sobota, 2 lutego 2013

19. Bad ideas. Only bad ideas.

Miałam całą noc, żeby sobie to poukładać. Nie potrafiłam spać spokojnie mając w głowie taki Armagedon. Przewróciłam się na plecy i głęboko westchnęłam. Jeremy jest synem mojego taty i, tu proszę o uwagę, Isobel! Mój ojciec miał romans z nią, kiedy urodziła dziecko i moja mama się o tym dowiedziała postanowili wszyscy, że będzie najlepiej, jeżeli dziecko oddadzą do adopcji. Jednak było za dużo roboty papierkowej, znaleźli parę nie mogącą mieć własnych dzieci. Potem moi rodzice wyjechali do Seattle, Isobel wyjechała z Mystic Falls i zapewne wtedy dopiero poznała Alarica. Nigdy więcej się nie spotkali, a najlepsze było to, że miałam niecały roczek. Gorzej niż w Modzie na Sukces. Ogółem sytuacja kształtuje się tak: Moja mama ma jedno dziecko, mnie z moim tatą, za to on ma dwójkę dzieci, bo jeszcze Jeremiego. Przyszywany ojciec chłopaka został postrzelony na służbie, a zastępcza mama Jerego jest śmiertelnie chora, chciała, żeby ktoś się nim zaopiekował, dlatego wyjawiła mojemu bratu(ale to dziwne) całą prawdę i poprosiła Jenne- siostrę mojej mamy o spotkanie, żeby po jej śmierci się nim zajęła, ciocia jako dobry człowiek się zgodziła go przygarnąć, a ja? A ja mimo wszystko się cieszę, że mam brata, zawsze chciałam mieć młodsze rodzeństwo. Pozostała jedna rzecz. Nigdy się nie zastanawialiście, dlaczego Jenna jest Gilbert? Skoro to jest jej panieńskie nazwisko to dlaczego moja mama i tata też byli Gilbert? Otóż kolejna zawiła sytuacja. Nowi rodzice Jeremiego mieli na nazwisko Island, naturalnie Jer automatycznie również stał się Jeremim Islandem. Wiecie co to zbieżność nazwisk? W tym wypadku właśnie nastąpiło podobieństwo nazwisk mojego ojca i rodziny adoptującej. Chcąc porzucić przeszłość i Erica Islanda za sobą, tata przejął nazwisko mamy i tak oto Jenna jest Gilbert i tata też jest Gilbert. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Zaciągnęłam się świeżym, chłodniejszym powietrzem.
I teraz sprawa Isobel nabiera zupełnie nowego wymiaru, ona jest matką mojego brata. Jejku, to Rick jest przyszywanym ojcem Jeremiego! Ciekawe jak zareaguje… nagle mi się przypomniał cały wczorajszy dzień. Wczorajszy, bo już było grubo po północy. Pocałowałam Stefana. A przecież tak nie powinno być, nie czułam do Stefana niczego poza przyjaźnią... Czeka mnie rozmowa z młodszym Salvatore. No i w końcu moje myśli bezlitośnie doszły do tematu wrażliwego i drażliwego. Co ja mam z nim zrobić?
Miałam nieodpartą ochotę usłyszeć jego głos… Popatrzyłam na komórkę i uniosłam jedną brew. Wręcz się na nią rzuciłam i położyłam się na łóżku. Zmieniałam ustawienia, by numer telefonu był niewidoczny, wbiłam numer Damona i drżącym palcem nacisnęłam przycisk ze słuchawką. Odbierz, proszę…
- Tak słucham?
Zadrżałam i zamknęłam oczy. Ten cudny głos wszedł w moje uszy i przepłynął w postaci impulsu do mojego mózgu, który już pewnie zaczął produkować endorfiny.
- Halo?
Wyłączyłam się i uśmiechnęłam. Kiedy tylko poczułam poduszkę pod głową, moje powieki zrobiły się bardzo ciężkie. Położyłam telefon obok siebie i nie walcząc dłużej z sennością, zasnęłam.
***
Jeremy widział na co się pisze jadąc z nami. Każdy tą podróżą chciał rozwiązać swoje problemy lub rozwiać wątpliwości. Jechaliśmy od niespełna pięciu minut autem Alarica. Jer był jednocześnie podekscytowany i zmartwiony. Co prawda Susan (mama chłopaka) była w dobrych rękach, ale martwił się o nią, chyba wyznawał zasadę „jeśli chcesz, żeby coś było zrobione dobrze, musisz to zrobić sam”. Jeremy patrzył się przez okno, siedział obok mnie. Rick kierował, a Damon siedział obok kierowcy. Nie lubili się, mogę wręcz powiedzieć, że się nienawidzili. Ta podróż była pewnego rodzaju karą dla wampira i nie tylko dla niego. Dla wszystkich. Czemu? Bo byliśmy skazani na jego towarzystwo.
- Rick… jaka była Isobel?
Popatrzyłam na brata(a co trzeba się przyzwyczajać), a potem na tył głowy nauczyciela. Westchnął.
- Była… piękna. Miała czarne włosy, brązowe oczy, które po niej odziedziczyłeś. Cechowała ją też inteligencja, mądrość życiowa, zaciętość… kiedy czegoś chciała robiła wszystko, żeby to mieć, w jej słowniku nie było słowa „niemożliwe”… była wspaniałą kobietą.
- Jest- dodał Damon. Alaric odwrócił głowę w jego stronę i spojrzał na niego ze wściekłością- no co? Ona dalej żyje, a dzięki komu? Mnie.
- Zamknij się- warknął- przez ciebie jest potworem.
Popatrzyłam na Jeremiego. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, była bez wyrazu, jakby wyłączył uczucia. Szkoda mi się go zrobiło.
- A poza tym Isobel była bardzo atrakc…
Wysunęłam nogę i kopnęłam w tył siedzenia bruneta najmocniej jak potrafiłam.
- No co?- popatrzył na mnie. Trzymajcie mnie, bo go zabiję!
- Cicho bądź, nikogo nie obchodzą szczegóły twojego życia osobistego. Jedziemy do Duke, żeby Jeremy dowiedział się czegoś o Isobel, a my o jej badaniach, więc zrób wszystkim przysługę i zamknij się!
Byłam z siebie dumna, bardzo dumna. Ale go zgasiłam. Buahahahaha!
Zacisnął zęby i odwrócił głowę w stronę okna. Uśmiechnęłam się tryumfalnie i puściłam oczko do Jeremiego, którego rozbawiła ta sytuacja.
- A jaki był twój tata?
- Chciałeś powiedzieć nasz tata- poprawiłam go, na co on tylko wzruszył ramionami.
- Był naprawdę fajnym facetem. Miły, wesoły, pomysłowy, uczciwy, opiekuńczy, na dużo mi pozwalał, rozpieszczał mnie, ale kiedy było trzeba zmieniał się w surowego rodzica. Jakikolwiek jednak nie byłby beztroski, zawsze byłam jego małą córeczką, którą trzeba było bronić przed adoratorami- zaśmiałam się- kiedyś się prawie rozpłakał kiedy mu powiedziałam, że idę na randkę. „Moja córeczka dorasta, teraz jakiś inny chłoptaś będzie zarządzał twoim sercem, ale wiedz, że jeżeli kiedykolwiek jakikolwiek facet cię skrzywdzi to mu nogi z dupy powyrywam.”- zacytowałam jego słowa, które zapadły mi w pamięć, uśmiechnęłam się i do moich oczu napłynęły łzy, jednak nie spłynęły po moich policzkach- jestem pewna, że gdyby wtedy oni wszyscy podjęli inne decyzje i wychowywałbyś się ze mną to byłbyś zadowolony z takiego ojca… ale tak się nie stało i zachował się nieodpowiedzialnie w stosunku do ciebie i Isobel. Pewnie masz do niego żal, ja też mam, mniejszy niż ty, ale chyba wiem co czujesz…
Jeremy złapał mnie za rękę i się lekko uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam przez okno.
Reszta podróży głównie minęła w milczeniu.
Kiedy dojechaliśmy do Duke była godzina dziesiąta. Wysiadłam z samochodu i moim oczom ukazał się uniwersytet, na którym wykładała Isobel. Był to ogromny biały budynek, a w pojedynczych oknach wychodzących na północ dostrzegłam witraże. Uczelnię otaczała różnorodna roślinność, przez co wyglądała raczej jak klasztor albo jakiś zakon. Szłam niepewnym krokiem po chodniku z brukowanej kostki i przerzucałam wzrok z pleców Ricka na Jeremiego. Damon szedł za mną, słyszałam jego kroki, dlatego byłam świadoma jak blisko mnie maszerował. Zerkałam co chwilę przez ramię. Brunet rozglądał się dookoła jak turysta będący po raz pierwszy w Nowym Jorku. Rozbawiło mnie to porównanie, ale tak to wyglądało, jednak przestałam go obserwować, gdy przyłapał mnie na zbytnim zainteresowaniu jego osobą. Spiekłam raka i przyśpieszyłam kroku, by nie skazywać Alarica na dłuższe przytrzymywanie mi drzwi.
- Dziękuję- powiedziałam i przystanęłam, aby poczekać na nauczyciela, który zamknął wampirowi drzwi pod nosem. Parsknęłam śmiechem i ruszyłam po marmurowej podłodze w stronę recepcji. Rick podszedł do kobiety na oko po dwudziestce o brązowych, prostych włosach sięgających za ramiona.
- Dzień dobry, nazywam się Alaric Saltzman, jestem mężem Isobel i dzwoniłem wczoraj…
- Tak, pamiętam- kobieta przyjrzała się naszej czwórce- mam na imię Megan, chodźcie za mną.
Mijając mnie spojrzała na mnie swoimi niebieskimi jak lód oczami, dostrzegłam w nich pogardę, ale może się przewidziałam, bo po chwili już spoglądała na Damona. Uch, aż się we mnie zagotowało, co się durna babo gapisz na mojego Damona?! A jemu to na rękę, a co! Kolejna laska ma na niego ochotę, aaa mam to gdzieś! Przeszliśmy długim korytarzem.
