-
Przemieniłeś ją…
-
Prosiła o to, nie mogłem jej odmówić. A ty byś odmówił? Znaczy
się stary ty, bo teraz to można najzwyczajniej pomarzyć o dawnym
Stefku. Czy rozpruwacz by odmówił?
Milczałem.
Nie, rozpruwacz by nie odmówił, on nigdy nie odmawiał krwi,
szczególnie pięknych kobiet. Jednak już nie jestem tym mordercą.
Zmieniłem się, bardzo.
-
Nic nie mówisz, z pewnością by nie odmówił. Co to się z tobą
porobiło? Wybaczcie, drogie panie, czas kończyć imprezę. Raz,
raz, wychodzić… oprócz ciebie- wskazał na brunetkę- ty
pójdziesz ze mną. Nawet się nie przejął pozostałymi, żeby
czegoś nie zdradziły komuś. Zauroczyłem je i kazałem zakrywać
rany, kiedy wyszły odetchnąłem z ulgą. Tamte są już bezpieczne,
ale jednak będą straty w ludziach. Usłyszałem krzyk dziewczyny,
sam już nie wiedziałem, czy z podniecenia, czy z bólu.
***
Otworzyłem
oczy i od razu poczułem zapach krwi. Jak miło… trup dziewczyny
leżał bezwładnie obok mnie, pościel była zakrwawiona, a butelki
obok łóżka ziały pustkami. I to jest życie! Jezu, jak mogłem z
tego zrezygnować? Jednak teraz byłem wolny, bez niczego, bez
nikogo. Wolny! Otworzyłem okno na oścież. To jest zapach
niezależności. Podszedłem do komody i mój wzrok spoczął na
wisiorku. Coś mnie ścisnęło w środku, czy to poczucie winy? A
może tęsknota? Mimo wszystko nie dało się przeskoczyć
rzeczywistości. Ale zawsze można ją ignorować. Grunt to mieć do
wszystkiego dystans… Rzuciłem książką o ścianę. Jak ona mogła
mnie zostawić?! Czy było jej źle ze mną?! Rozumiem, że poczuła
się zraniona, no ale nie zrobiłem tego specjalnie! Przecież gdybym
wiedział, że to ta cała Katherine to bym jej nawet nie dotknął!
Robi z tego aferę, dobra poniosło mnie trochę z tymi jej
rodzicami, faktycznie mogłem się zamknąć, ale już we mnie
wszystko było wzburzone i nie wytrzymałem. Marzyłem tylko, żeby
się zamknęła i sobie poszła. Teraz tego żałuję… chociaż,
miło wrócić do dawnych czasów, kiedy pierwsze co widziałem po
przebudzeniu to trup pięknej kobiety i nie mam zamiaru w najbliższej
przyszłości z tego rezygnować. Irytuje mnie trochę ta sprawa
Isobel. Naturalnie, że ją pamiętam, mało kiedy trafia się osoba,
która szuka nałogowo wampirów, aby ją ktoś przemienił. Niech
historyk lepiej sobie uważa, bo jak mnie będzie denerwował to go
zabiję i po kłopocie. Ciekawe, gdzie się teraz podziewa pani
Saltzman… Była taka nieszczęśliwa kiedy do mnie przyszła…
błagała mnie, groziła, wszystko za to, żeby stać się wampirem.
Chciała od życia więcej niż wierny mąż, dobra praca i odchowane
dzieci, chciała nieśmiertelności, wiecznej zabawy bez
konsekwencji, jak każdy… no to dostała.
***
Ból
mi rozsadzał głowę. Jezu… skróć me męki i wyłącz ten
pieprzony budzik! Caroline… wyłącz to… czemu mnie nie słyszysz?
Wyłączcie to… Wyciągnęłam rękę, już prawie… ktoś mnie
popchnął tyłkiem. Wyłączyłam budzik i spadłam z łóżka.
