sobota, 2 lutego 2013

11. What is going on between you two?

- Gdzie mam skręcić?!
- Tu, w tą dróżkę!!!- krzyknęła Bonnie trzymając na kolanach mapę i pokazując palcem na ścieżkę.
Damon skręcił w nią gwałtownie i docisnął pedał gazu.
- A co, jeżeli będziemy za późno?!- jęknęła rozhisteryzowana Caroline.
- Nie będziemy…!
Nagle ich oczom ukazał się straszny widok. Dom był prawie całkowicie strawiony przez płomienie, a dookoła było pełno strażaków, ruszających się szybko jak mrówki, po wsadzeniu kija do mrowiska.
- O. Boże.
Na twarzy Damona pojawiło się zdeterminowanie i strach. Zahamował i wybiegł z samochodu, odepchnął policjantów i podbiegł do strażaka, który kierował całą akcją.
- Tam jest moja przyjaciółka, gdzie ona jest?
- Zostawcie go panowie- zwrócił się do policjantów- Strażacy dostali się do środka z wielkim trudem, są w środku, ale bardzo ciężko się do niej dostać i…
- Widzę dziewczynę, powtarzam, widzę dziewczynę…
- Mówcie dalej.
- Trudno się do niej dostać, ale spróbuję. Możliwe, że się zaczadziła, jest bardzo niewielki procent szansy, że żyje…
- Próbuj- spojrzał na Damona- sam pan słyszał, szanse są naprawdę małe.
- Ale są.
- Tak…
- Udało się! Mam ją na rękach! Chyba jeszcze żyje, powtarzam, chyba jeszcze żyje!
- Brawo! Wychodźcie do nas! Bez odbioru. Może dopisze jej szczęście, zrobimy wszystko żeby ją uratować.
W głowie Damona szalała burza, spojrzał na pozostałych strażaków gaszących ogień. Popatrzył na zszokowaną Bonnie, Caroline i Stefana. Podbiegł do nich i im powiedział o wszystkim. Dalej się bał, że El nie przeżyje, a wszystko przez Amandę. W myślach pisał już najgorsze scenariusze jej śmierci.
- Damon…! - krzyknęła Caroline wskazując palcem drzwi domu. Wyszli strażacy, a jeden miał Ją na rękach. Damon podbiegł szybko do mężczyzny, który kładł jej bezwładne ciało na noszach.
- Bierzcie ją szybko do szpitala! Może to jeszcze przeżyje! Może zdarzy się cud…
- El, trzymaj się- jęknął Damon do dziewczyny, której założono maskę tlenową. Zamknięto drzwi karetki i ruszyła na sygnale. Damon podbiegł do pozostałych i wsiadł do auta poganiając resztę, żeby szybciej wsiadali. Damon prowadził jak szaleniec, jechał tuż za karetką.
- Ona przeżyje, prawda?
- Nie ma innej opcji!- warknął wampir. Był roztrzęsiony i wściekły, ze złości łza mu spłynęła po policzku, czym prędzej ją otarł i skupił się na wymijaniu samochodów.
***
- Pęcherzyki płucne są bardzo zniszczone, nie jest w stanie samodzielnie oddychać, daję jej 5, max. 10 %… Zrobiliśmy wszystko co się dało, teraz musi sama walczyć. Przykro mi…
Pani doktor odeszła zostawiając przyjaciół w jednej wielkiej niepewności.
- To wszystko moja wina… gdyby nie ja… ten pieprzony czarodziej… czemu ona…?
Do uszu Bonnie dochodziły tylko fragmenty narzekań Damona. Pomiędzy nimi było multum przekleństw zarówno na Amandę, jak i na niego samego. Siedział obok Elizabeth trzymając ją mocno za rękę, jakby zaraz miała zniknąć. Nagle do Sali wpadła rozhisteryzowana Jenna.
- Co z nią?! Jak ona się czuje?!
- Nie jest dobrze- powiedziała Bonnie z łzami w oczach- Dają jej max.10 %...
Jenna wybuchła płaczem.

Trzy dni później wciąż leżała na szpitalnym łóżku, wciąż podpięta do tych wszystkich urządzeń podtrzymujących ją przy życiu, a On wciąż siedział obok niej. Uporczywie wpatrywał się w twarz dziewczyny szukając jakiejkolwiek oznaki poprawy, mrugnięcia, ruchu ustami, czegokolwiek. Przetoczył jej swoją krew, mimo to, proces leczenia trwał i trwał. Nie potrafił się przemóc, żeby odejść od niej, błagał ją o wybaczenie i o to, żeby się obudziła, na zmianę. Tylko raz odszedł od jej łóżka, żeby po dwóch dniach zmienić ciuchy, umyć się i napić krwi. Wyglądał jak wrak, spał na siedząco i mimo iż był wampirem, sprawiało mu to pewien dyskomfort, który w reakcji łańcuchowej dawał beznadziejny humor. Żeby zachować choć odrobinę normalności codziennie rano czytał jej gazetę.
- Mamy dzisiaj dwudziesty piąty dzień sierpnia. I oto wiadomości na dziś... Co my tu mamy. Coś dla Ciebie: "Lekarze byli zszokowani tym, co znaleźli w mózgu pewnego mężczyzny"... Najlepsze sobie zostawimy na koniec.
Uśmiechnął się do niej, ale uśmiech nie został odwzajemniony.
- Hmm... Nie żyją bliźniaki, lat dwanaście, dom strawiony przez ogień- skrzywił się na tą ostatnią informację i uznał, że gazeta jest do bani. Mimo to, to zawsze był jakiś pretekst, żeby do niej mówić.
- Były komendant straży pożarnej składa skargę w sprawie dyskryminacji...
Do sali weszła pielęgniarka. Od trzech dni zawsze rano była ta sama blondynka, która swój biały uniform starała jako tako przerobić, by odsłaniał jak najwięcej i podkreślał jej atuty. Damon spojrzał na nią znad gazety.
- Przyszło jedzenie- starała się być zabawna pokazując kroplówkę, ale Damona to w żaden sposób nie rozbawiło, był wręcz jeszcze bardziej wściekły. Pielęgniarka, speszona jego wrogim spojrzeniem, szybko zmieniła woreczek i zarzucając jeszcze na odchodne biodrami, zniknęła za drzwiami.
Prychnął i złożył gazetę.
- Od trzech dni tu przyłazi rano i codziennie zakrywa coraz mniej.- Pokręcił głową- to żałosne. Odruchowo przerwał, żeby zrobić miejsce na ripostę Elizabeth, ale nic nie usłyszał. Oparł głowę na dłoniach. Ile jeszcze to może trwać?
- Miałaś powiedzieć, że jestem ostatnią osobą, którą byś podejrzewała o powiedzenie czegoś takiego... Gilbert, obudź się do cholery, ja... ja tęsknię za twoim poczuciem humoru... za tobą- ostatnie słowo wręcz wyszeptał.
Nagle poczuł zapach krwi. Ktoś minął ich salę ze świeżo rozciętą ręką. Głód go chwycił za gardło i odruchowo jego organizm czując krew przygotował się do pożywienia. Kły wyrosły ze swędzących dziąseł, a słuch się polepszył. Usłyszał tętno Elizabeth i ten dźwięk go doprowadził do szału. Rzucił gazetę na ziemię i wybiegł z sali szukając w szpitalu lodówki z krwią.
Znalazł takowe niedaleko sal operacyjnych. Co prawda musiał zahipnotyzować parę osób, ale wysiłek się opłacił. Po chwili siedział w kącie i łagodził swoje pragnienie. Po kilku torebkach krwi poczuł w końcu wystarczające nasycenie, aby mógł usiedzieć przy dziewczynie.
Ku jego zaskoczeniu przy Elizabeth kręciła się Bonnie i Caroline. Śmiały się, ale zamilkły, gdy wampir przekroczył próg.
- Dalej tu jesteś?- mruknęła mulatka.
- Tak- warknął i podniósł z ziemi gazetę.
- Co z nią?
- Z tego co się orientuję żadnych zmian... wiele się nie zmieniło odkąd poszłyście półgodziny temu na kawę.
- Może dasz jej jeszcze krwi?- zignorowała jego jad Bonnie.
- Wolałbym nie przesadzać z jej ilością.
Jego miejsce obok El zajmowała teraz Caroline.
- Podsiadłaś mnie- wypomniał jej i stanął obok, patrząc na nią wyczekująco. Blondynka spojrzała na niego bez pośpiesznie i niewzruszona założyła nogę na nogę.
- Ale teraz ja tu siedzę, ty tu siedziałeś przez trzy dni. Poza tym nie myśl sobie, że warowanie przy niej dzień i noc odkupi twoje winy... Dalej to przez ciebie tutaj leży. Ty do tego doprowadziłeś, po co ją zabierałeś nad ten cholerny wodospad? Po co jej zawracałeś głowę?! Po co jej zrobiłeś nadzieję?!- Caroline podniosła się i wzrokiem zabijała Damona. Bonnie dotknęła ramienia przyjaciółki starając się ją uspokoić.
- Carol, proszę cię... Wywalą nas stąd. Szkoda marnować energię...
Do pomieszczenia wszedł lekarz patrząc podejrzliwie na wszystkich zgromadzonych.
- Chcę przebadać pacjentkę, proszę wyjść.
Ów pacjentka jak na zawołanie zaczęła się krztusić.
- Proszę wyjść, natychmiast!

Chodził tam i z powrotem nie umiejąc znaleźć sobie miejsca. Wszystkich doprowadzał do szału.
- Damon, usiądź wreszcie, bo zaraz Cię siłą posadzę na krześle.
- Powinna być przytomna, już dawno!
- Oddycha samodzielnie…
- Ale nadal jest nieprzytomna!
Powieki Elizabeth lekko zadrgały i się uchyliły. Damon momentalnie stanął.
- El, słyszysz mnie?- zapytał z rezerwą.
Uśmiechnęła się lekko.
- Trudno by Cię nie usłyszeć…
- Mówiłam, że wszystko jest dobrze, ale on zawsze wie lepiej- Bonnie przewróciła oczami i spojrzała na przyjaciółkę- Jak się czujesz?
- Znacznie lepiej, dziękuję wam…- powróciła wzrokiem na wampira- dziękuję za krew, ja…
Damon nie dał jej skończyć, pochylił się nad nią i pocałował ją w usta, dziwiąc tym wszystkich łącznie z nim samym.
Potem nie mieli już czasu na rozmowę w cztery oczy. Przyszła Jenna, Stefan, lekarz wziął dziewczynę na kolejne badania i wykończona poszła spać.
Caroline i Bonnie poszły w końcu odespać zarwaną noc do domu, Jenna również udała się na spoczynek. Damon zaczął opadać z sił i po długich namowach Stefana poszedł zapolować i trochę odpocząć.
- W końcu spokój- westchnęła Elizabeth do Stefana. Zdziwiony spojrzał na nią.
- El, jest środek nocy. Czemu nie śpisz?
- Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza... Pomóż mi wstać.
- Nie! Leż, idź spać.
- Błagam! Stefan, błagam Cię, nie bądź taki... Proszę...
Głośno wypuścił powietrze i delikatnie uniósł dziewczynę, by pomóc jej wstać.
- Stoisz?
- Tak... Chwiejnie, bo chwiejnie, ale stoję... Weź mnie na dwór, potrzebuję powietrza...
Salvatore spełnił prośbę dziewczyny i po chwili już siedzieli na ławce w szpitalnym ogrodzie.
- Damon mnie zabije jak się dowie...
- Niby czemu?- prychnęła.
- Jeżeli to nie oczywiste...- popatrzył na nią krzywo, zaciągając się chłodnym powietrzem.
- Nie wiem jak się zachowywać w jego towarzystwie... Z jednej strony, gdy go widzę moje serce wariuje, ja wariuję, całe moje ciało się kurczy i rozluźnia na przemian, jak jest w pobliżu. Nigdy tak jeszcze nie miałam... Ale z drugiej strony jest takim dupkiem... Jest tak bardzo zmienny... i arogancki!
- Damon to osoba, która ucieka od cierpienia w miłości. Kochał, zawiódł się i nie chce już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Zamknął się w sobie. A mimo to widzę jak się przedzierasz przez tą skorupę... Jestem jego bratem, widziałem go w każdym stanie, przeżyłem z nim niejedno. Daj mu szansę, popełnia błędy, ale kiedy przyjrzysz się jego działaniom to zobaczysz, że cokolwiek zrobił, zrobił dla miłości, przynajmniej w swoim przekonaniu- uśmiechnął się półgębkiem.- Jest pokręcony, ale czy my wszyscy nie jesteśmy? Chryste! Mieszkamy w Mystic Falls! To dotyczy nas wszystkich!
Elizabeth zaśmiała się tak głośno, że aż się zakrztusiła. Nie była jeszcze w szczytowej formie.
- Koniec tych wagarów. Łap kroplówkę i wracamy do łóżka.
Kiedy wziął ją na ręce, dziewczyna pocałowała go przelotnie w policzek.
- Dziękuję, że mnie wziąłeś na dwór.
- Nie ma za co- rozpogodził się, patrząc na nią łagodnie.
***
- No to witaj w domu- powiedziała Jenna i zamknęła za nami drzwi. Przejęłam od niej torbę i poszłam na górę.
- Jesteś głodna?!
- Nawet nie wiesz jak bardzo! Szpitalne żarcie nie przypadło mi zbytnio do gustu.
Wrzuciłam rzeczy do pralki, kosmetyki wyjęłam z kosmetyczki i poustawiałam je w szafce. Zeszłam na dół i usiadłam obok cioci na wysokim krześle, czekając na obiad.
- Wiesz, pomyślałam, ze ostatnio nie spędzałyśmy ze sobą w ogóle czasu, co powiesz na babski wieczór?
- Yyy… ja tego… świetny pomysł...
- Umówiłaś się z przyjaciółmi, prawda?- konkretniej to z Damonem, ale uznałam, że nie będę jej wyprowadzać z błędu.
- No… ale jutro możemy sobie zrobić taki wieczór, jestem wolna!
- Święto narodowe!- przewróciła oczami i nałożyła mi i sobie makaron.
- A jak to jest między Tobą i Damonem? No wiesz... Wystarczyło na niego popatrzeć jak czatował przy twoim łóżku w szpitalu, żeby zrozumieć co jest na rzeczy...
- Jenna- zganiłam ją.- Nic nie jest na rzeczy! Przecież Caroline i Bonnie też były przy mnie, Stefan, nawet Jeremy i Matt wpadli mnie odwiedzić.
- Ja nie mówię o odwiedzinach, mówię o spaniu, siedzeniu, wręcz warowaniu przy tobie przez kilka dni, gdy byłaś nieprzytomna, a nawet jak już się ocknęłaś.
Nic nie odpowiedziałam. Zjadłam spaghetti i poszłam na górę się przygotować na spotkanie.
Spojrzałam w lustro i byłam zadowolona ze swojego wyglądu. Mimo śladów po nakłuciach, wyglądałam jak żywa osoba... Nawet. Biała lekko rozkloszowana bluzeczka na ramiączkach i jeansowe szorty sprawiały, że nie czułam się aż tak ciężka jak to było w szpitalu. Zamiast kroplówki, przy moim boku wisiała teraz torebka, którą mi przywiózł wujek dawno temu z Tajlandii, miała swój orientalny styl, dzięki któremu wszyscy się nią zachwycali.

Zakładając sandałki, krzyknęłam do cioci:
- To ja wychodzę. Pa!
- Idź i baw się dobrze!
Zamknęłam za sobą drzwi i odetchnęłam głęboko. Teraz kiedy Amanda myślała, że nie żyję miałam spokój. Przynajmniej na razie. Szłam w stronę domu Salvatore’ ów mijając co chwilę kogoś nieznajomego. Po 10 minutach zauważyłam mój cel. Przyśpieszyłam i już po chwili stałam na ganku. Zapukałam. Otworzył mi Damon. Z pozoru nie wyróżniał się czymś innym niż na co dzień, ale moje serce przyśpieszyło, a on to mógł usłyszeć. 
- Cześć.
- Hej.
Lekko się do mnie uśmiechnął i wpuścił do środka. Po domu niosła się piękna woń makaronu, sosu pomidorowego i przypraw i chociaż przed chwilą jadłam, ponownie zgłodniałam.
- Spaghetti?
- Lasagne.
Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Jakże prymitywnie musiało zabrzmieć moje pytanie. Weźcie mnie stąd...
- Przepraszam, za to pytanie, po prostu ładnie pachnie. Nie sądziłam, że umiesz gotować.
Zaśmiał się dźwięcznie.
- Akurat dzisiaj to Stefan gotował, ale ja również w tej kwestii nie mam sobie nic do zarzucenia.
- Mam nadzieję, że będę jedną z nielicznych osób, których nie otrujesz. Chciałabym jeszcze pożyć, aczkolwiek patrząc na wydarzenia z poprzednich dni...- zakryłam buzię dłonią. Obiecałam sobie podczas prysznica, że nie będę nawet zaczynała tego tematu. Ale no cóż.
Papla- usłyszałam oskarżycielski głos w swojej głowie.
Jego twarz posępniała. Czuł się winny. Z jednej strony chciałam patrzeć na niego z wyższością i kazać mu padać przede mną na kolana. Z drugiej... Jaki miał wpływ na to, że jego potencjalnie martwa była, uznała, że jestem dla niej jakimkolwiek rywalem w walce o serca Salvatore'ów...
Nagle podniósł wzrok, nasze oczy się spotkały. Zrobiłam krok do tyłu, ponieważ jego twarz zaczęła się zmieniać. 
- Damon...
Nim zarejestrowałam jego ruch, on przyparł mnie do ściany. Przesunął nosem po mojej szyi wdychając mój zapach i nagle poczułam ból. Wiedziałam co się dzieje, dokładnie zapadł mi w pamięć ten wieczór… wieczór, w którym po raz pierwszy zostałam ugryziona przez wampira, przez Damona.

1 komentarz:

  1. Robi się coraz ciekawiej... lećmy dalej ;) /niezalogowana Emka

    OdpowiedzUsuń