- Masz
sto siedemdziesiąt dwa lata... Wow… to trochę takie… dziwne.
Powinnam to uważać za obrzydliwe.
Siedziałam
na blacie i popijałam sok pomarańczowy.
-
Powinnaś…- Damon podszedł do mnie bliżej.
-
Co robisz?- odłożyłam szklankę obok siebie, a wampir objął się
w pasie moimi nogami- mało Ci, że zostałam na noc?
-
Nic nie robiliśmy z tych rzeczy- wypomniał mi z wyrzutem.
-
I właśnie dlatego- wzięłam swoje nogi i zeskoczyłam na ziemię-
nie powinniśmy dalej niczego robić. Po co zmieniać niektóre
przyzwyczajenia?
-
Jesteś upierdliwa!- krzyknął za mną, gdy wchodziłam po schodach,
na co ja się cicho zaśmiałam.
Kiedy
zeszłam, Damon w salonie stał i rozmawiał z jakimś mężczyzną.
-
Cześć, mała.
Spojrzałam
z powątpiewaniem na niego. Nie był bardzo przystojny,
zaryzykowałabym mówiąc, że był przeciętnej urody. Blondyn,
szare oczy, niezbyt wysoki. Nie robił wrażenia na mnie.
-
Hej?
Damon
się zaśmiał, na co ten go spiorunował wzrokiem.
-
El, to Roy. Stary kumpel zza czasów prohibicji. Roy, to Elizabeth,
moja...
-
Przyjaciółka- dokończyłam, to było cholernie niezręczne...-
miło mi- uśmiechnęłam się szybko i uścisnęłam dłoń Royowi
-
Przyjemność po mojej stronie... Od kiedy to się przyjaźnisz z
dziewczynami, Damon? Albo od kiedy tak to nazywasz?
-
Spadaj- uciął brunet i popatrzył na mnie przepraszająco. W sumie,
niby czego mogłam oczekiwać po jego znajomych?
-
To co?- klasnął w dłonie- Po kolejeczce?- Błyskawicznie znalazł
się za mną i wyeksponował jednym ruchem moją szyję.
-
Damon- udało mi się tylko wykrztusić, zanim mój świeżo
upieczony przyjaciel odsunął ode mnie natręta.
-
Łapy przy sobie!- mój wybawca stanął między nami.
Roy
uniósł dłonie w geście kapitulacji.
-
Dobra, dobra, patrz go jaki wrażliwy. Jak byliśmy w Nowym Jorku
to...
-
Boże, zamknij się!
Poczułam
się niezręcznie. Było w tym pomieszczeniu o jedna osobę za dużo
i to byłam ja.
-
Ja już pójdę... Najwyżej się potem zobaczymy...
Nagle
do domu wpadł Stefan, chociaż to wyglądało bardziej jakby go ktoś
wrzucił do domu z wbitymi w brzuch kilkoma kołkami. Damon i Roy
zerwali się by mu pomóc. Roy wyciągnął z niego kołki, a Damon
pobiegł po woreczki krwi. Podbiegłam do Stefana i uklęknęłam
przy nim.
-
Stefan, spójrz na mnie- otworzył oczy i na mnie spojrzał.
-
El…
-
Tak, jestem, kto Ci to zrobił?
-
Amy..
-
Kto?
-
A- Amy...?- Damon stał wmurowany w podłogę i miał niewidzący
wzrok. Woreczek z krwią wypadł mu z ręki, ale na szczęście w
porę go złapałam i ścisnęłam w ręce. Nie wyglądało to
apetycznie, ale podałam to Royowi, on wiedział co z tym zrobić.
Naderwał plastikowy korek i przystawił młodszemu Salvatore'owi
worek pod usta.
-
Nie- jęknął.- Ja nie mogę...
-
Stefan! Pij to - zganiłam go.- Nie pora na głupoty.
-
Nie mogę!
-
Siłą w to w ciebie wleje, jak się zaraz nie uspokoisz!- Wyrwałam
worek Royowi i wycisnęłam trochę cieczy na usta Stefana. W ułamku
sekundy dorwał się do krwi i kilkoma łykami opróżnił torebkę.
Potem zażądał kolejnej i nim się spostrzegłam wypił trzy
torebki.
-
Co się z nim dzieje?
-
Dawno nie pił ludzkiej krwi, więc teraz budzi się w nim zwierze…-
wyszeptał pierwszy raz od dłuższego czasu Damon.
-
No to super- mruknęłam pod nosem patrząc za odchodzącym do swojej
łazienki Stefanem.- A ty co?- zapytałam bruneta.- Kto to Amy?
-
Amanda... Ona nas przemieniła.
Coś
mi się nie zgadzało.
-
Przecież ona rzekomo umarła...
-
No właśnie- warknął. Złapał mnie za rękę. Ziemia pod moimi
nogami zadrżała. Spojrzałam na nasze ręce i na niego, w jego
płonące niewytłumaczalnym pragnieniem oczy. Otworzyłam szerzej
usta starając się regularnie dotleniać, ale chyba zbyt szybko to
robiłam i dostałam hiperwentylacji. Świat zawirował, a nogi mi
zmiękły, nie wiem jakim cudem jeszcze trzymałam pion. Nachylił
się do mnie.
-
Oddychaj- szepnął mi do ucha i wyprostował się.- Chodź, odwiozę
Cię do domu... Muszę się dowiedzieć o co chodzi z Amandą...
Możliwe, że to był list od niej. Nie wiem czemu był skierowany do
ciebie, ale...- westchnął, sprawdzając, czy ma w kieszeni
kluczyki.- Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało. Po moim trupie.
Nie
odwzajemnił mojego spojrzenia. W życiu nie słyszałam czegoś
równie zaskakującego. Zależało mu na mnie? Czemu? Jak?
-
Roy, zajmij się Stefanem.
-
Ale ja…
-
Zamknij się- Damon spojrzał na mnie i wyszliśmy.
***
-
Jenna?! Jesteś w domu?
Cisza.
Serce mi podeszło do gardła.
-
Jenna?!
-
Już idę, pali się czy co?!
Odetchnęłam
z ulgą, jednak widząc minę cioci ponownie się przeraziłam.
-
Gdzie byłaś tej nocy?- zapytała spokojnie tylko dlatego, by mnie
nie zabić.
-
U Bonnie, akurat byłam zajęta jak dzwoniłaś - palnęłam, a co
miałam powiedzieć?
-
No, masz szczęście, bo twoje zeznania pokrywają się z jej. Na
następny raz chcę telefonu, kartki, SMS, cokolwiek, bym wiedziała
gdzie i z kim jesteś, zrozumiano?
-
Tak jest- ruszyłam w stronę pokoju, ale na pierwszym stopniu
zatrzymał mnie jeszcze na chwilę głos Jenny.
-
Aha, zapomniałabym, masz karę. Jako, że pies zwiał, to obowiązuje
Cię mycie naczyń do końca tygodnia. Jasne?
-
Tak- odparłam niechętnie, chociaż umycie naczyń ograniczało się
do opłukania ich i włożenia do zmywarki, to nie miałam na to
kompletnie czasu. Weszłam do pokoju, gdzie zastałam Damona.
Siedział na parapecie i patrzył przez okno. Wyglądał naprawdę
przystojnie i tak męsko… spojrzał na mnie, lekko się uśmiechnął
i powrócił wzrokiem do okna. Był smutny, albo raczej przygnębiony.
Wzięłam bieliznę i udałam się do łazienki.
Kiedy
wyszłam Damon leżał na moim łóżku i wpatrywał się w sufit.
Spojrzał na mnie i z wampirzą szybkością podszedł do mnie.
-
Stefan wariuje, muszę iść i pomóc Royowi.
-
Idź, on Cię teraz potrzebuje… Damon?
-
Tak?
-
Dalej coś do niej czujesz? Wiesz...- przełknęłam wielka gulę w
gardle.- czy ją kochasz...- Ugh, po co pytam, skoro nie
chcę usłyszeć odpowiedzi?
-
Ja… nie wiem… wątpię… przepraszam, muszę iść- pocałował
mnie w policzek i wyskoczył przez okno. No to mamy klops, panienko
Gilbert. W końcu stara miłość nie rdzewieje.
-
Idę do Bonnie i nie wiem kiedy wrócę.
Wstałam
i zeszłam na dół. Założyłam trampki i wsadziłam komórkę
do tylnej kieszeni spodni.
-
Nie potrafisz usiedzieć w domu, prawda?
Uśmiechnęłam
się do cioci i zamknęłam za sobą drzwi.
Szłam
drogą nie oglądając się za siebie, jednak jeden jedyny raz się
obejrzałam. Za mną szedł jakiś mężczyzna z kapturem na głowie
i dziewczynka w różowej sukience, jednak dziewczynka skręciła po
chwili do swojego domu, a zakapturzony gość wciąż podążał za
mną. Kiedy się po raz kolejny obejrzałam odległość między nami
zmalała. Przyśpieszyłam, on również, przeszłam do truchtu, a
następnie do biegu. Mężczyzna biegł za mną, starałam się
poruszać jak najszybciej, lecz on był szybszy. Widziałam już w
oddali dom Bonnie, jednak zrobiłam najgłupsze posunięcie w życiu-
skręciłam do lasu. Próbowałam przyśpieszyć, ale nie byłam w
stanie. Potknęłam się o korzeń. Ten facet stanął nade mną i
zdjął kaptur, wyciągnął rękę przed siebie i poczułam jak tonę
w ciemności.
***
Spojrzałam
niecierpliwie na zegarek, ile czasu może zająć złapanie głupiej
dziewczynki? Wtem usłyszałam hamowanie kół na podjeździe.
Nareszcie. Podniosłam się ze starej obdrapanej sofy i ruszyłam w
stronę drzwi. Kiedy je otworzyłam moim oczom ukazał się Phil
niosący ciało Elizabeth.
-
Ile można czekać? Zanieś ją na górę.
-
Chciałem się z nią trochę podroczyć- przyznał i ruszył po
schodach. Przewróciłam oczami, on i te jego psychopatyczne
skłonności… Spojrzałam na wielki, stary zegar i uśmiechnęłam
się złowieszczo.
-
Były problemy z Salvatore’ ami?
-
Chwilowe, ale szybko ich unieruchomiłem.
-
Czyli pewnie są już u czarownicy i szukają swojej małej,
niewinnej sarenki. W ludzkim tempie podeszłam do dziewczyny i
poklepałam po policzku.
-
Wstawaj śpiąca królewno… twoja kareta na tamten świat już
zajechała…
Otworzyła
powoli oczy, a gdy mnie ujrzała na jej twarz wpłynął strach.
-
Ty… ty jesteś… żywa.
-
Tak… nie całkiem, ale jestem, a ty też jesteś, ale to nie potrwa
długo. Twój oddział zaraz tu przybędzie… nie ma czasu do
stracenia- usiadłam naprzeciwko niej w fotelu i założyłam nogę
na nogę.
-
Doprawdy nie rozumiem co oni w tobie widzą, że są gotowi oddać za
ciebie życie… Mniejsza z tym, przejdźmy do sedna, zabiłam
Lunołaki i użyczyłam Ci braci Salvatore.
Damon miał się tylko tobą zabawić, a nie zakochiwać, co za
absurd.
-
Amanda, czas…
-
Nie poganiaj mnie- warknęłam na czarodzieja i zwróciłam się
ponownie do przestraszonej dziewczyny.
-
Poniesie karę za nieposłuszeństwo, tak samo jak Stefan, to mnie
mieli kochać, przed śmiercią i dłuuugo, długo po niej’! Mieli
być wierni… no cóż za brak dyscypliny grozi surowa kara. Phil,
przynieś wszystko co potrzebne, a ja pożegnam się z naszą drogą
przyjaciółką.
Poszedł
po rzeczy, a ja wgryzłam się w szyję Gilbertówny. Faktycznie
smakowała lepiej niż pierwszy lepszy człowiek, po chwili oderwałam
się od niej, by była w stanie krzyczeć w trakcie śmierci. Philip
przyszedł z kanistrami i zapalniczką.
-
Czyli wszystko gotowe…- wzięłam kanister i go odkręciłam,
spojrzałam na słabą Elizabeth- może pocieszy Cię fakt, że
zainwestowałam w benzynę, a jej cena wciąż idzie w górę.
-
Nie kłam, jestem dla ciebie warta mniej niż jedna kropla tej
benzyny, ukradłaś ją.
-
Masz rację, ukradłam ją- z wampirzą szybkością zaczęłam
rozlewać benzynę po całym domu i dookoła niego, jednak nie
polałam samej dziewczyny benzyną, a co mi tam, niech pożyje chwilę
dłużej.
-
Idź odpal samochód, zaraz przyjdę. Co do ciebie… nie pozwólmy
ci odejść bez wielkiego zamieszania… prawda?
Wyjęłam
komórkę i wykręciłam numer alarmowy.
-
Pogotowie…
-
Szybko przyjedźcie, pożar! Road Creek 27 na obrzeżach Mystic
Falls! Ktoś jest chyba w środku! Szybko!
Wyłączyłam
się i z uśmiechem spojrzałam na Elizabeth, potem wzięłam
zapalniczkę i zapaliłam ją.
- Adieu
mademoiselle!
I
rzuciłam zapaloną zapalniczkę w namalowany benzyną krąg dookoła
łóżka, na którym znajdowała się moja ofiara.
Akapity XD I z którym się przespała? Chyba nie było nic takiego XD /Wikaa
OdpowiedzUsuń2019 ford edge titanium for sale
OdpowiedzUsuń2019 ford edge titanium for sale. titanium rings for men The leading diamond-in-the-sky diamond-in-the-sky diamond-in-the-sky rocket league titanium white octane diamond-in-the-sky. This titanium steel high ti 89 titanium calculator quality gold titanium apple watch band slot is