-
Laski, przesadziłyśmy- podparłam się na łokciach. Caroline spała
obok Bonnie… teoretycznie też spała na łóżku, chociaż…
obecnie to Car przytulała się do jej nogi.
-
Hej, jest 7.10… spóźnimy się…
-
Kij z tym- mruknęła blondynka- matko, co to jest?!- Podniosła się
szybko i odrzuciła mulatkę, a raczej jej nogę, od siebie. Ona też
wylądowała na ziemi.
-
Au!
-
Cicho… głowa mi pęka…
-
Mi też… Dopiero piątek, a ja już nie potrafię podnieść tyłka
z łóżka.
Powlekłyśmy
się na śniadanie. Pić, pić, dużo picia. Soku, wody.
-
Wody- sapnęła Car- wody…
-
Kac gigant…- Bonnie postawiła dzbanek z wodą na stole i sama nie
wiem co chciała zrobić, ale tak jakoś wyszło, że metalową łyżką
uderzyła w naczynie. Ten dźwięk się rozszedł po całym moim
ciele. Zakryłam dłońmi uszy, a blondynka wyrwała jej z ręki
łyżkę.
-
Chcesz nas zabić?- wrzuciła do szklanek aspirynę. Słyszałam, jak
każda tabletka robi niemiłosierny hałas. Tak głośno się
rozpuszczały.
-
Pierdole, nie idę do szkoły, moja głowa…- jęknęłam i
położyłam głowę na zimnym blacie, od razu lepiej…
-
Musimy- szepnęła Bonnie i zaczęła pić wodę w której była
rozpuszczona tabletka na ból głowy.
-
Wiem… Niech mnie ktoś przytuli…- i faktycznie mnie od razu
przytuliły, jednak zdecydowanie nie o to mi chodziło. Caroline
zauważyła to.
-
Już za nim tęsknisz… Zbyt mocno go kochasz…
-
Zabijcie mnie. Usunęłam jego numer z komórki, to nic, że go znam
na pamięć. Nie chcę go dzisiaj widzieć, nigdy go nie chcę
widzieć, Boże, ja go nawet nie lubię…
-
Mnie to mówisz, jeżeli któryś z tych dwóch pajaców dzisiaj
stanie mi na drodze… to ich pobiję.
***
-
Jak się czujesz?
-
Nigdy nie czułam się lepiej- mruknęłam i napiłam się wody.
Stefan przyjrzał się Caroline i Bonnie, których głowy spoczywały
na stole.
-
Co wyście piły, że jesteście w takim stanie?
-
Wszystko…- oparłam głowę o jego ramię- Zabierz mnie stąd, ja
chcę do domu, do łóżka…
-
Przykro mi, ale jeszcze musisz wytrzymać. A co do historii, to nie
musisz się martwić, Saltzman jest dla ciebie nie groźny.
-
Dla mnie… a dla ciebie i… Niego? Ogółem wszystkich oprócz
mnie?
-
Jeżeli chodzi o Da…
-
Nie wymawiaj tego imienia.
Westchnął.
-
Do kiedy masz tak zamiar robić?
-
Jak najdłużej się da. Co z historykiem?
-
Jest łowcą wampirów na emeryturze, Damon przemienił jego żonę,
takie tam dyrdymały.
Podniosłam
się i popatrzyłam na niego.
-
Po pierwsze- miałeś nie wymawiać jego imienia, a po drugie- jak to
ją przemienił?
-
Po prostu ją przemienił, ponoć go o to prosiła…
-
A ty mu uwierzyłeś?- prychnęłam i ponownie się o niego oparłam.
-
Biorąc pod uwagę zainteresowania Isobel, to możliwe. Była
zafascynowana wampirami, szukała nas… chciała udowodnić, że
istniejemy.
-
I nie wiadomo gdzie ona teraz jest?
Pokręcił
głową.
-
Ale po co Saltzman chce ją odnaleźć?
-
Nie wie, że została przemieniona, jemu chodzi raczej o zemstę,
pyta gdzie zostawił jej ciało, chociaż i tak nic mu po tym,
zaginęła przed paroma laty.
-
Jej ciało rozpadłoby się już tysiąc razy.
-
Wiem.
-
A pierścień?
-
Dostał go od Isobel, nic poza tym o nim nie wiemy.
Zadzwonił
dzwonek. Przyjaciółki zakryły sobie uszy, zrobiłam to samo. Kiedy
już zaprzestali wiercić mi dziurę w głowie poszłyśmy z Carol na
matematykę. Quito zrobił powtórzenie, jeszcze trochę i mój mózg
eksploduje… spojrzałam na blondynkę. Ona prawie spała, przez
cały dzień nie pozbyłyśmy się bólu głowy, oczy mnie piekły,
czułam się koszmarnie! Kiedy siedziałam tu przedwczoraj cieszyłam
się, że nie mam dylematów sercowych, no i masz babo placek!
Westchnęłam i po raz kolejny tego dnia na korytarzach rozbrzmiał
dzwonek.
-
Najchętniej to bym poszła do domu.
-
Najchętniej to bym zakopała się w łóżku i nigdy nie wychodziła,
poczekałabym aż miną dwa lata i dopiero potem bym wstała.
-
Najchętniej to bym zjadł batona- popatrzyłyśmy równocześnie na
Davida, a on na nas- no co?
-
My tu przeżywamy tortury cały dzień, a ty mówisz o jedzeniu?
Przewrócił
oczami i położył torbę na ławce.
-
Miło, że ja nie mam takich problemów.
-
Chyba jednak najlepiej jest być singlem.
Objął
nas obydwie ramionami.
-
Dziewczyny, jesteście zbyt piękne, żeby przejmować się takimi
frajerami- pocałował mnie w policzek, a potem Caroline. Zaśmiałyśmy
się no i wszedł Tyler. Myślałam, że blondynka odskoczy od Dave’
a, ale nie, jakby go w ogóle nie zauważyła dalej z nami
rozmawiała. Skoro tak, to też się nie będę przejmowała, złość
piękności szkodzi. Potem poszła do ławki.
-
Dałaś mu wycisk?- wiedziałam o co pyta.
-
Jeszcze się pytasz.
-
Uderzyłaś go?
-
Pytasz o to z takim entuzjazmem, że nie wiem co sobie myśleć…
-
Nie no, po prostu… należało mu się, a poza tym, dzisiaj się
prawie nie uśmiechasz, masz ponurą minę…
-
Gdybyś wczoraj wypił tyle co my, też byś dzisiaj był wypluty.
-
Wątpię.
-
Zakład?
-
A o co?
-
O flaszkę.
-
Zgoda. Car? Przebij. W przyszłym tygodniu pijemy razem, bo dzisiaj
to bym się chyba porzygała.
-
Nie ma sprawy. Przegrasz.
-
Żebyś się nie zdziwił…
***
Po
szkole pojechałam prosto na cmentarz. Miałam też cichą nadzieję,
że spotkam Klausa, może pomoże mi w sprawie Katherine.
Przejechałam koło białej willi, która mnie przerażała i po
chwili podjechałam na cmentarz. Wspięłam się na pagórek i
usiadłam przy nagrobku.
-
Hej, jak tam? Moje życie się wali… nie myślcie sobie, że to
tylko dlatego, że nie ma przy mnie D... Damona, nie, to przecież ja
go rzuciłam. Brakuje mi go jednak… Dowiedziałam się, że
Saltzman jest łowcą na emeryturze, a co do pierścienia… nic
szczególnego, albo Stefan nie powiedział mi wszystkiego. Mam w nim
teraz wsparcie, wiecie? Miło mieć takiego przyjaciela, David też
mi pomaga, w ogóle cieszę się, że poznałam takich ludzi…
Dręczy mnie jeszcze sprawa Katherine, czego ona chce? Ta kobieta,
jest jedną wielką zagadką. Oby się nie okazała taką jak Amanda,
nie mam zamiaru po raz kolejny umierać i się narażać tym na
górze… Muszę iść, głowa mnie boli, nie najlepiej się czuję-
w moim brzuchu zapanowało wielkie poruszenie- i do tego chyba jestem
głodna, bo kiszki mi marsza grają. Jutro też przyjdę…
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę auta. Już je miałam
otwierać kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
-
Witaj Elizabeth.
Odwróciłam
się i uśmiechnęłam.
-
Klaus, tak myślałam, że cię tu zastanę.
-
Czyżbyś miała jakąś sprawę do mnie?
-
Pytanie.
Podszedł
bliżej.
-
Słucham.
-
Kim jest Katherine?
Nie
zaskoczyłam go tym pytaniem.
-
Katherine… moja droga Katherine… jest piękną, przebiegłą,
sprytną suką, która kocha tylko siebie i wiesz, poza wyglądem
posiadacie jeszcze jedną wspólną cechę.
-
Jaką?- jaką mogłabym mieć wspólną cechę z jakąś dziwką?
-
Potraficie zawalczyć o swoje, dlatego nie należy was lekceważyć.
Ja popełniłem ten błąd, zlekceważyłem ją, teraz żałuję…
czy rozwiałem twoje wątpliwości?
-
Częściowo- przyznałam. Musiałam rozwiązać zagadkę kim do
cholery jest Katherine?
-
Jak ma na nazwisko?
-
Pierce.
-
Skąd ją znasz?
-
Przesłuchanie?
-
Wybacz, ale chodzi po mieście i się pode mnie podszywa. Chyba mam
prawo wiedzieć, kim ona do cholery jest, bo na pewno nikim
nastawionym przyjaźnie!
Westchnął
i podszedł bliżej.
-
Świat z reguły nie jest nastawiony przyjaźnie, od samego początku
są utrudnienia, na swojej drodze każdy spotyka problemy każdego
stopnia. Od tych najbardziej błahych po te najtrudniejsze do
przeskoczenia. Kat zalicza się do tej drugiej grupy.
-
Jest… wyjątkowa?
-
O tak, ty też jesteś wyjątkowa, każdy jest wyjątkowy, tylko nie
każdy w taki sam sposób. Twój… były… chłopak jest wyjątkowy,
jego brat, twoja przyjaciółka…
-
Co ma do tego Caroline?
-
Nie o niej mówię…
Bonnie…
ona jest przecież… czarownicą… zrozumiałam. Mój były-
wampir, jego brat- wampir.
-
Babcia twojej przyjaciółki i wiele, wiele innych. Katherine też
jest wyjątkowa i ty też…
-
Ja nie jestem- powiedziałam z determinacją.
-
Jesteś tego pewna? Nie zastanawiałaś się dlaczego inni cię mylą
z Katherine? Dlaczego wyglądacie tak samo? Czego ona może chcieć
od ciebie? Istoty ludzkiej, która z pozoru niczym niezwykłym się
nie wyróżnia.
Nachylał
się nade mną. Poczułam jego oddech na swoim uchu.
-
Skąd o tym wszystkim wiesz?- szepnęłam. Cicho się zaśmiał.
Wstrzymałam oddech, jego usta były tak blisko mojej szyi.
-
Ja wiem wszystko...
Odsunął
się lekko i nasze nosy prawie się stykały. Lekko wypuściłam
powietrze. Spojrzałam na jego usta, on na moje i nagle zniknął.
Rozpłynął się w powietrzu. Rozejrzałam się dookoła
zdezorientowana. Gdzie on się podział? Klepnęłam się lekko w
policzek. Muszę się ogarnąć. Muszę się ogarnąć. Muszę się
ogarnąć. Muszę…
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
-
Jenna?!
Cisza.
Pewnie została dłużej w pracy. Głowa mnie jeszcze pobolewała,
ale nie tak intensywnie jak rano. Poszłam do pokoju i otworzyłam
okno. Świeże powietrze wypełniło pomieszczenie. To było dziwne…
czułam pożądanie do kogoś innego niż… Damon. Nie ma sensu
unikać tego tematu, lepiej się przyzwyczajać do bólu. Klaus jest
chyba wampirem, mam powody, żeby tak przypuszczać. Po pierwsze:
Porusza się zbyt szybko jak na człowieka, po drugie: wie dużo, o
wiele za dużo. Zeszłam na dół i nastawiłam wodę na makaron.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. O, Jenna…
-
Stefan?- zdziwiło mnie to.
-
Nie spodziewałaś się mnie, co?
-
Nie, wejdź… Mam nowe wieści o Katherine. Spotkałam dzisiaj
Klausa i…
-
Klausa? Klaus, Klaus… mówi mi to coś.
-
Czyli dobrze myślę, że jest wampirem?
-
Chyba tak… musiałbym go zobaczyć, gdzie mieszka?
-
Niedaleko cmentarza, w takiej wielkiej białej willi. On wie o
wszystkim, zdziwiło mnie to. Wie o Tobie, Damonie, Bonnie i jej
babci...
-
Czyli może być naprawdę stary.
-
Możliwe, nic szczególnego się nie dowiedziałam, poza tym, że
Katherine jest wampirem i ma na nazwisko Pierce…
-
Pierce… nie wiem, chyba nie znam… coś jeszcze?
-
Jest chyba groźną przeciwniczką, Klaus żałuje, że ją
zlekceważył.
-
Alaric mi obiecał, że udostępni mi dokumenty i zapiski Isobel.
Może tam coś będzie. Przyszedłem się ciebie zapytać, czy chcesz
iść ze mną do niego po to.
-
Jasne- popatrzyłam na gotująca się wodę, dam radę do kolacji.
Wyłączyłam kuchenkę i zdjęłam wodę. Zarzuciłam na siebie
bluzę.
-
Możemy iść.
Zamknęłam
dom i kiedy się odwróciłam ujrzałam samochód Stefana. Wiedziałam
tylko, że go posiada, a nie jaki jest. Oto stało przede mną
czerwone, lśniące Audi. Zagwizdałam.
-
Ale cacko…
-
Prawda?- spytał podekscytowany.
Po
dosyć krótkim czasie byliśmy już w mieszkaniu Saltzmana. Jak to w
mieszkaniu nauczyciela, było dużo papierów. Ściany były
pomalowane na oliwkowo, przynajmniej w salonie, bo reszty nie
widziałam. Ale nie wystrój mieszkania jest najważniejszy, tylko
jego właściciel. Nauczyciel przyniósł z innego pokoju kolejne
pudła. Było ich ogółem cztery. Mało, jak na dorobek całego
życia.
-
Tylko tyle?- spytałam.
-
Więcej jest na Uniwersytecie w Duke. Tego jest naprawdę dużo.
Możemy tam pojechać w ten weekend.
-
Dobra…- test z matematyki… kurde, jak go zawalę to przez nich.
Stefan
wziął trzy pudła, mi zostawił tylko jedno, znalazł się
gentleman.
Podjechaliśmy
pod jego dom.
-
Muszę?
-
A jest to dla ciebie wielki problem?
Popatrzyłam
w stronę budynku. W sumie to nic się nie stanie, jeżeli spojrzę
mu w oczy… jego piękne, błękitne oczy. Tylko raz na niego
spojrzę, tylko raz… Wysiadłam i wzięłam dwa kartony. Stefan
przewrócił oczami, ale zaraz ruszył przede mną. Otworzył drzwi.
Poczułam uścisk w gardle, brzuch mnie zaczął boleć, a w głowie
mi się zakręciło, gdy tylko usłyszałam Jego głos. Co jest?!
-
Stefan, nareszcie…- zamilkł kiedy mnie zobaczył. Westchnęłam.
Damon to najseksowniejszy facet jaki kiedykolwiek chodził po ziemi.
Napięcie wisiało w powietrzu, cisza nigdy tak bardzo mi nie
ciążyła.
-
Czego chcesz?
-
Niczego od ciebie- warknęłam i wyminęłam go, co on sobie
wyobraża?
Stefan
postawił kartony na podłodze w salonie, a ja poszłam w jego ślady.
-
Co to jest?
-
Dokumenty Isobel.
-
Po co one wam?
-
Dobrze by było wiedzieć czego się dowiedziała o naszym gatunku…
-
Co może o nas wiedzieć człowiek, czego my nie wiemy? Stef,
zastanów się.
Blondyn
tylko wzruszył ramionami i zaczął wyciągać rzeczy z pudła. Co
my tu mamy? ?Ile papierów, no, no. Wyjęłam białą teczkę i
przejrzałam jej zawartość. Jak zabić wampira, jak go torturować…
Z jednej strony ciekawe po co jej takie informacje? Pochodzenie… To
może być ciekawe, zawsze byłam ciekawa skąd się wzięły
wampiry… Najstarsze wampiry… Pierwotni… przemienieni przez
czarownicę w istoty nocy… Najstarszy z nich… Mikael… Posiadał
synów i córkę… Rebekah, Kol, Niklaus, Elijah, Finn… aby żadne
z nich nie umarło matka je przemieniła… troska nią kierowała i
tyle. Nigdy nawet nie rozmyślałam nad taką wersją.
Wróciłam
do przeglądania dokumentów.
-
Dziennik Jonathana Gilberta…
-
Kogo?
Podeszłam
do niego. Stefan trzymał w rękach stary, zniszczony pamiętnik.
-
Rok 1863… Rok przed naszą przemianą…
Damon
zaintrygowany podszedł i pomógł wyciągać rzeczy z pudła, kiedy
koło mnie przeszedł aż mi w uszach zapiszczało. Spojrzał na
mnie, a ja na niego. Na myśl mi przyszło stwierdzenie: Gdyby
spojrzenia mogły zabijać…
-
Pamiętasz Gilbertów? Ich rezydencję?
-
Tak, pamiętam, jedna z rodzin założycieli to Gilbertowie.
-
Ale po co jej te dzienniki?
-
Jest ich więcej?- spytałam.
-
Tak, są trzy… Ostatni kończy się na 1866 roku.
-
Na jakim wydarzeniu?
-
Trudno powiedzieć… Tu jest tylko napisane: „ 6 czerwca 1866,
przeżyłem swoją śmierć, wiem, to nieprawdopodobne, ale jednak…
Nie jestem wampirem, jestem wciąż człowiekiem. Sądzę, że to
dzięki…” koniec.
-
Jak to, koniec? Nic więcej?- zirytował się Damon i wyrwał
Stefanowi książkę. Przewertował ją i już z większym spokojem
odłożył na ziemię- Z resztą, nie obchodzi mnie to szczególnie-
przybrał maskę dupka-aroganta i ze szklanką wypełnioną whiskey
udał się do swojego pokoju.
-
Zachowuje się jak duże, rozkapryszone dziecko- mruknęłam, kiedy
usłyszałam, że zamknął drzwi.
-
Trochę go podłamało, że go rzuciłaś, ale się nie chce do tego
przyznać.
-
Męska duma- prychnęłam i wyjęłam drewnianą szkatułkę.
Otworzyłam ją i otoczył mnie piękny zapach. W środku, było
kilka bransoletek, naszyjników, pierścieni… wyglądały jakby
były zrobione z bursztynu, ale raczej nie były. Pewnie werbena.
Stefan się skrzywił i zajął się drugim pudłem. Nie znaleźliśmy
niczego co by nas szczególnie powaliło na kolana.
-
Nic ciekawego, poza kilkoma informacjami- westchnęłam wychodząc z
auta Stefana- O której jedziemy do Duke?
-
O 8… jedziesz ty, Alaric… i Damon- otworzyłam szerzej oczy.
-
Co? Ale czemu?! Przecież wiesz, że z tego nic dobrego nie wyniknie…
-
Muszę zostać w mieście, pilnować tego wszystkiego tutaj. Damon
znał Isobel, bardziej tam pomoże niż ja…
-
Ale mnie wrobiłeś- mruknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.
Odwrócił mnie do siebie przodem i wziął moją twarz w dłonie
zmuszając mnie tym samym na spojrzenie w jego oczy.
-
Nie zwracaj na niego uwagi, a będzie dobrze.
Pod
wpływem bardzo głupiego impulsu stanęłam na palcach i pocałowałam
go w usta. Chwyciłam go za włosy, a jego dłonie zjechały na moją
talię. Nie potrafiłam przestać, przerwać tego, a najgorsze było
to, że nie chciałam. Musnęłam jego język swoim i poczułam jak
zadrżał. Odsunęłam się od niego i popatrzyłam w jego zielone
oczy. Nie powinnam była tego robić.
-
Do zobaczenia – szepnął, wsiadł do samochodu i odjechał. No i
do jasnej cholery zostawił mnie z moimi myślami sam na sam.
***
To
było niesamowite, pocałowała mnie. Z własnej woli… Wbiegłem po
schodach z uśmiechem i od razu miałem zamiar się skierować do
barku z alkoholem, ale nie ma tak dobrze. Zastałem Damona siedzącego
w fotelu, popijającego Burbon i wpatrzonego w ogień w kominku, a
obok niego na ziemi leżały zwłoki Alarica!
-
Damon, coś ty zrobił?!
Podszedłem
do nauczyciela i spojrzałem oskarżycielsko na brata.
-
Wkurzył mnie.
-
Ale wytłumaczenie…
-
Mógł być chociaż na tyle mądry, żeby nie poruszać tematu
swojej żony, ale on chciał prawdy. Potem ten kołek- podniósł go
z kolan i rzucił lekko obok trupa- ja się tylko broniłem…
Wstał
i ubrał skórzaną kurtkę.
-
Gdzie ty idziesz?! Pozbądź się ciała!
-
Ty się tym zajmij- wyszedł trzaskając głośno drzwiami.
Popatrzyłem w dół. A mieliście jechać do Duke. Westchnąłem i
napiłem się alkoholu dla rozluźnienia. Nagle dostrzegłem ruch.
Palce Alarica się poruszyły i zaledwie trzy sekundy po tym,
podniósł się do siadu łapiąc szybko powietrze. Zdziwiony
przyglądałem się Alaricowi.
-
Rick? Nic Ci nie jest? Ty żyjesz?
-
Nie wiem… Damon mi skręcił kark… Nie mam w sobie wampirzej
krwi. Moja szyja- jęknął i pomasował swój kark. Przed oczami mi
mignął pamiętnik Jonathana Gilberta. Z wampirzą szybkością
podszedłem do książki i przewertowałem ją na ostatnią stronę.
„przeżyłem swoją śmierć…” jak Alaric… „nie jestem
wampirem, jestem wciąż człowiekiem” popatrzyłem na nauczyciela,
a potem dostrzegłem jego pierścień. Czy to on? Czy to właśnie on
tak działa? Zauważył, że przyglądam się pierścieniowi.
-
Myślisz, że to sygnet?
-
Tak…
***
-
Jenna!
-
Choć…
Takie
coś nie zwiastowało niczego dobrego. Weszłam do kuchni i zastałam
tam Jenne i… Jeremiego. Co do…?
-
Co tu się dzieje?
-
Widzisz… bez owijania w bawełnę… Jeremy jest twoim bratem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz