sobota, 2 lutego 2013

17. All because of her

Otworzyłam oczy i już wtedy wiedziałam, że ten dzień będzie koszmarny. Skąd? Intuicja. Umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie. Jenna właśnie piła poranną kawę.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, jak się spało?
- Dobrze, ale i tak jestem obolała i do tego to dziwne przeczucie, że dzisiaj coś się stanie…
- W sensie negatywnym?
- Nom- przytaknęłam i otworzyłam gruszkowy jogurt.
- To się dzisiaj pilnuj- puściła do mnie oczko i włożyła kubek do zlewu- Muszę iść, miłego dnia.
- Nawzajem.
Siedziałam i jadłam . Co się dzisiaj stanie? Czułam to całym ciałem...
Westchnęłam i spojrzałam na zegar. Szkoła. Zadziwiająco łatwo trzymałam się swoich postanowień odnośnie szkoły. Umyłam zęby i o godzinie 7.40 wyjechałam z domu. Nie jechałam szybko, ani też jak ślimak. Podoba mi się Mystic Falls, takie ładne spokojne miejsce, czas biegnie swoim tempem… no właśnie Klaus, uśmiechnęłam się na wspomnienie o nim. Gdyby Damon mnie z nim zobaczył… chciałabym zobaczyć go zazdrosnego, ha. Zaparkowałam i wrzuciłam kluczyki do torby. Zauważyłam Stefana, szedł w kierunku głównego wejścia. Podbiegłam do niego.
- Hej.
- Cześć.
- Znowu jesteś zły.
- Nie jestem- nawet nie zwolnił, nie wspominając o kontakcie wzrokowym.
- To w czym problem?
- W niczym.
- Czyli nic nie powiesz…- warknęłam rozdrażniona.- Widziałeś może dzisiaj Damona?
- Bardzo zabawne, przekomiczne, a teraz muszę…
- Nigdzie nie musisz iść- przyparłam go do ściany- o co ci chodzi?
- Po co pytasz gdzie on jest skoro dopiero co wyszłaś z jego łóżka?
Odsunęłam się od Stefana.
- Cały czas byłam w domu, Jenna może potwierdzić.
- Przecież cię widziałem…- zmarszczył brwi.
- Ty też- westchnęłam- Car i Bonnie twierdziły, że z nimi rozmawiałam, ale przecież byłam z tobą. Co tu się do cholery dzieje?- i nagle mnie coś uderzyło.- Wiesz kim jest Katherine?
Zastanawiał się chwilę, jakby weryfikował wszystkie swoje wspomnienia. Pokręcił powoli głową.
- Nie, nie przypominam sobie nikogo takiego. Czemu pytasz?
- Taki jeden facet mnie z nią pomylił… Jeżeli jeszcze kiedyś go spotkam to go spytam… idę na lekcje, do zobaczenia potem…
- Cześć- poszedł w przeciwną stronę.
Włóczyłam nogami idąc na angielski. Klaus… Katherine… Damon… Przystanęłam nagle. O. Mój. Boże… On z nią spał! Kurwa! On z nią spał. Myślałam, że zaraz coś rozwalę. Zabiję go, zabiję ją! Zabiję zaraz każdego kto mi stanie na drodze. Damon ma gwarantowany kołek w brzuch. Kipiałam złością.Tak mnie kocha, że nie rozpoznałby mnie z odległości dwóch centymetrów. Zajebiście! Weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce. Wypakowałam się i wyrwałam kartkę z zeszytu. Zaczęłam ją rwać, kawałek po kawałku. Papierki wrzucałam do kieszeni bluzy. Przełknęłam łzy. Zaraz zwymiotuję. Potargałam całą kartkę zanim przyszedł nauczyciel. Oddychałam ciężko i jedyne co zrobiłam przez całą lekcję to otworzyłam książkę dla niepoznaki. Odliczałam od dwustu do zera, potem od trzystu. Zdenerwowało mnie to, moje emocje nie mogły znaleźć upustu. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę spakowałam się szybko i wybiegłam jeszcze zanim ktokolwiek zdążył się spakować. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, wyjść ze szkoły, cokolwiek. Ruszyłam w stronę sali gimnastycznej, a raczej na jej tyły. Zdradził mnie!
- Pieprzony dupek, egoista, pajac- kopałam i waliłam pięściami w mur- padalec, niech go szlag trafi! Co za poje…
- Mam nadzieje, że to nie na mnie tak klniesz- odwróciłam się. David… Zakryłam dłońmi twarz. Rozpłakałam się i osunęłam po ścianie.
- Hej, co się stało? Nie płacz- poczułam jak mnie obejmuje ramieniem, w odruchu bezwarunkowym przytuliłam się do niego. Nikt mnie nigdy nie powinien widzieć w takim stanie.
- Przestań płakać bo czuje się strasznie głupio i zaraz sam zacznę płakać- uśmiechnęłam się przez łzy i rękawem powycierałam oczy.
- Przepraszam…
- Nie masz za co, naprawdę. Co się stało?
- Damon… on… się przespał z inną…- nie powinnam mu się zwierzać, to nie jego problem.
Westchnął i przejechał sobie dłonią po włosach. Spojrzałam mu w oczy, w jego mogłam zauważyć małe ogniki. Był zły. Ale czemu?
- A to skurwysyn, gdyby nie to, że jest wampirem… Hej, nie załamuj się, jak nie ten to inny, do wyboru do koloru, kolejki się do ciebie się ustawiają, a skoro on tego nie docenia to jego strata.
- Dzięki za pocieszenie- wstaliśmy. Spojrzałam na niego i się przytuliłam. Od razu lepiej. Był taki cieplutki, jego ramiona dodatkowo mnie ogrzewały. Nareszcie coś przyjemnego. Usłyszeliśmy dzwonek. Odsunęliśmy się od siebie.
- Choć, bo się jeszcze spóźnimy.
Uśmiechnęłam się. Do mnie kolejki się ustawiają? Dobrze wiedzieć, ciekawe czy Dave jest w tej kolejce…
***
Mimo całego gówna, które dzisiaj się na mnie zawaliło, potrafiłam się uśmiechać, a zawdzięczałam to Davidowi. Za każdym razem, gdy widział, że zaczynam rozmyślać na wiadomy temat robił wszystko, żeby mnie czymś zająć, żebym o tym nie myślała. Udawało mu się to, ale musiałam stawić czoło problemom. Siedziałam za kierownicą i zastanawiałam się czy jechać do Salvatore’ów. Zauważyłam, że Stefan kieruje się w stronę jego domu. Podwiozę go. Podjechałam koło niego.
- Wsiadaj, jadę do was.
Westchnął, rozejrzał się dookoła jakby szukał kogoś kto go wybawi od mojego towarzystwa.
- Dobra.
Po minucie odezwał się znowu.
- Zrobisz mu awanturę?
- Jak mało kto- mruknęłam. Zrobię mu z dupy jesień średniowiecza, przespał się z kimś kto wygląda tak jak ja.- Mógł szybciej pomyśleć z kim idzie do łóżka.
- No wiesz, ale wy wyglądacie tak samo… ja też się nie zorientowałem. Pewnie nikt by nie zauważył różnicy pomiędzy wami, chociaż… ona miała kręcone włosy, to mi to nie pasowało.
- Jemu pasowało wszystko!- zacisnęłam mocniej palce na kierownicy- Nie będę się potrafiła powstrzymać, albo ja mu coś zrobię, albo on mi. Jestem tak wściekła, tak nabuzowana, że… uh! Masz może przy sobie jakiś drewniany kołek?
- Chcesz go potraktować kołkiem?- trochę go to bawiło, mnie też, to nawet zabawnie brzmiało.
- W ostateczności mam ołówek…- wzruszyłam ramionami i się lekko uśmiechnęłam, aż cała drżałam w środku, miałam ochotę walnąć kogoś w gębę i tym kimś nie był Stefan. Dojechaliśmy. Wzięłam głęboki oddech, musiałam się uspokoić, chociaż nie… w dupie mam spokój. Wyszłam z samochodu i trzasnęłam mocno drzwiami.
- Hej, pamiętaj, że on jest silniejszy.
- Nie podniesie na mnie ręki… nie odważy się…- warknęłam. Poczułam nagły przypływ adrenaliny. Nie pukając otworzyłam drzwi wejściowe, które z hukiem uderzyły o ścianę. Szybkim krokiem przeszłam przez hol do salonu.
- Wyłaź! Salvatore, wiem, że tu jesteś!
- Pali się?
Kiedy tylko go zobaczyłam dostałam furii. Podeszłam i wymierzyłam mu siarczysty policzek.
- Ej! Cholera! Za co to było?!
- Za co?! Ty się pytasz za co?! Zdradziłeś mnie, świnio! Z laską, która wygląda identycznie jak ja! Już wiem czemu nie odpisałeś na mojego sms- a, bo w tym samym czasie posuwałeś Katherine!!!
- Nie krzycz na mnie! Kto to jest Katherine?! Przecież…
- Ty tylko udajesz, czy naprawdę jesteś taki głupi? W mieście jest dziewczyna, która wygląda tak samo jak ja, ale nie jest mną! A ty jesteś tak we mnie zakochany, że nawet nie zauważyłeś różnicy kogo przeleciałeś!
- Przestań tak do mnie mówić! Zauważyłem, że jesteś inna, ale pomyślałem, że nie ma takich dwóch jak ty, więc to musiałaś być ty! A poza tym to nie było dla mnie ważne, więc nie wiem jaki jest powód kłótni.
- Acha, nie ważne, czyli to się dla ciebie nie liczyło? Zupełnie jak… no nie wiem, uściśnięcie ręki?
- Tak- westchnął z ulgą, że w końcu to zrozumiałam. Nic bardziej mylnego.
Uśmiechnęłam się.
- To wspaniale! Czyli to też się nie liczy!
Odwróciłam się i podeszłam do Stefana. Tak. Pocałowałam go.
No co? Damon się z nią przespał, ale no przecież to się nie liczy!
Zareagował natychmiast. Odepchnął nas od siebie i stanął przede mną patrząc na mnie z góry.
- Teraz masz zamiar się mścić? Co to w ogóle było?! Czemu go pocałowałaś?
- Och, no proszę cię, przecież to się nie liczy!
- Myślałem, że jesteś inna.
- Jaka? Posłuszna, naiwna, bezbronna? O nie! Nie mam zamiaru taka być. Przeliczyłeś się! Nie będę spokojnie patrzyła jak zaliczasz kolejne laski pod moim nosem!
- Wyolbrzymiasz to- nalał sobie whisky.
- Możliwe, ale chyba powinieneś mieć jaja, żeby potrafić się przyznać!
- Do czego?! Tak, przyznaję się! Przespałem się z nią! Lepiej Ci? I co teraz? Zamkniesz się w sobie? Zapadniesz w depresję? Pójdziesz się wypłakać do rodziców? Och, wypadło mi to z głowy, ty ich nie masz!
To. Był. Cios. Poniżej. Pasa. Nawet jak na niego. Przesadził, przegiął. Po jego minie zauważyłam, że dopiero teraz zorientował się co powiedział.
- El…
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów. Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj, nie dzwoń, nie przychodź, przegiąłeś na całej linii, rozumiesz? Nikt chyba mnie tak nigdy nie ranił jak ty. Nikt! Dlatego weź to- odpięłam naszyjnik z werbeną i rzuciłam w niego- i odwal się!
Nie mogłam sobie pozwolić na łzy. Nie w jego towarzystwie. Trzasnęłam po raz kolejny tego dnia drzwiami i pobiegłam do auta. Mógł mnie wyzwać od dziwek, kurw, ale wypominanie mi braku rodziców… przesadził. Nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam w stronę cmentarza.
***
- Przesadziłeś.
- Nie, to ona przesadziła.
- Słyszysz siebie? Wypomniałeś jej śmierć rodziców! I to w taki sposób! Czy ty w ogóle masz serce? Widziałeś jej minę? To było gorsze od spoliczkowania!
- Teraz ty?! Dacie mi spokój?! Zostawcie mnie! Wszyscy by mnie kontrolowali, upominali! Życia w ogóle nie ma z ciągłymi zakazami i zasadami- Damon przewrócił oczami i dopił alkohol- a ty powinieneś dostać za ten pocałunek…
- Ja pierdole, ale z ciebie hipokryta! Wiesz co? Zostań tu sobie sam z tą whisky i czekaj, aż znajdzie się taka druga, która zauważy w tobie coś więcej niż ładną buzię!
Wyszedłem i rozejrzałem się dookoła. Mnie też już wkurwiał. Debil. Nie doceniał tego co miał. Gdyby Elizabeth mnie wybrała, gdyby mnie kochała, to nigdy, przenigdy nie powiedziałbym niczego takiego. Ale ona kochała Damona. Damon, Damon, zawsze Damon. Ale to nie Damon jej teraz szukał. Martwiłem się, żeby nic nie wymyśliła głupiego, szedłem po jej zapachu. Cmentarz? Bardzo możliwe. Pewnym krokiem się tam skierowałem.
***
Moje nogi były jak dwa słupy soli, nawet nie potrafiłam usiąść, klęknąć, nic. Stałam i płakałam. Jeżeli ktoś był tutaj wyraźnie mnie słyszał. Nie potrafię opisać tego co czułam. Smutek, stratę, tęsknotę, ból… nie płakałam z powodu mojego zerwania z Damonem, nie, na to przyjdzie czas, teraz płakałam, bo tak brutalnie mi wypomniał moje sieroctwo. Już ich nie ma, nigdy ich nie zobaczę, mama mnie nigdy więcej nie przytuli, tata nigdy więcej mnie nie połaskocze, a babcia nigdy więcej mi nie opowie książki, którą właśnie skończyła czytać. Tak bardzo mi ich wszystkich brakowało. Czułam się jak w pierwszym tygodniu po ich śmierci. Przygnębienie, smutek, humor czarny jak ubrania, które nosiłam. Wcześniej był Damon, teraz jego też już nie ma… poczułam jak ktoś mnie obejmuje od tyłu. Wyczułam, że to Stefan. Odwróciłam się i przytuliłam do niego. Dalej płakałam mocząc łzami jego bluzę.
- Przepraszam że powiedział coś takiego… to zwykły dupek. Proszę nie płacz… albo płacz jeżeli to sprawi, że poczujesz się lepiej. Płacz…
- Dziękuję- przytuliłam się mocniej do niego. Nie wiem ile tak staliśmy, ale chyba długo.

- Nie dam mu tej satysfakcji, nie będę jak cień, o nie! A poza tym, ja go rzuciłam, wiem co robię. Długo mu tego nie wybaczę. Pewnie ma już jakąś w sypialni i o dziwo… się tym nie przejmuję! Równie dobrze mógłby nie istnieć.
Głosiłam pewnie, skubiąc róg koca.
- Wmawiasz to sobie, czy może naprawdę tak czujesz?
- Nie wiem, chyba pół na pół, ale za niedługo nie będę nic do niego czuła. Nie warto w niego inwestować uczucia...
- I wierzysz, że się odkochasz?- Bonnie spojrzała na mnie, nie do końca z zamiarem uwierzenia mi.
- Szczerze?
- Tylko.
- Nie- westchnęłam i dolałam sobie alkoholu. Caroline poszła w moje ślady. Stefan zadzwonił po nią i po Bonnie, po moją fun-police.
Wypiłyśmy kolejkę. Caroline odłożyła głośno szklane naczynie na stolik.
- Jezu, ale z niego dupek, jak mógł?! Przecież ty byłaś jeszcze… dwa dni temu martwa! Nie ogarniam facetów.
- A mówią, że to my jesteśmy dziwne i niezrozumiałe- mruknęła Bonnie i dopiła wino.- Jak faceci są z Marsa, to niech tam, kurwa, wracają.
Caroline nalała wódki do trzech kielonków i uniosła jeden w geście toastu.
- I za to wypijemy. Za świat bez facetów i sprawdzianów!
- Amen!- krzyknęłam i wzięłam trunek na raz. Głęboko wypuściłam powietrze i zaczęło mi się zbierać na płacz. Wódka zaczęła robić swoje. Blondynka położyła głowę na kolanach Bennett.
- Tyler się do mnie nie odzywa, a Matt powiedział, że mamy sobie zrobić przerwę... Najpierw wszyscy się na ciebie rzucają, a potem nagle w jednym momencie zostawiają. Jak zużytą zabawkę...
- Daj spokój, Matt nie jest taki- wypomniała jej mulatka. Caro się podniosła, patrząc na nią oskarżycielsko.
- Po czyjej ty jesteś stronie, Bonnie, Bennett?
Bonnie tylko uniosła dłonie w geście poddania i wylała resztkę wina do kieliszka.
- Dobra, już się nie odzywam. Jestem po twojej stronie.
- Ja myślę...- podkradła przyjaciółce trunek i ponownie się położyła. Bonnie tylko westchnęła.
- Dla pocieszenia ci powiem, że nie jesteś w tym sama. Jeremy ostatnio poświęca mi coraz mniej czasu... Wszyscy są ważniejsi...
- I za to wypijemy- powiedziałam bełkotliwie, z butelką wódki w ręce.- Za to, żebyśmy choć raz to my były ważniejsze.
Caroline popatrzyła na mnie nieprzytomnie i się zaśmiała.
- Ta kolejka to mój gwóźdź do trumny, ale jak bym mogła za to nie wypić.
Rozlałam alkohol i przełknęłam kolejną porcję obrzydliwego trunku.
- Do diabła, nienawidzę wódki...
Bonnie prychnęła, lekko się kiwając.
- To po co ją pijesz?
- Bo po kilku pierwszych kolejkach, mam gdzieś, co w siebie wlewam, byleby miało procenty.


[W tym samym czasie]
Miałem zamiar to załatwić, wyjaśnić, byłem ciekawy osoby historyka. Słyszałem, że miał zostać dłużej w szkole. Nie miałem zamiaru brać ze sobą Damona. Byłem na niego wkurwiony jak mało kiedy. Cicho wszedłem do szkoły. Z szybkością wampira podszedłem pod drzwi klasy, z której wypływał snop światła.
- Jest tam kto?
Nie odezwałem się, usłyszałem jak odsuwa krzesło. Wycofałem się za ścianę. Przebiegłem prawie przed jego nosem za kolejną ścianę. Otworzył pierwszą szafkę z rogu i wyjął z niej torbę sportową. Rzucił ją na ziemię, zaczął wyciągać coś w stylu broni i naładował ją kołkiem. Wbiegłem do klasy. Na chwilę zapadła cisza. Nagle nauczyciel wyskoczył zza rogu i strzelił w moją stronę. Złapałem kołek kilkanaście centymetrów od swojej piersi. Zobaczyłem przerażenie na jego twarzy. Cofnął się po kolejny kołek, ale ja byłem szybszy. Odrzuciłem jego zabaweczkę i przyparłem go do ściany.
- Czego chcesz?- syknął.
- Nie mam zamiaru się z tobą bić, zabijać cię, żywić się tobą czy coś w tym stylu, przychodzę w pokojowych zamiarach.
Popatrzył na mnie nieufnie.
- Czemu miałbym Ci wierzyć?
- Nie zabiłem cię, to powinno wystarczyć, a teraz cię puszczę i nie rób nic głupiego.
Zostawiłem go i cofnąłem się o kilka kroków.
- Dobrze, a teraz powiedz skąd wiesz o wampirach i skąd masz broń?
- Moja żona zajmowała się zjawiskami paranormalnymi, studiowała parapsychologię. Jej ulubionym gatunkiem były właśnie wampiry. Chciała udowodnić wasze istnienie. Szukała was, tropiła, była zafascynowana, widziałem jej zapał, nie potrafiła przestać, rysowała je, szukała w Internecie, jeździła po stanach zbierając materiały- pokiwał zrezygnowany głową.
- I co się zmieniło?
- Któregoś dnia wróciłem szybciej z uczelni. Drzwi do mieszkania nie były zamknięte na klucz. Kiedy wszedłem do sypialni zobaczyłem twojego brata, żywił się nią, sekundę potem wyskoczył z jej ciałem przez okno. Szukałem jej ciała, policja też, nic nie znaleźliśmy. Rozpoznałem go jak stał przed szkołą. Dowiedziałem się, że jesteście braćmi, więc wywnioskowałem, że ty też musisz być jednym z nich… Kiedy zaginęła Isobel zacząłem polować na was, dopracowałem broń, jeździłem po Ameryce, zabijałem wampiry, w końcu miałem zamiar przestać i gdzieś się na stałe osiedlić. Potrzebowali nauczyciela historii i tak oto jestem.
Westchnąłem nie spodziewałem się takiej opowieści.
- A pierścień? Wygląda podobnie do mojego, po co ci on?
- Moja żona mi go dała, powiedziała, że mam go nigdy nie ściągać- dotknął pierścienia i przypatrzył mu się- to jedyna pamiątka jaka mi po niej została…- spojrzał na mnie ponownie- chcę się dowiedzieć gdzie jest Isobel!
- Z Damonem lepiej teraz nie zadzierać… pogadam z nim. Na pewno ją pamięta, gdzie wtedy mieszkaliście?
- W Duke.
- Dobra, jak się czegoś dowiem to ci przekażę, póki co lepiej się nie wychylaj i nie rozmawiaj z Damonem, jest trochę nie w humorze.
- Jasne- podniósł z podłogi broń i zaniósł ją do szafki- Stefan…
- Tak?
- Elizabeth, ona wie o wszystkim?
Kiwnąłem głową i w wampirzym tempie udałem się do samochodu. Musiałem powiedzieć o wszystkim El… chociaż… może to nie najlepszy pomysł, najpierw się dowiem wszystkiego, potem będę mógł się wygadać. Dobrze, że Saltzman nie ma nic wspólnego z Katherine. Ciekawa postać ta Katherine. Pojawia się, znika, robi zamieszanie, znika… Jedno jest pewne, chciała skłócić Damona i Elizabeth, udało jej się. Czego ona chce? Jaki będzie jej kolejny krok? Zaparkowałem pod domem. Usłyszałem muzykę i zmęczony westchnąłem.
- I co, smaczna jestem?
- Jesteś smaczniejsza niż twoje koleżanki, tylko im tego nie mów, bo będą zazdrosne…
Dziewczyna się zaśmiała. Koniec tego dobrego. Wszedłem do domu i przeszedłem do salonu. Jeden, dwa, trzy… sześć zauroczonych, pijanych dziewczyn w bieliźnie tańczyło po całym pokoju. Jedna z nich się uśmiechała, będąc w objęciach Damona. Wyłączyłem muzykę.
- Ocho, nudziarz przyszedł…
- Damon, musimy pogadać.
- Zaś coś będziesz truł, mów, przed moimi paniami nie mam nic do ukrycia- wbił kły w szyję mulatki. Odwróciłem wzrok. Potrzeba krwi była zbyt mocna.
- Chodzi o nauczyciela historii- przestał pić, zmrużył oczy i popatrzył na mnie.
- O co chodzi?
- O jego żonę. Isobel, Duke, kilka lat temu, mówi ci to coś?
- Yyy, nie.
- Damon, nie chcę grać w twoje chore gierki i podchody. Pożywiłeś się nią, zabiłeś, gdzie zostawiłeś jej ciało?!
Popatrzył na mnie tym swoim chytrym i tajemniczym spojrzeniem. Nie lubię gdy tak na mnie patrzy.
- Kto powiedział, że ją zabiłem?

1 komentarz: