Otworzyłam
oczy z radością wypisaną na twarzy, jednak po pierwszych minutach
poranka mina mi zrzedła i miałam ochotę zakląć. Otóż
oczekiwałam, że obudzę się u boku mojego ukochanego, pójdziemy
razem pod prysznic, przyniosę nam śniadanie i tak dalej… A guzik
z pętelką! Nie było ani ukochanego, ani wspólnej kąpieli, o
śniadaniu w łóżku nie wspominając. Wyszedł jak spałam i tyle
go widzieli. Cholera, jak mogłam być taka naiwna?! Przyszedł,
zaliczył, wyszedł, jakie to kurwa męskie! Potraktował mnie jak
jakąś dziwkę, czekałam jeszcze na banknoty pozostawione gdzieś w
pomieszczeniu. Nie znalazłam ani forsy (Bogu dzięki!), ani żadnego
listu z wyjaśnieniami. Odetchnęłam głęboko i opanowałam się
przed zadzwonieniem do niego. Spokojnie, powiedziałam do siebie,
przecież nie możesz tak szybko dać się sprowokować. Dostał to
czego chciał, no i co z tego? Mi było dobrze, jemu też, obydwoje
mieliśmy z tego korzyści. Jednak brakowało mi teraz jego dotyku,
którym poprzedniej nocy byłam tak hojnie obdarowana. Jak sobie
przypomnę co on mi robił, to aż mi wstyd. Spojrzałam w lustro.
Pomiędzy gojącymi się już siniakami pojawiły się nowe fioletowe
plamy, najwięcej ich było na podbrzuszu i nogach. Była też
malinka na szyi widoczna z dwudziestu, jak nie więcej, metrów. Jak
ja mam to zasłonić? Jakąś chustką? A to co? Matko, ale
przybrałam! Na szczęście tylko w brzuchu, z udami nie ma problemu.
Piersi też mam większe… i dobrze, zaraz pobiegam przed
śniadaniem, potem mogę coś porobić… Jezu! Sprawdzian! Poszłam
się umyć i przebrać. Faktycznie, dotrzymałam postanowienia i
pobiegałam, by potem spałaszować cztery grzanki w towarzystwie
Jeremiego.
-
Co ci się stało w szyję?
A
niech go! A niech mnie! Chustka, Elizabeth, chustka!
-
Coś mnie… ugryzło…
Zaśmiał
się.
-
Wymyśl coś lepszego na potrzeby Jenny. Nie mogłem spać przez was.
Słyszałem jak wypowiadałaś jego imię.
Oblałam
się rumieńcem i walnęłam go z pięści w ramię.
-
Przestań- warknęłam i spuściłam głowę. To było straszne,
miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-
Na następny raz po prostu bądźcie ciszej, dobrze, że Jenna nic
nie słyszała…
-
Możesz przestać o tym mówić? Lepiej powiedz, jak się czujesz z
tym wszystkim?
Wzruszył
ramionami.
-
Normalnie, nic niezwykłego. Nawet powoli zaczynam się wkręcać…
Odłożyłam
grzankę.
-
Co się zaczynasz? Wkręcać?- odetchnęłam głęboko- Nie wiesz co
mówisz. Jer, to nie jest dobry sposób na życie. Masz tajemnice.
Nie brnij w to, ja zabrnęłam za daleko, a teraz nie mogę się
wycofać…
-
Czemu nie traktujesz tego jak przygody?
-
Traktowałam to jak przygodę. Do czasu, aż w holu nie zastałam
dwóch trupów i nie zabiła mnie psychopatyczna wampirzyca. Kiedy
sprzątasz kawałki serca z podłogi i patrzysz na zwłoki leżące w
twoim domu zaczynasz sobie uświadamiać, że to jednak nie jest
przygoda.
Zamilkłam.
-
Nie wiedziałem…
-
Jasne, zastanów się, czy to naprawdę takie fajne…
Wstałam,
odłożyłam talerz do zlewu i udałam na górę, rozmyślając
dlaczego to ja wpadłam w takie gówno?
***
Stefan
siedział w salonie i wykładał wszystko z kartonów. Na osobny stół
położył trzy przedmioty z tajnej skrytki Isobel. Dlaczego ten
kamień jest wyjątkowy? Dlaczego ten zegarek jest wyjątkowy? Nie
różni się niczym od tych z XIX wieku, które noszono na
łańcuszkach. A pamiętnik Gilberta? Czemu nie był razem z innymi?
Wampir miał nadzieję, że dzienniki czytane w odpowiedniej
kolejności odpowiedzą na wszystkie pytania. Kiedy blondyn układał
je chronologicznie do domu wszedł Damon. Stefan popatrzył na brata
i wzajemnie. Jest taki wesoły, taki dumny z siebie, pomyślał
Stefan, więc spytał z jakiego to powodu.
-
Bez żadnego, mały podryw nigdy nikomu nie zaszkodził.
-
Byłeś na podrywie- westchnął, ale nie ze złości, czy
bezsilności, ale z ulgi, że pomiędzy nim, a Elizabeth nic nie
zaszło- mam nadzieję, że przysłużysz się światu i przeczytasz
pamiętniki…
-
Jasne, ale nie zrobię tego dla świata, tylko własnej ciekawości.
-
Naturalnie, a jak żeby inaczej- przewrócił oczami i rzucił
Damonowi pierwszy zeszyt. Brunet złapał go.
-
A co z kamieniem i zegarkiem?
-
Może coś będzie w…
-
Stefan, weź się ogarnij. Nie lepiej to zlecić czarownicy?
-
Nie chcę jej w to mieszać.
-
No dalej, wiesz, że Bonnie chodzi z Jeremim, więc na pewno nie
omieszka ją poinformować o sobotnich zdarzeniach. Im szybciej jej
to powiesz, tym lepiej.
-
Lepiej dla kogo?
-
Dla nas wszystkich, a poza tym, Stef, jej babka jest czarownicą, nie
sądzisz, że mogłaby dowiedzieć się po drodze dlaczego Katherine
i El wyglądają tak samo?
-
Może i masz racje...
-
No pewnie, że mam- prychnął i udał się w kierunku piwnicy.
-
Czekaj...- Stefan przełknął ślinę- Rick mówił, że ty i El
wysiedliście przy cmentarzu...
Damon
się głośno zaśmiał.
-
Och, ty zazdrośniku. Nie spinaj się, do niczego nie doszło...- to
było kłamstwo stulecia. Damon miał ochotę mu powiedzieć całą
prawdę. Jak jęczała, krzyczała w jego dłoń, jak pięknie
pachniała, szeptała jego imię... kochała się z nim bez
wytchnienia prawie całą noc. Bardzo chciał mu wszystko wygadać,
ale nie mógł, przynajmniej nie teraz. Potem, kiedy przyjdzie
odpowiednia chwila i nagromadzi się więcej takich wspomnień
wszystko mu opowie. Z drugiej natomiast strony nie chciał się tym
chwalić przed Stefanem, co mu do tego? Albo dzielić z kimkolwiek
oprócz Elizabeth. Jak ona to ujęła? Zastanawiał się Damon, Seks
jest bardzo intymny? Uśmiechnął się na sama myśl jej
zakłopotania, jej rumieńców. To było słodkie.
Przynajmniej
w swojej głowie nie musiał udawać, że dziewczyna jest mu
obojętna... Usiadł na łóżku i dokończył krew. Następnie
poszedł pod prysznic i się przebrał. Potem wygodnie ułożył się
i zaczął czytać uważnie dziennik Gilberta, co chwile popijając
Burbon.
W
tym samym czasie Elizabeth się uczyła. Na prawdę ciężko się
uczyła, przyniosła w końcu ze strychu swoje stare książki i
zeszyty z matematyki. Z każdego działu robiła po kilka zadań dla
utrwalenia. Przypominała sobie konstrukcje i jak się włada
cyrklem. Przerywała naukę tylko po to, żeby coś zjeść i pójść
do ubikacji, nie licząc odwiedzin Jeremiego.
-
Siostra, weź wyjdź gdzieś. Chodźmy na spacer, a nie siedzisz i od
rana się uczysz...
El
po dziesiątym razie nie wytrzymała, przewróciła oczami i uderzyła
go poduszką.
-
Mądrala. Quito nam jutro robi sprawdzian, a mi zostały jeszcze dwa
działy do powtórzenia i to te najgorsze.
-
To choć się dotlenić, a potem przyjdziemy do domu i zostawię cię
w spokoju.
-
W sumie to chyba masz rację.
-
No pewnie, że mam. Choć...
-
A gdzie chcesz iść?
-
Do Stefana, mówił, żeby do niego przyjść i omówić parę
spraw... dzwonił do ciebie, ale nie odbierałaś...- wygrzebała
komórkę spod poduszki. Faktycznie, 3 nieodebrane połączenia od:
Stefan- więc zadzwonił do mnie... co ci tak mina zrzedła? O co
chodzi?
-
Nie ważne, idziemy?
-
Jasne.
Odetchnęła
z ulgą, że Jer nie drąży tego tematu. Zastaną Damona w domu i
nie będzie można schować głowy w piasek. Pozwólcie mi się
wprowadzić w stan tymczasowej hibernacji, błagała w myślach,
obudźcie mnie, gdy znajdą lekarstwo na miłość i poniżenie.
Elizabeth ubrała sandały, obwiązała szyję apaszką i wyszli z
domu.
-
Rozmawiałeś już z Bonnie?
-
Nie... Nie mam na to ochoty...
-
Ej, jesteście razem, prawda? Powinieneś jej o tym powiedzieć.
-
Powiem, na pewno to zrobię... ale ostatnio oddaliliśmy się od
siebie... nie wiem co się dzieje. Świat schodzi na psy.
-
To my na nie schodzimy.
-
Możliwe... nie umiem już tak luźno z nią rozmawiać, w ogóle nie
umiem z nią rozmawiać...
-
A jak sądzisz czyja to wina?
-
Co to, to nie, wina leży po obydwóch stronach- zaprotestował- nie
wrobisz mnie.
-
Nie chcę cię wrabiać, chcę pomóc, ty jesteś moim bratem, ona
przyjaciółką... i weź tu bądź obiektywny.
Jeremy
przyjrzał jej się uważnie.
-
Jak chcesz pomóc mi, skoro nie potrafisz tak na prawdę najpierw
pomóc sobie?
Ba
dum tss- jak to mawia dzisiejsza młodzież. No właśnie, jak chce
pomagać innym skoro nie potrafi sama poukładać własnego życia?
Sama nawet nie wie na czym stoi. Jest w związku, czy jest wolna?
-
Przepraszam, najpierw mówię potem myślę, nie chciałem, żeby to
tak...
-
Ale masz rację. Jak mam radzić innym skoro sama sobie nie umiem
poradzić... O ironio pytam ciebie o radę. Sieroty z nas, nie umiemy
nikogo przy sobie zatrzymać...
-
I tu się z tobą zgodzę. Co my robimy źle?
-
To jest dobre pytanie. Znając życie to nasza wina.
Z
oddali było już widać dom Salvatore' ów.
-
Jak się obudziłam jego już nie było.
Jeremy
chwilę się zastanawiał, a potem objął dziewczynę ramieniem i
powiedział:
-
Wiesz co go wkurzy? Jak będziesz się zachowywała jakby nic się
nie stało. Podziała, mówię ci.
-
Obyś mi dobrze radził...
-
Raczej nie inaczej- też go objęła ramieniem i cmoknęła w
policzek- Blee!- powycierał się z udawanym obrzydzeniem.
-
Jesteś jeszcze w tym wieku, kiedy dzieci mówią "blee"
jak ktoś je pocałuje i zakrywają oczy na scenach dla dorosłych?
-
No pewnie, że nie- obruszył się.
Zaśmiała
się i mocniej go objęła.
-
Kiedyś chciałam mieć rodzeństwo, teraz podziwiam swoją głupotę.
Parsknął
śmiechem i teraz on pocałował Elizabeth w policzek.
-
Blee! Ale cię nie lubię.
-
Wręcz przeciwnie, uwielbiasz mnie.
-
Możliwe- nie potrafiła chyba być poważna w jego towarzystwie.
Weszli na teren posesji Salvatore'ów i zapukali do drzwi.
-
Hej, Stefan.
Chłopak
niespodziewanie wziął siostrę na ręce i przeniósł przez próg
jak pannę młodą.
-
Durne to to takie! Puszczaj!
Ale
młody Island się tylko zaśmiał. Chciał nią porządnie rzucić o
kanapę, aż się uśmiechnął jak sobie wyobraził jaka będzie
"obrażona".
-
Postaw mnie na ziemię!
-
Nie- wziął rozbieg i już ją podnosił wyżej, żeby porządnie
grzmotnęła, ale ona kurczowo przytrzymała się jego szyi, wiec
pociągnęła go za sobą. Elizabeth upadla na sofę, a Jeremy na
nią.
-
Złaź ze mnie, jaki ty jesteś gruby- jęknęła, próbując go
ściągnąć z siebie.
-
Odezwała się, nawet nie wiesz jak ciężko mi było cię dźwigać-
odgryzł się, wciąż nie miał zamiaru się ruszyć
Przewróciła
oczami i słodko uśmiechnęła.
-
Jesteś bardzo lekki, jak piórko, chętnie bym poleżała tak z tobą
dłużej, ale...
-
... chyba nie po to tu przyszliście- dokończył Damon. Jego głos
spowodował, że po całym ciele Elizabeth przeszedł dreszcz i do
głowy napłynęły wspomnienia z poprzedniej nocy. Rodzeństwo
spojrzało w jego stronę... nie stał tam sam. Stał z Bonnie.
Patrzyła na nich wytrzeszczonymi oczami. Szybko się podnieśli i
Elizabeth podeszła do przyjaciółki, położyła jej rękę na
ramieniu, ale ta ją strzepnęła.
-
Nie dotykaj mnie- ostrzegła- jak długo to trwa? Jak długo to
ukrywacie?- spojrzała na Damona- wiedziałeś o nich?
-
Naturalnie- oznajmił. Był rozbawiony reakcją czarownicy, ale i
zazdrosny o Jeremiego. On mógł jej dotykać przy wszystkich,
przytulać... oczywiście jak brat, a on? Sam się do tego
doprowadził! Nie powinien mieć do nikogo pretensji.
Stefan
patrzył jak się wszystko potoczy i stał w pogotowiu. Za to Damon
zdawał się być bardzo wyluzowany, rozbawiony. Przeszedł obok El i
nalał sobie krwi do szklanki. Nie było w tym nic dziwnego, jednak
Stefan wychwycił ten ułamek chwili, kiedy El uniosła głowę, a
spojrzenie pary się spotkało. Nie dostrzegł tego wcześniej,
chustki na szyi… i tej malinki. Jeremy na pewno jej tego nie
zrobił. Blondyn usłyszał jak serce Elizabeth szybciej bije. Nie
zachowywali się tak, jakby nic się nie zdarzyło. Jednak wszystko
zeszło na dalszy plan, bo Stefan poczuł zapach krwi wyraźniej.
Damon stał obok niego i patrzył mu w oczy.
-
Coś nie tak?- spytał upijając kilka łyków krwi. Młodszy
Salvatore obserwował ciemnoczerwoną ciecz. Niemal czuł jej smak,
jak łagodzi suchość w gardle, dodaje siły, zwinności, szybkości.
Oblizał usta, by je trochę zwilżyć. Odwrócił wzrok.
-
Chcesz trochę? Ach, no tak. Nie możesz. Wróciłby wówczas stary
dobry Stefan. Tęsknię za nim.
-
Ale ja nie- uciął i podszedł do Bonnie, El i Jerego, którzy
tłumaczyli mulatce całą historię z Isobel i czemu zachowują się
tak, a nie inaczej.
-
Jesteście rodzeństwem, nic was nie łączy... tak? Mam rację?
Wszyscy
skinęli zgodnie głowami.
-
Tylko się wygłupialiśmy, na co dzień w domu panuje spokój.
-
Bo cały dzień się uczysz.
-
A ty grasz na Xboksie, moje zajęcie jest normalniejsze, a poza
tym jutro jest sprawdzian, więc omówmy wszystko i muszę
dokończyć naukę.
-
Kujon- mruknął Damon.
Zignorowała
to, co się niezbyt spodobało brunetowi. Chciał jej dogryźć. Miał
nadzwyczaj dziwny sposób okazywania uczuć.
-
Dobrze- powiedział Stefan i poszedł po zegarek, który leżał na
stoliku- Gilbert pisał w swoim dzienniku, że poprawnie
przekształcony tworzy dwa urządzenia, jedno działa jak kompas na
wampiry, a drugie wydaje dźwięki słyszalne tylko dla istot
nadprzyrodzonych w promieniu mili. Sprawia, że czują, jakby ich
mózgi płonęły.
-
Czarownice używają takiego zaklęcia na wampiry i czasem na ludzi.
-
Czy zaklęcie może być rzucone na przedmiot?
-
Nie wiem, ale mogę się dowiedzieć.
-
Umiesz skonstruować te wynalazki?- spytała Elizabeth.
-
Nie. Jest kilka problemów. Po pierwsze do tego są potrzebne inne
części, których nie mam, a po drugie, nawet jeżeli bym je miał
to i tak nic z tego, bo instrukcji nie zapisał w dzienniku. Na
szczęście nie da się skonstruować tego bez naszej części.
-
Znając nasze "szczęście"- El zakreśliła palcami
niewidzialny cudzysłów- to reszta jest u kogoś, kto nie ma
najlepszych zamiarów i nie odda nam tego dobrowolnie.
-
Pewnie masz rację. Wynalazek Gilberta był popularny w Mystic Falls
w XIX wieku. Pamiętam, że Jonathan miał reputację geniusza-
wynalazcy. Większość jego wynalazków była z wiadomo jakiego
zakresu. Bardzo ułatwiały polowania na wszystkie nadprzyrodzone
istoty, w tym wampiry; kusze, kołki, drewniane naboje, drewniane
strzały, miał podobno swoją kryjówkę, gdzie miał cały arsenał
broni. W dzienniku robił także nowe projekty broni, to na duchy, to
na demony, wilkołaki. On nie myślał o niczym innym. Miał świra
na tym punkcie. Chciał wykurzyć nadnaturalnych nie tylko z Mystic,
ale i z całego stanu Virginia. Razem z naszym ojcem, burmistrzem
Lockwoodem i innymi założycielami chodzili prawie codziennie na
polowania. W 1864 roku miało się wszystko skończyć, szli według
kompasu i za pomocą werbeny osłabiali wampiry...- mimowolnie na
myśl przyszła mu Amanda. Zaufał ojcu, a on dodał mu do alkoholu
werbeny i gdy wampirzyca wgryzła się w jego szyję zabrali ją.
Damon długo miał mu to za złe.
-
Mogę Ci zaufać? Nic jej nie zrobisz?
Ojciec
poklepał najmłodszego syna po plecach kiwając lekko głową.
-
Naturalnie synu- uśmiechnął się- o nic się nie martw, wszystko
będzie dobrze…
Jego
brat myślał o tym samym. Wyłączył się, gdy Stefan zaczął
mówić o roku ich przemiany. Był w niej zakochany, a kiedy widział
jak ją wynoszą z sypialni jego brata serce mu stanęło. Miał
ochotę rozwalić mu głowę.
-
Damon, zostaw, przestań...- Stefan próbował go uspokoić. Na
próżno.
-
To twoja wina! Mówiłem, żebyś mu nie ufał, ale ty zawsze wiesz
lepiej, do cholery!
-
Damon, uwolnimy ją. Obiecuję...
-
Obiecywałeś, że mu o niej nie powiesz! Twoje obietnice są gówno
warte!
Odrzucił
brata, ale ten go zatrzymał.
-
Bierz broń, idziemy po nią.
Niewątpliwie
Stefan to spieprzył, ale czy aby na pewno? Przecież gdyby wtedy nie
chcieli uratować Amandy i ich nie zastrzelili nie zaznaliby życia,
jego smaku… nie poznaliby pięknych kobiet, widzieli jak się
wszystko zmienia; kuchnia, moda, styl życia, wszystko! Nie ma tego
złego, co by na dobre nie wyszło, pomyślał Damon i dokończył
woreczek krwi.
-
Duchy i demony istnieją?- spytał Jeremy wyrywając z zamyślenia
Damona.
-
Skąd takie niedowierzanie w twoim głosie? Przed sobą widzisz dwa
wampiry, chodzisz z czarownicą i twoja siostra jest jakimś
sobowtórem, jeszcze ci mało? Tak, one istnieją, ale lepiej się
nie mieszać do ich spraw, a jak Cię opęta demon… współczuję-
powiedział Damon i rozsiadł się wygodnie w fotelu.
-
A jak takiego zabić?
-
Wiem, że ducha można odgonić poprzez sól… naboje z solą,
demona żelazem, jak zabić demona? Chyba da się go tylko odesłać
z powrotem do piekła… nie wiem. A co do ducha, to znaleźć zwłoki
duszka, posypać solą i spalić. Ale znawcą nie jestem...- wampir
się podniósł.
-
Gdzie idziesz?- zatrzymał go Stefan.
-
Do pokoju, nudzi mi się, o czym chcecie rozmawiać? O Gilbercie,
który był takim ignorantem, iż myślał, że pozabija wampiry?
Amanda jest doskonałym tego przykładem, - Stefan naprężył
wszystkie mięśnie. Dawno o niej nie rozmawiali, nie wymawiali jej
imienia na głos zbyt długo- o jego licznych wynalazkach mających
na celu wykończenie nas? Po co w tym grzebać?! Isobel. Co nas
obchodzi gdzie ona jest?! Jeżeli szanowny nauczyciel chce ją
znaleźć niech szuka, miał okazję, żeby się zemścić. Nie
wykorzystał jej. A Katherine? Podszywa się pod ciebie- popatrzył
na Elizabeth- i oszukuje wszystkich dookoła! Jest w Mystic Falls,
albo okolicach, znajdźmy ją i zabijmy. Drewnianych kołków u nas
dostatek…
-
A co z Klausem?- spytała El.
-
A bo ja wiem?! Jest pierwotnym, kołek na niego nie zadziała.
-
Pierwotnym?- zdziwił się Stefan- skąd wiesz?
-
Notatki Isobel- rzucił- trzeba być idiotą, żeby nie skojarzyć
dwóch imion: Niklaus i Klaus…
Elizabeth
się zarumieniała, ona nie skojarzyła.
-
Ani Gilbert półtora wieku temu nie wiedział jak go zabić, ani my
teraz…
-
A co z podobieństwem El i Katherine?- przerwała mu Bonnie.
-
Słyszałem poniekąd, że to ty masz się tym zająć. Nie
utrudniajmy sobie życia! Spytaj babci i tyle. Dowiesz się, dzwonisz
do Stefana. Koniec sprawy i masz spokój.
-
Damon…
-
Co „Damon”? Podchodzę do sprawy jasno: ten kto mi przeszkadza,
ginie. Jednak gdybyśmy mieli to robić twoim sposobem… to
musiałbym się płaszczyć przed każdym i pokornie przepraszać za
to, że żyję, innymi słowy- wchodzić wszystkim do dupy.
Zapadła
cisza.
-
Damon ma rację- odezwał się Jeremy- w pewnym sensie.
Damon
popatrzył na Stefana.
-
Widzisz? Jest młodszy od ciebie, ale mądrzejszy. Powinieneś brać
z niego przykład, braciszku.
W
głowie Elizabeth toczyła się prawdziwa wojna. Gdyby tylko to
wszystko było takie proste jak mówi Damon, zlokalizować,
unicestwić, koniec, następny proszę. Nie miała oporów by kogoś
zabić, tak przynajmniej uważała. Dlatego też po części chciała
być chirurgiem. Silna psychika się przydaje, jeżeli pacjent ci
schodzi na stole. Była całym sercem po stronie Damona, była za
tym, żeby ich wszystkich pozabijać, a następnie prowadzić
normalne życie. Więc czemu moralność, choćby ta na pokaz,
zabraniała kogokolwiek krzywdzić? Nie można postępować tak jak
Stefan- przepraszam, że żyję, ani jak Damon- wy mnie
przepraszajcie, że żyjecie. Trzeba by znaleźć złoty środek.
-
Żaden z waszych pomysłów nie jest dobry- zabrała głos El.
Wszyscy na nią popatrzyli, lecz ona niezrażona kontynuowała dalej-
Nie będziemy robili rzeźni, ale też nie będę z każdym
psychopatą rozmawiała jak psycholog. Wiem gdzie mieszka Klaus, mogę
do niego iść i…
-
Sama? No chyba nie- oburzył się Damon.
-
Jeżeli pójdę sama, okażę mu w ten sposób, że się go nie boję
i nic mnie nie obchodzi, że jest… Pierwotnym? Co to znaczy w
ogóle? Że był pierwszym wampirem na świecie?
-
Tak.
-
No i tym sposobem mogę spróbować się czegoś dowiedzieć.
-
Naprawdę się go nie boisz?
-
Trochę, ale mu tego nie powiem, rzecz jasna- uśmiechnęła się
lekko.
-
No to chociaż niech ktoś poczeka na zewnątrz na ciebie-
zaproponował Damon.
-
Po co?
-
Damon, El podjęła decyzję, że…
-
Zamknij się! Wszystkim dajesz podejmować ich decyzje i kończy się
beznadziejnie. Czasem trzeba zrobić komuś na złość, żeby mu
uratować życie.
-
Znowu nawiązujesz do… ?!
-
Do niczego nie nawiązuję!- brunet wziął głęboki oddech, by się
uspokoić, kontynuował spokojnym tonem- Alaric poczeka na ciebie w
samochodzie. Bez dyskusji- dodał widząc, że Elizabeth zamierza
zaprotestować.
-
Dobra, ale czy przypadkiem nie chciałeś go wykluczyć ze wszystkich
planów?
-
Chciałem, ale on nie musi o tym wiedzieć- uśmiechnął się i
dziewczyna z trudem powstrzymała się przed głośnym westchnięciem,
nie potrafiła nic poradzić na czar Salvatore'a. W tym czasie Bonnie
nie była nawet trochę zadowolona. Siedziała jak kołek koło
Jeremiego, on też. Jakim cudem doprowadziliśmy nasz związek do
takiego punktu krytycznego, zastanawiała się czarownica, muszę z
nim porozmawiać. Koniecznie. Jednak młodemu Islandowi nie była w
głowie dziewczyna tylko sam pomysł walki z wampirami. Doprawdy,
zachowywał się jak pięciolatek stojący przed wejściem do
Disneylandu.
Po
30 minutach ciągłych negocjacji, podczas których Damonowi już się
nie nudziło, Stefan chciał pokazać Bonnie książkę z zaklęciami,
którą odnalazł w rzeczach Isobel. Co do jej sprawy wszyscy byli
zgodni- zostawić ją w spokoju. Kiedy młodszy Salvatore przewracał
strony księgi, Elizabeth dostrzegła, że Damon zniknął.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale nie było po nim śladu.
Stefan, Bonnie i Jeremy siedzieli tyłem do niej. Cicho weszła po
schodach i stanęła przed drzwiami do sypialni starszego
Salvatore’a.
***
Zapukałam
cicho do drzwi jego pokoju. Nie wiem, może miałam nadzieję, że
jednak tego nie usłyszy. Kiedy nie doczekałam się żadnej reakcji
nacisnęłam klamkę, powoli i jak najciszej umiałam. Uchyliłam
drzwi i usłyszałam cichą muzykę. Przekroczyłam próg. Jedna,
dwie, trzy świeczki płonęły jasnym płomieniem, tym samym
oświetlając całe pomieszczenie i nadając mu odpowiedni nastrój.
Rozejrzałam się niespokojnie, lecz tu też go nie było. Spojrzałam
na świeczkę, ogień się poruszył… powiew wiatru… Weszłam w
głąb i dostrzegłam go na balkonie. Siedział zwrócony do mnie
tyłem i wpatrywał się w księżyc w kształcie grubego rogalika, a
obok niego stała butelka whiskey. Nic nie powiedział, nawet na mnie
nie spojrzał. Podeszłam stawiając każdy krok z ostrożnością
równą człowiekowi stąpającemu po cienkim lodzie. Usiadłam obok
niego. Serce biło mi tak mocno i szybko, że byłam prawie pewna, iż
on wszystko słyszy. W tle leciały same stare przeboje. Bo ja wiem,
lata 20.? 30.? Wciąż patrzył w ten głupi księżyc! Spojrzałam
na Damona a potem również na… tak! Na księżyc! Milczeliśmy,
ale cisza nie była pełna napięcia, nie piszczało mi w uszach.
Cisza, była przyjemna, lekka, nie czułam się skrępowana.
Zrozumiałam, że nie ma ochoty na rozmowę, no tak, bo co niby
miałby mi powiedzieć? Napił się, a następnie postawił butelkę
bliżej mnie. Upiłam dwa łyki i odłożyłam ją. Ciepło rozeszło
się po moim ciele. Piosenka się skończyła i na kilka sekund
zapadła całkowita cisza, jednak kiedy tylko Damon usłyszał
pierwsze takty, drgnął, jakby nagle wrócił do życia. Wstał.
Popatrzyłam na niego, a potem na jego rękę wyciągniętą w moją
stronę. Moje serce gwałtownie przyśpieszyło, nie było siły,
żebym je uspokoiła. Mam… mam z nim tańczyć?! Chyba go pogięło!
Wie, że nie umiem tańczyć! Zmieniłam zdanie diametralnie, gdy
spojrzałam mu w oczy. Oddychaj, rozkazałam sobie, oddychaj!
Wyciągnęłam dłoń przed siebie i wampir mnie pociągnął, bym
wstała. Moje wahanie trwało wbrew pozorom ułamek sekundy.
Przyciągnął mnie do siebie. Żadne słowa nie opiszą jak to jest
być pożądaną przez Damona Salvatore, jak to jest czuć przez
cienki materiał jego do połowy rozpiętej koszuli każdy mięsień,
jego ciepło, a zarazem zimną skórę. Patrząc mi w oczy to na moje
usta objął mnie w talii i chwycił za jedną rękę. Łokciem
oparłam się o jego ramię, a dalszą częścią ręki objęłam go
za szyję. Położyłam mu niepewnie głowę obok obojczyka i
wtuliłam twarz w jego szyję zaciągając się jego zapachem. Cała
drżałam, podświadomie go pragnęłam, mimo tego jak bardzo mnie
zranił. W dalszym ciągu nie wypowiedzieliśmy ani jednego słowa.
Nagle zorientowałam się do czego tańczymy! Elle Fitzgerald i Louis
Armstrong! Jak się nazywała ta piosenka? „Dream a Little dream of
me”. Usłyszałam jak Damon szepcze pod nosem tekst. Przymknęłam
oczy poddając się całkowicie romantycznej atmosferze. To działało
na mnie jak kołysanka, może właśnie dlatego zasnęłam na stojąco
wtulona w Damona.
***
Po
ciele Damona przebiegł dreszcz, można by powiedzieć, że coś go
lekko ukuło, ale to było coś więcej, jakby serce zaczęło
pompować krew wszystkimi czterema komorami i niebawem ciecz miała
zalać płuca. Mocniej objął ją w talii. Chciał nacieszyć się
jej bliskością, dopóki do pokoju nie wkroczy jej, albo jego
braciszek. Chciał, żeby chwil takich jak ta było więcej, nie
mogli jednak udawać w nieskończoność, że wszystko jest w
porządku.
-
El?- szepnął.
Dziewczyna
jednak nie odpowiedziała. Zrobił krok do tyłu i ta niczym kukła
pochyliła się do przodu. Damon odwrócił głowę, by sprawdzić,
czy jego podejrzenia są słuszne. Uśmiechnął się rozczulająco,
widząc jej zamknięte oczy. Była niemożliwa, zasnęła!
Postanowił
jej nie budzić, przynajmniej na razie. Obserwował jak śpi, serce
jej biło w rytmie równie wolnym co piosenka. Wzięła głębszy
oddech, lecz spała dalej. Pod koniec piosenki Elizabeth otworzyła
leniwie oczy i spojrzała na Damona. Przez chwilę się zastanawiała
co robi, co czuje i co widzi.
-
Zasnęłaś- oświadczył rozbawiony brunet.
-
Wiem- odrzekła wciąż nie podnosząc głowy z jego ramienia.
-
Ja…
-
Przestań- upomniała go- muszę iść- wciąż się kołysali- mam
naukę, dużo nauki.
-
Wiem- westchnął i popatrzył na jej usta, ona na jego.
-
Dziękuje za taniec, dobranoc- wyszeptała znajdując się tylko
kilka centymetrów od jego twarzy. Wiedziała, że długo nie da rady
się powstrzymać, musiała opuścić ten dom teraz, zaraz,
natychmiast! Oderwała się od niego i niemal wybiegła z jego
pokoju. Zamknęła z sobą drzwi i się o nie oparła plecami. Damon
podszedł do drzwi i oparł się o nie czołem. Trwali tak przez
kilka sekund, nie wiedząc co dalej ze sobą począć. W końcu
dziewczyna zeszła na dół, gdzie Bonnie i Jeremy szykowali się już
do wyjścia. Stefan obrzucił ją wzrokiem, jakby mu matkę i ojca
zabiła. Elizabeth tego również nie mogła znieść, marzyła, żeby
tylko znaleźć się jak najdalej stąd. W swojej łazience, w
gorącej wodzie, łóżku z gorącą czekoladą w kubku. Chciała
jedynie spokoju. Raniła i Stefana, i Damona, i siebie. Ale nie
potrafiła nic na to poradzić.
W
tym samym czasie Damon trwał dalej w mini wstrząsie. Nie wiedział
co dalej ma ze sobą zrobić. Iść do łazienki, na dół, do jej
domu, ma się nachlać, aż do nieprzytomności? Ze wszystkich opcji,
najlepsza okazała się ta ostatnia. Wyciągnął zaraz butelkę z
charakterystyczną czarną etykietą i białym nadrukiem i otworzył
ją. Gdyby miał nalać sobie trunku do szklanki nie miałby w ogóle
czasu na rozmyślanie, tylko na ciągłe nalewanie, został więc
przy butelce. A może to i lepiej, że by nie myślał? Pił i pił.
Butelka, po butelce, w końcu nie był w stanie nawet jej podnieść.
Jeszcze jeden łyk, ostatni, przekonywał się i dopił alkohol. Nie
umiał wstać, do pokoju jak na zawołanie wszedł Stefan.
-
Czego chcesz?
-
No, dawno nie widziałem cię w takim stanie- blondyn uklęknął
obok brata i wziął do ręki jedną z pustych butelek Danielsa- co
zalewasz? Smutki?
-
Nie, ja świętuję- język mu się plątał niemiłosiernie.
-
Co takiego?
-
Wciąż jej zależy…
-
Nie rozumiem cię- westchnął zrezygnowany.
Damon
się położył na ziemi i zamknął oczy. I to by było na tyle,
zasnął jak niemowlę.
W
między czasie Elizabeth powtórzyła sobie dwa tematy i szykowała
się już do spania, ze świadomością, że jutro musi stawić czoło
Klausowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz