy, a dużego nie kupię, bo trzeba dbać o linię . Jednak miałam ochotę też na chipsy. Kupiłam średnią paczkę fromage(wielkość paczki z tego samego powodu co wielkość słoika nutelli). Rozejrzałam się jeszcze czy na pewno nic więcej… Nagle otworzyłam szerzej oczy i rozdziawiłam paszczę. Szybko uklękłam udając, że szukam czegoś na dolnych półkach. Szlag by go trafił! Przed kim się chowałam? Przed Damonem! Przyszedł tutaj, do tego samego sklepu co ja! Cholera! Poszedł na dział alkoholowy, oby zaraz wyszedł… Wychyliłam się lekko, ale nigdzie go nie było. Dzięki Ci Boże! Wyszedł.
- Chowasz się przed kimś?
- Jezu!- krzyknęłam i automatycznie moja ręka powędrowała pod szyję. Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić, bardzo łatwo mnie przestraszyć… dlatego nie lubię horrorów, co chwilę tam coś wyskakuje. Damon się uśmiechał i obserwował jak się uspokajam.
- Damon…- nie powinnam wymawiać jego imienia w ten sposób, z lekkim westchnieniem, miałam wtedy brzydkie skojarzenia, których nie powinnam mieć (on chyba też je miał sądząc po jego minie)- nie strasz mnie tak nigdy więcej.
- Wybacz, chowałaś się?
- Nie… a ty co? Drogę pomyliłeś?
Zmarszczył brwi.
- Kimberley na ciebie wytrwale czekała, ale nie wiedziała jednej rzeczy- jesteś dupkiem.
Chciałam go wyminąć, ale mi zaszedł drogę. Zupełnie jak za pierwszym razem...
Uśmiechał się złośliwie. Odsunęłam się i chciałam go wyminąć z obojętną miną, ale mi zaszedł drogę.
- Witam, jestem Damon Salvatore- wziął moją rękę i pocałował jej wierzch, lekko, ale stanowczo ją wzięłam. Popatrzyłam na niego obojętnie i z wyższością.
- A ja Elizabeth, a teraz wybacz- chciałam przejść, ale Damon znów mi zagrodził przejście, spojrzałam na niego. Dalej się uśmiechał, najwyraźniej się świetnie bawił moim kosztem- przepraszam, mogę przejść?
Przesunął się na bok.
-Dziękuję- burknęłam pod nosem i przeszłam koło Salvatore’ a czując jego zapach.
Przełknęłam łzy, to wspomnienie zabolało, nie wiem czemu, ale zabolało. Już się nie uśmiechał, staliśmy w tej ciszy i patrzyliśmy na siebie. Nawet nie próbowałam ukryć jak bardzo go nienawidzę. Spojrzałam mu w oczy unosząc lekko głowę. Czemu zobaczyłam w nich smutek? I co najważniejsze, czemu go widzieć nie chciałam? Bo bym zmiękła. Odwrócił wzrok. Nie umiał pewnie znieść niechęci w moich oczach.
- Co z Klausem?
- Chciał mnie zahipnotyzować, ale miałam werbenę… a właśnie- zdjęłam wisiorek i wcisnęłam mu go do dłoni- dziękuję.
- El, proszę…
Wyminęłam go z trudem hamując łzy, byłam bliska rozpaczy. Poszłam do ekspresowej kasy i błyskawicznie się uwinęłam. Wybiegłam na deszcz, który na szczęście stracił na sile. Weszłam do auta i się rozpłakałam. Uderzyłam kilka razy w kierownicę, żeby się wyładować na czymś. To bolało, to tak bardzo bolało. Czułam, jakby w mojej piersi była dziura, która z każdym dniem staje się coraz większa. Brakowało mi go, niby był, a jednak go nie było. Oparłam głowę o kierownicę, po moich policzkach spływały łzy, a ramiona się całe trzęsły. „El, proszę…”. Ty mnie prosisz? Moje prośby Cię już nie interesują.
- Damon, nie zabijaj jej.
- Bo…?
- Bo ja cię o to proszę.
- Twoje prośby już dawno straciły dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
***
Zamieszałam i wyłączyłam makaron oraz w końcu uciszyłam okap. W końcu nastała długo wyczekiwana przeze mnie cisza. Właśnie tego pragnęłam, wyciszenia, spokoju. Uklękłam przed piekarnikiem i poczułam przyjemne, od niego bijące ciepło. Ciasto rosło, to dobrze, że nic nie schrzaniłam. Mogłam być z siebie dumna, jak na pierwszy raz… Spojrzałam na zegarek. Jeszcze 15 minut. Weszłam po schodach włócząc od niechcenia nogami, mój chód był adekwatny do humoru i postawy. Miałam nadzieję, że pichcenie w kuchni mi jakoś pomoże, jednak… nie pomogło. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Sięgnęłam po laptopa i go włączyłam. Dawno już nie wykonywałam czynności klasycznych dla nastolatków w moim wieku. Mam tu na myśli: facebook, youtube, twitter i inne dyrdymały, umawianie się z przyjaciółmi bez omawiania planu jak przeżyć kolejny miesiąc. Zupełnie nie miało to dla mnie znaczenia, że ktoś skomentował moje zdjęcie, dodał nowy filmik lub mojego tweeta do ulubionych. Z czasem śmierci rodziców i przeprowadzki, gdzieś się zgubiłam, przestałam być dzieckiem i mentalnie stałam się dorosła. Przewróciłam oczami i wyłączyłam laptopa zanim ten się porządnie włączył. Usłyszałam dzwonek do drzwi, Jeremy albo Jenna zapomnieli kluczy, czemu mnie to nie dziwi?
Zbiegłam na dół i przekręciłam klucz w zamku. Moim oczom ukazał się przemoknięty, smutny Jeremy z miną zbitego psa i kapturem na głowie, który raczej mu nic nie dał. Przekroczył próg nic nie mówiąc.
- Cześć?
Spojrzał na mnie i bez słowa położył torbę na ziemi.
- Jer, co się stało?
Pociągnął nosem. Nie pytałam czy płacze, zaprzeczyłby, jak to facet.
- Powiedz mi… proszę, chcę ci pomóc.
- Zostało jej kilka dni, może nie dożyć weekendu.
Zagryzł dolną wargę, tylko ją widziałam, resztę twarzy miał zasłoniętą kapturem. Dopiero po chwili zrozumiałam co powiedział. Był w szpitalu, u swojej mamy. Jako ktoś, kto jest sierotą powinnam wiedzieć co powiedzieć i co zrobić, jednak nie ma takich słów i czynów, które w tej sytuacji łagodzą ból.
Podniósł wzrok, widziałam w jego oczach strach, najgorszy ze wszystkich, przed stratą. Bo jeżeli boisz się ciemności możesz zapalić światło, jeżeli boisz się zwierzęcia możesz uciekać, jeżeli boisz się o własne życie, możesz poprosić o ochronę, a jeżeli stracisz bliską ci osobę, to nic nie możesz zrobić.
Zdjął kurtkę i buty.
- Idź się przebierz, zrobię Ci za ten czas herbatę.
Skinął głową i z podobnymi chęciami do życia co ja przed chwilą wszedł po schodach. Włączyłam czajnik, a następnie wyjęłam dwa kubki i dałam do nich torebki herbaty oraz cukier. Spojrzałam również na ciasto i wyłączyłam piekarnik. Po kilku minutach chłopak zszedł na dół. Miał na sobie białą koszulkę i długie, szare spodnie z dresu. Usiadł na kanapie i wpatrzył się w przestrzeń.
Położyłam na stole nasze gorące napoje i usiadłam obok brata. Nie wiedziałam co powiedzieć, przytuliłam go, a on odwzajemnił gest.
- El, to moja mama, najbliższa mi osoba pod słońcem, a ja mam się pogodzić z tym, że jej nie będzie?
Jego ramiona zadrżały. W moich oczach stanęły łzy, pamiętałam jak to było ze mną. Też nie umiałam tego zaakceptować, nawet dzisiaj kiedy pomyślę, że ich już nie ma… 3 miesiące to zastanawiam się jakim cudem to znoszę?
- To trudne. I wierz mi, wiem przez co przechodzisz, miałam tak samo. Ja się zabarykadowałam przed całym światem, ty nie popełniaj tego błędu. Nie mówię, że masz chodzić na zabawy i śmiać się ciągle, bo „Twoja mama by tego chciała”. Myśl o niej, ale pamiętaj, że życie toczy się dalej. Napij się. Proszę.
Powycierał oczy i spełnił moją prośbę.
- A jak będziesz grzeczny to dostaniesz ciasto.
- Zrobiłaś ciasto?- uniósł jedną brew.
- Wątpisz w mój talent kulinarny?- pacnęłam się w czoło- właśnie! Zupa! Siadaj, już nalewam.
Nieufnie usiadł przy stole w jadalni.
- Dzień dobroci?
- Nie kpij ze mnie, bo Ci ta zupa bokiem wyjdzie- zaśmiałam się.
Uśmiechnął się.
Postawiłam przed nim, a potem przed sobą talerz pomidorowej. Sceptycznie pomieszał zupę łyżką.
- Nie wiesz jak masz się do tego zabrać? Pokarmić Cię?
- Nie- prychnął i patrzyłam uważnie jak zjada pierwszą łyżkę. Spojrzał na mnie.- Dobre to jest, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Nie wiem czemu się dziwisz- powiedziałam z udawaną obojętnością i spróbowałam moje dzieło. Mniam!
Kiedy skończyliśmy jeść włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki i ją włączyłam. Jeremy uruchomił konsolę. Pewnie chciał przestać myśleć o swoich problemach.
Zadecydowałam, że ciasta nie poleję czekoladą, tylko uczynię je mniej kaloryczne i posypię cukrem pudrem. Na moje szczęście cukier puder był w szafce. Posypałam mój popis cukierniczy, byłam niewysłowienie z siebie dumna, jak tak patrzyłam na to.
- Przyniesiesz je w końcu, czy tak będziesz stała i się patrzyła?
- Aż szkoda je zjadać, ale dobra, będziesz pierwszym otruty… degustatorem- poprawiłam się i uśmiechnęłam.
- Zabawne, naprawdę.
Pokazałam mu język i pokroiłam ciasto, aby następnie je przełożyć na dwa małe talerzyki. Usiadłam obok chłopaka patrząc jak gra w jakieś głupie gry… w które po części też kiedyś grałam i to namiętnie. W Seattle miałam wielu kolegów, którzy się tym interesowali. Czasem robiliśmy sobie taki wieczór z grami i w międzyczasie wpychaliśmy w siebie po kilka paczek chipsów. To były czasy…
- El? Czy ty mnie słyszysz?
- Co? Nie, wybacz, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
- Że to ciasto zasługuje na jakąś nagrodę!
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Cieszę się, że Ci smakuje.
Sama spróbowałam i nie mogłam zaprzeczyć. Doprawdy mi się udało. Dzisiaj miałam taki dzień, wszystko mi się udawało. Nie licząc naturalnie pana D. I oby na tym się skończyło.
Usłyszałam dzwonek swojej komórki. Szybko pobiegłam na górę i odebrałam telefon nie patrząc kto dzwoni.
- Halo?
- Hej, El!
To była Caroline.
- Możemy się spotkać? Proszę, proszę, proszę!
- Jasne, a o co chodzi?
- Nie wiem co mam zrobić… ze wszystkim.
- Spokojnie, już do Ciebie idę. Uspokój się, Car, zaraz wszystko będzie pod kontrolą. Tak?
- No…
- Widzisz? Już się zbieram. Do zobaczenia.
- Pa.
Zbiegłam ponownie na dół i zaczęłam ubierać buty. Potem bluzę… o jejku… bluza Stefana. Jutro w szkole mu ją oddam, teraz muszę pędzić do Caroline. Wzięłam jeszcze dwa kawałki ciasta dla przyjaciółki.
- Gdzie Cię nosi?
- Do Caroline! Nie wiem kiedy wrócę. Pa!
Nie usłyszałam odpowiedzi, bo wyszłam zamykając drzwi. Nie padało już, więc postanowiłam iść pieszo. Nie miałam jakoś daleko do przyjaciółki. Spojrzałam na komórkę. 16.18. Przyśpieszyłam kroku starając się zostawić wszystkie myśli za sobą.

Zapukałam do drzwi dużego białego domu. Carol otworzyła mi po kilku sekundach, zupełnie jakby czatowała przy drzwiach.
- El! Dobrze, że jesteś. Pomóż mi…
Kiedy weszłam do domu zrozumiałam w czym mam jej pomóc. W powietrzu unosił się zapach spalenizny, na środku przedpokoju leżał stłuczony wazon razem z kwiatkami, które w nim były, a pomiędzy jego odłamkami dojrzałam również… ślady krwi. Na podłoże było pełno błota i ślady butów powadziły na górę po schodach i do salonu. Jak miejsce zbrodni w Hollywoodzkim filmie.
- Co tu się stało?!
- Byłam na górze… nie, najpierw przyszłam i potem dopiero poszłam, nie… bo…
- Spokojnie, wycisz się- poleciłam jej i przytuliłam ją. Cała się trzęsła.- Chodź do twojego pokoju. Tam jest wszystko w porządku?
Kiwnęła głową. Nie niszcząc śladów poszłyśmy na górę. Wielkie, błotne ślady skończyły się przed drzwiami do jej sypialni. Usiadłyśmy na łóżku. Otuliłam ją w kocem i objęłam.
- A teraz mi powiedz, po kolei co się tutaj stało.
Blondynka wzięła głęboki wdech.
- Przyszłam ze szkoły i byłam głodna. Miałam ochotę na spaghetti, ale żeby nie pobrudzić dobrych ciuchów przebrałam się po domowemu. Zrobiłam sos, ale na koniec kiedy chciałam go jeszcze odrobinę dosolić to pojemnik mi się przechylił niechcący i… przesoliłam, to było niejadalne, potem ugotowałam makaron z nadzieją, że zjem go z serem. Poszłam na chwilę na górę po laptopa i jakoś o tym wszystkim zapomniałam… makaron się rozgotował i zapomniałam wyłączyć sos i się przypaliło, stąd ten zapach. Zadzwoniłam, więc po pizzę. Otworzyłam wszędzie okna i wyrzuciłam wszystko, bo tego się jeść nie dało. Przyjechała pizza. Przywiózł ją jakiś chłopak… bo ja wiem, może miał 20 lat? Zapomniałam o pieniądzach, więc powiedziałam, żeby wszedł i poczekał, a ja szybko skoczę po forsę. Potem mu zapłaciłam i on wyszedł. Poszłam z pizzą do salonu, ale pomyślałam, że od razu wezmę sobie laptopa. Znowu weszłam po schodach i… położyłam się na łóżku, żeby wyjąć kabel. Chciałam już wyjść z pokoju, jak zobaczyłam cień na podłodze. Przestraszyłam się i zamknęłam drzwi. Przeszłam do łazienki, serce mi mocno biło, bałam się jak cholera. Telefon zostawiłam na dole, musiałam zejść, wybiec z domu. Szybko otworzyłam drzwi, był tutaj ten chłopak, ale już nie był ubrany jak dostawca pizzy. Krzyknęłam i zbiegłam najszybciej jak potrafiłam, ale on był mega szybki, jego kontury się rozmywały! Nagle pojawił się przede mną, nie miałam czym się bronić, więc rozwaliłam mu wazon o głowę. Krzyknął z bólu, bo te kwiatki go zaczęły parzyć. Rzucił mnie jeszcze na framugę i chyba mi rozwalił głowę.- Dotknęła się z tyłu głowy. Miała na palcach w pół zaschniętą krew.- A potem uciekł.
Wiedziałam kim był jej oprawca, jak wszedł i jakie to były kwiatki. Zaprowadziłam ją do łazienki i polałam jej ranę wodą utlenioną. Syknęła z bólu i zacisnęła zęby.
- Car… nie wiem od czego zacząć. To był wampir.
- To, to ja wiem. Pytanie jak on się dostał, skoro… zaprosiłam go. Cholera jasna!
- Potraktowałaś go werbeną, gdyby nie to…- pokręciłam głową i skończyłam opatrywanie jej rany.- Czego on mógł chcieć? Na pewno go nie znasz?
- Na pewno! Nie wiedziałam co zrobić, więc zadzwoniłam po ciebie… Przepraszam, masz swoje zmartwienia.
- Hej, Caroline, uśmiechnij się, dobrze, że po mnie zadzwoniłaś, a po za tym nie mam jakichś dużych zmartwień.
- A Dam…?
- Mam go dosyć, a teraz koniec tego tematu, musimy tu posprzątać. Kiedy twoja mama wróci?
- Chyba o 20.
- To dobrze, mamy czas. Ja biorę wazon i kuchnię do posprzątania, a ty ślady po błocie. Ok.? I weź to schowaj do kieszeni- dałam jej werbenę, którą dostałam zanim poszłam do Klausa.
- Mhm- zgodziła się, schowała kwiat i poszła po mopa i wiadro z wodą. Zaczęłam zbierać odłamki szkła, najpierw ręcznie, potem najmniejsze drobinki, których nie zobaczyłam razem z wodą zgarnęłam ścierką.
- W Mystic Falls zawsze tak było? Czy od kiedy się pojawiłam?
Caroline związała włosy w koka i zabrała się do mycia.
- Szczerze? To zło zawsze tu było, ale każdy je już przyjął do wiadomości i ignorował… może to ja się przyczyniłam do tego wszystkiego? Jakby tak na to patrzeć, to gdybym Cię nie zaprosiła do Grilla nie poznałabyś Salvatore’ ów, Damon by Cię nie ugryzł, Stefan nie uratował i nie wiedziałabyś o nadprzyrodzonych rzeczach. Czasami się sama dziwię jakim cudem nie dowiedziałam się o tym wcześniej?
- Ja bym jeszcze sobie pożyła w słodkiej nieświadomości, nie przeszkadzała mi ona.
- W sumie tak… ale El, czy to nie jest w pewnym sensie ekscytujące? Pomijając fakt, że moja głupota prawie mnie zabiła i byłam przerażona. Chciałam wiele razy przeżyć jakąś przygodę, jak Bella. Znaleźć swojego wampira… jednak teraz, jak już poznałam dwa, to nie wiem, czy bym chciała z jakimś być.
- Powiem Ci tak. Fajnie jest być z wampirem, ilekroć jest blisko ciebie czujesz dreszczyk adrenaliny, pewnego rodzaju niepewność i podniecenie. Jest silny, odważny, tajemniczy, szybki. Jeżeli już raz zaznasz miłości z wampirem to z pewnością nie poprzestaniesz na jednym. Nie mam porównania, bo nigdy nie spałam z człowiekiem.
- No co ty! Tylko z wampirem?
Przytaknęłam i się zarumieniłam. Skończyłam. Po wazonie nie było śladu. Wstawiłam werbenę do nowego naczynia.
Przeszłam do kuchni.
- A wracając do tematu, jakie korzyści są oprócz seksu?
Wzięłam głęboki oddech.
- Czujesz się przy nim bezpieczna, możesz na niego liczyć, obroni cię.
- A co z kłami? To boli jak Cię ugryzie?
- Tak… szczerze, to jeszcze nie pił mojej krwi tak wiesz… dla przyjemności, ani ja jego… i patrząc na nasze relacje to nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek będę miała okazję.
Blondynka wykręciła ścierkę, którą mozolnie polerowała podłogę. Klęknęłam obok niej i wzięłam jej mopa. Zanim zaczęłam czyścić salon przyjrzałam się śladom. Widziałam wręcz widmo chłopaka, jak chodzi, patrzy i niczego nie dotyka. Podszedł do szafki ze zdjęciami i… a jednak, dotknął ramki ze zdjęciem. Podeszłam bliżej komody. Przyjrzał się zdjęciu Caroline i jej rodziców, uśmiechnął się lekko i przesunął lekko palcem po ich twarzach. Odłożył je na miejsce. Otrząsnęłam się i zamknęłam oczy. Wariuję… Pokręciłam głową i wyjęłam komórkę. Powinnam do nich zadzwonić, aczkolwiek… Usłyszałam dzwonek do drzwi i podskoczyłam prawie dostając zawału.
- Jejku! Nie straszcie mnie tak dzisiaj! Uwzięliście się na mnie?- wyszłam do przedpokoju i przez szybę w drzwiach zauważyłam, że to Stefan i Damon. Super, bomba, zadzwoniła po nich. Euforia. Blondynka zbiegła po schodach i rzuciłam jej pytające spojrzenie.
- Po co do nich dzwoniłaś?
- Napadła na mnie nadprzyrodzona istota w moim domu, czy to wystarczający powód?
Miała rację. Jej bezpieczeństwo było ważniejsze od moich miłosnych zawirowań. Spojrzałam na braci Salvatore, a następnie na sufit z nadzieją, że przez to Bóg mnie głośniej usłyszy. Ej, ty tam na górze! Dobrze się bawisz? Super, przynajmniej jedno z nas.
Widziałam jak Caroline ich zaprasza do środka. Weszli do domu i popatrzyli na siebie, nie umknęło mi to. Coś dostrzegli, od pierwszej chwili.
- Hej- mruknęłam i odpowiedzieli mi tym samym. Popatrzyłam na Damona, nie mogłam się powstrzymać. To tak jakbyście położyli przed narkomanem na odwyku kreskę pierwszorzędnego towaru i oczekiwali od niego, że jej nie wciągnie. Niby jak, kurde?! Pragnienie i tak weźmie górę, więc po co próbować się powstrzymać… prawda, panie Salvatore?
Prawda, panno Gilbert…
Czy to…? Spojrzałam na niego. Lekko się uśmiechał, ale nie patrzył na mnie. No jasne, że to on. Mimowolnie też się delikatnie uśmiechnęłam. Ach, ten Damon! Próbowałam się skupić na tym co mówiła przyjaciółka, ale… kiepsko mi szło. Oparłam się o framugę. Brunet był odwrócony do mnie bokiem. Przyglądałam się jego włosom, które jak zwykle były w nieładzie, aż się prosiły, żeby za nie pociągnąć. Jego niebieskim oczom, jak ocean, albo raczej jak tafla lodu pokrywająca rzekę. Mroźny błękit… Jego usta. Rozchyliłam lekko swoje własne i cudem powstrzymałam się od cichego jęku. Te malinowe usta zostały wykonane przez samego diabła, stworzone, aby z każdym kolejnym pocałunkiem wykradać coraz większą część duszy kobiety, aby w nocy na rozstaju dróg przypieczętowywać pakty namiętnym pocałunkiem. Czułam jak kolana mi miękną. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Czarna koszulka i wspaniałe mięśnie, które się pod nią ukrywają, aż proszą, żeby je całować, dotykać. Przytrzymałam się szafki, żeby nie upaść na podłogę. Jego brzuch i… męskość. Byłam bliska omdlenia, musiałam przerwać, natychmiast. Czułam jak pulsuję, odczuwałam względem niego wielkie pragnienie, pożądanie. Przygryzłam dolną wargę starając się zapobiec kompromitacji przy Stefanie i Caroline.
Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy. Caroline powtórzyła historię braciom. Stefan oparł łokcie na kolanach i splótł dłonie.
- Kiedy weszliśmy poczuliśmy zapach wampira, który tu był…
- Otworzyłam wszystkie okna- wtrąciłam się- wszystko się wywietrzyło, jak mogliście coś wyczuć? Macie aż tak dobry węch?
- Wbrew pozorom zapachy się łatwo przenoszą, ubranie Caroline wchłonęło zapach wampira, szczególnie, że ją popchnął dotykając jej bluzki.
- Mhm- zrobiłam z siebie debilkę.
- A więc ten wampir… był nowo narodzony. Jedna z dziwniejszych rzeczy to, to, że miał przy sobie lapis-lazuli oraz nie rzucił się na ciebie- spojrzał na Caroline- i nie wyssał cię co do ostatniej kropli.
Wzdrygnęła się.
- To znaczy, że co?
- To znaczy, że…- Stefan spojrzał na Damona, ten skinął lekko głową- On został stworzony, żeby cię porwać, a teraz, kiedy nawalił, sądzę, że już tak jakby… nie żyje.
Caroline wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w młodszego Salvatore’ a. Następnie popatrzyła na Damona, a potem na mnie.
- Jak to, „porwać”?! Mnie?! Ale co ja komu zrobiłam?! Nie dość, że zawaliłam matematykę, to jeszcze chcą mnie porwać- wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem.
- Spokojnie, coś wymyślimy…- pocieszałam ją- co możemy zrobić? Co Car może zrobić?
- Wyprowadzić się- podpowiedział Damon.
Spojrzałam na niego niechętnie i się uśmiechnęłam sztucznie.
- Bardzo nam pomogłeś, dziękuję. Stefan?- spojrzałam na chłopaka z nadzieją. Jednak on tylko westchnął i uniósł ręce w geście bezradności.
- Możesz zamieszkać u nas, ale to również nie jest idealny pomysł, dom jest zapisany na Damona, jako, że on jest wampirem, wampiry nie potrzebują zaproszenia do naszego domu.
- Czyli żaden z niego azyl…
- Możemy go przepisać na człowieka- podsunął Damon.
- Nie na mnie- od razu powiedziała Caroline. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Żartujesz?! Kto jak nie ty?
- Ty- popatrzyła na mnie z miną szczeniaka. Nie potrafiłam znieść tego spojrzenia, więc odwróciłam wzrok.
- Po moim trupie…
- Wtedy już będzie za późno…- miałam ochotę go uderzyć, już od dawna mnie korciło.
- Bardzo zabawne, doprawdy. Przestań żartować i pomyśl o tym na poważnie.
Przestał się uśmiechać, jego twarz spoważniała.
- Dobrze, a więc przepisujemy dom na ciebie- wskazał na mnie palcem- ty z niego nie wychodzisz- teraz na Caroline- i obydwie macie przy sobie zawsze werbenę, choćby nie wiem co. Wyskakuj z werbeny- mruknął do Stefana. Ten wyciągnął czarny woreczek i go podał blondynce, która dopiero przed chwilą usiadła obok mnie ściskając moją rękę. Rozwiązała go i wysypała na dłoń jego zawartość. Naszyjnik z werbeną w kształcie łezki.
- Ale ładny…
- Tak- zgodziłam się i zerknęłam ukradkiem na Damona. On też na mnie patrzył. Przełknęłam ślinę. Czułam, że mam wielką gulę w gardle i nie umiem wypowiedzieć ani słowa.
Zapięłam jej łańcuszek i zakryłam zapięcie jej kręconymi blond włosami.
- Ale ja nie mogę tak o rzucić szkoły i przestać na chwilę istnieć. Będzie zabawa lat 60. Muszę wszystko zorganizować, a poza tym, co ja powiem mamie? Będę mieszkała u Salvatore’ ów, bo ktoś chce mnie porwać?
- Twoja matka wie o wampirach, ale lepiej by było gdyby nie wiedziała, że ty wiesz.
- Wiem, to by było… dziwne. Nie mogę się wyprowadzić!
- Chcesz naszej pomocy, czy nie?- spytał zniecierpliwiony Damon.
- Tak, ale…
- Nie widzę innego sposobu, nie będę się bawił w Zmierzch i wystawał pod twoim oknem, żeby cię nic nie dopadło.
Caroline spojrzała na mnie i uniosła jedną brew.
- Obroni Cię, powiadasz?
Wzruszyłam ramionami. Nic dodać, nic ująć. Mimowolnie pomyślałam o Klausie. Czemu? Nie mam pojęcia, po prostu pomyślałam o nim. Czwarty dziennik Gilberta…
- Przeczytaliście już czwarty dziennik?
- Co? Dziennik? Nie, kończę drugi, a Damon trzeci. Czemu nagle o tym pomyślałaś?
- Tak jakoś…- mam im powiedzieć, czy nie? Nie umiałam się zdecydować. Pod tym kątem byłam ostatnio nie do zniesienia. Mama by mi pewnie powiedziała, że buzują we mnie hormony.
- A pisał o czymś ciekawym?
- Dopiero w środku trzeciej części jego starszy brat mu mówi o istotach nadprzyrodzonych, wkrótce potem ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Nuda. Oby się to potem rozkręciło, bo zanudzę się na śmierć… prawdziwą tym razem.
Chciałam już powiedzieć: oby, ale się powstrzymałam.
- Moglibyście mi dać czwarty pamiętnik?
- Coś się tak uwzięła?- zapytał Stefan przyglądając mi się uważnie. Nie miałam innego wyjścia niż powiedzieć im wszystko.
- Klaus chciał mnie zahipnotyzować. Chciał, żebym nie interesowała się tym póki co, ale przyjdzie czas, że wszystkiego się dowiem, w tym do czego mu jestem potrzebna. Na koniec chciał, żebym przeczytała czwarty dziennik Gilberta. I to tyle.
Damon prychnął. Wszyscy popatrzyliśmy na niego.
- Proszę was, wierzycie w to? Jest Pierwotnym, wyczuje werbenę na kilometr! Pewnie cię zahipnotyzował, abyś tak powiedziała i tylko on wie, co ci takiego wsadził do głowy. Mówiłem, żebyś tam nie szła sama, ale nie, bo po co mnie słuchać!
Spojrzał na mnie ze złością. Miał rację, a ja go zignorowałam, chciałam być odważna, a wyszłam na głupią krowę.
- Przepraszam- szepnęłam i spuściłam wzrok. Nie wiedziałam co więcej mam powiedzieć. Zagryzłam mocno dolną wargę. Nie lubiłam jak ktoś był na mnie zły i mi to otwarcie mówił, czułam wtedy jak ziemia pode mną drży. Skubałam nerwowo krawędź bluzy Stefana, którą miałam na sobie.
- Gdzie był ten wampir?
- Na górze i tutaj, jeszcze tam nie posprzątałyśmy…
- Mogę iść zobaczyć?
- Tak, jasne.
Caroline wstała, a Stefan za nią, weszli po schodach i zniknęli. Też wstałam, jednak zanim się zorientowałam Damon stał przede mną. Uniosłam głowę, lecz nie na tyle wysoko, żeby spojrzeć mu w oczy, tylko, żeby widzieć jego usta.
- Weź ten wisiorek, a jutro przez Stefana przekażę ci wywar z werbeny, który codziennie będziesz piła…
Wyciągnął naszyjnik z kieszeni. Odgarnął mi włosy i zapiął łańcuszek. Jego zimne palce musnęły moją szyję, dlatego przeszły mnie dreszcze. Przytrzymałam je i odważyłam się mu spojrzeć w oczy.
- Wciąż tak na mnie reagujesz…
- Nigdy nie będę inaczej.- powiedziałam szybko. Mój oddech był płytki, bałam się oddychać głębiej, czułam jakby razem z głośnym wypuszczeniem powietrza wszystko prysło jak bańka mydlana…
Przesunął dłonie na moje policzki.
- Damon, ja już nie mam siły, zakończmy to…
Zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli mówiąc „to”?
- Mam na myśli nas…
Po schodach zszedł Stefan i Caroline. Damon wycofał ręce i zrobił krok do tyłu. Zrobiło mi się strasznie smutno i pusto. Nie zdążyłam dokończyć zdania i wyszło na to, że chcę definitywnie zakończyć nasz związek! A, do jasnej cholery, chciałam powiedzieć, że mam na myśli naszą przerwę! Stefan ma naprawdę wyczucie czasu…
- Jesteśmy w martwym punkcie, nie mamy nic…
- Ja zostaję z Caroline, aż jej mama nie wróci, chcę mieć pewność, że nikt tu nie przyjdzie…
Przeszliśmy do przedpokoju, szłam ramię w ramię z Damonem. Ocierałam się o niego najczęściej jak się tylko dało. Uśmiechał się lekko, prawie niezauważalnie, to oczy go zdradziły.
- Przeczytamy ten czwarty pamiętnik i zobaczymy co się da zrobić. Zamknijcie za nami drzwi. Do jutra.
- Cześć.
Damon ustawił się tak, że zasłaniałam mu wyjście, więc kiedy przechodził dotknął ręką mojej talii, jakby chciał mnie przesunąć. Wiedziałam, że chciał mnie przytulić, ja też tego chciałam. Na pożegnanie puścił do mnie oczko. Uśmiechnęłam się szeroko i Caroline zamknęła drzwi. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na drzwi.
- Starałam się trochę go przytrzymać na górze…
- Dzięki.
- No, a dało to coś? Nie wiem, rzuciliście się na siebie…?
Uniosłam brwi i popatrzyłam na nią. Tak, jasne. Obmacywaliśmy się, całowaliśmy, chcieliśmy się kochać na kanapie, ale nie zdążyliśmy. Co za głupie pytanie.
- Nie mieliśmy na nic czasu… a poza tym… waham się jak postąpić. Z jednej strony pragnę go, chcę z nim rozmawiać, śmiać się, po prostu go mieć przy sobie…
- A z drugiej nie umiesz mu ponownie zaufać.
Kiwnęłam głową i skierowałam się do salonu.
- Ale pomyśl jak facet, albo jak… pies!
- Pies?- spytała marszcząc brwi.
- Tak! Pies tłucze szklany wazon. Właścicielka prawie w ogóle się na niego nie gniewa, żadnej bury, kary i dalej go będzie rozpieszczała. Pewnego dnia ponownie stawiamy na stole wazon, co zrobi pies?
- Stłucze go, bo poprzednio nie spotkała go żadna kara.
- Tego się obawiam. Wybaczę mu zdradę po raz kolejny, pojawi się jakaś laska, która rozłoży przed nim nogi i tak w kółko. Błędne koło.
- Musi sobie zasłużyć na zaufanie, zgadzam się z tobą całkowicie.
Uruchomiła laptopa.
- Co robimy?
- W oczekiwaniu na moją mamę, nie musimy się nudzić, prawda? Oglądałaś ”LOL”?
- Z Miley Cyrus? Słyszałam, ale nie oglądałam…- przyjrzałam się jej twarzy- jesteś strasznie opanowana, spokojna… nie rusza cię to, że ktoś cię chciał porwać?!
- A co mi to da, poza tym, że zacznę sobie wyrywać włosy z głowy? Nic. Wolę siedzieć z tobą i obżerać się chipsami, właśnie! Chipsy!
Położyła mi laptopa na kolana i zniknęła w kuchni.
- Serio chcesz oglądać film o nastolatce i jej kłopotach sercowych?!- krzyknęłam do przyjaciółki przesuwając wzrokiem po nowych tweetach. 
- Może dzięki temu zapomnimy o naszych! Co chcesz do picia?!
- Nic gazowanego!
- Tak jest!
Film się zaczął ładować.
- El! A niech mnie, zrobiłaś ciasto?!
- Mhm, Jer powiedział, że to arcydzieło, przyniosłam Ci, żebyś spróbowała i potwierdziła lub zaprzeczyła.
- Chcesz żebym przytyła?
- Jasne, że tak! Samemu smutno tyć. Ostatnio zauważyłam, że mam nadmiar tłuszczu…Szczególnie, i chyba tylko, w brzuchu.
Caroline weszła do pokoju z sokiem pomarańczowym pod pachą, szklankami w obu rękach i paczką chipsów w buzi. Pomogłam jej to odłożyć na szklany stolik.
- A może jesteś w ciąży?- spytała unosząc brew.
Zaczęłam się śmiać, a ona wraz ze mną. Opadła obok mnie i pogłaskała po brzuchu.
- To będzie małe, słodkie wampirzątko, chłopczyk, czy dziewczynka?
- Nie wiem, ale jeżeli to będzie chłopczyk chcę, żeby wygląd odziedziczył po Damonie.
- A dziewczynka?
- A bo ja wiem, może po mnie, musi być równowaga w przyrodzie!- parsknęłam śmiechem, nie mogłam uwierzyć, że rozmawiałyśmy o dzieciach-Caroline, kochana, a jakbyś nazwała swoje dzieci?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam…
- A ja się przyznam, że tak, słuchaj tego- Ian…- spojrzałam na jej minę, pokiwała lekko głową z aprobatą- Alexander… - zrobiłam efektowną przerwę- Salvatore.
Zaczęłyśmy się śmiać, to było takie absurdalne!
- Uuu, planujesz z Damonem potomstwo? On o tym wie?- poruszyła sugestywnie brwiami, na co ją szturchnęłam i mimowolnie się zarumieniłam.
- Żeby były dzieci, najpierw powinien być ślub- po Bożemu…
- Powiedziała dziewczyna sypiająca z potępionym wampirem- mordercą.
- Przestań, on nie jest taki zły jakim chce, żeby ludzie go postrzegali.
- Doprawdy…
- Potrafi kochać, być delikatny, troszczyć się.
- Ale wciąż jest mordercą.
- Kocham go takiego jakim jest, Caroline, z jego zaletami, wadami, humorkami, uśmiechem, sadystycznymi upodobaniami, nie zamieniłabym go na nikogo innego. Choćby nie wiem co…
Blondynka patrzyła na mnie nieprzeniknioną miną, a następnie bez żadnego ostrzeżenia mnie mocno przytuliła. Odwzajemniłam uścisk nie za bardzo wiedząc czemu to zrobiła. Odsunęła się ode mnie po chwili. Wciąż mnie trzymała za przedramiona.
- Jesteś taka kochana, on na ciebie nie zasługuje, ani, żeby z tobą być, ani, żeby mieć z tobą dzieci…
- Nie będziemy mieli dzieci, on jest wampirem.
- Wszystko jest możliwe, Edward nie miał krwi i co? Bum! Bella w ciąży.
Zmarszczyłam brwi. No tak… potencja…Hmmm…z jednej strony to ciekawe.
- O czym myślisz?
- Tak teraz pomyślałam, czysto teoretycznie, skoro on nie ma krwi, to… jak mu stanął?
Powaga i… wybuchłyśmy śmiechem.
- Bella była wiatropylna- mruknęła blondynka szczerząc się
- Co do prawdziwych wampirów… ich sprawność seksualna jest nienaganna, mogę poręczyć- uniosłam dwa palce w górę.
- Och, wierzę Ci na słowo.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Może zadzwonimy po Bonnie… wiesz, powinna wiedzieć, że coś się dzieje w mieście… dawno już się nie spotykałyśmy w trójkę, na babskie pogaduchy… co o tym sądzisz? Spróbuje mojego ciasta- zatarłam ręce- usmażę dwie pieczenie na jednym ogniu.
Carol się uśmiechnęła, ale już z mniejszym entuzjazmem, wpatrzyła się w ekran szukając innego filmu.
- Caroline? Pokłóciłyście się?- zapytałam powoli. Przestała mnie ignorować i zamknęła z impetem laptopa, odłożyła go na stół i odwróciła się przodem do mnie siadając po turecku.
- Ona i Matt są prawie jak brat i siostra, zawsze trzymaliśmy się razem, wiesz, wszystko robiliśmy razem, a potem… zaczęło się psuć, tak o, po prostu. Bonnie nie umie zrozumieć, czemu nie zostanę z grzecznym Mattem, tylko podoba mi się niegrzeczny Tyler… ja sama tego nie pojmuję! Z jakiś dziwnych powodów czuję dreszcze kiedy rozmawiamy, nie mam odwagi mu spojrzeć w oczy, z drugiej strony widzę jak się wygłupia z kumplami z drużyny, jest taki niedojrzały, że aż głupi! Co ja mam zrobić?
Patrzyłam na nią w zamyśleniu nie wiedząc co jej dokładnie powiedzieć, co poradzić. Wzruszyłam ramionami i westchnęłam głośno wypuszczając powietrze.
- Nie jestem ekspertem w tych sprawach, sama mam z tym problem… Nawet jeżeli teraz się kłócimy, to i tak nie wyobrażam sobie życia bez niego, z innym mężczyzną, albo z nim, albo z nikim… i on o tym dobrze wie.
Blondynka poruszyła się niespokojnie i otworzyła szerzej oczy.
- Tak, on o tym wie! El, on wie, że masz do niego słabość i dlatego musimy tą jego wiarę zachwiać. Musi być zazdrosny!
Uniosłam brwi patrząc na nią bez entuzjazmu. Nie podobał mi się ten pomysł, szczerze powiedziawszy był do bani! Naturalnie, że miło by było zobaczyć go zazdrosnego, ale nie chciałam znowu w to kogoś angażować. Na miłość boską, chciałam za wszelką cenę zakończyć ten temat!
Przysunęłam się bliżej laptopa.
- I co? Znalazłaś ten film?
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- spytała podirytowana.
- Tak, a czy ty mnie słuchasz? Nie chcę kombinować jak słoń pod górkę...
Męczyła mnie ta rozmowa, choć na chwilę chciałam przestać myśleć, nie tylko o Damonie, ale i o wszystkim. Wstałam.
- Gdzie idziesz?
- Wracam do domu, pamiętam, że Jenna mnie poprosiła o pomoc w czymś...
- Obraziłaś się?
- Nie, nie- zapewniłam ją szybko, ubierając buty. Narzuciłam na siebie kurtkę nie zapinając jej- mówię Ci, zapomniałam o Jennie... wkurzy się, jak ją wystawie, a Jer'ego, bym dzisiaj nie ruszała, był u mamy w szpitalu...
Caroline westchnęła i oparła się o framugę drzwi.
- Jak sobie z tym radzi?
- Jest podłamany, ale ma czas, żeby się na to psychicznie przygotować, gorzej jak to się dzieje nagle...- przed oczami mi stanął obraz barierki i dziury, którą zrobił samochód rodziców, kiedy w nią wjechali. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Muszę iść, dzięki za wszystko.
- To ja powinnam Ci podziękować!
- Nie ma za co.
Otworzyłam drzwi.
- Masz się zamknąć i otwieraj tylko temu, kogo znasz. Jasne?
- Tak jest, kapitanie- zasalutowała- Przemyśl sobie mój pomysł.
Zamknęła za mną drzwi.
I wtedy po raz kolejny zaczęłam zastanawiać się, jak dobrze byłoby mieć normalne życie.
***
Nie poszłam do domu, na samą myśl, że miałabym stawić czoło tym wszystkim problemom, wszystkiego mi się odechciewało. Miałam ochotę na drinka, pragnęłam odciąć się i słuchając starych przebojów raczyć się trunkami. Ruszyłam w stronę Mystic Grill.
Słońce chyliło się ku zachodowi, było już po 18, ludzi co raz mniej... Usłyszałam za sobą śmiech dziewczyny. Odwróciłam się i dostrzegłam dziewczynę wybiegającą zza rogu. Zaraz za nią wybiegł chłopak, też się śmiał.
-Możesz uciekać, ale i tak Cię złapię!- krzyknął blondyn, prawie doganiając brunetkę. -Właśnie widzę, Sammy! A może raczej żółwiku Sammy?!
-O ty!
Dogonił ją i przyciągnął do siebie, by ją pocałować. Odwróciłam wzrok i przyśpieszyłam, jak słodko... rzygam tęczą. Przewróciłam oczami, utrzymując wciąż kurs na Grill. Szczerze, to byłam zazdrosna, przecież jeszcze tak niedawno to my staliśmy na szkolnym parkingu namiętnie się całując, aż mi się gorąco zrobiło jak o tym pomyślałam, wręcz jak na zawołanie poczułam jego usta na swoich...
Westchnęłam głęboko i weszłam do baru. Ludzi wielu nie było i tak jak wcześniej podejrzewałam z głośników wydobywały się stare, typowo amerykańskie brzmienia.
Usiadłam na stołku przy barze i po okazaniu dowodu barman mi nalał do szklanki whisky. Ściągnęłam kurtkę i wzięłam pierwszy łyk. Napój potraktował moje gardło żywym ogniem, prawie zakaszlałam, uznałam to jednak za bardzo niedojrzałe, więc wzięłam się w garść i tylko lekko się skrzywiłam.
[cztery szklanki później]
Alkohol zaczął robić swoje, a moja głowa, przestała tak dzielnie znosić ilość procentów w mojej krwi.
-Mogę wody?
-Proszę- powiedział barman podając mi szklankę.
-Dzięki...
Kiedy zaczęłam znów trzeźwiej myśleć ponownie wróciłam do wątku pana D. Nic o sobie przecież nie wiemy, to jak mamy być razem? Jak to jest? Poszliśmy do łóżka kompletnie się nie znając? Co mnie podkusiło, żeby mu pozwolić mnie rozebrać?! Aż mi się w to nie chce wierzyć, zawsze obiecywałam sobie, że mój pierwszy chłopak, z którym to zrobię będzie idealny, będziemy się znali jak mało kto... przygnębiające. I teraz, kiedy jesteśmy ze sobą, a raczej, znamy się od trzech miesięcy...(Jezu, przespałam się z facetem, którego znałam 1,5 miesiąca... starszym ode mnie o 6 lat, teoretycznie, Chryste!) do czego mamy wracać? Nasze pierwsze spotkanie również nie było idealne, nic nie było idealne w naszym związku (pomijając seks). Chyba nie dlatego jesteśmy razem, czy też byliśmy... Musiałam z nim w końcu porozmawiać, teraz, zaraz! Położyłam pieniądze na barze i wstałam, widocznie za szybko, bo zrobiło mi się ciemno przed oczami i musiałam przytrzymać się blatu. Spokojnie odetchnęłam, wychodząc z Grilla. Skręciłam w stronę domu Salvatore'ów. Musiałam się zastanowić co mu powiedzieć, od czego zacząć, jak to ubrać w słowa, nie stanę przed Nim i nie zacznę gestykulować jak rodowity włoch (widzieliście kiedyś, żeby włoch mówił nie ruszając rękami?). Pewnie wiesz po co tu jestem... nie! Brzmi jak początek „Piły”... Damon, nie możemy tego ciągnąć, nie w taki sposób, albo wóz, albo przewóz... dzisiaj sobie uprzytomniłam, jak mało o sobie wiemy, że jedyne co nas naprawdę łączy to seks! A ja nie mogę żyć w takim związku i nie chcę też tego kończyć... trochę taki bełkot wstawionego człowieka, uch. Po lewej stronie minęłam szary, opuszczony dom, byłam już niedaleko...
Z przerażeniem wpatrywałam się w duże, brązowe drzwi, jakby za nimi znajdował się sam Cerber. Whisky zaczęła działać, więc, albo mi to pomoże, albo przeszkodzi w tej rozmowie. Rozważałam wycofanie się, ale nim się nad tym głębiej zastanowiłam pukałam już do drzwi. Brzuch mnie mocniej rozbolał, czułam jak ziemia pode mną drży. Damon, w do połowy rozpiętej koszuli, stał, opierając się o otwarte drzwi. W jego oczach dostrzegłam zdziwienie, jednak nie mogłam się tylko na nich lepiej skupić, bo wyglądał obłędnie, zwyczajnie, a zarazem tak niesamowicie, że walczyłam z pokusą, żeby się na niego nie rzucić.
- Elizabeth? Co ty tutaj robisz?- patrzyłam na jego usta, kiedy wypowiadał te słowa, kusiły, przyciągały mnie do siebie...
- Ja... yyy, tego... chciałam porozmawiać... chyba...
- Wejdź- otworzył szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka... starałam się ignorować jego półnagi tors... Ha! I tutaj leży problem! To moja wina, prowokuję to wszystko, on jest przystojny i czarujący, więc nie potrafię mu powiedzieć „nie”...
- Możemy porozmawiać w twoim pokoju?- wypaliłam, kierując się w kierunku pomieszczenia.
- Jasne... El?- spojrzałam na niego.- Ile wypiłaś?
- Co? Ja? Tylko... trochę... może kilka kolejek...- ostatni raz tak się plątałam przy odpowiedzi na fizyce...
Damon popatrzył na mnie i zapiął dwa guziki.
- Czekaj...- uniósł brwi, jak miałam mu wytłumaczyć, że naszym problemem jest to, że go za bardzo pożądam? Że ma przestać zapinać koszulę...
- El, za dużo wypiłaś, zawiozę Cię do domu, dobrze?
- Nie!- zaprotestowałam i szybko usiadłam na kanapie, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersi- Nie ruszę się stąd dopóki nie porozmawiamy. Ile można to odwlekać? Dzisiaj sobie uświadomiłam bardzo ważną rzecz o nas. Tak mało o sobie wiemy, a już ze sobą spaliśmy! I to nie raz! Te kilka rzeczy, zanim poszliśmy spać po pierwszej razem spędzonej nocy, to nic. Powinniśmy się znać jak mało kto... wszystko się sprowadza tylko do jednego! I to w większości moja wina, wiem o tym. Pożądam Cię zbyt mocno, więc nie jestem w stanie być względem Ciebie asertywna...
Damon stał i wpatrywał się we mnie z oszołomieniem połączonym z zawodem. Ale czego on oczekiwał? Póki mnie whisky trzymało musiałam doprowadzić tą sprawę do końca. Brunet podszedł wolnym krokiem do kanapy na której siedziałam i zajął miejsce obok mnie. Po chwili ciszy zdecydował się odezwać:
- Co chcesz z tym zrobić?- ton jego głosu był smutny, myślę, że Damon sądził, ze zaraz to zakończę, że go zranię.
- A może... czysto teoretycznie, moglibyśmy zacząć wszystko od nowa? Ten pomysł właściwie teraz pojawił się w mojej głowie. Co o tym sądzisz?
- Na czym by to miało polegać...?
Wstałam i szybkim krokiem wyszłam z domu. Natychmiast zapukałam zamykając przed chwilą drzwi. Tym razem kiedy Damon mi otworzył miał zatroskaną i zdziwioną minę.
- Cześć, wypiłam trochę za dużo, mógłbyś mnie zawieźć do domu? Proszę...- uśmiechnęłam się lekko, a Damon zaczął się śmiać. Uśmiechnął się po mojemu i ujął moją dłoń.
- Oczywiście, cała przyjemność po mojej stronie... Jestem Damon. Salvatore- pocałował mnie w rękę patrząc mi głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Elizabeth Gilbert. Miło mi...
***
- Ale słodko, mój poziom cukru drastycznie wzrósł...- zakpiła postać czająca się w gęstwinie drzew.
- W pewnym sensie to romantyczne, ty byś nie chciał zacząć wszystkiego od nowa?
- Zacznę, razem zaczniemy, kiedy tylko zdejmiemy klątwę. Jak myślisz, czemu jeszcze czekamy? Przegapiliśmy już jedną pełnię, do kolejnej może nas już nie być...
- Nie mów tak...
- Dobrze wiesz, że to prawda, bardzo dobrym przykładem są James i Sam, wzorując się na ich błędach powinniśmy wiedzieć, że nie należy się zadawać z wampirami, a szczególnie z porzuconymi, mściwymi, starymi...
- To o mnie mowa?- szatynka zmaterializowała się obok. Zwierzęta się lekko wycofały, nie miały szans na wygraną, nie pod taką postacią...
- A nawet jeśli, to c...
- Pogodzili się- przerwał im spokojny głos.
- To dobrze, będą bardziej cierpieli, kiedy przyjdzie czas...
- Wolałbym już to mieć za sobą... co z Klausem i jego misternym planem?
Wampirzyca się uśmiechnęła tajemniczo.
- Wszystko idzie po naszej myśli, spokojnie, wszyscy dostaniemy to czego chcemy...- zniknęła.
- Oby...

I co? Podoba się? A co sądzicie o wyglądzie bloga? Wpadłam na kilka dobrych programów do edycji obrazków i się trochę tym pobawiłam ;) Dziękuję wam za wszystko... a teraz proszę bardzo- możecie mnie ochrzaniać za tak długą nieobecność ;)


20 komentarzy:

  1. Cieszę się że nareszcie jest nowy rozdział.Liczę że na nowy nie będziemy tak długo czekac;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś nam kazać tak długo czekać,ty niedobra?!
    A teraz poważnie JESTEŚ GENIALNA!!!Piszesz przecudownie.Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.Mam nadzieję,że już nie długo będę się rozkoszować nowym opowiadaniem. :)
    UWIELBIAM!!!
    Damonka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A żebyś wiedziała, że Cię ochrzanię! Już myślałam, że kompletnie przestałaś pisać, a piszesz coraz lepiej i widać Twoją poprawę. Ciszę się, że mnie poinformowałaś :) A co do opowiadania: Jest naprawdę dobry, znalazłam tam coś, ale tak się zaczytałam, że nie pamiętam co to było. Pamiętaj, że liczebniki nie piszę się w opowiadaniach cyframi :)
    Końcówka tajemnicza i nie mogę się doczekać 25 rozdziału.
    A co do wyglądu: Jest o niebo lepszy niż na bloog, ale co tu porównywać, to jest blogspot :) Cieszę się, że przeniosłaś się tutaj. Praca w tym portalu jest o wiele lepsza :) Nie widzę jeszcze, żadnych stron, w których zamieściłabyś, np. spis treści, bohaterów, coś o sobie. Mam nadzieje, że wszystko się pojawi :)
    Zapraszam do siebie!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział jest genialny!! Jestem nawet skłonna Ci wybaczyć, że tak długo Cie nie było. Te opisy myśli Elizabeth... wygląd Damona.. "Ta ich rozmowa" w myślach.. Te wszystkie spojrzenia, przypadkowe dotknięcia... Aż mi się zrobiło gorąco. No i ta końcówka z rozpoczęciem wszystkiego od nowa: BAJKA!! Jestem tak podekscytowana i pełna nadziei na multum miłości miedzy nimi, ze staram się zapomnieć o poprzednim rozdziale i Klausie.. No i Caroline wymiata. Zresztą jak zawsze. Pozdrawiam i czekam na NN(jak najszybciej mam nadzieję) Buziaki:*:*:* PS. NN u mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze cię pamiętam, może dlatego, że co kilka tygodni wchodziłam na twojego bloga z nadzieją, że coś wstawisz...a tam nic...No, ale widzę, że coś się stało, że zaczęłaś pisać i bardzo dobrze...bo brakowało mi twoich rozdziałów! Rozdział fajny, ooch ta Elena i Damona normalnie powinni się zapisać do Trudnych Sprawach wynajmując sobie kilka odcinków! haha, aaaa i jeszcze ten bidulek Jeremy...niech sobie kupi misia to zrobi mu się lepiej, gwarantuje mu to xddddd Mam nadzieję, że kolejny rozdział nie pojawi się w czerwcu tylko jeszcze w lutym! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ZAPRASZAM DO MNIE NA NOWY ROZDZIAŁ ;)
    http://its-time-to-fight-for-my-normal-life.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka kochana. :* Obecność była cholernie długa, ale rozdział genialny. Fajnie, że El upiekła ciasto oraz że wszystkim smakowało. Biedny Jeremy, to musi go tak boleć. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. :/
    Twój styl pisania jest po prostu genialny, zajebisty. No nie umiem tego inaczej opisać. Idealnie wręcz przedstawiasz Damona. Ah..., a te opisy. Trzeba się umieć wczuć w postać i Ty bez wątpienia to robisz. Również fantastyczne jest mieszanie faktów z TVD z Twoim opowiadaniem -dwa słowa -me gusta! <3 Pomysł Caroline ze zazdrosnym Damonem mi się podobał! Mogłaś go wykorzystać. :< No i ogólnie to jestem zafascynowana przyjaźnią Caroline i Elizabeth! <33

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej mi się bardzo podoba i bym cie chyba zabiła gdyby dużej cię nie było. Zapraszam na mojego nowego bloga o Delenie http://thevampirediaresdelena.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny rozdział błagam tylko nie karz nam tyle czekać na następny.
    Chcę cię poinformować że zostałaś nominowana do Liebster Award , szczegóły na moim blogu http://anncarlleystory.blog.pl/ zapraszam;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć. Nie wiem czy już cię wcześniej informowałem, ale mój stary blog (t-v-d.blog.onet.pl) już od jakiegoś czasu działa na platformie blogspot pod adresem "dusze-cieni". Serdecznie zapraszam i mam nadzieje, że notki przypadną Ci do gustu. Zostały nieco zmodyfikowane, wydłużone, jak również liczba rozdziałów zmalała o połowę :D

    Serdecznie zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy NN ? Nie mogę się doczekać. ;)Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy nowy rozdział?Przy okazji zapraszam do mnie:)http://delena-i-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Znalazłam bloga zupełnie prze przypadek i chyba nigdy nie cieszyłam się tak z jakiegoś przypadku ;) Przeczytałam całość jednym tchem. Podziwiam twoją lekkość pisania :D Koniecznie poinformuj mnie o nowym rozdziale...

    Zapraszam do siebie na bloga o wampirach i łowcach. Liczę, że pozostawisz po sobie jakiś ślad ^_^

    www.historia-heather-spender.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. NN u mnie:) Zapraszam serdecznie i wszystkiego dobrego z okazji Dnia Kobiet:*

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudownie piszesz!!!! Trafiłam tu przez przypadek, przeglądałam wszystkie blogi po kolei i nagle ten Twój!!!
    Bajka, bajka i jeszcze raz bajka!!!!! TVD łączone z Twoimi pomysłami= CUDO!!!! Uwilelbiam opisy Damona w Twoim wykonaniu!!! Jeszcze raz- CUDO! Czekam na NN ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Baaaardzo Ci dziękuję gdyby nie ten Caps Lock to bym nie zauważyła haha :)
    Wiesz co strasznie chciałabym wrócić, ale musiałabym od początku przeczytać w wkręcić się w tę historię. Postaram się znaleźć na to czas, ale nic na razie nie obiecuję :(

    OdpowiedzUsuń
  17. NN u mnie:) Zapraszam i czekam na NN u Ciebie :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Błagam Cię zlituj się bo uschnę jak badylek bez kolejnego rozdziału!
    Czytam Twoje opowiadanie od początku kolejny już raz i muszę to znowu powiedzieć
    JESTEŚ GENIALNA!!!Piszesz tak przejrzyście,że czytając odczuwam każdą emocję bohaterów.Jest u mnie śmiech,łzy,radość ,czasami wściekłość.To niesamowite jak Twój styl potrafi porwać i pochłonąć.Tak pięknie opisujesz uczucie jakim darzą się Elizabeth i Damon.A sposób w jaki opisujesz Damona...aż mi miękną kolana(tak samo jak pannie Gilbert )Tak więc życzę WIECZNEJ weny bo naprawdę jeżeli przestałabyś pisać to chyba bym umarła.
    Pozdrawiam i czekam z utęsknieniem :)) Damonka.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zapraszam na mojego nowego bloga http://klucz-do-wiecznosci.blogspot.com/. Liczę na szczerą opinię :)

    OdpowiedzUsuń