sobota, 2 lutego 2013

6. Fighting for your dreams

Noc była jednym wielkim koszmarem z którego nie potrafiłam się obudzić. Ilekroć zasypiałam śniło mi się, że ktoś mnie goni. I raz rzucał się na mnie Damon, a raz wilk. Kiedy po raz czwarty się  obudziłam, była druga i już do rana robiłam wszystko, żeby tylko nie zasnąć. Kolejnej nocy bałam się nawet zasnąć, więc na moje stany lękowe wzięłam antydepresanty, które zwykle mi pomagały. I może twarz wampira zniknęła, ale motyw polowania na mnie przez wilka  nie skończył się. W końcu po trzeciej nocy Jenna zauważyła że nie jest ze mną w porządku i zaciągnęła mnie siłą do lekarza, który przepisał mi jakieś proszki uspokajające i nasenne. Nawet się nie odzywałam, że mam już środki nasenne i nie biorę ich, bo wtedy się ze swojego koszmaru nie obudzę. Kiedy pojechałyśmy do apteki zrealizować receptę ja uznałam, że zostaję w samochodzie. Nie miałam siły i było to dosyć dobrze uzasadnione, bo nie zmrużyłam oka od ponad trzydziestu godzin, a lekarz powiedział, że mój organizm po takim niedoborze snu zachowuje się, jakbym miała ponad promil alkoholu we krwi. Oparłam się o spuszczoną szybę i wystawiłam rękę, by owiewał ją delikatny wiatr. Może jeśli tym razem zamknę oczy... Z daleka od domu... Nic mi się nie przyśni...

Najpierw zapędził mnie w kozi róg, krążąc dookoła. Wył niczym wilk, ale w jego charczeniu nie było nic zwierzęcego, brzmiało jak paranormalne odgłosy. Chciałam zakryć uszy, żeby tego nie słyszeć. Ale to coś charczało coraz głośniej.
- Elizabeth, po co uciekasz? Po co Ci to? Będziesz moja, będziesz nasza... 
Odjęłam dłonie z uszu. Po raz pierwszy pojawiły się słowa, ktoś do mnie mówił. Poczułam, że muszę uciekać, ale nie potrafiłam się ruszyć, moje nogi zachowywały się, jakby ktoś zalał je betonem. Nie, proszę, nie... 

- Elizabeth! El! Obudź się!
Rozejrzałam się w panice dookoła. Słońce mnie oślepiło, gdzie ja jestem?
- El, spokojnie, jestem przy tobie zasnęłaś...
Jenna musiała właśnie wejść do auta, a mi w tym czasie zdążył przyśnić się koszmar. Opadłam bez sił na drzwi zanosząc się płaczem. Byłam taka zmęczona, tak wykończona  ucieczką. Jen mnie objęła ramieniem mocno przytulając do siebie.
- Nie chcę, nie mogę już, tak bardzo chcę spać, Jenna, proszę nie każ mi spać. Wolę umrzeć niż przeżyć to jeszcze raz!
- Ani mi się waż tak mówić, to minie, weźmiesz leki i ci przejdzie.
- Nie- zaczęłam panicznie trząść głową.- Proszę, ja nie chcę śnić, nie chcę spać, nie chcę uciekać.
Jenna odgarniała moje włosy do tyłu, patrząc na mnie ze współczuciem i niemocą.
- Skarbie, tak bardzo chciałabym Ci pomóc... Gdybym tylko mogła Ci pomóc.
Zaczęłam odpinać pas trzęsącymi się dłońmi. Musiałam wyjść, odetchnąć powietrzem.
- El, gdzie ty idziesz?
- Powietrza, potrzebuję powietrza...- ręce tak mi się trzęsły, że miałam problem z otworzeniem drzwi. Poczułam się uwięziona, a co jeśli się nie obudziłam i to był kolejny koszmar, w którym nie mogłam wyjść z auta?
- Nie, proszę, wypuść mnie... Jenna!
Ciocia pojawiła się nagle od zewnątrz i otworzyła drzwi, przez które wręcz wypadłam. Oddychałam jakby to był mój pierwszy oddech. Przyklęknęłam próbując się uspokoić. Poczułam raimona Jenny wokół mnie. 
- Chodź, weź tabletki, koszmary miną...
- Nie, nie idę spać, nie, proszę, nie zmuszaj mnie, nie chcę.
- Elizabeth nie spałaś od trzech dni, błagam cię, weź je i idź spać. Będę przy tobie czuwać, jak tylko zobaczę, że zaczynasz śnić koszmary to cię obudzę, dobrze?
Kiwnęłam głową opierając się mocno rękami o asfalt, tak by małe kamyczki wbiły mi się w dłonie. Jeśli zgodzę się na to, co proponowała mi Jenna, to równie dobrze mogę się zabić. Powycierałam jedną ręką oczy, mokre od łez. Po czym oparłam się o ciocię, szukając chociaż minuty ukojenia. Wiatr nawiewał mi na twarz włosy, a Jenna sukcesywnie je zbierała do tyłu. 
Obserwowałam resztę parkingu. Prawie nikogo nie było, a jeśli był, to nie zawracał sobie nami głowy, oprócz jednej osoby, która stała i na nas patrzyła. Była cała ubrana na czarno. Powycierałam jeszcze raz oczy i wysiliłam wzrok, by dokładnie zidentyfikować widza. Nie... Nie, to nie może być, On, tylko nie On.
Poderwałam się na równe nogi.
- Już mi lepiej, proszę jedźmy już do domu... Proszę.
Jenna kiwnęła głową, zamknęła za mną drzwi i sama wsiadła od strony kierowcy. A ja jeszcze raz spojrzałam w miejsce, gdzie stał mężczyzna. Zmarszczyłam brwi. Nikogo już tam nie było.
 ***
- Stefan, zadzwoń do czarownicy.
Blondyn zmarszczył brwi patrząc pytająco na brata.
- Zakładam, że masz na myśli Bonnie. 
Damon zacisnął dłonie w pięści, biorąc głęboki oddech.
- Tak, do Bonnie, dzwoń do niej.
Stefan wstał z fotela i wyciągnął z tylnej kieszeni telefon.
- A mogę wiedzieć co cię tak ruszyło?
Damon nawet nie nalał alkoholu do szklanki, wypił parę łyków whisky bezpośrednio z butelki. Jego myśli cały czas krążyły wokół Elizabeth płaczącej na parkingu. Nie mógł wyrzucić tego obrazu z głowy, co najmniej jakby płyta się zacięła i wciąż odtwarzała to samo. 
Brunet bezceremonialnie odebrał bratu telefon, czekając, aż Bennett odbierze.
- Czego chcesz, Stefan?
- Gdzie jesteś, Bennett?
- Damon?
- Tak. Do rzeczy, czemu nie potrafisz zakończyć jej koszmarów? Jesteś aż tak bezużyteczną wiedźmą, że nie potrafisz zrobić tak prostej rzeczy? Emily...
- Damon, chwila, zwolnij, jakich koszmarów?! Zanim zaczniesz mnie obrażać, mogę chociaż znać przyczynę?
- Czy kontaktowałaś się z Elizabeth w przeciągu kilku ostatnich dni?- spytał, bawiąc się pustą szklanką.
- Nie... Wyjechałam do Londynu na miesiąc. Na litość boską, Damon, dzwonisz do mnie...
- Nie ważne, miłych wakacji.
Rozłączył się i natychmiast uderzył szklanką tak mocno o stół, że ta rozpadła się na małe kawałki.
- Damon! Możesz mi do cholery wytłumaczyć co się z tobą dzieje? Wpadasz, każesz dzwonić do Bonnie, pytasz o Elizabeth. O co chodzi?!
Brunet oparł się ciężko o barek, na którym leżało świeże szkło.
- Widziałem ją dzisiaj.
Stefan zastanowił się chwilę.
- El?
- Ta. Nie spała od trzydziestu godzin, śnią się jej koszmary od których nie potrafi uciec... Jest źle do tego stopnia, że woli umrzeć niż iść znowu spać... Jest cała blada, ma podkrążone oczy...
- Brawo! Jesteś zadowolony z siebie, rozumiem? Osiągnąłeś już swój cel, możesz ją w końcu zostawić w spokoju?! Dziewczyna za niedługo umrze z wycieńczenia, tego chciałeś?!
- Nie kierowałem jej snami!
- Nie o to chodzi, Damon! Zrzucanie na nią bomby pod tytułem: jestem wampirem i prawie cię zabiłem, ale mój młodszy brat mi przeszkodził, nie podziałało na nią uspokajająco! Coś ty myślał, nie hipnotyzując jej?!
- Zejdź ze mnie! Sama tego chciała... Żałuję, że cokolwiek Ci powiedziałem!
- Stój nigdzie nie idź, musimy jej pomóc, jesteśmy jej to winni. A raczej ty, jesteś. Nie manipulowałeś jej snem przy koszmarach? To teraz zmanipulujesz je tak, żeby ich nie miała.

- Myślisz, że już zasnęła?
- Stefan, ona zasnęła w niecałą minutę. Dobra, zobaczę co da się zrobić.
Damon wygodniej usadowił się na gałęzi i zamknął oczy. Jej umysł nie był twierdzą nie do zdobycia, jednak dostęp do niego wymagał wysiłku. Musiał się przedrzeć przez jej wspomnienia i myśli, przez nagromadzone emocje, by dotrzeć do snu który właśnie śniła. Była w lesie, leżała skulona pośrodku drzew, trzęsąc się z zimna. Wyobraził sobie plażę we Włoszech, jak bardzo by jej się tam podobało. I faktycznie w ułamku sekundy dziewczyna znalazła się na piaszczystej plaży nad Morzem Czarnym. Szła brzegiem morza w długiej białej sukience, która wiała na wietrze. Słońce padało na jej twarz, ogrzewając ją swoimi promieniami, a fale moczyły jej stopy razem z dolnym brzegiem sukienki. Wyglądała jak bogini słońca, jakby cała natura wokół była jej podporządkowana i nie miała prawa zwracać się przeciwko niej. Odwróciła się do niego, szeroko uśmiechając. Machnęła ręką, by szedł za nią. 
"Chodź". 
Wypuściła z ręki kapelusz słomkowy i jednym ruchem rozpuściła włosy. Zaczęła wchodzić do wody, śmiejąc się głośno.
"Jest zimna" szepnął zanurzając stopę w morzu, ale jak zaczarowany podążał za nią. Zapomniał przez chwilę, że On nad tym snem panował. Biała sukienka pływała wokół niej, tworząc tren. Będąc zanurzoną do pasa, odwróciła się do niego, wystawiając rękę, by ją chwycił. 
"Chodź ze mną" Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Elizabeth ponownie się zaśmiała, opierając dłonie o jego pierś. "Co robisz? Mieliśmy iść"
Dotknął jej muśniętej słońcem twarzy, podziwiając jej piękno. Dziewczyna przymknęła powieki, wtulając twarz w jego dłoń. Przez chwilę uwierzył, że jej reakcja na jego dotyk w prawdziwym świecie byłaby taka sama, ale szybko do niego dotarło, że ta Elizabeth zachowywała się, tak, jak On tego chciał. Pochylił się nad nią, tak, że stykali się nosami. Czuł wodę obmywającą jego nogi, morską bryzę we włosach, słońce na twarzy i jej zapach przy sobie. Dłonie dziewczyny sunęły w górę jego piersi, do ramion na szyję. Gdy poczuł jej palce we włosach, przysunął ją bliżej siebie, by przylegała do niego jak największą powierzchnią ciała.
Wnet niebo przecięła błyskawica i Damon aż podskoczył. Co? Nie, nie chciałem burzy. Ale sen go nie słuchał, chociaż wysilał się dwa razy mocniej. Elizabeth spojrzała na niego z przerażeniem. Nie...
Wciągnęło ją nagle pod wodę, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Fale nagle zaczęły osiągać kilkumetrowe rozmiary. "El!" rozejrzał się dookoła i zrozumiał, że na tej częstotliwości już nic nie zdziała. Zanurkował w jej umysł głębiej. Znalazł ją w lesie, uciekała przed czymś, czego On nie widział. "Elizabeth!"
Objął ją mocno i w wampirzym tempie zostawił las za nimi. Coś jednak ją wyrywało z jego objęć. Ktoś również chciał sterować jej snem. 
- Stefan, podaj mi krew...
Brat podał mu natychmiast woreczek. 
Damonowi zaczęło brakować siły, żeby przerzucać ją w wymyślne miejsca, więc postawił na klasykę. Znajdowali się w jego pokoju. El rozglądała się dookoła przerażona.
"Spokojnie, jesteś ze mną, nic ci się nie stanie"
"Damon?"
"Nic ci nie grozi, ale czuję, że ktoś próbuje się dostać do twojego umysłu. Nie wiem ile wytrzymam... Jest silne."
Do drzwi zaczął się ktoś dobijać. Dziewczyna pobladła ze strachu, chwytając Damona za ramię, który zasłonił ją własnym ciałem przed intruzem. Coś uporczywie próbowało się dostać do środka. Wampir odwrócił się do dziewczyny przodem, chwytając ją za ramiona.
"Nie dam rady dłużej tego otrzymać, musisz się obudzić".
"Jak?!" w jej oczach zaczęły błyszczeć łzy. Jak miała się obudzić? Budziła się wtedy kiedy bestia ją dopadała.
"Musisz mi zaufać. Potrafisz to zrobić?"
Zaczęła kręcić głową. "Nie, nie potrafię".
" Musisz, długo tego nie utrzymam. Na trzy się obudzisz, patrz mi w oczy, nigdzie indziej." Objął jej szyję obiema rękami. "Raz" Po jej policzkach spływały łzy przerażenia, ale nie odzywała się ani słowem. "Dwa" I skręcił jej kark.
***
Zerwałam się do siadu głęboko oddychając, sprawdzając jednocześnie, czy moja głowa jest na swoim miejscu. Odgarnęłam włosy z twarzy, na litość boską, co to było. Pukanie w szybę, sprawiło, że dostałam kolejnego dzisiaj zawału. Przerażona wstałam z łóżka i powoli podeszłam do okna. Nie spodziewałam się kiedykolwiek zobaczyć tego, czego właśnie byłam świadkiem. Oto bracia Salvatore siedzieli na drzewie za moim oknem i w nie pukali.
Otworzyłam je patrząc na nich z niedowierzaniem.
- Co wy tutaj robicie?
- Próbujemy sprawić, żebyś przespała chociaż dwie godziny w spokoju. Wpuść nas.
El zmarszczyła brwi. 
- Przecież otworzyłam okno.
- Musisz nas zaprosić- wyjaśnił Stefan.
Uśmiechnęłam się cwaniacko, a więc miałam na pewnym polu jakąś władzę nad nimi.
- No dobra, wejdźcie.
Odsunęłam się na bok i dałam im wejść do pokoju. Coś mi podpowiadało, że w późniejszym czasie będę tego żałować. 

***
Mężczyzna się uśmiechnął, odsłaniając przy tym szereg śnieżnobiałych zębów. Ruszył powolnym krokiem w stronę lasu, napawając się ciszą dookoła. Zobaczył znajomą istotę stojącą pomiędzy drzewami.
- Witaj, stęskniłaś się?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Kobieta podeszła do ukochanego i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.
- Jak tam? Wszystko idzie po naszej myśli?
- Naturalnie. Można powiedzieć, że nawet jeszcze lepiej niż przypuszczaliśmy.
- To dobrze... nie mogę się doczekać efektu końcowego.
Mężczyzna objął kobietę w talii i ruszyli w stronę gęstwiny drzew.
- Ja też Sam, ja też…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz