Kiedy
otworzyłam oczy poczułam ból rozsadzający mnie od środka. Czułam
jakbym płonęła. Otworzyłam szybko oczy i moje dłonie szybko
zbadały całe ciało, nie paliłam się. Dotknęłam głowy, auć.
Spojrzałam na swoje ubranie, bluzka umazana krwią, szorty wymięte,
nie miałam butów, ani swetra, ani nawet torebki przy sobie.
Rozejrzałam się dookoła. W pomieszczeniu, w którym się
znajdowałam panował półmrok, ale na zewnątrz było już jasno. Co ja tu do cholery
robię? I gdzie jest "tu"? Przywołałam z trudem wspomnienia z poprzedniej nocy, ten ból... Dotknęłam swojej szyi, jednak nie wyczułam na niej nic, oprócz zaschniętej krwi. Mój instynkt samozachowawczy kazał mi uciekać, biec, zrobić cokolwiek. Spuściłam nogi z łóżka i kiedy chciałam wstać, ból głowy uderzył z podwojoną siłą, jednak ilość adrenaliny krążąca w mojej krwi, kazała go zignorować. Czułam, że panika zaczyna rządzić moimi działaniami, dlatego wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy, żeby na spokojnie zrobić rachunek sumienia. Poszliśmy nad wodospad, całowaliśmy się... a potem poczułam ten ból, ale Damon nie reagował, kiedy zaczęłam się wyrywać. Zaczęłam krzyczeć, ale On tak mocno mnie trzymał... Poczułam się brudna, zaczęłam obsesyjnie strzepywać z siebie niewidzialny brud. Krew, widniejącą na moich obojczykach zaczęła trzeć. Nie, nie, to nie może być prawda! Musi być jakieś wytłumaczenie! Nie istnieje nic z tych rzeczy, może za dużo wypiłam? Al skąd ta krew... Głowa mi wręcz pękała, jakby zaraz miała eksplodować od środka. Złapałam się za nią i ponownie usiadłam z wrażenia. Musiałam się za wszelką cenę dowiedzieć, co dokładnie wczoraj zaszło. Przez ułamek sekundy przypomniałam sobie całowanie Damona, jego dłonie na moim ciele... Nie, Elizabeth, bierz się do roboty!
Wstałam powoli i rozejrzałam się dookoła, żadnych wskazówek gdzie jestem, tylko wielki pokój wyłożony z każdej strony drewnem z antycznymi meblami. Żadnych zdjęć na szafkach, tylko książka na nocnym stoliku. "Wichrowe wzgórza"? Pisałam z niej końcowe wypracowanie w 2 klasie. Odłożyłam ją i zaczęłam rozglądać się dalej. Podeszłam do szafy, by ją otworzyć. Na wieszakach wisiały koszule, dużo koszul i to tylko ciemnych. Moje serce zaczęło szybciej bić, ponieważ to była wskazówka, która mi się nie spodobała. Szybko zamknęłam szafę i oparłam się o nią czołem. Niech ten dzień się już skończy...
- Dzień dobry- usłyszałam za plecami i podskoczyłam, nawet nie usłyszałam jego kroków.
- Damon, co się stało, dlaczego jestem cała we krwi, gdzie jestem?
Brunet przewrócił oczami i położył na komodzie obok szklankę soku.
- Byłaś o wiele zabawniejsza jak byłaś pijana...
- Damon! Co się stało?!
Spoważniał, ale jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem. Zaczął się do mnie przybliżać, a ja automatycznie oddalać, gdyby tylko za moimi placami nie znalazła się ta przeklęta szafa.
- Damon! Do cholery, dlaczego to robisz?! Kim ty jesteś?
Jego oczy nagle zmieniły kolor, całe stały się wściekło czerwone, a na policzkach ukazały się żyły, które jakby wpompowywały krew do oczu.
Z moich ust wyrwał się krzyk, który jednak w połowie ugrzązł w gardle. Nie, to co widzę nie jest prawdziwe, to pewnie dlatego, że odstawiłam antydepresanty, a wczoraj się upiłam. Tak, to na pewno dlatego...
- Obawiam się moja droga, że nie ważne, czy byś je brała czy nie, moja twarz się nie zmieni.
Uśmiechnął się szeroko i mogłam zobaczyć idealnie ostre, długie kły. Nie, nie, to się dzieje naprawdę. Czy On właśnie przeczytał moje myśli?!
Był niebezpiecznie blisko, jednak wciąż się przybliżał. Nagle jego twarz wróciła do normy. Zamrugałam zdezorientowana, chwytając się za głowę. Boże, ja wariuję, mam zwidy...
- Damon, przestań.
W drzwiach pojawił się drugi brat, Stefan.
Damon puścił do mnie oczko i zrobił w końcu krok w tył.
- Och Stefan, że też zawsze pojawiasz się wtedy, kiedy pora jest najmniej odpowiednia!
Blondyn mierzył brata nienawistnym, poważnym spojrzeniem.
- Wyjdź.
- Nie dasz rady jej sam zahipnotyzować, wiesz o tym. Jesteś za słaby.
- Tym bardziej nie potrzebuję twojej pomocy. Wyjdź- Stefan warknął i powoli zaczął się zbliżać w moją stronę.
- To mój pokój, a poza tym mogę robić co mi się żywnie podoba.
Rozejrzałam się, to był jego pokój? Niezaprzeczalnie do niego pasował. Przyjrzałam się braciom stojącym dwa metry ode mnie. Sytuacja była napięta, ja traciłam zmysły i widziałam rzeczy, których nie było. Na dodatek byłam w krwi, a oni urządzali sobie pogaduszki.
- Dosyć! Dosyć, dosyć, dosyć!!! Chcę wyjaśnień, dlaczego mam na sobie krew, dlaczego pamiętam, że mnie ugryzłeś? O co tutaj chodzi!?
Damon zaczął masować sobie nasadę nosa, jakby był już naprawdę zirytowanym ojcem, od którego dziecko po raz kolejny chce wiedzieć, czemu Ziemia jest okrągła.
- Jesteśmy wampirami, a ja Cię prawie zabiłem chcąc się Tobą pożywić. Na szczęście pojawił się Stefan i uratował, jak na bohatera przystało. Czy to wystarczy? Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
- C-co?
Tylko tyle byłam w stanie wykrztusić. Jakie wampiry, co On mówił? Przecież to niemożliwe... Dotknęłam swojej szyi, a co jeśli to prawda? Jeśli nie robią sobie żartów, a twarz Damona była czymś realnym. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści.
- U... Udowodnij.
W ułamku sekundy pojawił się przede mną, mocno przywierając do szafy. Jego oczy znowu na dosłownie parę sekund zaczęły się zmieniać.
- Czy to wystarczy?- powtórzył, patrząc mi wciąż w oczy. Nie potrafiłam z siebie wydusić słowa.
- Damon, do cholery! Wystarczy tego cyrku! Zabawiłeś się? Cudnie, teraz ją zahipnotyzuj, żeby zapomniała.
Damon spojrzał na brata kątem oka, po czym ponownie wrócił do mnie. Przejechał palcem po moim policzku czułym gestem. Wszystko we mnie się spięło, byłam w takim szoku, że po prostu pozwoliłam akcji się toczyć, mając nadzieję, że przeżyję.
- Chcesz zapomnieć?- spytał będąc kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Damon...- usłyszałam ostrzegawczy głos Stefana, ale jakby znajdował się pod jakiś kloszem, daleko ode mnie.
- A potrafisz sprawdzić, że zapomnę?
- Oczywiście.
Wzięłam głęboki wdech nosem, by poczuć jego zapach. Grałam w niebezpieczną grę, na nieswoich warunkach i zasadach. Musiałam zachować wspomnienia za wszelką cenę, żeby nigdy więcej nie narażać się na niebezpieczeństwo jakim był Damon Salvatore.
- Nie chcę. Muszę wszystko pamiętać...
- Tracę powoli cierpliwość- znowu Stefan.
Damon całkowicie jednak go ignorując uśmiechnął się lekko. Znał moją odpowiedź nim się odezwałam.
- Nikomu nic nie powiem- szepnęłam, odwracając wzrok.
- Wiem o tym.
- Pozwól mi odejść, nikomu nie wyjawię waszej tajemnicy.
Odgarnął moje włosy za ucho, wzdychając. Zrobił krok w tył, unicestwiając bańkę w której przed chwilą trwaliśmy. Odetchnęłam głęboko, jakbym wcześniej zapomniała o oddychaniu.
- Więc idź.
Zmarszczyłam brwi, spojrzałam na niego niepewnie, a następnie na jego brata, który z niedowierzaniem patrzył to na mnie, to na Damona.
- Damon! Chyba upadłeś doszczętnie na głowę!