- W jej gabinecie prawie się nie mieściły wszystkie prace, dokumenty, akta… Tego jest naprawdę dużo.
Megan wybrała jeden klucz z całego ich pęku i otworzyła nim ciemnobrązowe zwykłe drzwi. Przekręciła złotą gałkę i weszła jako pierwsza do pomieszczenia. Weszliśmy zaraz po niej. Jeremy nie odzywał się od kiedy wyszliśmy z samochodu. Damon, Rick i ja trwaliśmy wciąż w napięciu, które wisiało między nami. Damon ma chyba ze wszystkimi kogo kiedykolwiek spotkał na pieńku. Mnie zdradził i obraził. Rickowi przemienił żonę i prawdę powiedziawszy zrujnował życie. A Jeremiemu… o dziwo jeszcze nic nie zrobił, chociaż to i tak kwestia czasu… co prawda przemienił jego biologiczną matkę to zawsze coś.
Weszłam do pokoju i podeszłam do pierwszej półki po prawej stronie. Wyjęłam pudło z napisem „zaginięcia”. Teczki prawie się tam nie mieściły, 1990, 1991, 1992, 1993, 1994 i tak dalej i tak dalej. Wszystkie podejrzane zaginięcia w niewyjaśnionych okolicznościach, ciał nigdy nie odnaleziono, policja umorzyła śledztwo, zawsze ta sama historia. Osoba wyjechała skądś i już nie dotarła do domu, samochód znajdowano w rowie. Zastanawiałam się ilu z tych zabójstw dopuścił się Damon.
- Gdzie w ogóle polazła ta Megan?- spytał Damon. Wzruszyłam ramionami i trochę mnie zirytowało to zainteresowanie.
Usłyszałam jak drzwi się otwierają i odwróciłam głowę. Megan stała w drzwiach z kuszą zwróconą w moją stronę! Jedyne co mi wtedy przyszło do głowy to: O cholera! I pewnie bym umarła z ty jednym słowem w głowie, ale nagle przede mną pojawił się Damon przyjmując na siebie strzałę wykonaną z drewna. Jego twarz wykrzywiła się w bólu. Podtrzymałam go zanim zdążył upaść. Rick i Jer odruchowo rzucili się na Megan. Jeremy popchnął ją na ścianę, a nauczyciel odebrał jej broń i przytrzymał kobietę.
- Damon…- sapnęłam i spojrzałam mu w oczy. Już je miał trzeźwiejsze oraz potrafił samodzielnie ustać, jednak widziałam, że strzała sprawia mu dyskomfort- wszystko dobrze?
- Wyciągnij strzałę- jęknął- sam nie sięgnę…
Racja- strzała wbiła mu się w sam środek pleców, do serca brakowało niewiele. Odwrócił się i stanął do mnie tyłem. Nie miałam ochoty tego robić, a jeżeli mu wyrwę kawałek skóry? Aż mną dreszcze wstrząsnęły.
- Elizabeth dalej, nie bądź taka- powiedział miłym tonem- to boli- syknął, już nie miło.
Chwyciłam za strzałę i jednym szybkim ruchem ją wyciągnęłam. Usłyszałam jak Damon raptownie wciąga powietrze. Teraz się mogłam wymądrzać, z miną w stylu „i o co tyle krzyku?” rzuciłam strzałę na stół, o który wampir się opierał.
- Brrr- Damonem wstrząsnęły dreszcze- ta suka jest martwa.
- Nie zrobisz tego- zagrodziłam mu drogę.
Uśmiechnął się zawadiacko.
- To patrz- wyminął mnie, ale złapałam go za ramię.
- Damon nie zabijaj jej.
- Bo…?
- Bo ja cię o to proszę.
- Twoje prośby już dawno straciły dla mnie jakiekolwiek znaczenie- warknął i odszedł.
Chcesz tak rozmawiać? Proszę cię bardzo… A jednak jego słowa mnie zraniły. Żadnej taryfy ulgowej, nie miał oporu, żeby kogokolwiek krzywdzić, a ja z pewnością należałam do top listy osób, które trzeba upokorzyć lub ranić. Westchnęłam zrezygnowana i udałam się w stronę Alarica rozmawiającego z Megan.
- Czemu mnie chciałaś zabić?
- Przepraszam, nie wiedziałam, że jesteś Elizabeth Gilbert- była przestraszona, plątała się, dukała… ogółem chodziło o to, że Meg myślała iż jestem Katherine Pierce.
- Czemu tak myślałaś i skąd znasz Katherine?
- Kiedy Isobel żyła przychodziła tu czasem, w co drugą niedzielę w punkt godzina siedemnasta. Wtedy było najmniej ludzi na uniwerku, jednak ja wtedy miałam zmianę na recepcji. Po pół roku Katherine zniknęła, a wraz z nią Isobel- zasępiła się na chwilę- zniknęła jak ci wszyscy ludzie, których sprawy kolekcjonowała, wyjechała tego dnia z pracy… do domu nie wróciła, nie znaleziono ani jej ciała ani samochodu- miała zacięty wyraz twarzy- zorientowałam się, że Pierce się nią albo pożywiła, albo co gorsza ją przemieniła. Myślałam, że teraz wróciła, aby okraść tajemną skrytkę Isobel, ale skoro…
- Jaką skrytkę?- zainteresował się Damon.
- To skrytka, w której Is przetrzymywała najcenniejsze przedmioty i nie mam tu na myśli milionów dolarów czy biżuterii.
- A co?- spytał Jer.
- Chodźcie- więc poszliśmy. Zeszliśmy do podziemi po zwykłych kamiennych schodach. Skręciliśmy w prawo, Megan otworzyła kluczem wielkie ciężkie drzwi i naszym oczom ukazały się jeden, dwa, trzy, cztery sejfy. Poszliśmy śladem kobiety i przystanęliśmy przy trzeciej skrytce. Zasłoniła ciałem swoje ręce i wykręciła kod. Usłyszałam głośne kliknięcie i drzwiczki otworzyły się. Czego oczekiwałam? Z pewnością nie tego! Stary dziennik, kamień i zegarek. Tak, to by było na tyle. Podeszłam bliżej.
- Mogę to na chwilę wziąć?
Mag kiwnęła głową i się odsunęła.
Wzięłam kamień do ręki. Gdyby nie pojedyncze białe fragmenty jego struktury, kamień byłby przezroczysty. Jego powierzchnia była nienaturalnie gładka. Nie dostrzegłam w nim nic niezwykłego. Jednak sam fakt, że znajdował się w tym sejfie sprawiał, że trzeba mu się bliżej przyjrzeć. Damon wyciągnął rękę w moją stronę. Podałam mu kamień starając się go nie dotknąć, jednak mimo wszystko on najpierw chwycił moją rękę, dopiero potem przedmiot. Podniosłam wzrok i zaczerwieniłam się jak piwonia. Poczułam gorąc na twarzy, więc cofnęłam rękę i przyłożyłam dłonie do policzków. Wycofałam się, żeby Rick i Jeremy też mogli się przyjrzeć. Nigdy zanim poznałam Damona nie odczuwałam podobnych rzeczy. Dlatego nie mogę pozwolić na zniszczenie tego co jest między nami. Jeżeli teraz dam za wygraną już nigdy nie pokocham nikogo tak mocno jak jego. Spojrzałam na niego i obserwowałam ruch jego ust. Mówił, ale nie słyszałam co, mimo iż stałam metr od niego. Przeniosłam wzrok na jego oczy. Przyglądał się przedmiotom z sejfu lub patrzył na pozostałe osoby, oprócz mnie. Gapiłam się na niego z fascynacją, jak małe pięcioletnie dziecko przyklejone nosem do szyby wystawy sklepu z zabawkami. On był dla mnie taką zabawką, nieosiągalną i piękną. Wszystkie dzieci ją chciały mieć, ale ja z jakiegoś powodu myślałam, że jestem lepsza od innych i będę ją miała na własność. Ale Damon nie był zabawką, to my- kobiety byłyśmy jego zabawkami. W końcu popatrzył na mnie, jednak tym razem nie spuściłam wzroku. Zadrżałam i czekałam aż przestanie na mnie patrzeć. Nie przestał.
***
O siedemnastej skończyliśmy naszą wizytę w Duke. Ładowaliśmy do jeepa pudła osobno z dziennikami Jonathana Gilberta, osobno z rzeczami z tajnej skrytki i oddzielnie z całym ekwipunkiem anty- wampirzym, na który składało się kilka kołków, biżuteria z werbeną i pierścień taki sam jak u nauczyciela. Sprawa pierścienia dalej była dla mnie nie jasna. Znalazł się karton z wszelkimi prywatnymi zapiskami Isobel i z badaniami dotyczącymi wampirów. Aż mnie normalnie zdziwiło, że ta kobieta nie zajmowała się niczym innym. Kiedy Rick przyniósł ostatnie pudło zapytałam go o pierścień. Zrobił zdziwioną minę.
- Nikt ci nie powiedział? Stefan nie wspomniał o niczym?
- O czym?- teraz to ja zrobiłam zdziwioną minę.
- Damon ubiegłej nocy mnie zabił.
- Że co?!
- Że to- warknął wampir- próbowałeś mnie zabić!
- Ale to ty mnie zabiłeś!
- I tak masz szczęście, że miałeś przy sobie ten pierścień inaczej już by cię tu nie było. W sumie co to za problem? Najpierw odciąć palec potem wyrwać serce.
- To jest groźba? Jakaś insynuacja?
Stanęłam między nimi.
- Przestańcie, nie kłóćcie się, mamy jeszcze drogę powrotną, jakoś musicie to wytrzymać.
- Żebyście się nie pozabijali siądę obok Alarica, a ty, Damon, do tyłu- powiedział Jeremy i wsiadł do samochodu. Przełknęłam głośno ślinę, chyba nawet za głośno, bo brunet na mnie spojrzał. Super mam siedzieć obok niego! Westchnęłam i usiadłam na siedzeniu pokrytym szarą tapicerką. Damon usiadł koło mnie. Odwróciłam wzrok i zamknęłam drzwi.
