Otworzyłam
oczy i już wtedy wiedziałam, że ten dzień będzie koszmarny.
Skąd? Intuicja. Umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie.
Jenna właśnie piła poranną kawę.
-
Dzień dobry.
-
Dzień dobry, jak się spało?
-
Dobrze, ale i tak jestem obolała i do tego to dziwne przeczucie, że
dzisiaj coś się stanie…
-
W sensie negatywnym?
-
Nom- przytaknęłam i otworzyłam gruszkowy jogurt.
-
To się dzisiaj pilnuj- puściła do mnie oczko i włożyła kubek do
zlewu- Muszę iść, miłego dnia.
-
Nawzajem.
Siedziałam
i jadłam . Co się dzisiaj stanie? Czułam to całym ciałem...
Westchnęłam
i spojrzałam na zegar. Szkoła. Zadziwiająco łatwo trzymałam się
swoich postanowień odnośnie szkoły. Umyłam zęby i o godzinie
7.40 wyjechałam z domu. Nie jechałam szybko, ani też jak ślimak.
Podoba mi się Mystic Falls, takie ładne spokojne miejsce, czas
biegnie swoim tempem… no właśnie Klaus, uśmiechnęłam się na
wspomnienie o nim. Gdyby Damon mnie z nim zobaczył… chciałabym
zobaczyć go zazdrosnego, ha. Zaparkowałam i wrzuciłam kluczyki do
torby. Zauważyłam Stefana, szedł w kierunku głównego wejścia.
Podbiegłam do niego.
-
Hej.
-
Cześć.
-
Znowu jesteś zły.
-
Nie jestem- nawet nie zwolnił, nie wspominając o kontakcie
wzrokowym.
-
To w czym problem?
-
W niczym.
-
Czyli nic nie powiesz…- warknęłam rozdrażniona.- Widziałeś
może dzisiaj Damona?
-
Bardzo zabawne, przekomiczne, a teraz muszę…
-
Nigdzie nie musisz iść- przyparłam go do ściany- o co ci chodzi?
-
Po co pytasz gdzie on jest skoro dopiero co wyszłaś z jego łóżka?
Odsunęłam
się od Stefana.
-
Cały czas byłam w domu, Jenna może potwierdzić.
-
Przecież cię widziałem…- zmarszczył brwi.
-
Ty też- westchnęłam- Car i Bonnie twierdziły, że z nimi
rozmawiałam, ale przecież byłam z tobą. Co tu się do cholery
dzieje?- i nagle mnie coś uderzyło.- Wiesz kim jest Katherine?
Zastanawiał
się chwilę, jakby weryfikował wszystkie swoje wspomnienia.
Pokręcił powoli głową.
-
Nie, nie przypominam sobie nikogo takiego. Czemu pytasz?
-
Taki jeden facet mnie z nią pomylił… Jeżeli jeszcze kiedyś go
spotkam to go spytam… idę na lekcje, do zobaczenia potem…
-
Cześć- poszedł w przeciwną stronę.
Włóczyłam
nogami idąc na angielski. Klaus… Katherine… Damon…
Przystanęłam nagle. O. Mój. Boże… On z nią spał! Kurwa! On z
nią spał. Myślałam, że zaraz coś rozwalę. Zabiję go, zabiję
ją! Zabiję zaraz każdego kto mi stanie na drodze. Damon ma
gwarantowany kołek w brzuch. Kipiałam złością.Tak mnie kocha, że
nie rozpoznałby mnie z odległości dwóch centymetrów. Zajebiście!
Weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce. Wypakowałam się i
wyrwałam kartkę z zeszytu. Zaczęłam ją rwać, kawałek po
kawałku. Papierki wrzucałam do kieszeni bluzy. Przełknęłam łzy.
Zaraz zwymiotuję. Potargałam całą kartkę zanim przyszedł
nauczyciel. Oddychałam ciężko i jedyne co zrobiłam przez całą
lekcję to otworzyłam książkę dla niepoznaki. Odliczałam od
dwustu do zera, potem od trzystu. Zdenerwowało mnie to, moje emocje
nie mogły znaleźć upustu. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę
spakowałam się szybko i wybiegłam jeszcze zanim ktokolwiek zdążył
się spakować. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, wyjść
ze szkoły, cokolwiek. Ruszyłam w stronę sali gimnastycznej, a
raczej na jej tyły. Zdradził mnie!
-
Pieprzony dupek, egoista, pajac- kopałam i waliłam pięściami w
mur- padalec, niech go szlag trafi! Co za poje…
-
Mam nadzieje, że to nie na mnie tak klniesz- odwróciłam się.
David… Zakryłam dłońmi twarz. Rozpłakałam się i osunęłam po
ścianie.
-
Hej, co się stało? Nie płacz- poczułam jak mnie obejmuje
ramieniem, w odruchu bezwarunkowym przytuliłam się do niego. Nikt
mnie nigdy nie powinien widzieć w takim stanie.
-
Przestań płakać bo czuje się strasznie głupio i zaraz sam zacznę
płakać- uśmiechnęłam się przez łzy i rękawem powycierałam
oczy.
-
Przepraszam…
-
Nie masz za co, naprawdę. Co się stało?
-
Damon… on… się przespał z inną…- nie powinnam mu się
zwierzać, to nie jego problem.
Westchnął
i przejechał sobie dłonią po włosach. Spojrzałam mu w oczy, w
jego mogłam zauważyć małe ogniki. Był zły. Ale czemu?
-
A to skurwysyn, gdyby nie to, że jest wampirem… Hej, nie załamuj
się, jak nie ten to inny, do wyboru do koloru, kolejki się do
ciebie się ustawiają, a skoro on tego nie docenia to jego strata.
-
Dzięki za pocieszenie- wstaliśmy. Spojrzałam na niego i się
przytuliłam. Od razu lepiej. Był taki cieplutki, jego ramiona
dodatkowo mnie ogrzewały. Nareszcie coś przyjemnego. Usłyszeliśmy
dzwonek. Odsunęliśmy się od siebie.
-
Choć, bo się jeszcze spóźnimy.
Uśmiechnęłam
się. Do mnie kolejki się ustawiają? Dobrze wiedzieć, ciekawe czy
Dave jest w tej kolejce…
***
Mimo
całego gówna, które dzisiaj się na mnie zawaliło, potrafiłam
się uśmiechać, a zawdzięczałam to Davidowi. Za każdym razem,
gdy widział, że zaczynam rozmyślać na wiadomy temat robił
wszystko, żeby mnie czymś zająć, żebym o tym nie myślała.
Udawało mu się to, ale musiałam stawić czoło problemom.
Siedziałam za kierownicą i zastanawiałam się czy jechać do
Salvatore’ów. Zauważyłam, że Stefan kieruje się w stronę jego
domu. Podwiozę go. Podjechałam koło niego.
-
Wsiadaj, jadę do was.
Westchnął,
rozejrzał się dookoła jakby szukał kogoś kto go wybawi od mojego
towarzystwa.
-
Dobra.
Po
minucie odezwał się znowu.
-
Zrobisz mu awanturę?
-
Jak mało kto- mruknęłam. Zrobię mu z dupy jesień średniowiecza,
przespał się z kimś kto wygląda tak jak ja.- Mógł szybciej
pomyśleć z kim idzie do łóżka.
-
No wiesz, ale wy wyglądacie tak samo… ja też się nie
zorientowałem. Pewnie nikt by nie zauważył różnicy pomiędzy
wami, chociaż… ona miała kręcone włosy, to mi to nie pasowało.
-
Jemu pasowało wszystko!- zacisnęłam mocniej palce na kierownicy-
Nie będę się potrafiła powstrzymać, albo ja mu coś zrobię,
albo on mi. Jestem tak wściekła, tak nabuzowana, że… uh! Masz
może przy sobie jakiś drewniany kołek?
-
Chcesz go potraktować kołkiem?- trochę go to bawiło, mnie też,
to nawet zabawnie brzmiało.
-
W ostateczności mam ołówek…- wzruszyłam ramionami i się lekko
uśmiechnęłam, aż cała drżałam w środku, miałam ochotę
walnąć kogoś w gębę i tym kimś nie był Stefan. Dojechaliśmy.
Wzięłam głęboki oddech, musiałam się uspokoić, chociaż nie…
w dupie mam spokój. Wyszłam z samochodu i trzasnęłam mocno
drzwiami.
-
Hej, pamiętaj, że on jest silniejszy.
-
Nie podniesie na mnie ręki… nie odważy się…- warknęłam.
Poczułam nagły przypływ adrenaliny. Nie pukając otworzyłam drzwi
wejściowe, które z hukiem uderzyły o ścianę. Szybkim krokiem
przeszłam przez hol do salonu.
-
Wyłaź! Salvatore, wiem, że tu jesteś!
-
Pali się?
Kiedy
tylko go zobaczyłam dostałam furii. Podeszłam i wymierzyłam mu
siarczysty policzek.
-
Ej! Cholera! Za co to było?!
-
Za co?! Ty się pytasz za co?! Zdradziłeś mnie, świnio! Z laską,
która wygląda identycznie jak ja! Już wiem czemu nie odpisałeś
na mojego sms- a, bo w tym samym czasie posuwałeś Katherine!!!
-
Nie krzycz na mnie! Kto to jest Katherine?! Przecież…
-
Ty tylko udajesz, czy naprawdę jesteś taki głupi? W mieście jest
dziewczyna, która wygląda tak samo jak ja, ale nie jest mną! A ty
jesteś tak we mnie zakochany, że nawet nie zauważyłeś różnicy
kogo przeleciałeś!
-
Przestań tak do mnie mówić! Zauważyłem, że jesteś inna, ale
pomyślałem, że nie ma takich dwóch jak ty, więc to musiałaś
być ty! A poza tym to nie było dla mnie ważne, więc nie wiem jaki
jest powód kłótni.
-
Acha, nie ważne, czyli to się dla ciebie nie liczyło? Zupełnie
jak… no nie wiem, uściśnięcie ręki?
-
Tak- westchnął z ulgą, że w końcu to zrozumiałam. Nic bardziej
mylnego.
Uśmiechnęłam
się.
-
To wspaniale! Czyli to też się nie liczy!
Odwróciłam
się i podeszłam do Stefana. Tak. Pocałowałam go.
No
co? Damon się z nią przespał, ale no przecież to się nie liczy!
Zareagował
natychmiast. Odepchnął nas od siebie i stanął przede mną patrząc
na mnie z góry.
-
Teraz masz zamiar się mścić? Co to w ogóle było?! Czemu go
pocałowałaś?
-
Och, no proszę cię, przecież to się nie liczy!
-
Myślałem, że jesteś inna.
-
Jaka? Posłuszna, naiwna, bezbronna? O nie! Nie mam zamiaru taka być.
Przeliczyłeś się! Nie będę spokojnie patrzyła jak zaliczasz
kolejne laski pod moim nosem!
-
Wyolbrzymiasz to- nalał sobie whisky.
-
Możliwe, ale chyba powinieneś mieć jaja, żeby potrafić się
przyznać!
-
Do czego?! Tak, przyznaję się! Przespałem się z nią! Lepiej Ci?
I co teraz? Zamkniesz się w sobie? Zapadniesz w depresję? Pójdziesz
się wypłakać do rodziców? Och, wypadło mi to z głowy, ty ich
nie masz!
To.
Był. Cios. Poniżej. Pasa. Nawet jak na niego. Przesadził,
przegiął. Po jego minie zauważyłam, że dopiero teraz zorientował
się co powiedział.
-
El…
-
Nigdy więcej tak do mnie nie mów. Nigdy więcej się do mnie nie
odzywaj, nie dzwoń, nie przychodź, przegiąłeś na całej linii,
rozumiesz? Nikt chyba mnie tak nigdy nie ranił jak ty. Nikt! Dlatego
weź to- odpięłam naszyjnik z werbeną i rzuciłam w niego- i odwal
się!
Nie
mogłam sobie pozwolić na łzy. Nie w jego towarzystwie. Trzasnęłam
po raz kolejny tego dnia drzwiami i pobiegłam do auta. Mógł mnie
wyzwać od dziwek, kurw, ale wypominanie mi braku rodziców…
przesadził. Nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam w stronę
cmentarza.
***
-
Przesadziłeś.
-
Nie, to ona przesadziła.
-
Słyszysz siebie? Wypomniałeś jej śmierć rodziców! I to w taki
sposób! Czy ty w ogóle masz serce? Widziałeś jej minę? To było
gorsze od spoliczkowania!
-
Teraz ty?! Dacie mi spokój?! Zostawcie mnie! Wszyscy by mnie
kontrolowali, upominali! Życia w ogóle nie ma z ciągłymi zakazami
i zasadami- Damon przewrócił oczami i dopił alkohol- a ty
powinieneś dostać za ten pocałunek…
-
Ja pierdole, ale z ciebie hipokryta! Wiesz co? Zostań tu sobie sam z
tą whisky i czekaj, aż znajdzie się taka druga, która zauważy w
tobie coś więcej niż ładną buzię!
Wyszedłem
i rozejrzałem się dookoła. Mnie też już wkurwiał. Debil. Nie
doceniał tego co miał. Gdyby Elizabeth mnie wybrała, gdyby mnie
kochała, to nigdy, przenigdy nie powiedziałbym niczego takiego. Ale
ona kochała Damona. Damon, Damon, zawsze Damon. Ale to nie Damon jej
teraz szukał. Martwiłem się, żeby nic nie wymyśliła głupiego,
szedłem po jej zapachu. Cmentarz? Bardzo możliwe. Pewnym krokiem
się tam skierowałem.
***
Moje
nogi były jak dwa słupy soli, nawet nie potrafiłam usiąść,
klęknąć, nic. Stałam i płakałam. Jeżeli ktoś był tutaj
wyraźnie mnie słyszał. Nie potrafię opisać tego co czułam.
Smutek, stratę, tęsknotę, ból… nie płakałam z powodu mojego
zerwania z Damonem, nie, na to przyjdzie czas, teraz płakałam, bo
tak brutalnie mi wypomniał moje sieroctwo. Już ich nie ma, nigdy
ich nie zobaczę, mama mnie nigdy więcej nie przytuli, tata nigdy
więcej mnie nie połaskocze, a babcia nigdy więcej mi nie opowie
książki, którą właśnie skończyła czytać. Tak bardzo mi ich
wszystkich brakowało. Czułam się jak w pierwszym tygodniu po ich
śmierci. Przygnębienie, smutek, humor czarny jak ubrania, które
nosiłam. Wcześniej był Damon, teraz jego też już nie ma…
poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Wyczułam, że to Stefan.
Odwróciłam się i przytuliłam do niego. Dalej płakałam mocząc
łzami jego bluzę.
-
Przepraszam że powiedział coś takiego… to zwykły dupek. Proszę
nie płacz… albo płacz jeżeli to sprawi, że poczujesz się
lepiej. Płacz…
-
Dziękuję- przytuliłam się mocniej do niego. Nie wiem ile tak
staliśmy, ale chyba długo.
-
Nie dam mu tej satysfakcji, nie będę jak cień, o nie! A poza tym,
ja go rzuciłam, wiem co robię. Długo mu tego nie wybaczę. Pewnie
ma już jakąś w sypialni i o dziwo… się tym nie przejmuję!
Równie dobrze mógłby nie istnieć.
Głosiłam
pewnie, skubiąc róg koca.
-
Wmawiasz to sobie, czy może naprawdę tak czujesz?
-
Nie wiem, chyba pół na pół, ale za niedługo nie będę nic do
niego czuła. Nie warto w niego inwestować uczucia...
-
I wierzysz, że się odkochasz?- Bonnie spojrzała na mnie, nie do
końca z zamiarem uwierzenia mi.
-
Szczerze?
-
Tylko.
-
Nie- westchnęłam i dolałam sobie alkoholu. Caroline poszła w moje
ślady. Stefan zadzwonił po nią i po Bonnie, po moją fun-police.
Wypiłyśmy
kolejkę. Caroline odłożyła głośno szklane naczynie na stolik.
-
Jezu, ale z niego dupek, jak mógł?! Przecież ty byłaś jeszcze…
dwa dni temu martwa! Nie ogarniam facetów.
-
A mówią, że to my jesteśmy dziwne i niezrozumiałe- mruknęła
Bonnie i dopiła wino.- Jak faceci są z Marsa, to niech tam, kurwa,
wracają.
Caroline
nalała wódki do trzech kielonków i uniosła jeden w geście
toastu.
-
I za to wypijemy. Za świat bez facetów i sprawdzianów!
-
Amen!- krzyknęłam i wzięłam trunek na raz. Głęboko wypuściłam
powietrze i zaczęło mi się zbierać na płacz. Wódka zaczęła
robić swoje. Blondynka położyła głowę na kolanach Bennett.
-
Tyler się do mnie nie odzywa, a Matt powiedział, że mamy sobie
zrobić przerwę... Najpierw wszyscy się na ciebie rzucają, a potem
nagle w jednym momencie zostawiają. Jak zużytą zabawkę...
-
Daj spokój, Matt nie jest taki- wypomniała jej mulatka. Caro się
podniosła, patrząc na nią oskarżycielsko.
-
Po czyjej ty jesteś stronie, Bonnie, Bennett?
Bonnie
tylko uniosła dłonie w geście poddania i wylała resztkę wina do
kieliszka.
-
Dobra, już się nie odzywam. Jestem po twojej stronie.
-
Ja myślę...- podkradła przyjaciółce trunek i ponownie się
położyła. Bonnie tylko westchnęła.
-
Dla pocieszenia ci powiem, że nie jesteś w tym sama. Jeremy
ostatnio poświęca mi coraz mniej czasu... Wszyscy są ważniejsi...
-
I za to wypijemy- powiedziałam bełkotliwie, z butelką wódki w
ręce.- Za to, żebyśmy choć raz to my były ważniejsze.
Caroline
popatrzyła na mnie nieprzytomnie i się zaśmiała.
-
Ta kolejka to mój gwóźdź do trumny, ale jak bym mogła za to nie
wypić.
Rozlałam
alkohol i przełknęłam kolejną porcję obrzydliwego trunku.
-
Do diabła, nienawidzę wódki...
Bonnie
prychnęła, lekko się kiwając.
-
To po co ją pijesz?
-
Bo po kilku pierwszych kolejkach, mam gdzieś, co w siebie wlewam,
byleby miało procenty.
[W
tym samym czasie]
Miałem
zamiar to załatwić, wyjaśnić, byłem ciekawy osoby historyka.
Słyszałem, że miał zostać dłużej w szkole. Nie miałem zamiaru
brać ze sobą Damona. Byłem na niego wkurwiony jak mało kiedy.
Cicho wszedłem do szkoły. Z szybkością wampira podszedłem pod
drzwi klasy, z której wypływał snop światła.
-
Jest tam kto?
Nie
odezwałem się, usłyszałem jak odsuwa krzesło. Wycofałem się za
ścianę. Przebiegłem prawie przed jego nosem za kolejną ścianę.
Otworzył pierwszą szafkę z rogu i wyjął z niej torbę sportową.
Rzucił ją na ziemię, zaczął wyciągać coś w stylu broni i
naładował ją kołkiem. Wbiegłem do klasy. Na chwilę zapadła
cisza. Nagle nauczyciel wyskoczył zza rogu i strzelił w moją
stronę. Złapałem kołek kilkanaście centymetrów od swojej
piersi. Zobaczyłem przerażenie na jego twarzy. Cofnął się po
kolejny kołek, ale ja byłem szybszy. Odrzuciłem jego zabaweczkę i
przyparłem go do ściany.
-
Czego chcesz?- syknął.
-
Nie mam zamiaru się z tobą bić, zabijać cię, żywić się tobą
czy coś w tym stylu, przychodzę w pokojowych zamiarach.
Popatrzył
na mnie nieufnie.
-
Czemu miałbym Ci wierzyć?
-
Nie zabiłem cię, to powinno wystarczyć, a teraz cię puszczę i
nie rób nic głupiego.
Zostawiłem
go i cofnąłem się o kilka kroków.
-
Dobrze, a teraz powiedz skąd wiesz o wampirach i skąd masz broń?
-
Moja żona zajmowała się zjawiskami paranormalnymi, studiowała
parapsychologię. Jej ulubionym gatunkiem były właśnie wampiry.
Chciała udowodnić wasze istnienie. Szukała was, tropiła, była
zafascynowana, widziałem jej zapał, nie potrafiła przestać,
rysowała je, szukała w Internecie, jeździła po stanach zbierając
materiały- pokiwał zrezygnowany głową.
-
I co się zmieniło?
-
Któregoś dnia wróciłem szybciej z uczelni. Drzwi do mieszkania
nie były zamknięte na klucz. Kiedy wszedłem do sypialni zobaczyłem
twojego brata, żywił się nią, sekundę potem wyskoczył z jej
ciałem przez okno. Szukałem jej ciała, policja też, nic nie
znaleźliśmy. Rozpoznałem go jak stał przed szkołą. Dowiedziałem
się, że jesteście braćmi, więc wywnioskowałem, że ty też
musisz być jednym z nich… Kiedy zaginęła Isobel zacząłem
polować na was, dopracowałem broń, jeździłem po Ameryce,
zabijałem wampiry, w końcu miałem zamiar przestać i gdzieś się
na stałe osiedlić. Potrzebowali nauczyciela historii i tak oto
jestem.
Westchnąłem
nie spodziewałem się takiej opowieści.
-
A pierścień? Wygląda podobnie do mojego, po co ci on?
-
Moja żona mi go dała, powiedziała, że mam go nigdy nie ściągać-
dotknął pierścienia i przypatrzył mu się- to jedyna pamiątka
jaka mi po niej została…- spojrzał na mnie ponownie- chcę się
dowiedzieć gdzie jest Isobel!
-
Z Damonem lepiej teraz nie zadzierać… pogadam z nim. Na pewno ją
pamięta, gdzie wtedy mieszkaliście?
-
W Duke.
-
Dobra, jak się czegoś dowiem to ci przekażę, póki co lepiej się
nie wychylaj i nie rozmawiaj z Damonem, jest trochę nie w humorze.
-
Jasne- podniósł z podłogi broń i zaniósł ją do szafki- Stefan…
-
Tak?
-
Elizabeth, ona wie o wszystkim?
Kiwnąłem
głową i w wampirzym tempie udałem się do samochodu. Musiałem
powiedzieć o wszystkim El… chociaż… może to nie najlepszy
pomysł, najpierw się dowiem wszystkiego, potem będę mógł się
wygadać. Dobrze, że Saltzman nie ma nic wspólnego z Katherine.
Ciekawa postać ta Katherine. Pojawia się, znika, robi zamieszanie,
znika… Jedno jest pewne, chciała skłócić Damona i Elizabeth,
udało jej się. Czego ona chce? Jaki będzie jej kolejny krok?
Zaparkowałem pod domem. Usłyszałem muzykę i zmęczony
westchnąłem.
-
I co, smaczna jestem?
-
Jesteś smaczniejsza niż twoje koleżanki, tylko im tego nie mów,
bo będą zazdrosne…
Dziewczyna
się zaśmiała. Koniec tego dobrego. Wszedłem do domu i przeszedłem
do salonu. Jeden, dwa, trzy… sześć zauroczonych, pijanych
dziewczyn w bieliźnie tańczyło po całym pokoju. Jedna z nich się
uśmiechała, będąc w objęciach Damona. Wyłączyłem muzykę.
-
Ocho, nudziarz przyszedł…
-
Damon, musimy pogadać.
-
Zaś coś będziesz truł, mów, przed moimi paniami nie mam nic do
ukrycia- wbił kły w szyję mulatki. Odwróciłem wzrok. Potrzeba
krwi była zbyt mocna.
-
Chodzi o nauczyciela historii- przestał pić, zmrużył oczy i
popatrzył na mnie.
-
O co chodzi?
-
O jego żonę. Isobel, Duke, kilka lat temu, mówi ci to coś?
-
Yyy, nie.
-
Damon, nie chcę grać w twoje chore gierki i podchody. Pożywiłeś
się nią, zabiłeś, gdzie zostawiłeś jej ciało?!
Popatrzył
na mnie tym swoim chytrym i tajemniczym spojrzeniem. Nie lubię gdy
tak na mnie patrzy.
-
Kto powiedział, że ją zabiłem?
Hehe, coraz ciekawiej się robi ^^ /Em
OdpowiedzUsuń