Wybiegłam z pokoju. Musiałam znaleźć się jak najdalej stąd, wbiec między ludzi, do domu, schować się niczym pięciolatka pod kołdrę. Wszystko tylko nie zostać tu ani chwili dłużej. Torebka i buty, torebka i buty. Zanim zdążyłam dobrze dobiec do salonu, Stefan już w nim był i podawał mi obie rzeczy... Nigdy w tak wielkim pośpiechu nie zakładałam butów.
- Czekaj, odwiozę Cię...
- Nie, sama. Niczego od was nie chcę.
- Nie wiesz gdzie jesteś, ani jak się dostać do domu, poza tym jesteś brudna od krwi.
- Mam GPSa, dam sobie radę- odebrałam w pośpiechu swoją torebkę, całkowicie pomijając kwestię krwi. Szok minął i uświadomiłam sobie jak blisko śmierci byłam wczoraj wieczorem.
- Elizabeth...
- Daj spokój, Ona nie lubi być podwożona do domu, co nie?
Czułam jak pod moimi powiekami gromadzą się łzy, nie znałam przyczyny ich powstawania, byłam tak wściekła, czy tak doszczętnie zraniona? Elizabeth weź się w garść!
Już prawie wyszłam, kiedy zatrzymał mnie jeszcze głos Stefana.
- Twoja ciocia myśli, że byłaś u Bonnie tej nocy. Bonnie o wszystkim wie...
W danej chwili nie mogło mnie obchodzić mniej, co Jenna myślała.
Wybiegłam z ich, jak się okazało, ogromnej posiadłości, wpisując jednocześnie mój cel w telefon. Uciec stąd jak najdalej, jak najszybciej. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja nie byłam w stanie ich zatrzymać.
***
- Jestem zdania, że jesteś jeszcze za młoda, żeby znać prawdę, jednak okoliczności tego wymagały.
- Babciu, daj spokój, trochę już to przetrawiłam przez noc.
Przed oczami brunetki stanęły obrazy z zeszłego wieczoru. Była prawie pewna, że Damon ją zabił, było tyle krwi, a Ona była taka blada.
- Skarbie, nie chcę zrzucać na ciebie wszystkiego naraz, ale wampiry które wróciły do miasta nie mają dobrych zamiarów. Szczególnie starszy Salvatore. Musisz na niego uważać i to samo przekaż swojej koleżance.
Bonnie zacisnęła mocniej palce na łyżce, którą jadła płatki. Niech tych Salvatore'ów piekło pochłonie.
- Muszę sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku.- natychmiast wstała, nawet nie kończąc śniadania. Sheila Bennett złapała w ostatnim momencie wnuczkę za nadgarstek i przyciągnęła do siebie mocno.
- Bonnie, pamiętaj, że mam tylko ciebie. Na nic się nie narażaj.
- Dobrze babciu, będę uważać.
- I jeszcze jedno. Mogli jej wymazać pamięć, nie naciskaj na nią, jeśli się okaże, że nic nie pamięta.
Ale Elizabeth pamiętała. Stała już pół godziny pod prysznicem, próbując zmyć z siebie wszystkie przeżycia minionej nocy. Próbowała zapomnieć i przeklinała się w duchu, dlaczego nie kazała sobie tego wszystkiego wymazać, byłoby jej o wiele łatwiej. Ale wiedziała, dlaczego tego nie zrobiła.
- Głupia gęś! Warto dla jednego pocałunku niszczyć cały swój światopogląd?
Uderzała raz po raz dłonią w kafelki, próbując odzyskać wewnętrzną równowagę. Niech mnie szlag trafi a piekło pochłonie, jaka ja jestem głupia i naiwna! Jak mogłam pomyśleć, że taki facet jak Damon będzie mną zainteresowany?! Nie, El, spokojnie, grunt, to zachować spokój, to był tylko jeden pocałunek, który w dodatku o mało co nie przypłaciłaś życiem, czy to było warte tej ceny? Niekoniecznie. Wyłączyła wodę i wyszła spod prysznica, owijając się ręcznikiem.
Musiała się odprężyć, odgonić myśli, skupić na czymś innym. Kiedy się przebierała, przyjrzała się badawczo swojej szyi, na której nie został nawet ślad po ugryzieniu. Dotknęła to miejsce palcami i od razu przypomniała sobie uczucie, kiedy wampir ją tam całował. Jego dłonie tak kurczowo trzymały ją w talii, przyciskając do siebie, jakby miała mu uciec. Nagle spoważniała. Trzymał mnie tak, żeby mnie zabić, całkowicie nie dbając o moje życie, tylko swoje potrzeby.
To był moment w którym zaprzysięgła sobie nienawidzić Damona Salvatore i nigdy więcej nie wspominać ich pocałunku.
Wstałam powoli i rozejrzałam się dookoła, żadnych wskazówek gdzie jestem, tylko wielki pokój wyłożony z każdej strony drewnem z antycznymi meblami. Żadnych zdjęć na szafkach, tylko książka na nocnym stoliku. "Wichrowe wzgórza"? Pisałam z niej końcowe wypracowanie w 2 klasie. Odłożyłam ją i zaczęłam rozglądać się dalej. Podeszłam do szafy, by ją otworzyć. Na wieszakach wisiały koszule, dużo koszul i to tylko ciemnych. Moje serce zaczęło szybciej bić, ponieważ to była wskazówka, która mi się nie spodobała. Szybko zamknęłam szafę i oparłam się o nią czołem. Niech ten dzień się już skończy...
- Dzień dobry- usłyszałam za plecami i podskoczyłam, nawet nie usłyszałam jego kroków.
- Damon, co się stało, dlaczego jestem cała we krwi, gdzie jestem?
Brunet przewrócił oczami i położył na komodzie obok szklankę soku.
- Byłaś o wiele zabawniejsza jak byłaś pijana...
- Damon! Co się stało?!
Spoważniał, ale jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem. Zaczął się do mnie przybliżać, a ja automatycznie oddalać, gdyby tylko za moimi placami nie znalazła się ta przeklęta szafa.
- Damon! Do cholery, dlaczego to robisz?! Kim ty jesteś?
Jego oczy nagle zmieniły kolor, całe stały się wściekło czerwone, a na policzkach ukazały się żyły, które jakby wpompowywały krew do oczu.
Z moich ust wyrwał się krzyk, który jednak w połowie ugrzązł w gardle. Nie, to co widzę nie jest prawdziwe, to pewnie dlatego, że odstawiłam antydepresanty, a wczoraj się upiłam. Tak, to na pewno dlatego...
- Obawiam się moja droga, że nie ważne, czy byś je brała czy nie, moja twarz się nie zmieni.
Uśmiechnął się szeroko i mogłam zobaczyć idealnie ostre, długie kły. Nie, nie, to się dzieje naprawdę. Czy On właśnie przeczytał moje myśli?!
Był niebezpiecznie blisko, jednak wciąż się przybliżał. Nagle jego twarz wróciła do normy. Zamrugałam zdezorientowana, chwytając się za głowę. Boże, ja wariuję, mam zwidy...
- Damon, przestań.
W drzwiach pojawił się drugi brat, Stefan.
Damon puścił do mnie oczko i zrobił w końcu krok w tył.
- Och Stefan, że też zawsze pojawiasz się wtedy, kiedy pora jest najmniej odpowiednia!
Blondyn mierzył brata nienawistnym, poważnym spojrzeniem.
- Wyjdź.
- Nie dasz rady jej sam zahipnotyzować, wiesz o tym. Jesteś za słaby.
- Tym bardziej nie potrzebuję twojej pomocy. Wyjdź- Stefan warknął i powoli zaczął się zbliżać w moją stronę.
- To mój pokój, a poza tym mogę robić co mi się żywnie podoba.
Rozejrzałam się, to był jego pokój? Niezaprzeczalnie do niego pasował. Przyjrzałam się braciom stojącym dwa metry ode mnie. Sytuacja była napięta, ja traciłam zmysły i widziałam rzeczy, których nie było. Na dodatek byłam w krwi, a oni urządzali sobie pogaduszki.
- Dosyć! Dosyć, dosyć, dosyć!!! Chcę wyjaśnień, dlaczego mam na sobie krew, dlaczego pamiętam, że mnie ugryzłeś? O co tutaj chodzi!?
Damon zaczął masować sobie nasadę nosa, jakby był już naprawdę zirytowanym ojcem, od którego dziecko po raz kolejny chce wiedzieć, czemu Ziemia jest okrągła.
- Jesteśmy wampirami, a ja Cię prawie zabiłem chcąc się Tobą pożywić. Na szczęście pojawił się Stefan i uratował, jak na bohatera przystało. Czy to wystarczy? Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
- C-co?
Tylko tyle byłam w stanie wykrztusić. Jakie wampiry, co On mówił? Przecież to niemożliwe... Dotknęłam swojej szyi, a co jeśli to prawda? Jeśli nie robią sobie żartów, a twarz Damona była czymś realnym. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści.
- U... Udowodnij.
W ułamku sekundy pojawił się przede mną, mocno przywierając do szafy. Jego oczy znowu na dosłownie parę sekund zaczęły się zmieniać.
- Czy to wystarczy?- powtórzył, patrząc mi wciąż w oczy. Nie potrafiłam z siebie wydusić słowa.
- Damon, do cholery! Wystarczy tego cyrku! Zabawiłeś się? Cudnie, teraz ją zahipnotyzuj, żeby zapomniała.
Damon spojrzał na brata kątem oka, po czym ponownie wrócił do mnie. Przejechał palcem po moim policzku czułym gestem. Wszystko we mnie się spięło, byłam w takim szoku, że po prostu pozwoliłam akcji się toczyć, mając nadzieję, że przeżyję.
- Chcesz zapomnieć?- spytał będąc kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Damon...- usłyszałam ostrzegawczy głos Stefana, ale jakby znajdował się pod jakiś kloszem, daleko ode mnie.
- A potrafisz sprawdzić, że zapomnę?
- Oczywiście.
Wzięłam głęboki wdech nosem, by poczuć jego zapach. Grałam w niebezpieczną grę, na nieswoich warunkach i zasadach. Musiałam zachować wspomnienia za wszelką cenę, żeby nigdy więcej nie narażać się na niebezpieczeństwo jakim był Damon Salvatore.
- Nie chcę. Muszę wszystko pamiętać...
- Tracę powoli cierpliwość- znowu Stefan.
Damon całkowicie jednak go ignorując uśmiechnął się lekko. Znał moją odpowiedź nim się odezwałam.
- Nikomu nic nie powiem- szepnęłam, odwracając wzrok.
- Wiem o tym.
- Pozwól mi odejść, nikomu nie wyjawię waszej tajemnicy.
Odgarnął moje włosy za ucho, wzdychając. Zrobił krok w tył, unicestwiając bańkę w której przed chwilą trwaliśmy. Odetchnęłam głęboko, jakbym wcześniej zapomniała o oddychaniu.
- Więc idź.
Zmarszczyłam brwi, spojrzałam na niego niepewnie, a następnie na jego brata, który z niedowierzaniem patrzył to na mnie, to na Damona.
- Damon! Chyba upadłeś doszczętnie na głowę!
Wybiegłam z pokoju. Musiałam znaleźć się jak najdalej stąd, wbiec między ludzi, do domu, schować się niczym pięciolatka pod kołdrę. Wszystko tylko nie zostać tu ani chwili dłużej. Torebka i buty, torebka i buty. Zanim zdążyłam dobrze dobiec do salonu, Stefan już w nim był i podawał mi obie rzeczy... Nigdy w tak wielkim pośpiechu nie zakładałam butów.
- Czekaj, odwiozę Cię...
- Nie, sama. Niczego od was nie chcę.
- Nie wiesz gdzie jesteś, ani jak się dostać do domu, poza tym jesteś brudna od krwi.
- Mam GPSa, dam sobie radę- odebrałam w pośpiechu swoją torebkę, całkowicie pomijając kwestię krwi. Szok minął i uświadomiłam sobie jak blisko śmierci byłam wczoraj wieczorem.
- Elizabeth...
- Daj spokój, Ona nie lubi być podwożona do domu, co nie?
Czułam jak pod moimi powiekami gromadzą się łzy, nie znałam przyczyny ich powstawania, byłam tak wściekła, czy tak doszczętnie zraniona? Elizabeth weź się w garść!
Już prawie wyszłam, kiedy zatrzymał mnie jeszcze głos Stefana.
- Twoja ciocia myśli, że byłaś u Bonnie tej nocy. Bonnie o wszystkim wie...
W danej chwili nie mogło mnie obchodzić mniej, co Jenna myślała.
Wybiegłam z ich, jak się okazało, ogromnej posiadłości, wpisując jednocześnie mój cel w telefon. Uciec stąd jak najdalej, jak najszybciej. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja nie byłam w stanie ich zatrzymać.
***
- Jestem zdania, że jesteś jeszcze za młoda, żeby znać prawdę, jednak okoliczności tego wymagały.
- Babciu, daj spokój, trochę już to przetrawiłam przez noc.
Przed oczami brunetki stanęły obrazy z zeszłego wieczoru. Była prawie pewna, że Damon ją zabił, było tyle krwi, a Ona była taka blada.
- Skarbie, nie chcę zrzucać na ciebie wszystkiego naraz, ale wampiry które wróciły do miasta nie mają dobrych zamiarów. Szczególnie starszy Salvatore. Musisz na niego uważać i to samo przekaż swojej koleżance.
Bonnie zacisnęła mocniej palce na łyżce, którą jadła płatki. Niech tych Salvatore'ów piekło pochłonie.
- Muszę sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku.- natychmiast wstała, nawet nie kończąc śniadania. Sheila Bennett złapała w ostatnim momencie wnuczkę za nadgarstek i przyciągnęła do siebie mocno.
- Bonnie, pamiętaj, że mam tylko ciebie. Na nic się nie narażaj.
- Dobrze babciu, będę uważać.
- I jeszcze jedno. Mogli jej wymazać pamięć, nie naciskaj na nią, jeśli się okaże, że nic nie pamięta.
Ale Elizabeth pamiętała. Stała już pół godziny pod prysznicem, próbując zmyć z siebie wszystkie przeżycia minionej nocy. Próbowała zapomnieć i przeklinała się w duchu, dlaczego nie kazała sobie tego wszystkiego wymazać, byłoby jej o wiele łatwiej. Ale wiedziała, dlaczego tego nie zrobiła.
- Głupia gęś! Warto dla jednego pocałunku niszczyć cały swój światopogląd?
Uderzała raz po raz dłonią w kafelki, próbując odzyskać wewnętrzną równowagę. Niech mnie szlag trafi a piekło pochłonie, jaka ja jestem głupia i naiwna! Jak mogłam pomyśleć, że taki facet jak Damon będzie mną zainteresowany?! Nie, El, spokojnie, grunt, to zachować spokój, to był tylko jeden pocałunek, który w dodatku o mało co nie przypłaciłaś życiem, czy to było warte tej ceny? Niekoniecznie. Wyłączyła wodę i wyszła spod prysznica, owijając się ręcznikiem.
Musiała się odprężyć, odgonić myśli, skupić na czymś innym. Kiedy się przebierała, przyjrzała się badawczo swojej szyi, na której nie został nawet ślad po ugryzieniu. Dotknęła to miejsce palcami i od razu przypomniała sobie uczucie, kiedy wampir ją tam całował. Jego dłonie tak kurczowo trzymały ją w talii, przyciskając do siebie, jakby miała mu uciec. Nagle spoważniała. Trzymał mnie tak, żeby mnie zabić, całkowicie nie dbając o moje życie, tylko swoje potrzeby.
To był moment w którym zaprzysięgła sobie nienawidzić Damona Salvatore i nigdy więcej nie wspominać ich pocałunku.
***
- Hej, El.
Nim zdążyłam nad sobą zapanować przytuliłam z całej siły Bonnie.
- O mój Boże, wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku...
- Chodź na górę, spokojnie porozmawiamy.
Kiedy usiadłyśmy na łóżku, nie potrafiłam z siebie wykrztusić nawet jednego słowa.
- Więc nie wyczyścili ci pamięci? Jakim cudem?
Wysmarkałam nos, śmiejąc się nad swoją głupotą.
- Powiedziałam, że chcę pamiętać, nie żyć dłużej w nieświadomości... Teraz zaczynam tego żałować.
- El, może czasem lepiej wyjść ze światła, masz przynajmniej pełen obraz świata, popatrz na to z tej strony. Poza tym co by było gdyby Damon naprawdę wpadł ci w oko, a potem by się okazało, że jest mordercą...
Zagryzłam wargę, żeby zdusić w sobie pełen rozpaczy okrzyk.
- Bo, między wami do niczego nie doszło, co nie?
Nie miałam odwagi spojrzeć Bonnie w oczy.
- Nie, nie, na szczęście- skłamałam. Może bałam się też bycia ocenioną, że jestem po prostu naiwna i wcześniej śmiałam się z tych wszystkich dziewczyn, co lgną do niego jak muchy, a sama nie byłam lepsza. Było mi cholernie wstyd.
- Elizabeth? Do czegoś doszło?
Westchnęłam ciężko.
- Całowaliśmy się.
Bonnie aż podskoczyła na łóżku, wytrzeszczając oczy.
- Żartujesz! I jak było?
Nie tego się spodziewałam, nie na to byłam przygotowana, w szoku wpatrywałam się w towarzyszkę. Ta widząc moją minę machnęła ręką.
- Daj spokój, nie mam zamiaru cię oceniać. Damon to kawał skurwysyna, ale jest nieprzyzwoicie przystojny, nie winię cię. Więc? Jak to się w ogóle stało, że poszliście nad wodospad?
Zamrugałam parę razy i pokrótce opowiedziałam co się zdarzyło ubiegłej nocy. Coś jednak nie dawało mi spokoju.
- Wiedziałaś, że są...?
- Nie. Dowiedziałam się wczoraj, kiedy zniknęłaś, Stefan mnie zapytał, czy Cię widziałam, a ja na to, że chyba wychodziłaś na zewnątrz z Damonem. Jego przerażenie, aż mnie zbiło z nóg. Pobiegłam za nim, nie dałam mu się zbyć i kiedy zobaczyłam Damona z tą krwią...- aż nią trzepnęło z obrzydzenia. - Powiem ci tak- mi już jakiekolwiek zauroczenie Salvatore'ami nie grozi.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Gdybyś widziała co się dzieje z ich twarzami...
- Widziałam- szepnęłam, mimowolnie przypominając sobie ten obraz.- Kazałam mu udowodnić, że jest wampirem, bo nie potrafiłam w to uwierzyć. Znalazł się przy mnie w ułamku sekundy po czym jego twarz... To było straszne. Będzie mi się to śnić po nocach.
Bonnie pocieszająco złapała mnie za rękę.
- To minęło, nie pozwolę Cię skrzywdzić.
Uśmiechnęłam się lekko pobłażliwie.
- Bonnie, to wampiry, są silniejsi, szybsi... Zanim zdążysz pomyśleć, będziesz martwa.
- Tyle, że nie jestem taka bezbronna jak ci się wydaje.
Wyprostowała się i uśmiechnęła z dumą.
- Jestem czarownicą, El. Wczorajsze ujawnienie braci Salvatore spowodowało, że babcia zadecydowała mi o tym powiedzieć. Na początku myślałam, że zwariowała, a cały świat oszalał, ale to co ona potrafi zrobić... Potrafi zapalać świeczki palcami i przesuwać rzeczy siłą umysłu....
Spojrzałam na Bonnie sceptycznie.
- Sama zobacz! Nie umiałam spać, więc trochę poszperałam i trochę się wysiliłam...
Złapała moją poduszkę, rozejrzała się za czymś i po zarejestrowaniu nożyczek wzięła je i rozcięła bezceremonialnie poduchę.
- Co ty robisz, Bon?
- Cii, patrz.
Zamknęła oczy, wyraźnie się koncentrując. Uniosła ręce, a razem z nią piórko. Zakryłam buzię dłońmi.
Nim zdążyłam nad sobą zapanować przytuliłam z całej siły Bonnie.
- O mój Boże, wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku...
- Chodź na górę, spokojnie porozmawiamy.
Kiedy usiadłyśmy na łóżku, nie potrafiłam z siebie wykrztusić nawet jednego słowa.
- Więc nie wyczyścili ci pamięci? Jakim cudem?
Wysmarkałam nos, śmiejąc się nad swoją głupotą.
- Powiedziałam, że chcę pamiętać, nie żyć dłużej w nieświadomości... Teraz zaczynam tego żałować.
- El, może czasem lepiej wyjść ze światła, masz przynajmniej pełen obraz świata, popatrz na to z tej strony. Poza tym co by było gdyby Damon naprawdę wpadł ci w oko, a potem by się okazało, że jest mordercą...
Zagryzłam wargę, żeby zdusić w sobie pełen rozpaczy okrzyk.
- Bo, między wami do niczego nie doszło, co nie?
Nie miałam odwagi spojrzeć Bonnie w oczy.
- Nie, nie, na szczęście- skłamałam. Może bałam się też bycia ocenioną, że jestem po prostu naiwna i wcześniej śmiałam się z tych wszystkich dziewczyn, co lgną do niego jak muchy, a sama nie byłam lepsza. Było mi cholernie wstyd.
- Elizabeth? Do czegoś doszło?
Westchnęłam ciężko.
- Całowaliśmy się.
Bonnie aż podskoczyła na łóżku, wytrzeszczając oczy.
- Żartujesz! I jak było?
Nie tego się spodziewałam, nie na to byłam przygotowana, w szoku wpatrywałam się w towarzyszkę. Ta widząc moją minę machnęła ręką.
- Daj spokój, nie mam zamiaru cię oceniać. Damon to kawał skurwysyna, ale jest nieprzyzwoicie przystojny, nie winię cię. Więc? Jak to się w ogóle stało, że poszliście nad wodospad?
Zamrugałam parę razy i pokrótce opowiedziałam co się zdarzyło ubiegłej nocy. Coś jednak nie dawało mi spokoju.
- Wiedziałaś, że są...?
- Nie. Dowiedziałam się wczoraj, kiedy zniknęłaś, Stefan mnie zapytał, czy Cię widziałam, a ja na to, że chyba wychodziłaś na zewnątrz z Damonem. Jego przerażenie, aż mnie zbiło z nóg. Pobiegłam za nim, nie dałam mu się zbyć i kiedy zobaczyłam Damona z tą krwią...- aż nią trzepnęło z obrzydzenia. - Powiem ci tak- mi już jakiekolwiek zauroczenie Salvatore'ami nie grozi.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Gdybyś widziała co się dzieje z ich twarzami...
- Widziałam- szepnęłam, mimowolnie przypominając sobie ten obraz.- Kazałam mu udowodnić, że jest wampirem, bo nie potrafiłam w to uwierzyć. Znalazł się przy mnie w ułamku sekundy po czym jego twarz... To było straszne. Będzie mi się to śnić po nocach.
Bonnie pocieszająco złapała mnie za rękę.
- To minęło, nie pozwolę Cię skrzywdzić.
Uśmiechnęłam się lekko pobłażliwie.
- Bonnie, to wampiry, są silniejsi, szybsi... Zanim zdążysz pomyśleć, będziesz martwa.
- Tyle, że nie jestem taka bezbronna jak ci się wydaje.
Wyprostowała się i uśmiechnęła z dumą.
- Jestem czarownicą, El. Wczorajsze ujawnienie braci Salvatore spowodowało, że babcia zadecydowała mi o tym powiedzieć. Na początku myślałam, że zwariowała, a cały świat oszalał, ale to co ona potrafi zrobić... Potrafi zapalać świeczki palcami i przesuwać rzeczy siłą umysłu....
Spojrzałam na Bonnie sceptycznie.
- Sama zobacz! Nie umiałam spać, więc trochę poszperałam i trochę się wysiliłam...
Złapała moją poduszkę, rozejrzała się za czymś i po zarejestrowaniu nożyczek wzięła je i rozcięła bezceremonialnie poduchę.
- Co ty robisz, Bon?
- Cii, patrz.
Zamknęła oczy, wyraźnie się koncentrując. Uniosła ręce, a razem z nią piórko. Zakryłam buzię dłońmi.
-
Bonnie!- ta się tylko uśmiechnęła i zaraz reszta pierza wzniosła
się wokół nas. Zaśmiałam się i dotknęłam piórka, latającego
obok mojej głowy.
-
Jestem czarownicą- powtórzyła i wzruszyła ramionami. Na co
obydwie parsknęłyśmy śmiechem.
-
Nie wierzę! To wszystko dzieje się jak w jakiejś baśni.
Bonnie opuściła piórka na dół.
- Elizabeth, uważaj na siebie. Nie jest bezpiecznie w Mystic Falls, już nie...- w tej chwili zadzwonił telefon Bonnie.
Bonnie opuściła piórka na dół.
- Elizabeth, uważaj na siebie. Nie jest bezpiecznie w Mystic Falls, już nie...- w tej chwili zadzwonił telefon Bonnie.
-
Tak słucham?... Z Elizabeth… Oki, zapytam. El, mam pytanie
idziesz ze mną do Grilla na spotkanie z paczką?
-
To znaczy…?
-
Matt, Jeremy, Caroline, choć, przyda ci się trochę towarzystwa normalnych ludzi, proszę cię.
Po
bardzo krótkim namyśle kiwnęłam twierdząco głową.
-
Przyjdzie- Bonnie zwróciła się do telefonu- Dobra… dobrze… To
do zobaczenia- westchnęła i uśmiechnęła się do mnie promiennie-
Zbieraj się, idziemy się rozerwać, wypić parę drinków,
pożartować i zjeść bombę kaloryczną w postaci cheeseburgera z
frytkami. Uśmiechnęła się chytrze, a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Kierunek Grill!
- Ay, ay kapitanie!
- Kierunek Grill!
- Ay, ay kapitanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz