sobota, 2 lutego 2013

18. New informations

- Przemieniłeś ją…
- Prosiła o to, nie mogłem jej odmówić. A ty byś odmówił? Znaczy się stary ty, bo teraz to można najzwyczajniej pomarzyć o dawnym Stefku. Czy rozpruwacz by odmówił?
Milczałem. Nie, rozpruwacz by nie odmówił, on nigdy nie odmawiał krwi, szczególnie pięknych kobiet. Jednak już nie jestem tym mordercą. Zmieniłem się, bardzo.
- Nic nie mówisz, z pewnością by nie odmówił. Co to się z tobą porobiło? Wybaczcie, drogie panie, czas kończyć imprezę. Raz, raz, wychodzić… oprócz ciebie- wskazał na brunetkę- ty pójdziesz ze mną. Nawet się nie przejął pozostałymi, żeby czegoś nie zdradziły komuś. Zauroczyłem je i kazałem zakrywać rany, kiedy wyszły odetchnąłem z ulgą. Tamte są już bezpieczne, ale jednak będą straty w ludziach. Usłyszałem krzyk dziewczyny, sam już nie wiedziałem, czy z podniecenia, czy z bólu.
***
Otworzyłem oczy i od razu poczułem zapach krwi. Jak miło… trup dziewczyny leżał bezwładnie obok mnie, pościel była zakrwawiona, a butelki obok łóżka ziały pustkami. I to jest życie! Jezu, jak mogłem z tego zrezygnować? Jednak teraz byłem wolny, bez niczego, bez nikogo. Wolny! Otworzyłem okno na oścież. To jest zapach niezależności. Podszedłem do komody i mój wzrok spoczął na wisiorku. Coś mnie ścisnęło w środku, czy to poczucie winy? A może tęsknota? Mimo wszystko nie dało się przeskoczyć rzeczywistości. Ale zawsze można ją ignorować. Grunt to mieć do wszystkiego dystans… Rzuciłem książką o ścianę. Jak ona mogła mnie zostawić?! Czy było jej źle ze mną?! Rozumiem, że poczuła się zraniona, no ale nie zrobiłem tego specjalnie! Przecież gdybym wiedział, że to ta cała Katherine to bym jej nawet nie dotknął! Robi z tego aferę, dobra poniosło mnie trochę z tymi jej rodzicami, faktycznie mogłem się zamknąć, ale już we mnie wszystko było wzburzone i nie wytrzymałem. Marzyłem tylko, żeby się zamknęła i sobie poszła. Teraz tego żałuję… chociaż, miło wrócić do dawnych czasów, kiedy pierwsze co widziałem po przebudzeniu to trup pięknej kobiety i nie mam zamiaru w najbliższej przyszłości z tego rezygnować. Irytuje mnie trochę ta sprawa Isobel. Naturalnie, że ją pamiętam, mało kiedy trafia się osoba, która szuka nałogowo wampirów, aby ją ktoś przemienił. Niech historyk lepiej sobie uważa, bo jak mnie będzie denerwował to go zabiję i po kłopocie. Ciekawe, gdzie się teraz podziewa pani Saltzman… Była taka nieszczęśliwa kiedy do mnie przyszła… błagała mnie, groziła, wszystko za to, żeby stać się wampirem. Chciała od życia więcej niż wierny mąż, dobra praca i odchowane dzieci, chciała nieśmiertelności, wiecznej zabawy bez konsekwencji, jak każdy… no to dostała.
***
Ból mi rozsadzał głowę. Jezu… skróć me męki i wyłącz ten pieprzony budzik! Caroline… wyłącz to… czemu mnie nie słyszysz? Wyłączcie to… Wyciągnęłam rękę, już prawie… ktoś mnie popchnął tyłkiem. Wyłączyłam budzik i spadłam z łóżka.
- Laski, przesadziłyśmy- podparłam się na łokciach. Caroline spała obok Bonnie… teoretycznie też spała na łóżku, chociaż… obecnie to Car przytulała się do jej nogi.
- Hej, jest 7.10… spóźnimy się…
- Kij z tym- mruknęła blondynka- matko, co to jest?!- Podniosła się szybko i odrzuciła mulatkę, a raczej jej nogę, od siebie. Ona też wylądowała na ziemi.
- Au!
- Cicho… głowa mi pęka…
- Mi też… Dopiero piątek, a ja już nie potrafię podnieść tyłka z łóżka.
Powlekłyśmy się na śniadanie. Pić, pić, dużo picia. Soku, wody.
- Wody- sapnęła Car- wody…
- Kac gigant…- Bonnie postawiła dzbanek z wodą na stole i sama nie wiem co chciała zrobić, ale tak jakoś wyszło, że metalową łyżką uderzyła w naczynie. Ten dźwięk się rozszedł po całym moim ciele. Zakryłam dłońmi uszy, a blondynka wyrwała jej z ręki łyżkę.
- Chcesz nas zabić?- wrzuciła do szklanek aspirynę. Słyszałam, jak każda tabletka robi niemiłosierny hałas. Tak głośno się rozpuszczały.
- Pierdole, nie idę do szkoły, moja głowa…- jęknęłam i położyłam głowę na zimnym blacie, od razu lepiej…
- Musimy- szepnęła Bonnie i zaczęła pić wodę w której była rozpuszczona tabletka na ból głowy.
- Wiem… Niech mnie ktoś przytuli…- i faktycznie mnie od razu przytuliły, jednak zdecydowanie nie o to mi chodziło. Caroline zauważyła to.
- Już za nim tęsknisz… Zbyt mocno go kochasz…
- Zabijcie mnie. Usunęłam jego numer z komórki, to nic, że go znam na pamięć. Nie chcę go dzisiaj widzieć, nigdy go nie chcę widzieć, Boże, ja go nawet nie lubię…
- Mnie to mówisz, jeżeli któryś z tych dwóch pajaców dzisiaj stanie mi na drodze… to ich pobiję.

***
- Jak się czujesz?
- Nigdy nie czułam się lepiej- mruknęłam i napiłam się wody. Stefan przyjrzał się Caroline i Bonnie, których głowy spoczywały na stole.
- Co wyście piły, że jesteście w takim stanie?
- Wszystko…- oparłam głowę o jego ramię- Zabierz mnie stąd, ja chcę do domu, do łóżka…
- Przykro mi, ale jeszcze musisz wytrzymać. A co do historii, to nie musisz się martwić, Saltzman jest dla ciebie nie groźny.
- Dla mnie… a dla ciebie i… Niego? Ogółem wszystkich oprócz mnie?
- Jeżeli chodzi o Da…
- Nie wymawiaj tego imienia.
Westchnął.
- Do kiedy masz tak zamiar robić?
- Jak najdłużej się da. Co z historykiem?
- Jest łowcą wampirów na emeryturze, Damon przemienił jego żonę, takie tam dyrdymały.
Podniosłam się i popatrzyłam na niego.
- Po pierwsze- miałeś nie wymawiać jego imienia, a po drugie- jak to ją przemienił?
- Po prostu ją przemienił, ponoć go o to prosiła…
- A ty mu uwierzyłeś?- prychnęłam i ponownie się o niego oparłam.
- Biorąc pod uwagę zainteresowania Isobel, to możliwe. Była zafascynowana wampirami, szukała nas… chciała udowodnić, że istniejemy.
- I nie wiadomo gdzie ona teraz jest?
Pokręcił głową.
- Ale po co Saltzman chce ją odnaleźć?
- Nie wie, że została przemieniona, jemu chodzi raczej o zemstę, pyta gdzie zostawił jej ciało, chociaż i tak nic mu po tym, zaginęła przed paroma laty.
- Jej ciało rozpadłoby się już tysiąc razy.
- Wiem.
- A pierścień?
- Dostał go od Isobel, nic poza tym o nim nie wiemy.
Zadzwonił dzwonek. Przyjaciółki zakryły sobie uszy, zrobiłam to samo. Kiedy już zaprzestali wiercić mi dziurę w głowie poszłyśmy z Carol na matematykę. Quito zrobił powtórzenie, jeszcze trochę i mój mózg eksploduje… spojrzałam na blondynkę. Ona prawie spała, przez cały dzień nie pozbyłyśmy się bólu głowy, oczy mnie piekły, czułam się koszmarnie! Kiedy siedziałam tu przedwczoraj cieszyłam się, że nie mam dylematów sercowych, no i masz babo placek! Westchnęłam i po raz kolejny tego dnia na korytarzach rozbrzmiał dzwonek.
- Najchętniej to bym poszła do domu.
- Najchętniej to bym zakopała się w łóżku i nigdy nie wychodziła, poczekałabym aż miną dwa lata i dopiero potem bym wstała.
- Najchętniej to bym zjadł batona- popatrzyłyśmy równocześnie na Davida, a on na nas- no co?
- My tu przeżywamy tortury cały dzień, a ty mówisz o jedzeniu?
Przewrócił oczami i położył torbę na ławce.
- Miło, że ja nie mam takich problemów.
- Chyba jednak najlepiej jest być singlem.
Objął nas obydwie ramionami.
- Dziewczyny, jesteście zbyt piękne, żeby przejmować się takimi frajerami- pocałował mnie w policzek, a potem Caroline. Zaśmiałyśmy się no i wszedł Tyler. Myślałam, że blondynka odskoczy od Dave’ a, ale nie, jakby go w ogóle nie zauważyła dalej z nami rozmawiała. Skoro tak, to też się nie będę przejmowała, złość piękności szkodzi. Potem poszła do ławki.
- Dałaś mu wycisk?- wiedziałam o co pyta.
- Jeszcze się pytasz.
- Uderzyłaś go?
- Pytasz o to z takim entuzjazmem, że nie wiem co sobie myśleć…
- Nie no, po prostu… należało mu się, a poza tym, dzisiaj się prawie nie uśmiechasz, masz ponurą minę…
- Gdybyś wczoraj wypił tyle co my, też byś dzisiaj był wypluty.
- Wątpię.
- Zakład?
- A o co?
- O flaszkę.
- Zgoda. Car? Przebij. W przyszłym tygodniu pijemy razem, bo dzisiaj to bym się chyba porzygała.
- Nie ma sprawy. Przegrasz.
- Żebyś się nie zdziwił…
***
Po szkole pojechałam prosto na cmentarz. Miałam też cichą nadzieję, że spotkam Klausa, może pomoże mi w sprawie Katherine. Przejechałam koło białej willi, która mnie przerażała i po chwili podjechałam na cmentarz. Wspięłam się na pagórek i usiadłam przy nagrobku.
- Hej, jak tam? Moje życie się wali… nie myślcie sobie, że to tylko dlatego, że nie ma przy mnie D... Damona, nie, to przecież ja go rzuciłam. Brakuje mi go jednak… Dowiedziałam się, że Saltzman jest łowcą na emeryturze, a co do pierścienia… nic szczególnego, albo Stefan nie powiedział mi wszystkiego. Mam w nim teraz wsparcie, wiecie? Miło mieć takiego przyjaciela, David też mi pomaga, w ogóle cieszę się, że poznałam takich ludzi… Dręczy mnie jeszcze sprawa Katherine, czego ona chce? Ta kobieta, jest jedną wielką zagadką. Oby się nie okazała taką jak Amanda, nie mam zamiaru po raz kolejny umierać i się narażać tym na górze… Muszę iść, głowa mnie boli, nie najlepiej się czuję- w moim brzuchu zapanowało wielkie poruszenie- i do tego chyba jestem głodna, bo kiszki mi marsza grają. Jutro też przyjdę… Odwróciłam się i ruszyłam w stronę auta. Już je miałam otwierać kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Witaj Elizabeth.
Odwróciłam się i uśmiechnęłam.
- Klaus, tak myślałam, że cię tu zastanę.
- Czyżbyś miała jakąś sprawę do mnie?
- Pytanie.
Podszedł bliżej.
- Słucham.
- Kim jest Katherine?
Nie zaskoczyłam go tym pytaniem.
- Katherine… moja droga Katherine… jest piękną, przebiegłą, sprytną suką, która kocha tylko siebie i wiesz, poza wyglądem posiadacie jeszcze jedną wspólną cechę.
- Jaką?- jaką mogłabym mieć wspólną cechę z jakąś dziwką?
- Potraficie zawalczyć o swoje, dlatego nie należy was lekceważyć. Ja popełniłem ten błąd, zlekceważyłem ją, teraz żałuję… czy rozwiałem twoje wątpliwości?
- Częściowo- przyznałam. Musiałam rozwiązać zagadkę kim do cholery jest Katherine?
- Jak ma na nazwisko?
- Pierce.
- Skąd ją znasz?
- Przesłuchanie?
- Wybacz, ale chodzi po mieście i się pode mnie podszywa. Chyba mam prawo wiedzieć, kim ona do cholery jest, bo na pewno nikim nastawionym przyjaźnie!
Westchnął i podszedł bliżej.
- Świat z reguły nie jest nastawiony przyjaźnie, od samego początku są utrudnienia, na swojej drodze każdy spotyka problemy każdego stopnia. Od tych najbardziej błahych po te najtrudniejsze do przeskoczenia. Kat zalicza się do tej drugiej grupy.
- Jest… wyjątkowa?
- O tak, ty też jesteś wyjątkowa, każdy jest wyjątkowy, tylko nie każdy w taki sam sposób. Twój… były… chłopak jest wyjątkowy, jego brat, twoja przyjaciółka…
- Co ma do tego Caroline?
- Nie o niej mówię…
Bonnie… ona jest przecież… czarownicą… zrozumiałam. Mój były- wampir, jego brat- wampir.
- Babcia twojej przyjaciółki i wiele, wiele innych. Katherine też jest wyjątkowa i ty też…
- Ja nie jestem- powiedziałam z determinacją.
- Jesteś tego pewna? Nie zastanawiałaś się dlaczego inni cię mylą z Katherine? Dlaczego wyglądacie tak samo? Czego ona może chcieć od ciebie? Istoty ludzkiej, która z pozoru niczym niezwykłym się nie wyróżnia.
Nachylał się nade mną. Poczułam jego oddech na swoim uchu.
- Skąd o tym wszystkim wiesz?- szepnęłam. Cicho się zaśmiał. Wstrzymałam oddech, jego usta były tak blisko mojej szyi.
- Ja wiem wszystko...
Odsunął się lekko i nasze nosy prawie się stykały. Lekko wypuściłam powietrze. Spojrzałam na jego usta, on na moje i nagle zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Rozejrzałam się dookoła zdezorientowana. Gdzie on się podział? Klepnęłam się lekko w policzek. Muszę się ogarnąć. Muszę się ogarnąć. Muszę się ogarnąć. Muszę…
♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦♦
- Jenna?!
Cisza. Pewnie została dłużej w pracy. Głowa mnie jeszcze pobolewała, ale nie tak intensywnie jak rano. Poszłam do pokoju i otworzyłam okno. Świeże powietrze wypełniło pomieszczenie. To było dziwne… czułam pożądanie do kogoś innego niż… Damon. Nie ma sensu unikać tego tematu, lepiej się przyzwyczajać do bólu. Klaus jest chyba wampirem, mam powody, żeby tak przypuszczać. Po pierwsze: Porusza się zbyt szybko jak na człowieka, po drugie: wie dużo, o wiele za dużo. Zeszłam na dół i nastawiłam wodę na makaron. Usłyszałam dzwonek do drzwi. O, Jenna…
- Stefan?- zdziwiło mnie to.
- Nie spodziewałaś się mnie, co?
- Nie, wejdź… Mam nowe wieści o Katherine. Spotkałam dzisiaj Klausa i…
- Klausa? Klaus, Klaus… mówi mi to coś.
- Czyli dobrze myślę, że jest wampirem?
- Chyba tak… musiałbym go zobaczyć, gdzie mieszka?
- Niedaleko cmentarza, w takiej wielkiej białej willi. On wie o wszystkim, zdziwiło mnie to. Wie o Tobie, Damonie, Bonnie i jej babci...
- Czyli może być naprawdę stary.
- Możliwe, nic szczególnego się nie dowiedziałam, poza tym, że Katherine jest wampirem i ma na nazwisko Pierce…
- Pierce… nie wiem, chyba nie znam… coś jeszcze?
- Jest chyba groźną przeciwniczką, Klaus żałuje, że ją zlekceważył.
- Alaric mi obiecał, że udostępni mi dokumenty i zapiski Isobel. Może tam coś będzie. Przyszedłem się ciebie zapytać, czy chcesz iść ze mną do niego po to.
- Jasne- popatrzyłam na gotująca się wodę, dam radę do kolacji. Wyłączyłam kuchenkę i zdjęłam wodę. Zarzuciłam na siebie bluzę.
- Możemy iść.
Zamknęłam dom i kiedy się odwróciłam ujrzałam samochód Stefana. Wiedziałam tylko, że go posiada, a nie jaki jest. Oto stało przede mną czerwone, lśniące Audi. Zagwizdałam.
- Ale cacko…
- Prawda?- spytał podekscytowany.

Po dosyć krótkim czasie byliśmy już w mieszkaniu Saltzmana. Jak to w mieszkaniu nauczyciela, było dużo papierów. Ściany były pomalowane na oliwkowo, przynajmniej w salonie, bo reszty nie widziałam. Ale nie wystrój mieszkania jest najważniejszy, tylko jego właściciel. Nauczyciel przyniósł z innego pokoju kolejne pudła. Było ich ogółem cztery. Mało, jak na dorobek całego życia.
- Tylko tyle?- spytałam.
- Więcej jest na Uniwersytecie w Duke. Tego jest naprawdę dużo. Możemy tam pojechać w ten weekend.
- Dobra…- test z matematyki… kurde, jak go zawalę to przez nich.
Stefan wziął trzy pudła, mi zostawił tylko jedno, znalazł się gentleman.
Podjechaliśmy pod jego dom.
- Muszę?
- A jest to dla ciebie wielki problem?
Popatrzyłam w stronę budynku. W sumie to nic się nie stanie, jeżeli spojrzę mu w oczy… jego piękne, błękitne oczy. Tylko raz na niego spojrzę, tylko raz… Wysiadłam i wzięłam dwa kartony. Stefan przewrócił oczami, ale zaraz ruszył przede mną. Otworzył drzwi. Poczułam uścisk w gardle, brzuch mnie zaczął boleć, a w głowie mi się zakręciło, gdy tylko usłyszałam Jego głos. Co jest?!
- Stefan, nareszcie…- zamilkł kiedy mnie zobaczył. Westchnęłam. Damon to najseksowniejszy facet jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Napięcie wisiało w powietrzu, cisza nigdy tak bardzo mi nie ciążyła.
- Czego chcesz?
- Niczego od ciebie- warknęłam i wyminęłam go, co on sobie wyobraża?
Stefan postawił kartony na podłodze w salonie, a ja poszłam w jego ślady.
- Co to jest?
- Dokumenty Isobel.
- Po co one wam?
- Dobrze by było wiedzieć czego się dowiedziała o naszym gatunku…
- Co może o nas wiedzieć człowiek, czego my nie wiemy? Stef, zastanów się.
Blondyn tylko wzruszył ramionami i zaczął wyciągać rzeczy z pudła. Co my tu mamy? ?Ile papierów, no, no. Wyjęłam białą teczkę i przejrzałam jej zawartość. Jak zabić wampira, jak go torturować… Z jednej strony ciekawe po co jej takie informacje? Pochodzenie… To może być ciekawe, zawsze byłam ciekawa skąd się wzięły wampiry… Najstarsze wampiry… Pierwotni… przemienieni przez czarownicę w istoty nocy… Najstarszy z nich… Mikael… Posiadał synów i córkę… Rebekah, Kol, Niklaus, Elijah, Finn… aby żadne z nich nie umarło matka je przemieniła… troska nią kierowała i tyle. Nigdy nawet nie rozmyślałam nad taką wersją.
Wróciłam do przeglądania dokumentów.
- Dziennik Jonathana Gilberta…
- Kogo?
Podeszłam do niego. Stefan trzymał w rękach stary, zniszczony pamiętnik.
- Rok 1863… Rok przed naszą przemianą…
Damon zaintrygowany podszedł i pomógł wyciągać rzeczy z pudła, kiedy koło mnie przeszedł aż mi w uszach zapiszczało. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Na myśl mi przyszło stwierdzenie: Gdyby spojrzenia mogły zabijać…
- Pamiętasz Gilbertów? Ich rezydencję?
- Tak, pamiętam, jedna z rodzin założycieli to Gilbertowie.
- Ale po co jej te dzienniki?
- Jest ich więcej?- spytałam.
- Tak, są trzy… Ostatni kończy się na 1866 roku.
- Na jakim wydarzeniu?
- Trudno powiedzieć… Tu jest tylko napisane: „ 6 czerwca 1866, przeżyłem swoją śmierć, wiem, to nieprawdopodobne, ale jednak… Nie jestem wampirem, jestem wciąż człowiekiem. Sądzę, że to dzięki…” koniec.
- Jak to, koniec? Nic więcej?- zirytował się Damon i wyrwał Stefanowi książkę. Przewertował ją i już z większym spokojem odłożył na ziemię- Z resztą, nie obchodzi mnie to szczególnie- przybrał maskę dupka-aroganta i ze szklanką wypełnioną whiskey udał się do swojego pokoju.
- Zachowuje się jak duże, rozkapryszone dziecko- mruknęłam, kiedy usłyszałam, że zamknął drzwi.
- Trochę go podłamało, że go rzuciłaś, ale się nie chce do tego przyznać.
- Męska duma- prychnęłam i wyjęłam drewnianą szkatułkę. Otworzyłam ją i otoczył mnie piękny zapach. W środku, było kilka bransoletek, naszyjników, pierścieni… wyglądały jakby były zrobione z bursztynu, ale raczej nie były. Pewnie werbena. Stefan się skrzywił i zajął się drugim pudłem. Nie znaleźliśmy niczego co by nas szczególnie powaliło na kolana.

- Nic ciekawego, poza kilkoma informacjami- westchnęłam wychodząc z auta Stefana- O której jedziemy do Duke?
- O 8… jedziesz ty, Alaric… i Damon- otworzyłam szerzej oczy.
- Co? Ale czemu?! Przecież wiesz, że z tego nic dobrego nie wyniknie…
- Muszę zostać w mieście, pilnować tego wszystkiego tutaj. Damon znał Isobel, bardziej tam pomoże niż ja…
- Ale mnie wrobiłeś- mruknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi. Odwrócił mnie do siebie przodem i wziął moją twarz w dłonie zmuszając mnie tym samym na spojrzenie w jego oczy.
- Nie zwracaj na niego uwagi, a będzie dobrze.
Pod wpływem bardzo głupiego impulsu stanęłam na palcach i pocałowałam go w usta. Chwyciłam go za włosy, a jego dłonie zjechały na moją talię. Nie potrafiłam przestać, przerwać tego, a najgorsze było to, że nie chciałam. Musnęłam jego język swoim i poczułam jak zadrżał. Odsunęłam się od niego i popatrzyłam w jego zielone oczy. Nie powinnam była tego robić.
- Do zobaczenia – szepnął, wsiadł do samochodu i odjechał. No i do jasnej cholery zostawił mnie z moimi myślami sam na sam.
***
To było niesamowite, pocałowała mnie. Z własnej woli… Wbiegłem po schodach z uśmiechem i od razu miałem zamiar się skierować do barku z alkoholem, ale nie ma tak dobrze. Zastałem Damona siedzącego w fotelu, popijającego Burbon i wpatrzonego w ogień w kominku, a obok niego na ziemi leżały zwłoki Alarica!
- Damon, coś ty zrobił?!
Podszedłem do nauczyciela i spojrzałem oskarżycielsko na brata.
- Wkurzył mnie.
- Ale wytłumaczenie…
- Mógł być chociaż na tyle mądry, żeby nie poruszać tematu swojej żony, ale on chciał prawdy. Potem ten kołek- podniósł go z kolan i rzucił lekko obok trupa- ja się tylko broniłem…
Wstał i ubrał skórzaną kurtkę.
- Gdzie ty idziesz?! Pozbądź się ciała!
- Ty się tym zajmij- wyszedł trzaskając głośno drzwiami. Popatrzyłem w dół. A mieliście jechać do Duke. Westchnąłem i napiłem się alkoholu dla rozluźnienia. Nagle dostrzegłem ruch. Palce Alarica się poruszyły i zaledwie trzy sekundy po tym, podniósł się do siadu łapiąc szybko powietrze. Zdziwiony przyglądałem się Alaricowi.
- Rick? Nic Ci nie jest? Ty żyjesz?
- Nie wiem… Damon mi skręcił kark… Nie mam w sobie wampirzej krwi. Moja szyja- jęknął i pomasował swój kark. Przed oczami mi mignął pamiętnik Jonathana Gilberta. Z wampirzą szybkością podszedłem do książki i przewertowałem ją na ostatnią stronę. „przeżyłem swoją śmierć…” jak Alaric… „nie jestem wampirem, jestem wciąż człowiekiem” popatrzyłem na nauczyciela, a potem dostrzegłem jego pierścień. Czy to on? Czy to właśnie on tak działa? Zauważył, że przyglądam się pierścieniowi.
- Myślisz, że to sygnet?
- Tak…
***
- Jenna!
- Choć…
Takie coś nie zwiastowało niczego dobrego. Weszłam do kuchni i zastałam tam Jenne i… Jeremiego. Co do…?
- Co tu się dzieje?
- Widzisz… bez owijania w bawełnę… Jeremy jest twoim bratem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz