-
Czekaj... Po kolei.
Elizabeth
zaczęła masować swoje skronie, przechadzając się w tę i z
powrotem po pokoju.
-
Więc jest ktoś, kto prowokuje te sny? Kto? Jak?
-
Nie wiemy tego, ale wchodzi do twojego umysłu i sprawia, że widzisz
to, co chce, żebyś widziała- wytłumaczył Stefan, opierając się
plecami o ścianę.- To może być coś przyjemnego, albo może cię
w nim raz po raz zabijać...
Elizabeth
wstała z łóżka i zamknęła szufladę, w której zaczął szperać
Damon. Oparła się o nią plecami, blokując dostęp i popatrzyła
ostrzegawczo na Salvatore'a.
-
Skąd mam wiedzieć, że to nie twoja kolejna sztuczka, co? Że to
nie ty znalazłeś sobie świetną zabawę w torturowaniu mnie?!
Damon
zrobił krok w jej stronę, uśmiechając się złośliwie.
-
Bo to ja Cię przed chwilą uratowałem.- oparł się o szafkę zaraz
obok dziewczyny, zmniejszając jeszcze bardziej dystans między
nimi.- Poza tym, gdybym to ja tworzył twoje sny i chciałbym
cię zastraszyć, to ze strachu po jednej nocy popełniłabyś
samobójstwo...
-
Damon- syknął Stefan, przestając się podpierać i warknął
ostrzegawczo. Damon tylko podniósł drugą rękę w stronę brata,
żeby ten się nie wtrącał.
-
Jak możesz...- zaczęła, starając się powstrzymać łzy.
-
Ale stoisz tutaj- przerwał jej.- A ja do dnia dzisiejszego nie
ingerowałem w twoje sny lub wolną wolę. Dzisiaj mamy jednak dzień
pełen pierwszych razów, więc uspokój się...
Stefan
rozpoznał ten ton, Damon zaczął stosować hipnozę.
-
Jak ty wszystko uwielbiasz robić nie po kolei!
Stefan
błyskawicznie pociągnął dziewczynę za ramię do siebie,
odseparowując ją od swojego brata. Ta w szoku tylko patrzyła to na
jednego to na drugiego wampira, co najmniej jakby wyrwali ją z
głębokiego snu. Poczuła się zdezorientowana i zmęczona nagle
wszystkim co się działo, wręcz wyczerpana. Słowa wymawiane przez
Salvatore'ów traciły sens.
Wyszarpnęła
się Stefanowi i cofnęła o kilka kroków zaciskając dłonie w
pięści.
-
Cofam to! Cofam wasze zaproszenie do mojego domu!
Nic
jednak się nie stało, a mężczyźni popatrzyli po sobie tylko ze
zdziwieni.
Dziewczyna
z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w nich, uświadamiając
sobie co zrobiła.
-
Dla- dlaczego nie mogę cofnąć waszego zaproszenia?
-
To tak nie działa, Elizabeth, kiedy raz zostaniemy zaproszeni...
El
ciężko opadła na łóżko chowając twarz w dłoniach. Chciała
spać, lecz nie mogła, zaprosiła do domu dwa wampiry i nie mogła
tego odwołać, ktoś mącił w jej głowie, a nadal nie wiedziała
kto.
-
Czy mogę się jakoś przed tym bronić?
Damon
prychnął pod nosem, znowu dotykając wszystkiego i wszędzie
zaglądając.
-
Ta, nie zasypiaj.
-
Dziękuję, właśnie na taką poradę czekałam. Jeśli nie masz nic
więcej do zaproponowania to się wynoś, oboje się wynoście, nie
żartowałam kiedy mówiłam, że nigdy więcej nie chcę was
widzieć. El wstała, pokazując na okno.- Nie chcę waszej pomocy!
Robicie mi mętlik w głowie. Po co ktoś miałby powodować u mnie
złe sny, nic nikomu nie zrobiłam. Pewnie się mną bawicie jak kot
myszą, czerpiąc z tego jakąś pokrętną przyjemność! Chcecie
mnie zabić? Zróbcie to, proszę bardzo, teraz już nic was nie
powstrzymuje!
-
El, to nie my wywołujemy te sny. To coś równie silnego jak Damon,
ale to nie my... Zaufaj mi, proszę.
-
Zaufać? Już jednemu krwiopijcy zaufałam- oskarżycielsko spojrzała
na Damona. Przez ułamek sekundy przez jej głowę przeleciało
wspomnienie związane z całowaniem wampira, jednak tak szybko jak
się pojawiło, równie szybko zniknęło.
-
Nie masz większego wyboru. Cokolwiek sobie z tobą pogrywa, za
niedługo przestanie mu to wystarczyć i stawi się przed tobą
osobiście, tak jak my teraz stoimy.
Damon
zrobił krok bliżej, ignorując zastrzeżenia Stefana i Elizabeth.
-
A kiedy przyjdzie, nie będzie się wahał i weźmie wszystko czego
zapragnie. Bez wyjątku.
Zmierzył
ją wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się na jej sarnich
oczach, które z przerażeniem na niego patrzyły.
-
Więc nie będę się powtarzał, przyjmujesz naszą pomoc, czy nie?
Elizabeth
kiwnęła powoli głową, starając się przyswoić wszystko, co
przed chwilą powiedział Damon. Weźmie co chce, moje życie... i
nie tylko. Spojrzała przenikliwie na Damona, nie mogąc zrozumieć,
czemu wampir w ogóle proponował pomoc. Bracia rozmawiali o czymś
bardzo cicho, po czym Stefan wyskoczył przez okno. El rzuciła się
do okna, żeby sprawdzić, czy nic mu się nie stało, jednak po
wampirze nie było nawet śladu.
-
Poszedł do domu, po werbenę i jedzenie.
Damon
ściągnął swoją kurtkę skórzaną i przewiesił ją przez
oparcie fotela na którym wygodnie się rozsiadł.
-
Po co? I dlaczego ty zostałeś?
Starała
się ignorować widok jego umięśnionych ramion wystających spod
t-shirta i skupić na rzeczach najważniejszych.
-
Werbena- roślina dla nas wampirów szkodliwa, można pić z niej
wywar, nosić ją w biżuterii, chroni w różnoraki sposób...
-
Chyba moja nowa ulubiona roślina...- mruknęła, krzyżując ramiona
na piersi, wciąż nie rozumiejąc po jakie jedzenia poszedł Stefan.
Bała się jednak zapytać, nie chciała usłyszeć w odpowiedzi
czegoś obrzydliwego i nieludzkiego.
-
Domyślam się... w każdym razie Stefan poszedł po nią, by
wykluczyć jako sprawcę ataków wampira. Jeśli sny ustaną... to
możemy zacząć się cieszyć.
-
Jak to cieszyć? Z czego?
-
Jeśli to wampir, to nie wejdzie do twojego domu bez zaproszenia, a
werbena zablokuje mu dostęp do twojego umysłu. Będziemy wiedzieć
jak sobie z nim poradzić. Jeśli jednak werbena nie podziała...
-
To co wtedy?
-
Wtedy będziemy się martwić, ok?
Damon
wstał i podszedł do okna, El jednak zaraz chwyciła go za ramię,
nie ustępując.
-
Co wtedy, Damon?! Kto inny może mi robić coś takiego i dlaczego?
Wampir
uniósł brew, spoglądając na jej dłoń.
-
Nie mam pojęcia...
-
Wszystko się zaczęło w tym cholernym mieście! Kiedy mieszkałam w
Seattle nic takiego nie miało miejsca. Pieprzone Mystic Falls!
-
A może po prostu po raz pierwszy widzisz świat takim jaki jest, a
nie jakim wykreowali go rodzice?
Zacisnęła
mocniej dłonie, nie odwracając się do wampira przodem. Nie
spodziewała się tego ciosu, nie miała przygotowanej gardy i
uderzenie całkowicie ją powaliło na ziemię. Wiedziała jednak, że
nie może sobie pozwolić na płacz w towarzystwie Damona. Nigdy,
przenigdy mu nie pokaże swojej słabości.
-
Nic o mnie nie wiesz, ani o moich rodzicach- wysyczała przez zęby.
Musiała teraz zaatakować, musiała jakoś odwrócić jego uwagę.
-
Dlaczego w ogóle mi pomagasz? Skąd ta dobra wola?
Damon
westchnął głęboko, jakby odpowiedzenie na to pytanie miało zadać
mu ból.
-
Stefan mnie zmusił, ponoć jestem ci to winny. Jednak gdybyś
chciała zapomnieć, to byś o to poprosiła, prawda?
Nigdy
cię o nic nie poproszę, choćbym miała umrzeć, nie poproszę.
Ku
uldze Elizabeth w tym momencie do pokoju wszedł Stefan. Podał
Damonowi coś tak szybko, że
El
tego nawet nie zarejestrowała i podszedł powoli do Elizabeth.
-
Zawiera werbenę... Mam nadzieję, że może być, to jedyne co
znalazłem w domu.
Podał
jej drobny srebrny wisiorek, na widok którego Damon otworzył
szerzej oczy. Stefan nawet nie miał odwagi spojrzeć na brata, który
od razu rozpoznał naszyjnik Amy. Brunet tylko zacisnął mocniej
szczęki, starając się zatrzymać napływ wspomnień, które
nieproszone atakowały jego umysł.
"-
Myślisz, że takie oznakowanie jej jak bydła ci w czymś pomoże?
Ona jest moja, wiesz, że jeśli będzie musiała wybierać, to
wybierze...
-
Panowie- przerwała przepychankę Amanda. Wyglądała jak zawsze
oszałamiająco, nie ważne, czy była w bogato zdobionej sukni, czy
bez niej. Jej ciemne blond loki okalające piękną jak anioła
twarz, spływały kaskadą na jej plecy, a malinowe usta
jak zwykle
się lekko uśmiechały.
Damon
puścił Stefana, przygładzając swoje ubranie, a niesforne pasemka
włosów odgarniając sprzed twarzy.
-
Sprawiacie mi wielką przykrość kłócąc się-wygięła wargi w
podkówkę, ale zaraz jej twarz wróciła do normy.- Jednak jakie to
podniecające, że to ja jestem przyczyną tejże kłótni.
Podeszła
bliżej braci, stając pomiędzy nimi. Wisiorek na jej bladej szyi
odbijał promienie słoneczne, skupiając na sobie pogardliwy wzrok
Damona. Amy podniosła jego brodę za pomocą wachlarza, by spojrzał
jej w oczy.
-
Nie chcę wybierać między wami, czy wieczność w trójkę nie jest
wystarczająca? Czemu jesteście takimi egoistami?
Odwróciła
się na pięcie i opuściła pomieszczenie."
Elizabeth
założyła wisiorek, czując się dosyć niepewnie, z faktem, że ta
mała rzecz wisząca na jej szyi miała ją chronić przed kimś
pokroju Damona. Złapała wisiorek niczym kotwicę i ponownie
zwróciła się do braci Salvatore, którzy jednak wydawali się
całkowicie nieobecni. Damon uporczywie wpatrywał się w Stefana, a
Stefan w bliżej nieokreślony punkt.
-
Wszystko ok? Dziwnie się zachowujecie, to przez tę werbenę?
-
Nie... nie- pierwszy otrząsnął się Damon.- Kładź się spać,
mamy wszystko, czego nam potrzeba.
El
już nawet nie miała siły oponować. Weszła do łóżka i poczuła
wszechogarniającą ją senność w chwili gdy jej głowa dotknęła
poduszki.
-
Nie stójcie tak nade mną, bo nie zasnę- ziewnęła, po czym jej
oczy wręcz same się zamknęły.
*
Mocno
się przeciągnęłam. Czynność, której dawno nie wykonywałam,
ponieważ robiłam to tylko wtedy kiedy byłam naprawdę wyspana i
wypoczęta. Nie miałam już koszmarów! Spojrzałam na Damona
siedzącego nadal w fotelu. Miał zamknięte oczy i wyglądał tak
niewinnie, że prawie się nabrałam.
Wstałam
powoli, odgarniając kołdrę na bok. Podeszłam na palcach do okna,
żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Zanim jednak je
otworzyłam, spojrzałam na wampira. Śpiący wcale nie wyglądał na
takiego dupka, wręcz przeciwnie. Pojedyncze kosmki włosów opadały
mu na czoło, a twarz wyglądała spokojnie i niemożliwie
przystojnie. Dlaczego On musiał być taki piękny, tak rozbrajająco
przystojny i okrutnie przy tym śmiertelny.
Damon
poruszył się i kiedy jego oczy się otwierały, ja natychmiast
otworzyłam okno, uciekając wzrokiem. Nie mógł przecież mnie
nakryć na gapieniu się na niego jak śpi, no jeszcze czego?!
-
Dzień dobry- mruknęłam, patrząc przez okno.
-
Dzień dobry, i jak? Zasnąłem około 6 rano, uznałem, że jeśli
do tamtej pory nic cie nie zaatakowało, to już tego nie zrobi.
-
Nie zrobiło tego... Która godzina?
Spojrzał
na zegarek.
-
O, już dwunasta.
Wstał
i się przeciągnął jak ja przed pięcioma minutami.
-
A właśnie, Jenna tu była, chyba myśli, że leki zaczęły
działać...
Powstrzymałam
się przed otwarciem szuflady. Jenna?
-
Jenna tu była...? Wtedy kiedy ty tu byłeś?!
Prychnął,
podchodząc do mnie.
-
Daj spokój, oczywiście, że nie, ukryłem się.
Otworzył
za mnie szufladę, w której trzymałam bieliznę. Wyjął moje
jedyne stringi, które były sztandarem mojej głupoty w gimnazjum i
pomachał mi nimi przed nosem.
-
Te mi się podobają, możesz mi się w nich pokazać...
Wyrwałam
mu je rozjuszona i upchnęłam najgłębiej jak się dało w
szufladzie. Poczułam jak się czerwienię, a zażenowanie wręcz
przepełnia każdą najmniejsza cząstkę mojego ciała.
-
Przestań grzebać w moich rzeczach, jak ty byś się czuł, gdybym
to ja ci tak szperała w twoich?
Uśmiechnął
się zawadiacko, opierając o szufladę.
-
Nie mam nic do ukrycia, zapraszam, oglądaj co chcesz ile chcesz...-
poruszył sugestywnie brwiami.
-
Jesteś obrzydliwy- podsumowałam i uznałam, że ubiorę się w
późniejszym terminie.
-
Wiem. A właśnie, nie ściągaj wisiorka nawet do kąpieli, masz z
nim spać, myć się, biegać i uprawiać jogę, jasne?
-
Jasne. Czyli to jednak wampir?
-
Na to wygląda... Pytanie czego od ciebie chce. Poznałaś ostatnio
kogoś nowego, nie wiem, tajemniczego...?
Zmrużyłam
oczy. Próbował być zabawny, czy co?
-
Tak, okazał się być wampirem i prawie mnie zabił, zabawna
historia, może kiedyś ci ją opowiem...
Zaśmiał
się, kręcąc głową.
-
Lubię twoje poczucie humoru, mało który człowiek mnie potrafi
rozbawić.
-
Och cieszę się, że jestem idealna w roli nadwornego błazna.
Lepiej mi powiedz, czy coś może stać się Jennie?
Damon
złapał kurtkę i zaczął ze mną iść do drzwi.
-
Nie wiem, może.
-
A czy byłbyś w stanie załatwić coś takiego z werbeną?- to
pytanie ledwo mi przeszło przez gardło.
Damon
uniósł brew, ale niczego nie skomentował. Puścił mnie przodem na
schodach.
-
Zobaczę co da się zrobić. Ktoś jeszcze?
Zagryzłam
wargę, żeby zdezorientować mój umysł.
-
Nie... Mam tylko Jennę.
Zapadła
cisza, a nie mogłam sobie na nią pozwolić, a już na pewno nie na
tą dziwną współczująco-rozumiejącą minę Damona. Od razu
przyjęłam bojową postawę, najlepszą obroną jest atak.
-
Nie myśl sobie, że skoro mi dzisiaj pomogłeś, możesz mnie
nachodzić. Nie chcę ciebie ani twojego brata widzieć w promieniu 3
mil od mojego domu, jasne?
-
Nie.
Zbił
mnie tą odpowiedzią z tropu.
-
Co?
-
To, że ci dzisiaj pomogłem, nie oznacza, że nagle widzę w tobie
coś więcej niż przekąska, albo potencjalny karb na moim pasie,
zrobiłem to, żeby Stefan się ode mnie odczepił.
Uderzyłam
go w twarz tak niespodziewanie, że nawet mnie to zdziwiło, to był
odruch. Wyprostował się, chwycił za brodę i bezceremonialnie
wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
Stałam
w przedpokoju patrząc na miejsce, w którym zniknął wampir.
Dlaczego kiedy widzę jak się zachowuje, słysząc jego docinki i
kiedy mówi, że nie znaczę dla niego więcej niż dla mnie stek tak
bardzo mnie coś przydusza? Dlaczego ze wszystkich ludzi na tym
świecie on wszedł w posiadanie mocy do ranienia moich uczuć?
*
Usiadł
ciężko przy barze. Barman wiedział co chce i w jakich ilościach,
więc postawił przede nim szklankę i butelkę. Owszem, mógł pić
w domu, tak prawdopodobnie było najekonomiczniej, ale mało go
dzisiaj obchodziła ekonomia. Przesuwał wzrokiem po ludziach w
Grillu, wychwycił kilka znajomych twarzy, jednak żadnej godnej
uwagi. Nagle dostrzegł Ją, zmierzała w jego kierunku i od razu
zapragnął znaleźć się po drugiej stronie globu.
-
Cześć- usiadła obok Damona na stołku. Nawet na nią nie spojrzał,
upijając alkohol.
Doprawdy
z każdą dekadą kobiety mają coraz mniej szacunku do siebie samych
i całkowicie ignorują wszelkie znaki na niebie i ziemi, że facet
nie jest nimi zainteresowany. Żałosne.
-
Czego chcesz?
-
Postawisz mi drinka?
Damon
spojrzał na nią spode łba i prychnął tylko.
-
Jesteś nieletnia, nie będę się narażał.
-
Aha, do alkoholu to nieletnia, ale do pieprzenia już całkiem
dorosła?
-
Wszelkie zażalenia do Ronalda Reagana.
-
Kogo?- mruknęła, przewracając oczami.
Damon
przesunął dłonią po twarzy, był zmęczony tym dniem a nie było
nawet czternastej. A ta głupia blondynka nawet nie wiedziała kim
był Reagan. Nie miał na nią najmniejszej ochoty, wolał kogoś z
odrobinę większym IQ. Rozejrzał się w desperacji. Jakaś brunetka
przechodziła obok, nie potrafiąc oderwać od niego wzroku.
Idealnie.
-
Jak się dowiesz kim jest, to daj znać.
Wyjął
z portfela banknot i położył pod szklanką. Od razu podszedł do
brunetki. Nie miał ochoty na podchody, zależało mu, żeby
zaspokoiła go na dwóch płaszczyznach, nic więcej.
-
Chodź, pójdziesz ze mną i nie będziesz się sprzeciwiać. Jesteś
tu z kimś?
-
Tak, czekam na chłopaka.
Damon
się uśmiechnął, podobało mu się łamanie męskich serc, to go
nawet bawiło.
Pociągnął
dziewczynę za rękę w stronę wyjścia. Blondynka tylko w szoku i
zawiści zarejestrowała jak zabiera Lunę ze sobą z Grilla, tak jak
ją, dwa tygodnie wcześniej.
-
Jak Ci na imię?- modlił się w duchu, żeby nie zawierało żadnej
litery "E".
-
Luna.
-
Idealnie- westchnął i kiedy otwierał drzwi przed Luną, nadbiegł
właśnie jej chłopak w kurtce szkolnej drużyny footballowej.
-
Luna! Co to ma znaczyć?! Co ty robisz z tym palantem?
Luna
jednak nie odpowiedziała, tylko wsiadła do samochodu bez słowa.
Damon nie mogąc się powstrzymać wpłynął na chłopaka.
-
Woli prawdziwego faceta, nie jakiegoś licealistę, poleciała na
hajs, auto, ładną buzię, niepotrzebne skreślić. W zamian sobie
weź tą blondynę ze środka, Ona jest chętna na wszystko, co się
rusza.
Wsiadł
do samochodu nie mogąc się doczekać reszty popołudnia.
Po
tym jak doszedł po raz trzeci, opadł na plecy brunetki, z której
wypieprzył przed chwilą duszę. Odgarnął jej włosy na bok i
bezceremonialnie wgryzł się w jej szyję. Miał niestety gdzieś z
tyłu głowy, że nie może zabić dziewczyny, bo za dużo osób
widziało ich razem. Jeszcze ta głupia blondynka...
Oderwał
się od Luny i wyprostował, okręcając powoli wokół nadgarstka
jej włosy.
-
Dlaczego nie potrafię przestać myśleć i się przejmować, co
Luna? Albo myślę o tym, że nie mogę kogoś zabić, a uwierz mi to
jest nowość, że w ogóle taka lista istnieje. Albo myślę o
Niej...
W
sumie to wychodzi na jedno, pomyślał z rozdrażnieniem.
Dziewczyna
przewróciła się na plecy, dając ręce za głowę. Z jej szyi
kapała krew.
-
O kim?
Westchnął
i położył się obok dziewczyny, wlepiając wzrok w sufit.
-
O Elizabeth...- spojrzał w zielone oczy, wpatrujące się w niego.-
Jej też nie mogę zabić, możecie sobie przybić piątkę.
-
A jej nie możesz zabić, bo?
Bo,
no właśnie... Prawie ją zabił na początku, ale potem z każdym
dniem było coraz trudniej mu samemu się przekonać, że chciał tę
sprawę doprowadzić do skutku. Lubił jej towarzystwo, chociaż
nigdy nie powiedziałby tego na głos. Chciał o niej wiedzieć
trochę więcej, ale nigdy by nie zapytał. Przez chwilę przypomniał
sobie jej widok kiedy spała. Miał całą noc, żeby ją obserwować,
w końcu spokojną, niewinną, nie rzucającą mu nienawistnych
spojrzeń do których przywykł. To było dla niego coś nowego- nie
pożądać kobiety tylko dla tego co miała między nogami i co
płynęło w jej naczyniach krwionośnych.
-
To nie takie proste- warknął i podniósł się, żeby nalać sobie
alkoholu do szklanki. Jakby całkowicie ignorując odpowiedź na
pytanie dziewczyny mruczał do siebie dalej.
-
Ona mnie nienawidzi, nie chce na mnie patrzeć, ani przebywać w moim
otoczeniu...
Napił
się bursztynowego płynu ze wzrokiem utkwionym na jakiejś
niezidentyfikowanej plamie na karafce. Przypomniał mu się ten
cholerny łańcuszek, który Stefan podarował wraz z werbeną
Elizabeth, przypomniał sobie Amy... Ten tydzień obfitował w
rozdrapywanie wszystkich jego zabliźnionych ran.
-
Pieprzenie, że nie możesz! Po prostu nie chcesz.
Damon
zmarszczył brwi, przesuwając palcem po bogato zdobionej
kryształowej szyjce butelki. I nagle, tak po prostu, zirytował go
brud na naczyniu. Odstawił z głośnym trzaskiem do połowy pełną
szklankę na barek. Parę kropel spadło na drewno, irytując wampira
jeszcze bardziej. W wampirzym tempie znalazł się przy brunetce,
boleśnie łapiąc ją za żuchwę.
-
Więcej nie poruszysz tego tematu, zrozumiano?
Luna
kiwnęła głową.
Salvatore
wypuścił głośno powietrze z płuc, nie puszczając dziewczyny.
Spojrzał na jej nagie ciało próbując uciec myślami poza obiekt
ich poprzedniej rozmowy. Wiedział na co miał ochotę, a ona miała
mu to dać. Nie chciał myśleć o kobietach, których nie mógł
mieć, albo co gorsza, które stracił. Odgiął głowę dziewczyny,
by wyeksponować jej szyję. Palcem drugiej ręki przesunął po
zaschniętej krwi, następnie smakując jej powoli. Czuł, że oczy
zaczynają mu napływać krwią dzięki widocznym żyłom na jego
policzkach.
-
Boisz się mnie?- wymruczał, zbliżając jej twarz do swojej.
-
Jak cholera- szepnęła, chociaż jej oczy nie wyrażały strachu.
Dlatego wampir poluzował uścisk na żuchwie, gładząc Lunę po
włosach w, jakby się mogło wydawać, uspakajającym geście.
Uniósł prawy kącik ust w zalotnym uśmiechu, ukazując
śnieżnobiałe kły.
-
Luna?- spytał składając pojedyncze pocałunki na jej policzkach i
ustach.
-
T-tak?
Dziewczyna
zacisnęła mocniej palce na prześcieradle. Czuła jak przetacza się
przez nią fala przyjemności, pod wpływem jego ust, które muskały
ją delikatnie niczym trzepot motylich skrzydeł. Nikt jej nigdy tak
nie całował, ani nie dotykał. Miała wrażenie, że każdy jego
ruch jest przepełniony czcią dla jej ciała i mogła tylko żyć
nadzieją, że nigdy nie przestanie tego robić, że będzie ją
całować i dotykać w ten sposób do końca życia. Gdy zanurzył
palce w jej włosach, wiedziała, że nie ma dla niej odwrotu.
Szarpiąc
za włosy u ich nasady, nakazał dziewczynie spojrzeć sobie w oczy.
-
Więc możesz zacząć ten strach okazywać.
Po
czym pośród krzyku i szamotaniny, jakby to była jego ulubiona
sonata, wbił się w szyję Luny.
*
-
Tak! El, jesteś najlepsza!- wykrzyknęła Caroline, wyrzucając obie
pięści w górę.
Strzepnęłam
niewidzialny pyłek z ramienia, udając, że ostatnim uderzeniem nie
kierowało szczęście.
-
Ee tam, czysta fizyka.
-
Jak to możliwe?!- wykrzyknął Jeremy wpatrując się w łuzę, w
której przed chwilą zniknęła czarna bila. Położyłam mu dłoń
na ramieniu z miną znawcy i eksperta do spraw fizyki kwantowej.
-
Widzisz, mój mały kolego, może i w naszym świecie nie występuje
odbicie idealnie sprężyste, ponieważ część energii...
-
Dobra, dobra, pierdolenie- zaśmiał się Matt, wyjmując bile do
trójkąta.- Chcemy rewanżu, jeszcze się nie zdarzyło, żeby
dziewczyna nas ograła!
-
Zawsze musi być ten pierwszy raz, chłopaki- Caroline złapała za
swojego drinka- i właśnie za to wypijemy- za pierwsze razy!
-
Weźcie już jej ktoś tego drinka- szepnęłam kątem ust do
towarzystwa, za co bezceremonialnie dostałam kuksańca.
-
Nie ma obijania, Gilbert, odpuściłam Ci ostatni toast, teraz szkło
w górę.
Matt
i Jeremy usłużnie unieśli swoje butelki z piwem w górę, z minami
pokroju "z Caroline się nie dyskutuje". Poszłam w ich
ślady.
-
Za pierwsze razy, wszystkie!
Uśmiechając
się pod nosem upiłam łyka desperadosa.
-
No to co? Rewanżyk?- Jeremy zatarł dłonie chytrze, co najmniej
jakby trzymał jakiegoś asa w rękawie.
-
Jak tak bardzo lubisz dostawać lanie od kobiet- Care poruszyła
sugestywnie brwiami, ponownie upijając swojego drinka. Zobaczyła
jednak coś za moimi plecami i natychmiast przestała pić.
-
Hmm-mmm-mmm
-
Co? Na litość boską najpierw przełknij, potem mów, nie wiesz, że
to grozi zadławieniem?
-
Salvatore na dwunastej- wydusiła z siebie, dogryzając lód.
Moje
serce zaczęło szybciej bić i zanim zapanowałam nad swoim ciałem
odwróciłam się. Rozczarowanie wymieszało się z ulgą, kiedy
zobaczyłam, że to Stefan wchodził właśnie do Grilla. To dobrze,
że to tylko młodszy Salvatore, słyszysz, Elizabeth? Ten wieczór
tak miło mija, że Damon tu jest całkowicie zbędny. Całkowicie...
Kiedy
Stefan mnie zauważył od razu zaczął podążać w naszą stronę.
Odwróciłam
się do towarzystwa, odkładając butelkę na stolik obok.
-
Zaraz wrócę, przygotujcie już stół.
Z
szybko bijącym sercem zaczęłam iść w stronę Stefana. Jego
obecność nie wywoływała u mnie tak skrajnych emocji jak Damona,
ale myśl, że On również jest w stanie mnie zabić w przeciągu
kilku sekund, zdecydowanie działała na mój układ współczulny.
-
Cześć.
-
Cześć El, jak się czujesz? Wszystko ustało?
Zmarszczyłam
brwi. Nie rozmawiał z Damonem?
-
Tak, wszystko już się uspokoiło... Nie rozmawiałeś z bratem? Po
tym jak dałeś mi werbenę, sny ustały.
Stefan
westchnął głęboko i zacisnął wargi w cienką linię. Dlaczego
robił taką minę?
-
To dobrze, cieszę się. Nie, nie miałem okazji... Mniejsza, mam coś
dla Ciebie.
Wyciągnął
z kieszeni płócienny woreczek i coś jeszcze, na tyle małego,
że nie potrafiłam tego dojrzeć. Najpierw podał mi woreczek.
-
Co to?
-
Werbena, zaparza się ją jak herbatę, jeśli chcesz, możesz nawet
ją wsadzić do zimnej wody pomiędzy miętę. Efekt będzie ten sam
a sprawi, że twoja krew będzie trująca dla wampirów.
Spojrzałam
na niego z nadzieją. Mówił prawdę? Mogłam zapobiec kolejnemu
ugryzieniu i zabezpieczyć przed tym Jennę?
-
Mogę to podać Jennie?
-
Oczywiście- uśmiechnął się lekko, próbując chyba mi dodać
otuchy.- Dla niej też coś przyniosłem. Wręczył m łańcuszek z
czymś na nim. Okazała się to być bransoletka z zawieszką.
-
Jest wypełniona werbeną. Od teraz będziecie chronione od zewnątrz
i wewnątrz...
Nie
wiedziałam skąd nagle na moich policzkach pojawiły się łzy. To
chyba była ulga, że po raz pierwszy od tygodni poczuję się
bezpiecznie, gdziekolwiek bym nie była. Nawet na ułamek sekundy
zapomniałam, że gdzieś tam czyhał na mnie jakiś wampir i chciał
mojej krzywdy.
-
Stefan... Dziękuję, nawet nie wiesz...
-
Hej, nie płacz. To tylko...
Szybko
powycierałam oczy, chowając podarunek do kieszeni tylnej jeansów.
-
Przepraszam, nie chciałam Cię wpędzać w zakłopotanie, po prostu
uczucie ulgi mnie przerosło. Nawet nie wiedziałam, że tak ciężko
mi było, dopiero teraz kiedy...
Wzięłam
głęboki wdech, ponownie przecierając oczy. Nie maż się, Gilbert.
Poczułam
jego dłoń na przedramieniu. Podniosłam wzrok na twarz Stefana.
-
Jestem Ci to winien. Nie obroniłem Cię należycie przed swoim
bratem, chociaż widziałem, że jest Tobą zainteresowany.
Przepraszam za to wszystko co Cię spotkało...
Po
raz pierwszy się do niego szczerze uśmiechnęłam, kręcąc głową.
-
Daj spokój, nie ma w tym twojej winy, a to co dla nas zrobiłeś
jest bezcenne. Dzięki jeszcze raz.
-
Nie ma za co, serio. Właśnie... postaram się rozejrzeć,
sprawdzić, czy nie kręci się tu jakiś wampir, nie można
ignorować twoich snów, to nie było normalne.
-
Chciałam sama czegoś poszukać, ale kompletnie nie wiedziałam jak
się do tego zabrać...
-
Zostaw to mnie, jak tylko się czegoś dowiem dam Ci znać.
-
Ok...
Zrobił
krok w tył.
-
Uważaj na siebie.
Nim
zdążyłam się powstrzymać zatrzymałam go.
-
Stefan, poczekaj!
Spojrzałam
przez ramię zakłopotana i zaczęłam się bawić nerwowo dłońmi.
Czułam, że chociaż tyle mogę zrobić, tudzież znieść.
-
Może chciałbyś zostać z nami, zagrać w bilard, wypić piwo...
Zawahał
się, spoglądając za mnie niepewnie.
-
Nie wiem czy to dobry pomysł.
-
Chodź, Ci ludzie są świetni...- założyłam włosy za ucho-
no i przyznam się szczerze, że są dla mnie żadną konkurencją w
tej grze, więc może dołączysz?
Po
raz pierwszy usłyszałam śmiech Stefana. Po raz pierwszy wyglądał
na kogoś beztroskiego i w moim wieku.
Za
pierwsze razy!
*
I
co sądzisz?
Myślę,
że trzeba wyłożyć pierwsze karty...
Nie,
poczekajmy do pełni, wtedy będziemy mieć większe pole do manewru.
Może
masz rację.
Oczywiście,
że mam... Kontaktowała się z tobą?
Wiesz,
że jest kapryśna. Mówi, że chce zostać jeszcze w ukryciu,
poobserwować braci Salvatore.
Spojrzała
na niego z ukosa.
Nie
irytuje cię ta obroża?
Irytuje,
ale muszę to jakoś ścierpieć... Muszę wracać, zanim się
zorientuje. Kocham Cię.
Ja
Ciebie też.
Zwierze
wyszło spomiędzy krzaków, ku uldze Jenny.
- No
chodź Alfa, wracamy, już późno.
Pies
ruszył truchtem przed kobietą.
Na Twoją prośbę czytam wszystko jeszcze raz, co i tak zamierzałam niedługo zrobić XD Jedyny minus tutaj to brak akapitów ;* Lecę dalej xd / Wikaa
OdpowiedzUsuń