Po godzinie moja podświadomość zadała sobie pytanie, dlaczego Damon mnie uratował? Równie dobrze mógłby patrzeć z popcornem w ustach jak strzała mnie trafia w serce i tym samym zabija, ale nie. On postanowił ocalić moje życie.
Mimo włączonego radia wszyscy wszystko słyszeli, a ja nie miałam zamiaru rozmawiać z moim byłym przy świadkach. Nie mogłam też czekać, aż podróż dobiegnie końca i Alaric odwiezie mnie i Jeremiego pod sam dom. Napisałam smsa do Damona, no bo co miałam zrobić?
Czemu mnie dzisiaj uratowałeś?”
Usłyszałam wibracje jego telefonu. Wyciągnął go z kieszeni i się uśmiechnął. Popatrzył na mnie i napisał coś. Dostałam nową wiadomość.
Czemu pytasz? To źle, że ci uratowałem życie?”
Nikt nie mówi, że to źle. Jestem po prostu ciekawa, co się stało, że poświęciłeś swoje życie?”
Chwilę się zastanawiał, spojrzał za okno i zaczął pisać.
Dobrze wiesz czemu.”
Jasne, że wiedziałam, a raczej mogłam się domyślać.
Wiem, ale chciałabym to usłyszeć od ciebie. Mogłeś umrzeć… Zdajesz sobie z tego sprawę?”
Tak, wiem i chyba to powinno być dla ciebie odpowiedzią.”
Westchnęłam.
Dziękuję za uratowanie mi życia”
Proszę”
I to by było na tyle. Żadnych czułych słówek, żadnego niczego, niczym zwykli znajomi… nigdy nie sądziłam, że upadnę tak nisko. Jednak dalej coś do mnie czuł. Kochał mnie, ale nie chciał się do tego przyznać. Zupełnie jak wtedy zanim byliśmy razem, tyle, że wtedy przyszedł do mnie wieczorem, a teraz… szkoda słów.
Zbliżaliśmy się do Mystic Falls. Chciałam jeszcze wstąpić na cmentarz.
- Rick, mógłbyś mnie wysadzić koło cmentarza?
- Mógłbym, ale obiecałem Jennie…
- Proszę… wrócę szybko do domu, nic mi nie będzie.
- Może poczekamy na ciebie?
- Nie, wtedy będę czuła presję. Spokojnie, jestem dorosła.
- Zgoda…- westchnął i skręcił na cmentarz.
- Poczekam na ciebie przy wejściu, a potem odprowadzę cię do domu- szepnął Damon. Pochylił się i poczułam jego oddech na moim uchu. Przymknęłam oczy. Nie prostując się spojrzał mi w oczy.
- Dobrze?
Kiwnęłam głową. Damon się uśmiechnął z satysfakcją i wyprostował.
- Odprowadzę El. Odwieźcie pudła do Stefana i opowiedzcie mu wszystko czego się dzisiaj dowiedzieliśmy.
- Jasne- Alaric się zatrzymał. Pożegnaliśmy się i wysiedliśmy. Auto odjechało.
- Poczekaj tu, za dziesięć minut wrócę.
Skinął głową i usiadł na pobliskiej ławce. Weszłam na teren cmentarza i ruszyłam w stronę grobu dziadków. Zawiał chłodny wiatr, a słońce chyliło się ku zachodowi. Usiadłam na ławce i wpatrzyłam się w nagrobek.
- Dobry wieczór.
Podskoczyłam i automatycznie dłoń mi powędrowała pod szyję.
- Klaus, wystraszyłeś mnie, nigdy więcej tak nie rób!
- Wybacz moja droga.
- Muszę iść- wstałam. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć czemu jedyne czego wtedy pragnęłam to, to, żeby znaleźć się jak najdalej od niego.
- Dopiero przyszłaś…
- Muszę iść- powtórzyłam i oddaliłam się. Zastąpił mi drogę.
- Klaus, przepuść mnie.
- Niby czemu?- spytał i podszedł bliżej mnie. Cofnęłam się o krok. Jeżeli to będzie niezbędne zawołam Damona.
- Zostaw ją- warknął mój wampir. Odetchnęłam z ulgą, ale tak naprawdę stanowi mojej duszy było daleko do ulgi. Przypatrzyłam się Klausowi. Uśmiechnął się i powoli zrobił krok do tył, a następnie odwrócił się.
- Twój eks jest dalej o ciebie zazdrosny… czy wie o wszystkim co robiłaś kiedy mieliście przerwę w związku?
Nogi się pode mną ugięły. Skąd on o tym wszystkim wie? Przecież, kurde bele, nie robiłam nic strasznego. Damon popatrzył na mnie, ja na niego. Był urażony, ale nie chciał tego po sobie pokazać. Był zawiedziony, że nie czekałam na niego wiernie, ale ja nie zrobiłam nic złego! Nie miałam zamiaru patrzeć na to bezczynie.
- Nie zrobiłam nic złego! Tego nie można nawet zdradą nazwać! Przestań! O co ci w ogóle chodzi?!- podeszłam do Damona i pociągnęłam go lekko w stronę wyjścia. Jednak on stał jak posąg i patrzył na mnie swoimi lodowatymi oczami.
- Damon, chodźmy… proszę.
Spojrzał na Klausa.
- Kim ty jesteś? I czemu jesteś taki pewny swoich słów?
Blondyn się uśmiechnął i zniknął. Ścisnęłam mocniej ramię mojego byłego. Miałam ochotę się do niego przytulić, wtulić twarz w jego tors, zamknąć oczy i przeteleportować się w jakieś odległe miejsce gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Jednak Damon chyba nie miał takich planów, bo wyszarpnął rękę z mojego uścisku.
- Zostaw ją w spokoju- warknął w przestrzeń i teraz to on chwycił mnie mocno za ramię i pociągnął do wyjścia.
- Puść, to boli- jęknęłam. Wyrwałam się i wyszliśmy z cmentarza. Szliśmy dosyć powoli w stronę mojego domu. Wampir miał ręce włożone do przednich kieszeni ciemnych jeansów. Nie odzywał się ani słowem i chyba bym jednak wolała, żeby mnie opieprzał, niż milczał.
- Powiedz coś- szepnęłam.
- Coś.
- Damon, proszę, nakrzycz na mnie, powiedz, że mnie nienawidzisz, cokolwiek… ale nie siedź cicho.
Przystanął i spojrzał na mnie.
- Nie będę na ciebie krzyczał… nie jestem hipokrytą, a poza tym nie jesteśmy razem, to żadna zdrada… a jednak myślałem… miałem nadzieję…
- Że będę wiernie czekała na ciebie, aż w końcu raczysz do mnie wrócić- dokończyłam.
- Coś w tym stylu- uśmiechnął się smutno. Ruszył dalej, ponownie zapadło milczenie.
- Z kim?
Przewróciłam oczami.
- Ze Stefanem.
- Z czyjej inicjatywy?
- Mojej.
- A w sumie? Ile razy?
Zastanawiałam się chwilę.
- D... Dwa.
Popatrzył na mnie. Jezu, ale był wściekły. Widziałam obłęd w jego oczach.
- To dużo. Za dużo. Nawet nie wiem kiedy.
- Przy jednym przecież byłeś…
Ściągnął brwi.
- Nie przypominam sobie.
Co?!
- Nie pamiętasz jak pocałowałam Stefana?!
- Pamiętam i co?
- Mówiłeś, że nie pamiętasz.
- Chwila. Nie spałaś z nim?
- No nie! Mówię tylko o pocałunkach, a ty co myślałeś?! Nigdy nie spałam z nikim oprócz ciebie i nawet nie mam zamiaru. Seks jest… bardzo intymny- odchrząknęłam- nikt oprócz ciebie… nie wydaje mi się odpowiedni… nie potrafiłabym tego zrobić z kimś… kimś innym- skończyłam i weszłam na werandę. Damon stał przed schodami, a ja na najwyższym drugim stopniu. Patrzyłam na niego trochę z góry. Mimo iż stałam dwa schodki wyżej byliśmy prawie równi. Brunet położył ręce na moich biodrach, a ja swoje na jego ramionach. Patrzyliśmy sobie w oczy nic nie mówiąc. Damon wszedł na stopień, potem na kolejny i znowu był ode mnie wyższy. Stanęłam na palcach z zamiarem pocałowania go i nagle drzwi się otworzyły. Odsunęłam się od niego. Jenna stała i patrzyła na nas. Była trochę zła.
- Jest późno, powinnaś już wejść do środka.
Westchnęłam i rzuciłam mu tylko spojrzenie na do widzenia. Kiedy tylko drzwi się zamknęły ruszyłam na górę.
- Ej, co ty wyprawiasz!
- Nie chcę o tym rozmawiać. Jeremy jest na górze?
- Tak, El…
- Dobranoc, Jenna.
- Dobranoc.
Otworzyłam drzwi swojego pokoju i padłam na łóżko. Było tak blisko! Myślałam, że mnie coś zaraz trafi. Wzięłam piżamę i udałam się do łazienki. Woda spływała po mnie, a ja mocno szorowałam całe swoje ciało. Problemy i kłopoty nie chciały ze mnie spłynąć, więc zaprzestałam czyszczenia swojego ciała kiedy każdy jego centymetr był mocno zaczerwieniony. Gorąca woda sprawiała, że mnie wszystko szczypało. Wysuszyłam włosy i wyszorowałam bardzo dokładnie zęby. Dziąsła mi krwawiły, ale po wypłukaniu ust płynem przestały. Schowałam buteleczki z mydłem o zapachu ciastek oraz lodów waniliowych i z szamponem o zapachu brzoskwiniowym i przebrałam się w piżamę. Od razu lepiej. Chciałam jeszcze iść do Jeremiego, ale się okazało, że nie będzie dla mnie nic trudniejszego, bo na parapecie siedział Damon! Uśmiechał się łagodnie. Chciałam do niego podbiec, ale po dwóch krokach przyhamowałam. Wampir wstał i w wampirzym tempie do mnie podszedł. Damon widział moje podekscytowanie, rozbawiło go to. Jego uśmiech rozbudził we mnie jeszcze większe pożądanie. Pochylił się i w końcu nasze usta się spotkały. Naparłam na niego całym ciałem i wpiłam się mocniej w jego wargi. Cofnął się jednak nie przestał mnie całować. Zrobił krok do przodu, ja się cofnęłam, potem kolejny i kolejny. Byliśmy prawie przy łóżku. Skupiałam się tylko na jego ustach, na tym jakie są wilgotne i gorące, jaką mi sprawiają przyjemność. Jęknęłam i wyczuwając łózko na łydkach, pociągnęłam nas do tyłu. Damon delikatnie mnie ułożył na kołdrze. Rękami sunął wzdłuż mojego ciała. Przymknęłam oczy i ponownie jęknęłam.
- Damon…- czułam jak dłonie zanurza pod materiał mojej piżamy i kładzie je na moich piersiach- Och, Damon…
Zjechał ponownie w dół i zdjął ze mnie koszulkę na ramiączkach. Przyległam do jego piersi i wysunęłam język by muskać nim jego język i wargi. Zszedł ustami na moją szyję, potem na dekolt i piersi. Delikatnie położyłam palce na jego włosach i wpatrzyłam się w sufit co chwilę dając się ponieść emocjom i szepcząc jego imię. Wampir oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie. To niesprawiedliwe, ja nie miałam bluzki, a on był kompletnie ubrany. Zaczęłam rozpinać mu koszulę, guzik po guziku, kiedy już ją rozpięłam zsunęłam ją z jego ramion. Dotknęłam opuszkami palców jego ramion, a potem dotykałam każdego idealnie ukształtowanego mięśnia klatki piersiowej i brzucha. Widziałam jaką przyjemność mu sprawiałam przesuwając po jego ciele dłońmi. Nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam go w szyję, potem stopniowo schodziłam w dół. Jednak nie było to wygodne, musiałam być na górze.
- Pozwól mi być na górze- poprosiłam i z całej siły odbiłam się od podłoża, żeby przeturlać się i być nad nim. Usiadłam na wampirze okrakiem i opadłam na niego powoli. Ucałowałam jego policzki, potem usta i szyję. Przejechałam nosem po wgłębieniu pomiędzy obojczykami i zaciągnęłam się jego zapachem. Muskałam wargami jego ciało i delikatnie je głaskałam. Zniżyłam się i ustami przejechałam wzdłuż brzucha, rozpięłam mu guzik od spodni, a następnie rozporek, zahaczyłam palcami o szlufki i pociągnęłam je w dół. Jednak Damon przytrzymał spodnie. Popatrzyłam na niego krzywo. I nagle w mgnieniu oka znów zawisnął nade mną okręcając nas obydwoje kołdrą wokół pasa. Położył się na mnie lekko dotykając swoją piersią moich piersi. To była niema rywalizacja, o to, kto pierwszy ulegnie. Czyje pożądanie jest tak duże, że nie wytrzyma napięcia.
 Poczułam jego rękę idącą w górę po mojej nodze, wsunął ją w moje spodenki. Dreszcze wstrząsnęły moim ciałem, jęknęłam cicho i zamknęłam oczy. Jestem w niebie. Chyba jednak to ja pierwsza ulegnę. Obniżył linię mojej piżamy, ale nie dałam się i przytrzymałam ją w ostatniej chwili.
- Spróbuj mnie przekonać- szepnęłam mu do ucha i dotknęłam go ustami. Wpięłam palce w jego włosy i lekko je szarpnęłam- przekonaj mnie- powtórzyłam i z włosów dłonią zjechałam na kark, a następnie na plecy. Jego wargi pieściły moje, a ja cicho jęczałam, gdy je szarpał zębami. Całował moją szyję tak delikatnie i tak czule jakbym zaraz miała się rozsypać w drobny mak, a to mnie strasznie podniecało.
- Damon...- odetchnęłam głęboko, poczułam jak ustami jest na granicy moich spodenek. Czułam jak cała pulsuję, Damon, proszę… weź mnie! Jednak on powrócił do góry. 
- Zrób to- wydusiłam i spojrzałam mu w oczy, uśmiechał się triumfalnie- Damon, błagam cię, kochaj się ze mną, rozbierz mnie, wszystko co tylko chcesz…
- Nie musisz się powtarzać- wyszeptał i jednym szybkim ruchem mnie rozebrał. Rzucił resztę swoich ubrań na bok.
- Rozchyl nogi.- zamruczał, kiedy wykonałam polecenie.
- Nie musisz się powtarzać- zacytowałam go i chwilę potem leżał na mnie.
- Przestań mnie torturować- jęknęłam- zrób to.
Zrobił. W ostatniej chwili Damon zakrył mi buzię. Jeżeli pozwoliłby mi na krzyk Jenna i Jeremy przyszliby do mojego pokoju, a tego nie chcieliśmy. Wampir zastygł w ruchu, aż się nie uspokoiłam.
- Aż tak ci mnie brakowało?
- Mniej więcej…
Uśmiechnął się i zaczął powoli poruszać. Patrzyłam mu w oczy od czasu do czasu odgarniając pojedyncze pasemka opadające mu na oczy lub czoło.
- Jesteś taka...- zagryzł wargę i zacisnął powieki. Objęłam go nogami wokół bioder i wyszeptałam jego imię. Przymknęłam powieki. Dotknęłam jego ramion, przeniosłam się na szyję, a potem nie wiedząc już co ze sobą zrobić w przypływie namiętności wodziłam dłońmi po plecach od góry do dołu na dłużej zatrzymując się na jego, jakże zgrabnym, tyłku. Zacisnęłam palce na czarnym materiale i jęknęłam w reakcji na jego pieszczoty. Podparł się po obu stronach mojej głowy na łokciach, a palce wpiął w moje włosy ugniatając je i masując. Łóżko poruszało się w tempie, jakie narzucił Damon. Jęknęłam czując bliskość spełnienia.
- Otwórz oczy, spójrz na mnie- wysapał pogłębiając swoje ruchy.
Ale ja nie mogłam, nie byłam w stanie otworzyć oczu.
wszystko odmawiało mi posłuszeństwa.
- Spójrz mi w oczy- szepnął, czy też wysapał i dotknął swoimi ustami moich. Otworzyłam oczy i pochwyciłam jego spojrzenie. Widziałam jak jego tęczówki wypełnia podniecenie, a źrenice są nadnaturalnie rozszerzone- czujesz jak głęboko jestem?
- Tak... Damon, błagam…- poczułam jego usta na swoich. Przyśpieszył i już nie odwzajemniłam pocałunku, tylko szeroko rozwarłam usta i z mojego wnętrza wyrwał się jęk stłumiony przez wargi Damona. Byłam świadoma tylko tego, że zaraz nastąpi długo wyczekiwana przeze mnie chwila.
- Nie przestawaj- jęknęłam wbijając paznokcie w jego szyję i nagle przestał się ruszać- nie przestawaj!- prawie krzyknęłam. Zaśmiał się krótko i oparł czołem o moje czoło. Otworzyłam oczy i dostrzegłam jak mój wampir zaciska z każdym kolejnym ruchem mocniej powieki. Jęknął. Najpierw ciszej potem trochę głośniej. Zakryłam mu usta dłonią, a on mi, chyba przewidział moją reakcję. Wykonał ostatni mocny ruch. Krzyknęłam.
Leżałam pod nim, a moje ciało było sparaliżowane, przyjemny dreszcz przepłynął przeze mnie i nie pozwolił mi otworzyć oczu. Byłam odprężona i zadowolona, ale czy zaspokojona? Na pewno nie. Spojrzałam w cudne oczy bruneta i nieśmiało poprosiłam o jeszcze. Zgodził się. Kiedy skończyliśmy błagałam o dalszy ciąg i znów się zgodził.
- Twoje włosy pachną brzoskwiniami, a twoje ciało…- przesunął nosem wzdłuż mojej szyi- nie umiem określić tego zapachu.
- Ciasteczka i lody waniliowe- pomogłam mu.
- Tak, to, to- zgodził się i pocałował mnie w górną wargę.
- Podczas naszej przerwy nie byłam z żadnym mężczyzną, a ty?
- A ja mogę z czystym sumieniem odpowiedzieć, że też nie byłem z żadnym mężczyzną.
Starałam się nie roześmiać, jednak moje starania były daremne.
- Damon…
- Wspominałem już jak bardzo mi się podoba jak leżysz pode mną i z nutą podniecenia w głosie wypowiadasz moje imię?
- Z nutą podniecenia powiadasz? A skąd wiesz, że nie udaję?
Uśmiechnął się i zanurzył rękę pod kołdrę. Schodziła w dół nie zatrzymując się choćby na chwilę, dotknął mojego uda, a potem przesunął ją na jego wewnętrzną stronę. Pojechał ręką w dół, a potem w górę, za każdym razem wracał na dół, lecz tym razem zamiast pojechać dłonią w stronę kolana, on nadal jechał do góry.
- Damon…
- Po pierwsze jesteś zbyt niewinna i bezbronna, żeby udawać, że jest ci dobrze…
- Nie jest…
- Nie przerywaj mi. Jesteś bardziej bezbronna niż mała mrówka na ruchliwym chodniku, wystarczy, że zrobię- jęknęłam i wbiłam z całej siły paznokcie w jego szyję- właśnie tak i jestem teraz w stanie cię przekonać do wszystkiego. Po drugie jesteś trochę za mało doświadczona i trudno by ci ukryć te wszystkie jęki…
- Damon…
- To właśnie lubię. Powtórz to.
- Damon…- wszedł we mnie by zakończyć to co zaczął- Damon...- powtarzałam jego imię jak w transie, jak mantrę, to chyba jedyne słowo jakie potrafiłam wypowiedzieć, a jego to podniecało i podbudowywało jego męskie ego, każdy facet lubi doprowadzać kobietę do krzyku, ale tylko jeżeli chodzi o sypialnię.
Otoczona jego ramieniem i zapachem zasnęłam zastanawiając się jak długo ten błogi stan będzie trwał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz