- Moje życie jest nudne- zaśmiała się gorzko, poprawiając się na siedzeniu.- Nie to co pana, panie Stark.
- Zastanawiam się kiedy w końcu powiesz do mnie po imieniu, Elizabeth...
- A kiedy pan powie do mnie El?
Mężczyzna się uśmiechnął enigmatycznie. Nie potrafił dostrzec w niej zwykłej osiemnastolatki, która piszczała na widok pieniędzy i sportowego samochodu. Może Natalie miała rację i nie powinien się spotykać z o wiele młodszą dziewczyną, ale jakoś nie potrafił się przemóc, by zostawić ją w spokoju.
- Tak masz przecież na imię, prawda?
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Pewnie, dalej mi proszę robić na złość.
- To co?- spytał Stark.- Jak będzie...El?
- Hmm, zostanę jednak przy oficjalnej formie...- uśmiechnęła się figlarnie. Stark odetchnął głęboko i położył swoją dłoń na jej. Walczył ze sobą, czy ją pocałować, czy nie, uprzedzić, czy nie? Eli poczuła jak robi jej się gorąco, przez sam dotyk dłoni. Spojrzała mu w oczy próbując odgadnąć jego zamiary. W pierwszej chwili dostrzegła błysk pożądania, lecz zaraz ten przygasł i zastąpiła go obojętność. Stark wyprostował się i przeczesał palcami włosy. Nagle nacisnął guzik obok przycisku odpowiedzialnego za uchylanie i podnoszenie szyby. Zaczęła się podnosić ciemna przegroda między nimi, a kierowcą. Elizabeth patrzyła na Starka z szeroko otwartymi oczami.
- Nie sądziłam, że takie bajery są w autach typu SUV...
- Odpowiednia ilość pieniędzy i wszystko się da.
El spojrzała podejrzliwie na przegrodę.
- Nie powinnam pytać co zainspirowało pana do wstawienia jej tutaj, prawda?
Parsknął śmiechem, kręcąc głową.
- Nie powinnaś...
Odezwał się telefon Damiena. Odruchowo wyciągnął telefon, by sprawdzić kto to.
- Przepraszam, sprawdzę tylko czy to coś ważnego...
- Nie ma sprawy. Mając tak rozbudowaną firmę z pewnością musisz mieć cały czas rękę na pulsie... Właściwie to w czym specjalizuje się twoja firma?
Stark oderwał wzrok od smsa Natalie i schował komórkę.
- Och w wielu rzeczach, inwestuję głównie w nowe technologie, wiesz technika idzie do przodu, jeżeli ktoś ma dobry pomysł i wie jak coś zrobić to funduję badania, testy, wypromowanie produktu, ale potem dostaję jakiś procent z zysków. Nie da się jeść pieniędzy, więc zajmuję się też rolnictwem. Wynajmowanie komuś nieruchomości, czy też pola, bardziej się opłaca niż sprzedawanie go, szczególnie, że potem ponownie dzielę zyski na procenty. Mam również kilka działalności sprzyjających rozrywce... - zawiesił głos, by na nią spojrzeć.
- Rozrywka to dobry biznes, panie Stark?- spytała zakładając nogę na nogę. Pochłaniał bezwstydnie wzrokiem jej nogi, zastanawiając się czemu ona jest jeszcze w ubraniu.
- Wiele profitów płynie z takich działalności...- oblizał wargi, patrząc jej prosto w oczy.
Telefon mężczyzny ponownie zmącił spokój pary.
- Jeżeli musisz zadzwonić, to nie ma sprawy.
- Nie- westchnął, wyciszając telefon.- To przyjaciółka...
W gardle Elizabeth pojawiła się gula, której nie potrafiła przełknąć. Nawet nie potrafiła o nią zapytać.
- Ma na imię Natalie. Rozwodzi się, potrzebuje mojej pomocy...- Stark poczuł absurdalną potrzebę wytłumaczenia się.
- Coś poważnego?
- Czy ja wiem...- nie był pewien czy mógł ją wprowadzać w temat, Natalie z pewnością byłaby niepocieszona, szczególnie, że jej stosunek do El był jaki był.
- Jestem wścibska...
- Nie. To nic takiego, obydwoje chcą rozwodu, poza tym jej mąż jest święcie przekonany, że mamy i mieliśmy romans- prychnął, jakby to była najbardziej bzdurna rzecz jaką usłyszał.
- A nie mieliście?
- Nie przyjaźnię się z kobietami, które pieprzę- wypalił, uświadamiając sobie, że właśnie postawił jasne granice ich znajomości. Elizabeth patrzyła na swoje dłonie w osłupieniu, zastanawiając się, czy faktycznie usłyszała to, co usłyszała.
- Jasne, to logiczne... Musisz się mieć z kim pokazywać na bankietach i balach charytatywnych... Ile jeszcze nam zostało czasu?- spytała, chcąc zmienić temat.
- Myślę, że jeszcze z pół godziny i będziemy na miejscu.
- To dobrze...- nie potrafiła zatrzymać myśli na temat Natalie.
- O czym myślisz?- spytał kładąc rękę na oparciu za nią. Wyglądała na nieco zbitą z tropu, a może nawet zbulwersowaną. El tylko odpięła pas i usiadła przodem do mężczyzny, który od razu kazał jej się zapiąć z powrotem.
- Damien, czego ty ode mnie chcesz?
Stark westchnął, przewracając oczami.
- Zapnij się najpierw.
Dziewczyna z uporem maniaka wpatrywała się w niego, by po chwili ten zaczął mrugać.
- I czemu mrugasz?
Zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc o co jej chodzi.
- Co masz na myśli?
- Mrugasz, gdy za długo patrzę ci w oczy, onieśmiela cię to?
- Ja nie bywam onieśmielony, to ja onieśmielam- odpowiedział zdecydowanym tonem Stark.- Ludzie patrzą na moje oczy, ponieważ mam heterochromię i powiększoną na stałe źrenicę, odkąd tylko pamiętam wzbudzało to niepotrzebne zainteresowanie otoczenia. Jak byłem mały to wywoływało to u mnie płacz, z czasem zaczęło irytować, aż w końcu doszedłem do ignorancji... Mruganie to pewnie odruch obronny...
- Odruch obronny? Oczy to odbicie duszy... A twoje to jedne z najpiękniejszych jakie widziałam- urzeczona wciąż się w nie wpatrywała, przybliżając się do niego. Stark zdziwiony, odruchowo zaczął mrugać
- Piękne? To błąd genetyki i wypadek, a nie piękno.
- Nie czujesz się bardziej wyjątkowy?
- Czy to ważne?- zniecierpliwił się i chwycił za pas, by zapiąć dziewczynę.- Mam o wiele więcej rzeczy do obmyślania, niż kolor oczu... A teraz słuchaj mnie i się zapnij.
- Wszystkim tak rozkazujesz?
- Tak- warknął, będąc dalej nad nią pochylonym.
- I wszyscy cię słuchają?
- Jeśli chcą zatrzymać pracę...
El uniosła brew, kolejny mężczyzna, który nie zna odmowy.
- A przyjaciele? Na przykład Natalie?
- Natalie mnie zna, wie jaki jestem.
- Wie, że mnie poznałeś?- musiała spytać.
- Tak...- odwrócił wzrok i wyprostował się, wracając na swoje poprzednie miejsce.
- Niech zgadnę... nie rozumie cię, dlaczego się ze mną umówiłeś... w sumie nie ona jedna.
- To nie jej sprawa, ma swoją opinię, ale jak sama nazwa wskazuje to jej opinia, nie moja.
- Dyplomatycznie, panie Stark- pochwaliła z lekką kpiną Elizabeth.
- Czy panna ze mnie kpi, panno Gilbert?
- Broń Boże, jeszcze mnie pan zwolni i co...?
Uśmiechnął się półgębkiem, powoli rozumiejąc dlaczego postanowił jej szukać po całym stanie Virginia.
***
- Caroline to płotka, nie muszę jej zabijać, ale jakże wielką mam ochotę to zrobić- warknął Logan.- Plan mi zjebała... suka.
- Dalej się irytuj i paplaj, zamiast coś zacząć robić- syknęła Katherine.- Rób sobie z nią co chcesz, ale Gilbert ma zniknąć z powierzchni ziemi, zanim Klaus położy na niej swoje łapska. Jak stanie się już hybrydą to nic go nie zabije... przynajmniej nie tak szybko. Łapiesz?
- Jasne. W takim razie trzeba by zacząć rytuał... ale zabiorę się za to jutro, dzisiaj muszę załatwić swoje sprawy. Jutro, w porywach pojutrze ją porwiemy.
- Wybornie. Chciałoby się już świętować, ale jednak...- przewróciła oczami, patrząc na mężczyznę.- Idę coś zjeść. Jesteśmy w kontakcie.
- Ta- Logan podążył w stronę domu Forbes, mając szczerą nadzieję, że nie będzie blondynki jeszcze w domu.
Katherine natomiast puściła się biegiem pomiędzy drzewami, dając się ponieść zmysłom. Zatrzymała się raptownie, słysząc jak ktoś idzie, szurając nogami po ściółce. Oblizała usta, zbliżając się do swojej ofiary i jednocześnie szukając jej wzrokiem. Gdy dostrzegła znajomą posturę napłynęły wspomnienia, których niestety nikt jej nie wymazał.
Rok 1880
Salvatore przechadzał się wzdłuż wybrzeża jeziora i rzucał kaczki. Lubił czasem poudawać, że jest człowiekiem. Słońce pomarańczowym promieniem oświetlało jego twarz i jednocześnie ją ogrzewało, chociaż jej właściciel już prawie zapomniał co to ciepło. Usłyszał za sobą kroki. Wiedział, że to Ona.
- Katherine... Któż to się pofatygował- syknął nie odwracając się.
- Och Damonie, wiesz, że lubię efektowne wejścia... w każdym znaczeniu tego słowa- szepnęła mu lubieżnie do ucha. Wampir uśmiechnął się półgębkiem do wspomnień z poprzedniej nocy.
- Daruj sobie- spoważniał.- Przez twoje polowania Rada znowu zaczyna węszyć, a dopiero co palili masowo wampiry w tym kościele... Amy też tam zginęła- rzucił jej nienawistne spojrzenie.
- Hola, hola, muszę się jakoś odżywiać, poza tym, połowa z tych zabójstw to sprawka twojego brata...- skrzyżowała ręce na piersi, a palce zacisnęła mocno na przedramionach. Musiała się powstrzymywać, żeby się na niego nie rzucić.
- Nie odwracaj kota ogonem, poza tym chyba znalazłem kogoś do pomocy. Nazywa się Alexandra, podobno jest dobra w samokontroli, obiecała mu pomóc.
- To chyba dobrze- stanęła naprzeciwko niego, obserwując jego nad wyraz poważną minę.- Damon... Co cię trapi?
- Muszę wyjechać- rzucił ostatnią kaczkę.- Lexi twierdzi, że Stefan nie może być wystawiany na żadne pokusy, a ja się żywię ludzką krwią... To by mu nie ułatwiło zadania.
- Gdzie chcesz pojechać?- Katherine stała się bardziej nerwowa.
- Bo ja wiem, może Portland... Nigdy nie byłem na zachodnim wybrzeżu.
- I tak po prostu wyjedziesz?
Damon westchnął patrząc na kobietę z góry.
- A co mam uczynić? Poza tym, zmiana otoczenia mi dobrze zrobi.
- Więc po to chciałeś się spotkać... Żeby się pożegnać- syknęła Pierce, odwracając się do niego tyłem.
- Chciałem cię zapytać, czy pojedziesz ze mną.
Katherine otrząsnęła się i zaczęła kląć na Elijah. Cholera by go i jego hipnozę... Salvatore prawie cały zakrwawiony szedł z butelką alkoholu w ręce, co chwilę ją przechylając, by wlać w siebie jeszcze więcej i nie czuć tego co Ona.
- A Tobie co?- odważyła się spytać wampira. Ten stanął i chwiejnie się odwrócił.
- Eli... Wróciłaś? Znalazłaś mnie...- jednak zaraz zamknął oczy i pacnął się w czoło wolną dłonią.- Ty nie jesteś Eli. Katherine...- zdawać by się mogło, że jak na zawołanie odrobinę otrzeźwiał.
- Czego chcesz? Związek mi rozwaliłaś- warknął w jej stronę. Katherine tylko patrzyła na niego i starała się nie rzucić go na ziemię.
- Sam go sobie rozwaliłeś. My jeszcze wyglądamy tak samo, ale ta Wywłoka Evans? Nawet moje uczucia zostały zranione... To raczej nie twoja krew...
- W istocie... Zostaw mnie, muszę się skupić, żeby jej nie przerywać randki... Bo by była zła, naprawdę zła.
- Komu?- Katherine trochę zirytował fakt, że czegoś nie wiedziała.
- El... Poznała faceta...- nagle Damon urwał odchodząc.- Jesteś ostatnią osobą z którą bym rozmawiał na ten temat. Idź sobie dalej knuć, to moja sprawa.
Katherine oglądała jego plecy jak po raz kolejny odchodzi.
-Nie zabijaj go, nie zabijaj! Zahipnotyzuj go, błagam, niech o mnie zapomni. Tylko go nie zabijaj!
***
- Zastanawiałam się na początku nad kardiochirurgią, albo transplantologią...- nabiłam na widelec kawałek mozzarelli.
- Czujesz, że to to, co chcesz robić w życiu?
Wzruszyłam ramionami. Czy to jest to, co chcę robić?
- Chyba tak, chcę pomagać ludziom, czuć się potrzebna... poza tym wszędzie znajdę pracę. Tak mi się w każdym razie zdaje...
- W razie czego, gdyby ci coś nie wyszło, jestem gotów cię zatrudnić na praktyki.
Gdy to usłyszałam zaśmiałam się. Co on wygadywał?
- Śmiejesz się ze mnie?- uniósł jedną brew.
- Po prostu... to śmieszne, nie znasz mnie, nie wiesz, czy mam dobre oceny, nie wiesz z czego piszę maturę, czy jestem zaradna...
- Wiem wystarczająco. Straciłaś rodziców w wypadku, pomagasz przyszywanemu bratu, masz ambicje, pieniądze nie zaślepiają ci oczu, nie godzisz się na wszystko...- uśmiechnął się lekko- aczkolwiek nie wiem już czy to zaleta, czy wada.
- A co, chciałbyś kolejną osobę, która tańczy jak jej zagrasz?
Damien przesuwał leniwie palcami po brodzie. Znowu zaczął mrugać.
- Dzięki temu wiem czego się spodziewać.
- To musi być bardzo nudne- ucięłam i sięgnęłam po kieliszek. Wino było słodkie i białe, nawet nie wiem kiedy wypiłam drugi kieliszek.
- Niezłe tempo panno Gilbert... Byle nie za szybkie.
Prychnęłam.
- Przecież panu by to było na rękę, panie Stark...
- Nie- pokręcił głową.- Ja lubię gdy moje kobiety czują wszystko co im robię...- posłał mi enigmatyczny uśmiech. Wszystko się we mnie zacisnęło. To co im robi? Och, czemu mam aż taką ochotę by zrobił to również mi?
- Chcę, żebyś wiedziała, że mam zamiar cię dzisiaj pocałować.
Wstał po butelkę wina, stojącą na sąsiednim stoliku. Czy powiedział to co usłyszałam? Serce szybciej mi zaczęło bić. Rozejrzałam się po prywatnej, zamkniętej sali, by rozładować napięcie między nami. Nigdy jeszcze nie jadłam w takim pomieszczeniu. Ba! Nawet w takiej restauracji. Zacisnęłam kolana pod stołem, ponieważ poczułam, że to nie jest miejsce dla mnie, że nie powinnam tu teraz siedzieć z tym miliarderem i rozmawiać jak gdyby to była najzwyklejsza czynność. To Natalie powinna tu siedzieć... Zagryzłam wargę, starając się zachować zimną krew.
Damien podszedł i nalał mi wina, stojąc blisko mnie.
- Czy Natalie dla ciebie pracuje?- nie wiem co chciałam wskórać tym pytaniem. Może mu przypomnieć, że z pewnością ma jakieś zobowiązania odnośnie przyjaciółki.
- Nie... Tak... Jest moim prawnikiem, mam udziały w kancelarii jej ojca, w której pracuje... Tyle wystarczy?
- Tak jasne...- nie wiedziałam czy odpowiadam na ilość wina, czy odnośnie informacji. Sobie również dolał, po czym niespodziewanie wyciągnął do mnie dłoń. Przyjęłam ją. W tle grała przytłumiona zmysłowa muzyka, do której śpiewał mężczyzna o tym, że nie może znieść bliskości ukochanej kobiety. Stark obszedł mnie trzymając wciąż za rękę, drugą dłonią dotknął mojego policzka, sprawiając, że tym samym przymknęłam powieki. Kontynuował swoją wędrówkę wzdłuż mojego karku, przez całe plecy, muskając palcem mój kręgosłup. Przeszły mnie dreszcze, a skórę pokryła gęsia skórka. Odruchowo odchyliłam głowę w tył napierając na jego opuszek ciałem. Miałam wrażenie, że wszystkie moje zakończenia nerwowe skupiły się w tym jedynym miejscu, w jakim mnie dotykał. Nagle przyciągnął mnie do siebie, kładąc dłoń na moich nagich plecach, nie spuszczając ze mnie wzroku. Jego zapach otulał mnie, zapewniał, że jeśli ulegnę, to gdy się obudzę ja również będę tak pachniała, a jednocześnie podświadomie porównywałam go z zapachem, który doskonale znałam. Po raz kolejny tego wieczoru poczułam to co Damon i nie potrafiłam odsunąć od siebie tych pesymistycznych nastrojów, którymi był męczony wampir. Wydawało mi się, że jest nieźle wstawiony i wkurzony. Bardzo chciałam rozważyć odwiedziny Salvatore'ów po powrocie do Mystic Falls, ale moja silna wola i wstrzemięźliwość były dzisiaj szczególnie wystawiane na próbę. Utonęłam w oczach Damiena zdając sobie sprawę, że odkąd z nim byłam, nie było Elizy.
- Proszę... Nie mrugaj- szepnęłam, widząc, że zaraz będzie mu ciążyć moje spojrzenie.
Uśmiechnął się delikatnie i złapał mnie za obie dłonie odsuwając od siebie, po czym zrobił szybkim ruchem z moich ramion klatkę. Zanurzył nos w moje włosy, całując skroń, podczas gdy na plecach zaczęłam czuć jego męskość. Nad moim ciałem powoli zaczęły przejmować kontrolę żądze, których nie rozumiałam i nad którymi nie panowałam. Odwróciłam się do niego przodem powoli, w razie, gdyby protestował, nie zrobił tego jednak. Puścił mnie.
Naumyślnie zagryzłam dolną wargę, by sprawdzić, czy to na nim wywrze jakiekolwiek wrażenie. Zrobił minę, jakbym mu w końcu dała znak i przyzwolenie.
- Teraz- powiedział i zmarszczyłam brwi.
- Teraz cie pocałuję- i w jednej chwili złapał moją twarz, by przyciągnąć swoje usta do moich. Zarzuciłam mu ramiona na szyję, chwytając za włosy. Chciałam go teraz, odczuwałam palącą potrzebę bycia przy nim teraz i przez całą noc. Złapał moje dłonie, splótł nasze palce i dał mi je za plecy. Nie mogłam go dotknąć. Przygniótł mnie do ściany całując po szyi, a z każdym kolejnym muśnięciem warg coraz bardziej traciłam kontrolę. Damien złapał moją nogę pod kolanem, wciskając mnie mocniej w naszą podporę. W końcu z jedną uwolnioną ręką mogłam go chwycić za kark.
Usta miał miękkie, wilgotne i gorące, ostatnie czego chciałam to oderwać się od nich, ale czułam tą falę uczuć... nie moich uczuć. Ten smutek, tą wściekłość i tą beznadzieję ogarniającą mnie coraz bardziej. Z każdym kolejnym pocałunkiem było jednocześnie lepiej i gorzej. Nie mogłam się oddać Starkowi, wiedząc, że Damon czuje to co ja... i tak już poczuł za dużo.
Odsunęłam od siebie raptownie mężczyznę, powtarzając tym sposobem sytuację z XL.
- El...? W porządku?- zdziwiony i zatroskany spojrzał na mnie.
- Już późno... Jutro muszę wcześnie wstać, a pierwsze formalne spotkanie to nie dobra okoliczność, żeby ci wskoczyć do łóżka...
- O to chodzi? Sądzisz, że straciłbym do ciebie szacunek?
- Ja na pewno...
- Ale nie jesteś obojętna...- upewnił się, przeczesując włosy dłonią, które wyglądały jakby dopiero skończył uprawiać dobry seks.
- Nie... aczkolwiek nie jestem pewna, czy chcę budować relację na pociągu seksualnym, to z reguły niebezpieczne.
Wyprostował się. Wrócił rzeczowy prezes korporacji, to jego forma obrony przed odmową?
- Masz rację- spojrzał na mnie przenikliwie i dodał: co nie zmienia faktu, że odpuszczę.
- Podejdziesz do mnie jak do zawziętego małego przedsiębiorcy, który nie chce się przed tobą ugiąć?- droczyłam się z nim, na co on zaśmiał się.
- Wierz mi, jestem w stanie dać wiele, żebyś się przede mną zgięła i oparła o moje cholerne biurko łokciami.
Zaniemówiłam, słysząc tak prowokacyjne słowa. Co gorsza podobał mi się ich przekaz.
Usatysfakcjonowany odsunął się ode mnie.
- Idę zapłacić, bo sami do nas nie przyjdą.
- Czemu?- wzięłam kieliszek, by przyswoić co się dzieje z pomocą wina.
- Bo kazałem pod żadnym pozorem tu nie wchodzić.
I wyszedł zostawiając mnie samą z myślami.
Ten człowiek to dynamit, który wywalił wszystko do góry nogami. Spojrzałam na zegar, było po dziesiątej. Tak dobrze mi się z nim rozmawiało, że nie zauważyłam, kiedy cały ten czas minął... Dotknęłam swoich policzków, które okazały się być gorące.
Damien wrócił i zebraliśmy się do wyjścia. Po drodze jednak zatrzymał nas mężczyzna, na oko w wieku mojego towarzysza. Wymienili uprzejmości, po czym blondyn zwrócił na mnie uwagę.
- Cześć, jestem Christopher Vidal- podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Elizabeth Gilbert- na cholerę te nazwiska? Chce mnie zaprosić do znajomych na Facebooku?
- Niezmiernie mi miło. Jestem specem od reklamy w firmie Damiena- uśmiechnął się, na co ja prawie wybuchnęłam śmiechem. Christopher wyglądał na nieco zmieszanego moim nagłym atakiem wesołości. Popatrzyłam na Starka, który wyłapał aluzję.
- Przepraszam, jestem ci winna wyjaśnienia. Otóż ostatnio Damien uskarżał się na fakt, iż kobiety przychodzą do XL dla niego, a nie dla klubu... I uznałam, że musi zwolnić w takim bądź razie ludzi od reklamy... Wierz mi, to nic osobistego.
Chris nie przejął się tym, bo również się roześmiał.
- Wybacz, ale póki co nie znalazłem lepszej reklamy niż coś za darmo, półdarmo lub Damien Stark.
Zachichotałam posyłając Damienowi rozbawione spojrzenie. Ten tylko przewrócił oczami, ale widziałam jak kąciki jego ust drgają.- W ogóle, Stark, jutro o dwunastej jemy lunch z Japończykami. Pamiętasz?
- Tak, jasne, w końcu się przebijam do Japonii...- Japonii? Nie potrafiłam powstrzymać podziwu dla tego człowieka.
- Szkoda tylko, że przyjmujemy ich w tej dziurze...- nagle zamilkł i odwrócił wzrok. Kątem oka spojrzałam na Damiena. Czego miałam nie usłyszeć? Ech, te biznesy.
- Dobra, ja was nie zatrzymuję, do zobaczenia jutro. Miło było cię poznać, Elizabeth.
- Wzajemnie.
Ruszyliśmy do windy.
- Miły facet.
- I bardzo dobry pracownik... Idealny przykład, że świadectwo nie zawsze jest odzwierciedleniem inteligencji.
Zainteresowana, patrzyłam na Damiena wyczekująco.
- Co? Chcesz tego słuchać?- zdziwił się. Weszliśmy do windy, kiedy przytaknęłam.
- Lubię słuchać jak mówisz o pracy, widzę w twoich oczach wtedy pasję w czystej pistaci. I w ogóle gratuluję przebijania się do Japonii. To z pewnością wielki krok dla twojej firmy...
- O tak. Grunt to teraz niczego nie spieprzyć, a będą skakać tak wysoko jak powiem.
- Maniak kontroli- prychnęłam.
- Owszem- pocałował mnie w usta i drzwi windy rozsunęły się. Złapał mnie za rękę czym niewymownie mnie zdziwił. Przed wieżowcem czekał już samochód. Jason wyszedł i otworzył mi drzwi.
- Dobry wieczór, panno Gilbert.
- El- poprawiłam go i wsiadłam do auta.
Kiedy już jechaliśmy z powrotem byłam odrobinę bardziej spięta. Musiałam stawić czoła Damonowi, po tym co dzisiaj czuł. Jednak na chwilę obecną chciałam czymś zająć myśli.
- Miałeś mi opowiedzieć o Christopherze.
- Tak. Chris szukał pracy, był świeżo po studiach, jego doświadczenie nie było imponujące. Trafił na moją firmę, a ja akurat potrzebowałem kogoś od reklamy, bo odkryłem przekręty, jakie robił poprzedni specjalista do spraw reklamy. W każdym razie było dużo chętnych, wspaniałe dyplomy, niektórzy byli nawet po czterdziestce i mimo iż mieli doświadczenie brakowało im już tego zapału do pracy. Chris miał natomiast mnóstwo energii, przeciętne świadectwo, ale myślał nietuzinkowo. Już na samej rozmowie mnie zainteresował, chociaż zwykle mam ludzi od rozmów kwalifikacyjnych, osobiście chciałem wybrać pracownika, ze względu na poprzednie problemy. Wahałem się pomiędzy nim, a chłopakiem z niemałym doświadczeniem, ale wciąż niewypalonym.
- I jak wybrałeś Chrisa?
- Na do widzenia wydębił ode mnie dziesięć dolców za kawę, która stała na moim biurku...- zaśmiał się.- Kupiłem coś co już miałem i tu mnie złapał... A wiesz co jest najlepsze w tym wszystkim?
- Co?
- Że do dzisiaj skubany mi nie oddał tych dziesięciu dolarów.
Zaśmiałam się w głos. Nie sądziłam, że potrafię się tak jeszcze śmiać.
Potem Damien opowiadał mi jak wszystko się zaczęło, jak przebiegała jego kariera, jak zarobił swój pierwszy milion. Nie sposób się było oprzeć rozleniwieniu, więc zdjęłam buty i oparłam głowę o jego ramię. Bawił się moimi włosami, kontynuując opowiadanie. W pewnym momencie oczy same mi się zamknęły.
Obudził mnie dotyk na policzku.
- Już jesteśmy...
Rozejrzałam się i dostrzegłam przez okno swój dom. Byliśmy w Mystic Falls.
- Tak, już.. -złapałam buty nawet ich nie zakładając i nim zdążyłam pociągnąć za klamkę Jason otworzył mi drzwi.
- Dziękuję- wygramoliłam się z samochodu, widząc, że Damien wysiada przystanęłam na chodniku.
- Dziękuję za wspaniały wieczór, nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze spędziłam wieczór...
- Ja wiem- zmarszczyłam brwi.- W poprzednią sobotę. Uśmiechnęłam się i dałam przeszkadzający mi kosmyk włosów za ucho.
- W sumie racja... Do czwartej bawiłam się świetnie.
- Do czwartej spałaś- przypomniał mi, robiąc krok bliżej.
Pokiwałam powoli głową.
- Jest jeszcze jakaś kwestia, w której chciałby mnie pan poprawić?
Udał, że się zastanawia, już wiedziałam co powie.
- Jak widać tamto spotkanie nie było naszym ostatnim...
- Dobra- ucięłam. Trzy do zera, jeszcze wyrównam rachunki, Stark.
- Nie mogę się doczekać... Co powiesz na jutro?
Spoważniałam, przyglądając mu się badawczo. Chciał mnie jutro zobaczyć? Nie byłam pewna, czy nie idzie to wszystko za szybko...
- A co z Damonem?- wraz z powrotem do Mystic wróciła także Eliza. Cholera by ją.
- O której?
Potem będę myślała czy dobrze robię...
- Powinienem jutro się uwinąć do piątej lub szóstej z pracą. Może szybciej, może później, z tą robotą nigdy nic nie wiadomo. Masz mój numer, zadzwoń.
Kiwnęłam głową. Przyszło mi do głowy, żeby odwiedzić go w pracy, jednak coś mi mówiło, że ten pomysł nie był najlepszy.
- Do jutra, panie Stark.
- Do jutra- przyciągnął mnie do siebie i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Prawie wypuściłam buty z ręki, gdy przesunął językiem po wardze. Poczułam jednak coś jeszcze... Odsunął się ode mnie i trwając jeszcze przez chwilę, jak uspokajał mu się oddech, patrzył mi w oczy.
- Co ty mi robisz?
Odwrócił się i wsiadł do samochodu. Wbiegłam po schodach, wyciągnęłam klucze i weszłam do domu. Wtedy auto odjechało.
Telewizor w salonie był włączony, a z kuchni dobiegał odgłos myjącej zmywarki.
- I jak było?
Podskoczyłam i odwróciłam się w stronę Jeremiego.
- Boże! Nie strasz mnie. Dobrze... Jenna już śpi?
- Tak... Sprawdzałaś telefon?- upił trochę zawartości kubka, patrząc na mnie, jakbym zapomniała o czymś bardzo ważnym.
- Nie... Czemu? Wyciągnęłam komórkę i zobaczyłam jedno nieodebrane połączenie od Damona i cztery od Stefana. Serce podeszło mi do gardła.
- Co się stało?!
- Stefan nie wie gdzie jest Damon, pytał czy jest tutaj, szuka go już od dwóch godzin. Podejrzewa, że opuścił Mystic Falls...
Nogi prawie się pode mną ugięły. Opuścił?
- Wziął samochód?
- Nie wiem, zadzwoń do Stefana- zaczął wchodzić po schodach.
Szybko oddzwoniłam do wampira, nie czekałam nawet jednego całego impulsu.
- Elizabeth! W końcu!
- Przepraszam, miałam wyciszony telefon. Wziął samochód?
- Nie, ale...
- To może nie wyjechał!
- El, nie raz już zostawiał mi samochód i znikał na dwadzieścia lat... Bez słowa. Teraz jest tak samo.
- Przebiorę się i pomogę ci szukać.
- Jesteś tego pewna?
- Tak- wbiegłam po cichu po schodach.- Przybiegnij do mnie, moje okno jest otworzone.
Rozłączyłam się i wpadłam do pokoju. Wyciągnęłam spodnie dresowe, sportowy stanik i bokserkę. Zrzuciłam z siebie sukienkę, włosy związałam w wysoki koński ogon i założyłam sporowe ciuchy.
Do pokoju wpadł Stefan razem z wiatrem.
- Już prawie.
Rzuciłam szpilki w kąt i wyjęłam skarpetki z adidasami.
- Szukałeś już wszędzie?
- Chyba tak. Jego nie znalazłem, ale zwłoki owszem.
Wyprostowałam się. W moich żyłach płynęła czysta adrenalina.
- Zwłoki?
- Dwóch mężczyzn, wysuszonych jak rodzynki. Musiałem ich zakopać... Gotowa?
- Jasne.
Chwyciłam telefon i wybrałam numer Damona, jednak jego telefon był wyłączony lub poza zasięgiem. Stefan wziął mnie na ręce i wyskoczył przez okno. Gładko wylądował i puścił się biegiem przez las. Na początku miałam wrażenie, że walniemy w pierwsze drzewo, ale Stefan instynktownie je wymijał.
- Sprawdź nad wodospadem...
Przystanął tak nagle, że aż mną zarzuciło.
- Wejdź mi na barana, wolę mieć wolne ręce na wszelki wypadek. Stanęłam za nim, kurczowo chwyciłam go wokół szyi i objęłam nogami w pasie. Ponownie zaczął biec. Nagle spoza szumu wiatru wyłapałam jakieś głosy. Ktoś szedł.
Stefan wybił się i wskoczył na drzewo. Prawie krzyknęłam, jasna cholera jak wysoko.
- Mężczyźni, jakieś pijaki, lecimy dalej. Nad wodospad. Skakał od drzewa do drzewa, wywołując u mnie w pewnym momencie mdłości. Dotrwałam jednak do miejsca docelowego.
- Jezu, błagam, nie skacz tak więcej...
- Gdybyś była wampirem zrozumiałabyś, jakie to daje poczucie wolności, skakanie wyżej, bieganie szybciej...
- Nie mam zamiaru takowym być.
Stefan szedł obok rozglądając się.
- Nigdy nie myślałaś o tym? Wiesz, Damon jest wampirem, a jeżeli chcesz być z wampirem, to musisz się nim stać.
- Nigdy- przyznałam.- Nie myślałam o nim w kategoriach miłości do końca życia.
Kolejna rzecz, która się zmieniła po wpojeniu.
- Nie? Myślałem, że...
- To nie myśl tyle- warknęłam.- Dużo rzeczy uległo zmianie. Nie będę z kimś, kto mnie notorycznie zdradza, Stefan, szanujmy się. Teraz go szukam, ponieważ jestem mu to winna.
W tamtej chwili, gdy to wypowiadałam wierzyłam w to. Wierzyłam, że dystans mnie uratuje, moje serce i moje sumienie.
- Nie ma go tu, ale tu był, czuję alkohol i krew z kilku mil... Idź na prawo, może nie odszedł daleko, ja pobiegnę na lewo.
- Ok.
Zanim ruszyłam truchtem między drzewa, dotknęłam kamienia przy chlupoczącym wodospadzie. Tu po raz pierwszy mnie pocałował, tu po raz pierwszy mnie ugryzł i tu mógł mnie zabić. Szkoda, że Stefan mnie uratował... Wbiegłam w głąb lasu. A co jeżeli faktycznie mnie zostawił?
- Teraz już masz Starka, co się przejmujesz?
Przyśpieszyłam. Czemu się przejmuję? Bo wiem, że to wszystko przeze mnie. Pamiętam jak się bał, że to wszystko to kłamstwo, że on mnie będzie kochał, a ja... Ale to było przed Evans. Tą suką.
- Na szczęście ona już nie żyje- Eliza truchtała obok.
- Tak. Niech gnije w piekle.
Szybciej.
Przypomniałam sobie jak to jest czuć na sobie usta Damiena. Ten dreszcz, przebiegający po całym moim ciele, w chwili, gdy chwyta mnie za nadgarstki, przejmując kontrolę, dominując.
Szybciej.
Cieszę się, że żyjesz...
Usta Damona opadają na moje, przyciska mnie mocno do siebie i szepcze, że mnie kocha jak nikogo na świecie.
Sprint.
Jestem zdesperowana! Zdesperowana, by go zobaczyć. Chociaż się dowiedzieć, że wszystko jest w porządku... Nagle poczułam paraliżujący ból w sercu, jakby ktoś mi wsadził rękę w klatkę piersiową z zamiarem wyrwania serca. Potknęłam się i poleciałam na dłonie oraz kolana. W prawie całkowitej ciemności, tylko przy świetle księżyca ledwo widziałam jak wielkie zadrapania nabyłam wraz z upadkiem. Już wstawałam, gdy dostałam kopniaka w żebra, ale z takim impetem, że walnęłam plecami o drzewo. Ledwo złapałam oddech, otwierając oczy i szukając napastnika. Nikogo nie potrafiłam dostrzec w tej ciemności, chociaż widziałam lepiej, niż kiedykolwiek. Podciągnęłam się do siadu, wciąż rozglądając dookoła, niestety słyszałam tylko swój chrapliwy oddech. Wstrzymałam go. Wiatr, szum liści, świerszcze...
Liść spadł z drzewa, w wirującym tańcu i spoczął na moim kolanie. Już wiem, gdzie jest mój wróg. Serce zaczęło mi bić szybciej, nie potrafiłam się przemóc, by spojrzeć w górę. Powtarzałam tylko jedno słowo, niczym mantrę i modlitwę: Kurwa.
Nie mogłam podnieść wzroku, na to czekał mój napastnik. A jeśli zawołam Stefana? Zacisnęłam mocno szczęki, starając się znaleźć jakąś gałąź, która mogłaby mi służyć jako broń. Nagle jednak moja przestrzeń osobista została naruszona, coś wisiało nade mną, na drzewie, o które się opierałam. Czułam wręcz ciepły oddech na karku.
Poderwałam się najszybciej jak umiałam i rzuciłam przed siebie. Nie udało mi się jednak zwiać daleko, bo przygniotła mnie plecami do podłoża...
- Kimberly!? Co... Jak!?- słyszałam wręcz krzyk Elizy.
- Niespodzianka, dziwko. Ty próbowałaś zabić mnie, ale to ja zabiję ciebie.
Szamotałam się, wołając Stefana, nie mógł być tak daleko. Cholera.
- Wypieprzaj!
Jednak ona roześmiała się dziko i wbiła pazury w mój brzuch. Zawyłam z bólu i uderzyłam ją z pięści w nos, resztkami sił, które skumulowałam. Odleciała na wystarczającą odległość. Nie sądziłam, że tak potrafię, ale nie miałam czasu na zachwycanie się ciosem, a tym bardziej nie miałam czasu na rozczulanie się nad moimi kostkami w prawej dłoni. Kiedy podniosłam się, prawie z powrotem upadłam na ziemię. Ból w jamie brzusznej był nieznośny, ale musiałam uciekać.
- Stefan! Błagam...
Spojrzałam przelotnie na brzuch, był cały zakrwawiony. Dłoń mi się rozdwoiła w oczach...
- Stefan...
- Rozszarpię cię na strzępy i wypije z ciebie całą krew! Tego bękarta też rozerwę...!
Nagle usłyszałam chrupot kości i Evans zamilkła. Kątem oka dostrzegłam Stefana i ciało dziewczyny opadające na ziemię. Oparłam się ramieniem o drzewo, z ulgą na twarzy. Czułam jak moja dłoń przyciśnięta do ran staje się coraz bardziej mokra, a ciecz, którą jest pokryta stygnie i staje się coraz bardziej lepka.
- Elizabeth!
Stefan chciał mnie podtrzymać, ale w ostatniej chwili się wstrzymał. Nawet w tak słabo oświetlonym miejscu, jak ciemny las w środku nocy widziałam jego tężejące rysy.
- Stefan, odetchnij. Ja tu usiądę i poczekam, a ty ją zamknij w piwnicy, czy gdzie bądź... Osunęłam się na ziemię. Przymknęłam powieki, starając się wyciszyć i ignorować rozdzierający ból.
- Hej, El, nie zasypiaj, słyszysz mnie!? Nie możesz zasnąć!- Zarzucił sobie Wywłokę Evans na ramię- Muszę ją unieruchomić, potem wrócę po ciebie... Błagam, El. Trzymaj się, przybiegnę najszybciej jak będę mógł, tylko nie zasypiaj...
- Biegnij- jęknęłam. Ile można? Dam radę, zawsze daję radę. Wampir zniknął i zostałam sama.
- Niewiarygodne- Eliza leżała obok mnie i oddychała ciężko.
- Jakim cudem przeżyła? Zadźgałyśmy ją, byłam cała we krwi, znaleźli ją... Myślisz, że ktoś ją...?
- Bardzo możliwe- przytaknęła.- Ale dzień...
- Podobał mi się wieczór. Był najnormalniejszym wieczorem, odkąd rodzice umarli. Nie było ciebie, nikt mnie nie chciał zabić, wróciłam do Mystic i proszę bardzo...
Koszulka nasiąkła już krwią i przykleiła się do ran. Chciałam odczepić materiał od mięsa, więc pociągnęłam mocno za krawędź bluzki.
- Agh- zacisnęłam zęby i docisnęłam potylicę do kory.- Szczerze bym teraz chciała się przytulić do Damiena, poczuć się bezpiecznie... Ale on ma dziewczyny do pieprzenia i jedną przyjaciółkę. Cudnie- warknęłam. Zaczęło mi być zimno, przeszły mnie dreszcze, a Stefana nie było. Damon zamiast się przydać to jest egoistycznym pajacem i zalewa smutki. Co za facet! Poczułam się zmęczona całą szarpaniną i szybko położyłam się na ściółce, by zaoszczędzić sobie zdawkowego bólu. Świat zawirował w chwili, w której moja głowa dotknęła podłoża.
- Myślisz, że to Damon ją przemienił?
Westchnęłam starając się zachować trzeźwość umysłu.
- Może, nie wiem... Teraz będą mogli być razem- zakpiłam i przechyliłam się, by wypluć nadmiar śliny. Krew. Dotknęłam ust i przybliżyłam palce do oczu. To nie ślina. Cholera. Dłoń się podwoiła. Powieki stawały się coraz cięższe.
- Nie zasypiaj.
- Eliza... tylko na chwilę, niech Stefan mnie obudzi jak przybiegnie... Tylko na chwilę...
Ból zaczął znikać. Widziałam tylko księżyc i kołyszące się na wietrze drzewa. Blask księżyca bladł, przygasał, wiatr cichł, wszystko się zatrzymywało, zamierało.
- Elizabeth Marie Gilbert!
- Damon- powiedziałam szybciej, niż pomyślałam. Pojawił się nade mną Salvatore, przysłaniając jedyne źródło światła.
- Nie zasypiaj i powiedz: "Aaa".
Na pograniczu jawy ze snem rozchyliłam usta. Krew nie była dobra, zbyt ciepła, zbyt metaliczna. Zamknęłam oczy, by powstrzymać koziołki żołądka.
- Nie śpij...
Słowa trafiały do mnie jak przez wpół przepuszczalną błonę. Mimo wszystko znałam ten głos i nie mogłam powstrzymać łez. Było mi smutno jak nigdy. Znałam ten głos i ten dotyk i nie był to głos, ani dotyk Damona Salvatore.
Stefan posadził mnie na fotelu, jeszcze całą obolałą i zakrwawioną.
- Przygotuję ci kąpiel. Leż tu.
Posłuchałam przyjaciela i ostatkami sił starałam się zdjąć buty, skarpetki i spodnie. Marnie mi to szło, biorąc pod uwagę, że do bólu fizycznego dochodził ten psychiczny. Nawet nie miałam siły powycierać łez.
- Chodź... O nie... Eli, nie płacz. Otworzyłam oczy i gdy zobaczyłam znowu nie tego Salvatore'a złapałam spazmatyczny oddech.
- Chodź- powtórzył, biorąc mnie na ręce- kąpiel ci pomoże.
Posadził mnie na krawędzi wanny, na której utrzymanie równowagi w moim stanie było wyczynem.
- Pomogę Ci.
Pochylił się i rozwiązał mi adidasy. Potem pomógł mi ze spodniami i koszulką. Gdy zostałam w samej bieliźnie uznałam, że są jakieś granice przyjaźni.
- Już sobie popatrzyłeś. Dam sobie radę...
- Tylko ci to rozepnę- rozpiął mój sportowy stanik i przesunął palcami wzdłuż moich ramion. Spięłam się i nagle już go nie było.
Rozebrałam się do reszty i weszłam do wanny z ciepłą wodą.
- Och tak.
Piana zakrywała całe moje ciało, czułam się o wiele bardziej komfortowo. Usłyszałam ciche pukanie.
Ochlapałam twarz wodą i wpuściłam intruza.
- Proszę.
- Nie patrzę, przyniosłem ci tylko koszulkę i szlafrok, obawiam się jednak, że nie mam dla ciebie bielizny... Szukałem, ale nie bywa tu dużo kobiet... Mam za to spodnie z dresu.
Zerknął jednak na mnie i tak stał jak słup soli.
- Dziękuję Ci. Doceniam to wszystko co dla mnie robisz... Znalazł się?
Salvatore westchnął.
- Jest obok, tak pijany, że nawet się nie poruszy.
Zakryłam dłońmi twarz i oparłam głowę o krawędź wanny. To się nie dzieje naprawdę.
- Super- warknęłam. Pozostawiając zamknięte oczy.
- Rozluźnij się i nie myśl o nim...
- Dobrze sobie dzisiaj poradziłeś z samokontrolą- ucięłam, by znowu się nie rozpłakać.
- Czy ja wiem...
Uchyliłam powiekę i lekko się uśmiechnęłam.
- Stefan, jak dawno nie widziałeś nagiej kobiety?
Wampir odwrócił natychmiast wzrok i skierował się do wyjścia.
- Czekaj... Brakuje ci tego? Nie patrz tak na mnie, potrzebuję jakiegoś tematu zastępczego...
Stefan przeczesał włosy palcami i stanął do mnie bokiem.
- Brakuje, a twój widok mi nie ułatwia sprawy. Wiem, że nie powinienem tego mówić.
- Miło coś takiego usłyszeć... Może jak kolejny facet się okaże dupkiem, to spróbuję się do ciebie przykolegować- zakpiłam. Stefan prychnął, zamknął drzwi i usiadł obok, na puchatym dywanie.
- A jak ze Starkiem?
- Dobrze, nawet bardzo, jutro się z nim znowu widzę. A jednak jestem przezorna... Wiesz co mi powiedział? Że nie przyjaźni się z kobietami, które posuwa...
- To miliarder, Eli. Bogaty, przystojny, charyzmatyczny facet. Zmiana kobiety to jak zmiana skarpetek...- westchnął patrząc na mnie.- Traktuj to jako dobrą zabawę, jeśli chcesz to idź z nim do łóżka, zabaw się z nim lub nim, ale nie przywiązuj się do niego. Dobrze ci radzę.
- Wiem, Stefan, proszę cię, nie rób ze mnie idiotki, zarzeka się, że nie o to chodzi... ale ja wolę być ostrożna. Ma przyjaciółkę, której stosunek do mnie jest... powiedzmy... ambiwalentny.
- Poznałaś ją? - wziął trochę piany na palce i zaczął się nią bawić.
- Jeszcze nie, ale nie muszę być geniuszem, żeby wiedzieć, że jest piękna, mądra i bogata.
- Sądzisz tak na podstawie tego z kim się przyjaźni?
- Napomknął coś o niej, jest jego prawniczką, czytaj prestiż i bogactwo.
- A mimo to spotyka się z tobą- wypomniał mi. Stefan wstał i sięgnął do szafki wiszącej. Wyciągnął dwie przezroczyste buteleczki, pewnie z żelem pod prysznic i szamponem.
- Chodź, umyję ci włosy. Przynajmniej tyle mogę zrobić, skoro moja krew jest tak do bani, że nie potrafi nawet pożądanie uleczyć człowieka.
Przewróciłam oczami. Nie mogłam słuchać jak depcze poczucie swojej wartości.
- Nie odżywiasz się prawidłowo, dlatego twoja krew nie leczy tak szybko. Mógłbyś spróbować...- Stefan jednak nie dał mi skończyć. Położył z głośnym stukiem butelki na szafkę, dając mi tym samym do zrozumienia, że to koniec tematu.
- Zauważyłaś, że ilekroć masz doła po moim bracie to zaczynasz mi włazić buciorami w życie?- wysyczał.- Kusisz mnie, a ja nie potrafię ci się oprzeć i potem mam wyrzuty sumienia.
Widziałam tylko jego zaciśnięte w pięści dłonie, nie miałam odwagi na niego spojrzeć.
- Prze- przepraszam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Miał rację. Wyszedł trzaskając drzwiami. Zacisnęłam zęby i starając się stłumić wszelkie uczucia, zaczęłam zmywać z siebie krew.
Ubrania, które dał mi Stefan, były za duże, ale nie był to problem. Włosy osuszyłam tylko ręcznikiem i związałam je w kucyk. Mogłam je wysuszyć w domu, na miejscu. Kiedy szłam korytarzem obok pokoju Damona, nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam do środka. Drzwi lekko zaskrzypiały, gdy je pchnęłam. Cholerne drzwi. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłam Damona. Dopiero kiedy weszłam głębiej zobaczyłam, że leży na podłodze cały we krwi. Stłumiłam swój okrzyk i dobiegłam do niego.
- Damon...- wyszeptałam, rozpinając gorączkowo mu koszulę, która była najbardziej ubrudzona krwią. Cały tors pokrywała zaschnięta ciecz i już miałam go zostawić, kiedy zobaczyłam bliznę na prawym oraz lewym boku. Nie leczył się. Dotknęłam świeżych ran, przez co wampir poruszył się niespokojnie.
- Damon?
Ten mruknął coś pod nosem i rozchylił jedną powiekę.
- Co ci się stało? Czemu się nie leczysz?- po lekkim pokiwaniu głową zrozumiałam, że nie mam co się produkować, bo nie dostanę odpowiedzi. Był kompletnie pijany, ale tak pijany, że nie potrafił nawet otworzyć oczu.
- Cholera by cię, Salvatore- warknęłam. Dźwignęłam jego głowę i położyłam sobie na kolanach. Przyłożyłam mu nadgarstek do ust, przez chwilę się jednak zawahałam, czy dobrze robię. Wzięłam głęboki wdech.
- Pij- nakazałam.
Nie uzyskałam odpowiedzi, ani reakcji. Pod wpływem impulsu uderzyłam go w twarz, ale nie za mocno, chociaż korciło mnie mu przywalić. Otworzył lekko oczy, patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Co...
- Pij, do cholery, nie mam całej nocy.
Był tak zmamiony, że nie rozumiał co do niego mówię.
- Musisz się uleczyć, więc wyciągnij kły i pij- traciłam powoli cierpliwość. Ponownie zamknął oczy, ale złapał mój nadgarstek i błyskawicznie się w niego wgryzł. Wypuściłam powietrze z cichym świstem i patrzyłam jak blizny powoli znikają. Zabliźniła się też jeszcze jedna rana, której nie zauważyłam wcześniej, zaraz przy przełyku. Może dlatego nie umiał mówić... albo po prostu był narąbany jak Messerschmitt. Wyrwałam mu swoją rękę i po raz kolejny tego wieczoru zaczęłam krwawić. Powycierałam nadgarstek koszulą Damona, której i tak już nie robiła różnicy jedna dodatkowa plamka krwi. Wampir się oblizał, mrucząc coś. Miałam szczerą nadzieję, że jutro zapłaci za to wszystko kacem gigantem, jeżeli ten gatunek uwzględnia coś takiego w swoim zakresie. Wstałam i już chciałam go położyć na łóżko kiedy uznałam, że muszę z niego zmyć całą tą krew. Udałam się do łazienki po miskę, by wlać tam trochę ciepłej wody i ręcznik. Gdy wróciłam najpierw zdjęłam mu koszulę, nie bez problemu. Przemywałam delikatnie jego bladą skórę, sunąc mokrym ręcznikiem po mięśniach. Wyglądał pięknie i niewinnie, nie potrafiłam patrzeć na niego z pogardą, czy obojętnością.
Uporawszy się z twarzą, tułowiem oraz rękami, wzięłam się za rozpinanie spodni. Zagryzłam lekko wargę, patrząc na perfekcyjne ciało, mojego (byłego) wampira. Zdjęłam mu buty, skarpetki, a następnie wyszarpnęłam z wysiłkiem nogi z nogawek.
Gdy już skończyłam, pozostało mi wciągnięcie go na łóżko. Ciekawe jak!?
- Damon, wstań i się połóż...- pogłaskałam go po włosach.- Damon...
Spojrzałam na jego usta. Och, nie powinnam.
- Damon- klepnęłam go lekko w policzek. Potem trochę mocniej. W końcu otworzył oczy i spojrzał na mnie mętnym wzrokiem.
- Chodź, połóż się- pociągnęłam go za rękę. Rozejrzał się, łypnął na łóżko i z wampirzą szybkością na nie wskoczył... gubiąc po drodze bokserki!
Zakryłam dłonią usta, żeby nie wybuchnąć głośno śmiechem. Leżał rozpostarty na łożu, nieprzykryty, goły jak go pan Bóg stworzył.
Podeszłam bliżej, w celu przykrycia go kołdrą, lustrując kształtny tyłek Salvatore'a. Ponownie siłowałam się z jego ciężarem, wyciągając spod niego nakrycie.
W końcu udało mi się go zawinąć w kołdrę. Schyliłam się po jego ciuchy i kiedy chciałam się wyprostować, złapał mnie straszny ból brzucha, jakby rana znowu się rozdarła.
Jęknęłam cicho i złapałam się za bliznę. Podwinęłam koszulkę i prawie krzyknęłam. Pod skórą nagromadziło się kilka krwiaków, krwotok... krwotok wewnętrzny. Damon poruszył się niespokojnie, ale dalej spał. Do miski wrzuciłam wszystkie ciuchy i zalałam je zimną wodą.
Zanim wyszłam zasłoniłam zasłony, jeszcze zatrzymałam się przy mężczyźnie i nie mogąc się powstrzymać pocałowałam go. Rozchylił powieki.
- Moja El- szepnął, obracając się na bok. Uśmiechnęłam się, ale zaraz zmizerniała mi mina, bo poczułam promieniujący ból w głowie. Wyszłam z pokoju, a potem z domu. Zaczęło się powoli rozjaśniać, przyśpieszyłam.
Ignorując ból wdrapałam się na drzewo, starając się dostać do pokoju. Od okna dzielił mnie może metr, co nie zmieniało faktu, że musiałam przeskoczyć ten dystans i złapać się parapetu.
- Czemu ja mam zawsze takie głupie pomysły? Dobra, skok wiary.
Wybiłam się z gałęzi i złapałam się w ostatniej chwili krawędzi parapetu. Zwisałam swobodnie z okna, a moje dłonie odmawiały posłuszeństwa, jednak adrenalina zadziałała cuda i podciągnęłam się. Kiedy już znalazłam się na pewnym gruncie, odetchnęłam z ulgą. Ja pieprzę. Żołądek przestał się buntować, a do ciała ponownie napłynęła krew. Zdjęłam buty i padłam na łóżko.
***
Kiedy Damon otworzył oczy od razu pożałował tego manewru i zamknął je z powrotem. Słyszał dosłownie wszystko, radio na dole, kosiarkę pracującą kilka domów dalej, świergot ptaków, pulsowanie krwi... wszystko. Po omacku sprawdził gdzie się znajduje, wciągnął zapach poduszki. Mój pokój- wydedukował, starając się przypomnieć jak się tu znalazł... czysty, nagi... Stefan by mnie nie rozebrał... Eli? Przypominał sobie jej twarz nad nim. Albo to był sen? Potrzebuję... przespać kaca...
Elizabeth została brutalnie obudzona przez ciotkę o w pół do siódmej. Dziewczyna ledwo widziała na oczy. Obliczyła także, że spała dwie godziny, czyli tyle co nic. Zwlekła się z łóżka i ruszyła pod zimny, pobudzający prysznic. Wszystko ją bolało, brzuch, był cały pokaleczony, kostki w prawej dłoni napuchnięte i zaczerwienione, nadgarstek poraniony przez zęby Damona, żebra poobijane. Czuła się jak wrak.
- Eli, martwię się o ciebie- Jeremy delikatnie przytulił siostrę.- Co chwilę jesteś pokiereszowana, zmęczona, pogryziona! Nie mogę już na to patrzeć. Budzi się we mnie morderca jak patrzę, na to co oni ci robią.
- To nic... dam radę. Mamy większy problem.
- Jaki?
- Evans żyje. Ta suka nie potrafi zdechnąć, ile razy mam ją jeszcze zabić?
Zapadła cisza podczas której El uzmysłowiła sobie, że Jeremy nie wiedział o jej zbrodni, że nie wiedział o problemach z Elizą, nie wiedział o niczym.
- Że co!?
Odsunął dziewczynę od siebie.
- Zabiłaś ją!? Zabiłaś Kimberly?
- Błagam, wysłuchaj mnie...
- Nie- przerwał jej. Nie wiedząc co powiedzieć wziął plecak i wyszedł.
- Boże, ale jestem głupia! Co za idiotka! Już się sama gubię co komu mówię, pójdzie jeszcze na policję i tyle mnie widzieli. Ugh!
W tej chwili El uznała, że nie idzie dzisiaj do szkoły. Miała gdzieś to, czy Jenna się dowie i ją opieprzy. Wsiadła w samochód i ruszyła w stronę Richmond.
- Bonnie!- zawołał Jeremy biegnąc w stronę dziewczyny.- Hej Bonnie, chciałem zapytać, czy wiesz o tym co zrobiła El?
Mulatka patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. El mu powiedziała!?
- Co masz na myśli?
- Doskonale wiesz co mam na myśli!- opanował się zaraz, rozglądając dookoła.- Że ona ją zabiła- syknął.
- Tak... wiem, ale to nie jest tak jak myślisz, ja też na początku zareagowałam w podobny sposób, ale wysłuchałam jej, na dodatek jej gen łowcy niczego nie ułatwia...- przemilczała zerwanie Wpojenia Damona i Eli.
- Gen łowcy? W co oni ją znowu wplątali!? Gdybyś ty zobaczyła ostatnimi czasy Seattle... Dzisiaj znowu wróciła nad ranem pobita i pogryziona, ledwo przytomna. Szlag mnie trafia jak na nią patrzę i jeszcze ta informacja... Pieprzę. Nie idę do szkoły, idę do Salvatore'ów...
- Jer, poczekaj, zostań, pójdę tam z tobą po lekcjach... Ale póki co wracajmy na lekcje. Nie dokładaj Jennie jeszcze więcej.
- Nie, Bonnie. Zwariuję, jeżeli będę musiał siedzieć w ławce.
Island ruszył przed siebie, prosto w stronę Mystic Grill.
Caroline obserwowała całą sytuację z boku i dopiero po odejściu chłopaka podeszła do przyjaciółki.
- BonBon... wszystko ok?
Czarownica tylko wzruszyła ramionami. Co miała odpowiedzieć?
- Nie wiem, podobno El wróciła nad ranem cała poobijana, pogryziona i wykończona. Jer jest wkurzony, naprawdę wkurzony. Poszedł do Salvatore'ów...
Caroline poprawiła ramię torby, wpatrując się w plecy szatyna.
- W środku lekcji?
- Mówił, że nie wysiedzi... No to poszedł. Nasza Seattle mu powiedziała o swojej zbrodni. Nie wiem tylko po co- warknęła i wyciągnęła telefon, wybierając numer przyjaciółki.
- "Abonent czasowo niedostępny, prosimy spr..."
- Niedostępna...- zadzwonił dzwonek na lekcje i dziewczyny musiały powoli ruszyć w stronę budynku szkoły.
- Cześć, mam nadzieję, że nie przeszkadzam...
- Szczerze powiedziawszy wstrzeliłaś się idealnie. Właśnie skończyłem spotkanie z Japończykami. Podpisaliśmy umowę.- Chociaż był to wielki sukces jego firmy, powstrzymywał entuzjazm.
- Gratuluję Ci. Cieszę się razem z Tobą.
Damien jednak nie usłyszał ani grama szczęścia w jej głosie. Zmarszczył brwi.
- Elizabeth? Coś nie tak?
Dziewczyna słysząc troskę w jego głosie, zacisnęła mocniej palce na telefonie.
- Wszystko jest dobrze. Chciałam tylko wiedzieć kiedy się widzimy, bo...- zawahała się sekundę za długo.- Muszę brata podwieźć do szpitala i załatwić pewną sprawę...
- Nie musisz się śpieszyć.
Christopher i pomysłodawca projektu- Malcolm, weszli do samochodu, kiwając na Starka, żeby również wsiadł. On tylko pokręcił głową i poluzował krawat zmierzając pieszo do Małej Stark Tower.
- To dobrze, w sumie to wszystko, byłam też ciekawa jak ci poszedł deal z Japończykami, czy zaczynasz podbijać kolejną część świata...
Uśmiechnął się lekko i schował krawat do kieszeni.
- Naturalnie, nie ma czasu do stracenia...
Spojrzał od niechcenia na drugą stronę i dostrzegł swoją rozmówczynię. Siedziała na pace czarnego Forda i wymachiwała nogami.
- A co teraz robisz?- spytał obserwując Gilbert z drugiej strony ulicy.
- Mam właśnie przerwę... Wiesz, ładna pogoda to wszyscy powychodzili na zewnątrz.
- Niektórzy to się nawet zapuścili chyba dalej aniżeli powinni, co?
Przestała machać nogami i się niespokojnie rozejrzała. Nie dostrzegła go jednak. Co nie oznaczało, że nie wyczuła jego obecności. Czuła ją, był blisko.
- Nie wiem o czym mówisz...
Damien rozejrzał się i przeszedł po pasach na drugą stronę. El nagle zeskoczyła, odwróciła się w jego stronę, wyczuwając tą falę testosteronu. Stała i patrzyła jak przystojny miliarder podchodzi do niej, z gracją, a jednocześnie z pewnością siebie. Jego spojrzenie było twarde i cholernie seksowne- siedem odcieni grzechu w jednym kuszącym spojrzeniu. Wszystko jednak nagle uległo zmianie, gdy Stark dostrzegł gazę na nadgarstku dziewczyny. Bez słowa wziął jej rękę i w tym momencie zauważył również napuchnięte kostki. El wyszarpnęła się, chowając kończynę za plecami.
- Elizabeth, co to jest?
- Nic- zaprzeczyła szybko.- Co tu robisz?
- Nie okłamuj mnie- warknął, zmniejszając dystans między nimi.- Co to jest? Masz tego więcej?
- Przestań- jęknęła, odwracając wzrok.- To nic. Bywało gorzej, serio.
To tylko dolało oliwy do ognia. Oczy mężczyzny niebezpiecznie zabłysły i w ułamku sekundy już dzwonił do szofera.
- Róg drugiej i czwartej. Natychmiast.
Schował telefon, patrząc nieprzerwanie na Eli.
- Elizabeth...
- Panie Stark...- zakpiła.
- Nie kpij ze mnie. Pytanie numer jeden: Czemu nie jesteś w szkole?
- Kolejny zestaw pytań.
- Nie denerwuj mnie- wysyczał. Rozglądając się za SUV-em.
- Dobrze, w takim razie do widzenia- odwróciła się na pięcie, ale Stark ją złapał i przyciągnął do siebie. Patrzył w jej podkrążone oczy, nie mogąc się pogodzić z tą bezsilnością. Pochylił się nad nią, wczepił palce we włosy i ją pocałował- gwałtownie oraz namiętnie. W chwili, gdy ich usta się spotkały wybuchł pożar w ich sercach, a oni chcieli być strawieni przez ogień, do diabła, chcieli tego, jak niczego innego. Damien poczuł, że uczucia wymykają mu się spod kontroli, nie chciał na to pozwolić, ale też ani myślał odsunąć od siebie Elizabeth. To ona pierwsza się odsunęła mając łzy w oczach.
- Damien, muszę iść, nie możesz być teraz przy mnie.
- Bzdura- warknął, dostrzegł SUV'a.- Chodź.
- Ale ja przyjechałam autem...
- Jason je stąd zgarnie, chodź.
- Znowu mi rozkazujesz- mruknęła wsiadając za Starkiem do samochodu.
- A ty mnie słuchasz.
W wyobraźni Damiena, pojawił się obraz rozłożonej na jego łóżku dziewczyny, uległej, seksownej, gotowej na wszystko co jej zaoferuje. Wijącej się pod nim. Zacisnął szybko dłonie w pięści, jego szczęki zazgrzytały. Elizabeth spojrzała na swojego towarzysza, który, mimo okropnego samopoczucia i bólu prawie każdej części ciała, potrafił wykrzesać z niej trochę życia.
Żeby zająć się czymś innym Stark wyjął telefon i zadzwonił do doktora Petersena.
- Nie... Damien, nie dzwoń!
- Dzień dobry, Stark z tej strony. Jest pan bardzo zajęty, doktorze?
El patrzyła przez okno starając się nie myśleć o tym, co zaraz zobaczy lekarz i Damien.
- Będzie w moim apartamencie za pół godziny.
Położył dłoń na kolanie Elizabeth, ale ta nie zwróciła uwagi na jego dotyk.
- Jak bardzo będzie dyskretny ten lekarz?
Stark uniósł brwi.
- Czemu się tym martwisz? El, powiedz mi, masz więcej ran? Zdarza się to częściej? Kto ci to zrobił?
- Przewróciłam się- nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Nie okłamuj mnie- wysyczał.- Nienawidzę gdy ktoś mnie okłamuje.
- Błagam, odwołaj tego lekarza, błagam, Damien, błagam!
- I właśnie dlatego go nie odwołam. Co ukrywasz? Jesteś w jakimś gangu?
- Nie, ale masz pomysły, ja jestem grzeczną dziewczynką. Nie bawię się w sekty, gangi itp.
- A w co się bawisz?- zabrzmiało to bardziej erotycznie niż miało. Od odpowiedzi uratował ją fakt, że dotarli na miejsce. El dała swoje kluczyki i dokumenty Jasonowi.
- Czarny, stary pick-up Ford.
- Dobrze, zajmę się nim, panno Gilbert.
Ruszyła ze Starkiem w stronę pokaźnych rozmiarów, przeszklonego budynku.
- A więc to jest twoje imperium?
- Powiedzmy...
Eli spojrzała badawczo na Damiena.
- Ty również mi czegoś nie mówisz.
Udał, że nie słyszy i otworzył przed nią szklane drzwi.
Budynek był urządzony bardzo nowocześnie, na dodatek dzięki przeszklonym ścianom sprawiał wrażenie większego. Po lewej stronie znajdował się duży kontuar z ciemnego drewna, w kształcie koła, a przy nim siedziały eleganckie, piękne kobiety. El ponownie poczuła się nie na miejscu. Podeszli do ostatniej windy i Damien wsadził do czytnika obok swoją kartę.
- Wszystkie windy są na karty?
- Nie, ta jedzie wprost do mojego apartamentu, to moja prywatna winda, więc nie jest monitorowana.
Spojrzała na niego, jakby składał jej jakąś niemoralną propozycję.
- Trzymaj się mocno, to bardzo szybka winda.
Nacisnął guzik z liczbą dwadzieścia jeden i drzwi szybko się zamknęły. Winda wystartowała z taką szybkością, że El trudno było w to uwierzyć. Chwilę później już byli na samej górze.
- Naprawdę szybka.
Stark uśmiechnął się i wziął dziewczynę za rękę.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję...- rozglądała się dookoła, chłonąc całe otoczenie. To było mieszkanie Damiena, czyli również odzwierciedlenie jego duszy. Surowość, modernizm, ale i zachwycająca prostota. El przystanęła przy wielkim płótnie, znała ten widok.
- Seattle- szepnęła urzeczona z jaką dokładnością artysta ujął klimat tego miasta.
- Byłaś w Seattle?- zapytał. Jakbym nie wiedział, zganił się.
- Mieszkałam w Seattle zanim rodzice zmarli. Ten widok się chyba roztacza z jednego z wyższych wieżowców... A ty byłeś w Seattle?
Ja tam mieszkam...
- Tak- odpowiedział i odciągnął dziewczynę od płótna. Nie mógł znieść jej tęsknego wzroku, bo to tylko go utwierdzało w przekonaniu, że powinien ją zapytać o TO.
- Chciałbym zobaczyć twoje obrażenia, zanim przyjdzie lekarz.
El natychmiast się spięła. Nie może mu tego pokazać.
- To tylko kostki...
Damien nabrał wody w usta i zbliżył się do niej. Przyjęła jego usta z cieczą, zauważając, że woda nigdy lepiej nie smakowała. Z ciężkim oddechem obserwował ją, starając się nad sobą panować.
- Chcę cię wziąć do łóżka, teraz, w środku dnia, więc muszę wiedzieć jak bardzo jesteś obolała. Połóż się.
- Damien...
- Cicho- nakazał. Elizabeth położyła się, ale trzymała koszulkę, by Stark nie mógł jej podwinąć.- Ręce do góry, bo cię zwiążę i nie będzie to miało nic wspólnego z moją satysfakcją seksualną.
Zszokowana, patrzyła na niego i położyła ręce obok, wzdłuż tułowia.
Kiedy Stark podwinął koszulkę, zaniemówił. Patrzył jak cztery pasma krwiaków przeninają brzuch, a wyżej na żebrze widnieje ciemna plama. Ogarnęła go wściekłość, wyobrażał sobie najgorsze. W przypływie szału odkleił gazę z nadgarstka i zobaczył świeży ślad po ugryzieniu. Zaniemówił. Patrzył na to wszystko i tylko jeden wniosek mu przyszedł do głowy.
- Elizabeth... Czy ty...
- Damien nie zrozumiesz. Jak by spojrzeć na to z jednej strony, to sama się o to prosiłam.
- Te siniaki na brzuchu są od... uderzeń?
Przewróciła oczami.
- Można tak powiedzieć. Od razu mówię, że nie jestem maltretowana przez rodzinę.
- Czy zrobił ci to twój były?- jego ton był spokojny, spojrzenie zimne, utkwione w jej oczach.
- Nie- powiedziała szybko. Zbyt szybko.
- Nie okłamuj mnie- powtórzył znowu dobitnie.- Chcę, żebyś mi odpowiedziała na pewne osobiste pytanie.
El podniosła się do siadu, zaklejając ślad zębów.
- Ta? Jakie?
- Czy bawisz się w BDSM? Czy są to ślady zostawione, przez twojego byłego?
- A co to jest? Zabrzmiało jak coś naprawdę nieprzyzwoitego. Ale jeżeli ma to cokolwiek wspólnego z brutalnym seksem to nie. Nie uprawiam BDM.
- BDSM- poprawił ją Stark oddychając głęboko. Niewątpliwie poczuł ulgę- To dobrze...
Elizabeth patrzyła na mężczyznę szeroko otwartymi oczami. Stark zamrugał.
- Nie patrz tak na mnie. To skąd masz te ślady?
- To taka jedna zawistna dziewucha, która nie potrafi się odpieprzyć. To ona wczoraj na mnie napadła, pogryzła mnie, podrapała i skopała. Ale już jest dobrze, zamknęli ją.- El była dumna z siebie, wybrnęła po mistrzowsku.
- I nie mogłaś mi tego od razu powiedzieć?- pocałował każdą kostkę jej dłoni osobno.
- Trochę mi wstyd, że się tak dałam zlać...
- Czekaj, czyli ona pobiła cię po tym jak cię wczoraj odwiozłem? Wychodziłaś potem jeszcze?
- Tak... mój przyjaciel miał problem, pomogłam mu go rozwiązać. W drodze powrotnej mnie pobiła, ale na szczęście ktoś przechodził, unieruchomił ją i zadzwonił na policję. Złożyłam zeznania... i w wyniku tego spałam dwie niecałe godziny.
- Panie Stark. Doktor Petersen jedzie windą.
- Dobrze, dzięki Jason.
Jason kiwnął głową i wycofał się.
- Tylko cię zbada, zobaczy czy wszystko jest na swoim miejscu...
Gilbert kiwnęła głową.
- Lekarze tak przychodzą na gwizdek do domów?- zapytała, wstając z kanapy.
- Odpowiednia ilość pieniędzy i każdy jest na zawołanie.
El prychnęła.
- Nie chcę, żebyś marnotrawił na mnie pieniądze.
- Marnotrawił? Nie sądzę, poza tym jestem obrzydliwie bogaty, stać mnie na to.
- Ma pierdyliard dolarów i myśli, że może wszystko- Elizabeth założyła ręce na piersi i przewróciła oczami.
- Pierdyliard?- zaśmiał się cicho i objął ją w talii.- Bądź grzeczna.
- Zachowaj sobie takie uwagi dla swojego personelu.
- Doktor Petersen- zaanonsował Jason i zza winkla wyszedł mężczyzna w średnim wieku, szatyn z czupryną przyprószoną trochę siwizną oraz bystrymi zielonymi oczami.
- Stark.
- Petersen.
Uścisnęli sobie dłonie, po czym wzrok lekarza spadł na Elizabeth Uśmiechnął się ciepło do niej i wyciągnął rękę na powitanie, ta ją przyjęła.
- Elizabeth, miło mi.
- Mi również, John Petersen. W czym problem?
Po badaniach w osobnym pokoju. Lekarz powiedział, że nie ma większych uszkodzeń, jedynie martwiły go knykcie, na które dał skierowanie na prześwietlenie.
- Żebra całe, brzuch trochę poharatany, a nadgarstek się zabliźni. Tylko ta dłoń. Radziłbym jeszcze na wszelki wypadek zrobić badanie krwi, tak profilaktycznie.
- Dobrze, dziękuję za poświęcony nam czas. Moja asystentka prześle czek.
- Proszę o nią dbać.
Zbił tym Starka z pantałyku, ale ten nie pokazał tego po sobie. Odwzajemnił uścisk dłoni.
- Oczywiście.
- Do widzenia, Elizabeth.
- Do widzenia.
Doktor został odprowadzony przez Jasona do drzwi, a Stark, objął dziewczynę na długość ramion.
- Mam o ciebie dbać, słyszałaś? Żadnych spacerów w środku nocy.
- Dobrze, tato- westchnęła i pocałowała go w policzek.- Dziękuję za wszystko.
- Brzmi jak pożegnanie.
- Myślałam, że wracasz do biura.
Wyjął telefon i zadzwonił do Hannah.
- Mam dzisiaj jeszcze jakieś spotkania?
- Nie, aczkolwiek właśnie dzwoniła pani Wood i pytała o to samo.
- Mhm... Jestem w swoim apartamencie, tu przełączaj moje rozmowy.
- Dobrze, panie Stark.
Rozłączył się i wybrał numer Natalie.
- Nawet się nie żegnasz.
- Ale dobrze im płacę. Rozgość się zaraz wrócę.
Udał się do swojego gabinetu, czekając, aż Natalie odbierze.
- Damie, jak miło, że dzwonisz.
- Cześć, po co dzwoniłaś z pytaniem, czy jestem już dzisiaj wolny?
- Jak zawsze bezpośredni. Bo właśnie wyjeżdżam z lotniska. Pomyślałam, że zrobię ci niespodziankę...
- Coś nie tak z Hoytem?
- Ten facet powinien się tak nazywać: "Coś nie tak" Wood. Muszę odpocząć od naszego kochanego Seattle, pomyślałam, że moglibyśmy zjeść razem kolację.
- Niestety, dzisiaj już jestem zajęty.
- Przez tą małolatę? Dałeś się omotać tej smarkuli, jakbyś miał w portfelu dwa dolary, a nie dwieście.
- Widzisz, ją nie obchodzą moje dolary. Nie rozumiem, czemu tak bardzo jej nie lubisz skoro, nawet jej nie znasz.
- Grzebałam trochę tu i tam. Wiesz, że jest z Seattle?
- Wiem- już wiedział do czego dąży.
- A wie, że ty jesteś z Seattle?
-... Nie.
- Czemu jej nie powiesz? Z tego co pamiętam, to mówiłeś, że to tylko panienka na tydzień.
- Rozważam zostanie w Richmond trochę dłużej- wypalił, na co Natalie po drugiej stronie prawie się zakrztusiła kawą.
- Ty chyba oszalałeś, w Seattle czas płynie dalej! Może i nie masz konkurencji na karku, bo mało kto inwestuje w niepewne źródło, ale na twoim biurku czekają sprawy niecierpiące zwłoki.
- A propos. Obok w pokoju również czeka na mnie sprawa nie cierpiąca zwłoki. Muszę kończyć.
- Jasne, do potem.
Westchnął, odkładając iPhone'a na biurko. Nie lubił się kłócić z Natalie, ale to on, zarządzał swoją firmą i życiem.
Kiedy wyszedł usłyszał śmiechy z kuchni. Po cichu spojrzał za róg i uśmiechnął się lekko. El pomagała Evie, jego gosposi, która jeździła z nim do jego apartamentów.
- A to gdzie dać?
- Druga szafka z prawej u góry. Dziękuję za pomoc, wiesz, że nie musisz mi pomagać?
- Tak, ale chcę. Nie będę siedzieć bezczynnie, razem nam szybciej pójdzie.
Eva uśmiechnęła się i dalej instruowała, gdzie co ma być.
- Długo już pracujesz dla Damiena?
- Będzie ze trzy lata... a jak wy długo się znacie?
- Też trzy... ale dni. Gdzie dać te owoce?
- Zostaw je na blacie. Masz może ochotę na bananowo- jagodowe smoothie?
Oczy Elizabeth się zaświeciły, gdy usłyszała o koktajlu owocowym.
- Och, jejku, oczywiście... Zapytam pana Starka czy też chce...
Damien wyszedł zza rogu, uśmiechając się lekko.
- Witaj, Evo.
- Dzień dobry, panie Stark. Ma pan ochotę na smoothie?
- Jakie?
- Jagoda i banan.
Kiwnął głową i wrócił wzrokiem do rozpromienionej El.
- Już ci lepiej, widzę.
- Tak, o niebo lepiej, to obecność Evy chyba tak na mnie działa...- zaśmiała się.
- To co będzie jak posmakujesz mojego smoothie ?
- Padnę przed tobą na kolana- zachichotała- naturalnie tak, żeby go nie wylać.
- Evo, wstaw je potem do lodówki. A ty chodź ze mną- szepnął El do ucha. I pociągnął ją w stronę korytarza.
- Gdzie idziemy?
- Tam, gdzie już dawno chciałem cię zabrać.
Zatrzymał się przy białych drzwiach i wpuścił ją do środka przodem.
El się rozejrzała po jasnym pomieszczeniu z jedną przeszkloną ścianą, przez którą wychodził widok na całe Richmond. Ściany były koloru kości słoniowej, a pościel na wielkim łożu, stojącym po środku pokoju, czarna jak smoła.
- To twoja sypialnia?
Zamknął drzwi na klucz i odwrócił się przodem do El.
- Tak, moja sypialnia... Jak ci się podoba?
- Bardzo ładna- wyszeptała, przełykając gulę w gardle.- I co chcesz tutaj robić?
- Hmm, zastanówmy się...- wyciągnął krawat z kieszeni i rzucił go na łóżko.- Co mogą robić kobieta i mężczyzna w jednej sypialni...?
Położył marynarkę i kamizelkę na krześle.
- Jest parę opcji, panie Stark.
Podszedł do Elizabeth i podniósł palcem jej brodę tak, by na niego spojrzała.
- Należysz do mnie- wychrypiał.- I mogę z tobą zrobić co tylko zechcę... A ty to przyjmiesz i oddasz mi się.
Topniała pod tym ognistym spojrzeniem, ostatkami sił trzymała się swojej niezależności, jednak ta wyparowała, gdy Stark chwycił za dół jej koszulkienia, a potem ściągnął jej spodnie.. Prawie w ogóle jej nie dotykał, a tego właśnie ona chciała, dotyku, który ją strawi, po czym powstanie niczym Feniks z popiołów.
- Masz taką gładką skórę...- przesunął palcem po jej brzuchu, w ogóle nie zwracając uwagi na siniaki.
- Panie Stark...
- Cicho, nie ruszaj się.
- Ale Damien...
- Cii- przesunął palcem wzdłuż jej szyi, zatrzymując się obok piersi. Jego serce biło mocno i szybko.- Usiądź.
Jej puls przyspieszył, lecz posłusznie wykonała polecenie. Nie chcąc w tej chwili dowodzić, czy kontrolować. Chciała, by zbił ją z nóg, by się nią zaopiekował.
Patrząc na niego, niczym poddana, poczuła jak Damien dotyka jej policzka, muska go opuszkami, ale zaraz zanurza palce w jej włosy i masuje ich nasadę. El przymknęła powieki oddając się temu zniewalającemu uczuciu.
- Chcesz tego?- zapytał, pożądanie chwyciło go za gardło. Dziewczyna tylko pokiwała głową i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie dosłyszałem...
- Tak, panie Stark. Chcę.
Przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, drażniąc jej zakończenia nerwowe. Elizabeth zamknęła usta na palcu i przejechała po nim językiem. Stark odetchnął ciężko, obserwując poczynania dziewczyny. Nagle jego usta spadły na jej, popychając ją na łóżko. Przygniótł ją swoim ciałem, wbijając w materac. Prawie naga Elizabeth złapała Damiena za ramiona, nie przerywając pocałunku. Ten jednak chwycił jej dłonie i dał nad głowę.
- Jest jedna zasada- wymruczał- nie dotykasz mojego lewego ramienia.
- Czemu?
- Bo ja tak mówię. A teraz mnie rozbierz.
Eli wybiła się i przeturlała tak, by być na górze.
- Co robisz?
- Rozbieram pana i mam zamiar robić to boleśnie powoli...
El powoli rozpinała guziki jego białej koszuli, poruszając się niespokojnie na jego biodrach. Oczy mu pociemniały, obserwując jej ciało. Po rozpięciu koszuli pochyliła się, by pocałować go w szyję, delikatnie muskając tętnicę językiem. Zjeżdżała ustami coraz niżej, a gdy spojrzała do góry wiedziała już, że Stark jest jej. Rozpięła mu spodnie i po chwili byli już w samej bieliźnie.
- Nie wypuszczę cię tak szybko.
- Bardzo dobrze. Tego właśnie oczekuję.
El ponownie wylądowała na dole, wijąc się pod dłońmi i ustami Starka. Ten wyczuwając zachętę, rozpiął jej stanik i rzucił go gdzie bądź. Zobaczył, że jej ręce ponownie wędrują na jego ramiona, więc wstał i pociągnął za zasłonę, która bezwładnie opadła na jego wyciągnięte ręce.
- Co robisz?
- To co zechcę.
Delikatnie owinął tkaniną jej nadgarstek, przełożył go przez słupki i obwiązał drugi nadgarstek. Potem koniec zasłony przywiązał do słupka.
- Damien.
- Cii, zaufaj mi... Oddaj mi kontrolę. Poddaj mi się i rozchyl nogi.
Trochę przestraszona i podekscytowana wykonała rozkaz, czekając na jego ruch. Damien pozbył się reszty okrycia.
- Jezu- sapnął- ale wyglądasz seksownie. Już nie mogę się powstrzymać...
- Panie Stark...- wiedziała, że to on ma władzę i to jeszcze bardziej jej się podobało. - Błagam...
- Błagaj- wrócił na łóżko i pocałował ją krótko w usta, zszedł na szyję, zatrzymał się na chwilę przy piersiach. Dziewczyna wypchała biodra do góry, by być jak najbliżej jego ciała. Płonęła z pożądania, liczył się tylko on, jego dotyk, jego obecność.
- Błagam- zakwiliła, kiedy ustami zszedł jeszcze niżej.
Damien podniósł głowę i uśmiechnął się do Elizabeth z przebiegłym wyrazem twarzy, ta domyśliła się, że dokładnie wie, jak cierpi.
- Skrzywdzisz mnie?- zapytała.
- A chcesz tego?
- Nie...
- Ufasz mi?
El pokiwała głową obserwując jak jego rysy twardnieją.
- W takim razie daj mi się zabrać do miejsc, w jakich nie byłaś i o jakich nie miałaś pojęcia.
Kiwnęła, po czym Stark odsunął się, męcząc ją słodkimi torturami i rozerwał zębami paczuszkę z prezerwatywą.
Prawie zerwał z niej bieliznę i chwycił za biodra.
- Chcę cię dotknąć...- wydyszała.
- Wiem maleńka- Damien trzymając ją w zawieszeniu, przylgnął do niej natychmiast, wypełniając ją.
- Damien- jęknęła, wczepiając paznokcie w zasłonę i poddając się rytmowi jego ciała.
- O czym on mówi!?- ryknął Damon, kiedy Jeremy wtargnął bezpardonowo do ich domu. Stefan przewrócił oczami.
- O tym, że moja krew nie uleczyła jej całkowicie.
- Oczywiście, że tego nie zrobiła, nie pijesz normalnej krwi. Co z nią? Gdzie ona jest?
Jeremy dalej wściekle się patrzył na braci Salvatore.
- Nie wiem, może pojechała do swojego nowego chłopaka- warknął w stronę Damona.
- A może wraca na pogrzeb swojego brata?
- Chłopaki, przestańcie. Zadzwońmy do niej, to się dowiemy.
Stefan wyciągnął telefon i wybrał numer El. Ta jednak była niedostępna.
- Nie odbiera... Jer, ty zadzwoń.
Po kilku próbach nadal nikomu się nie udało dodzwonić do Gilbert.
- Może faktycznie pojechała do Richmond- rzucił blondyn.
- Nie pojechała do żadnego Richmond- zaprzeczył, mając jednak przed oczami pocałunek Starka i Elizabeth przed jej domem. Teraz już prawie w ogóle jej nie czuł, co w sumie było dobre, biorąc na tapetę wczorajsze wydarzenia.
- A ja myślę, że to dokładnie tam Eli pojechała. To jedyne miejsce, gdzie nie ma afer międzygatunkowych...
- I jest jego sypialnia- syknął Damon, bawiąc się drewnianym kołkiem, którym przed chwilą torturował Evans.
- Wiesz co, nie mogę cię słuchać- powiedział w końcu Stefan.- Sam to wszystko spieprzyłeś śpiewająco, a teraz masz pretensje do wszystkich dookoła, że Seattle znalazła sobie jakiegoś normalnego faceta! Pogódź się z tym.
Damon tylko zmierzył brata wzrokiem.
- Dotrzymujesz obietnicy, w ten sposób? Że nie pozwolisz jej do mnie wrócić.
- A żebyś wiedział. Ktoś musi, ale ona i tak cię wczoraj szukała. I proszę jak na tym wyszła.
- Milcz- warknął, ledwo się powstrzymując przed uderzeniem brata.
- Co z Kimberly?- przerwał im Jer, widząc, że sytuacja jest bardzo napięta.
- To ona wczoraj zaatakowała El... i mnie też. Ktoś ją przemienił, ale nie chce powiedzieć kto. Mówi, że porozmawia tylko i wyłącznie z Elizabeth... Więc jej tłumaczymy od trzech godzin, że nie ma takiej opcji.
- Czemu Ona w ogóle ją zabiła?
- Bo twierdzi, że spieprzyła jej życie na wielu płaszczyznach... Gilbert, która godzina?
- Trzynasta... I mówiłem, że nie nazywam się Gilbert.
- Pierniczysz. A nie ma jej w szkole?
- Raczej nie, ja też nie poszedłem.
- To coś ty robił do tej godziny?
Jeremy popatrzył wrogo na Damona.
- Nie twój zasrany interes.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
- Niewychowane to to takie...
- Wracaj do Evans, musi się w końcu przełamać- kiwnął głową Stefan w stronę piwnicy.
- Z przyjemnością. Za to co mi wczoraj zrobiła powinna już nie żyć.
- Ty masz za to szczęście, że El nakarmiła cię swoją krwią... Możesz spróbować ją namierzyć, czy coś. Jesteś silny, powinieneś dać radę.
- Nie wiem, czy chcę wiedzieć co robi... Wczorajszy wieczór był piekłem.
- Co ty nie powiesz...- Stefan zapił głód alkoholem i wybrał numer do Caroline.
- Caroline... Hej, nie wiesz może gdzie...
- Gdzie jest El? Tak, wiem, ale prosiła, żeby wam nie mówić.
- Dlaczego?- Stefan zmarszczył brwi, spoglądając na brata.
- Chciała odpocząć od Mystic Falls, od was, od tego wszystkiego.- Blondynka spojrzała na Bonnie, która bez słowa wzruszyła ramionami.
- Dawaj mi ją- rozkazał Damon, po czym wyrwał bratu telefon z ręki.- Blondi, nie mam humoru, mów gdzie ona jest. Potrzebuję... Potrzebujemy jej- poprawił się, podchodząc do okna.
- Damon, nawet jak ci powiem, to niczego to nie zmieni. Ona chce spokoju...
- Mów!
- U Starka!- krzyknęła zniecierpliwiona.- Poszła do Starka... Ale nie odbierze od was telefonu, wątpię, żeby od kogokolwiek teraz odebrała.
Coś chwyciło Damona za żołądek. Nie chciał o tym wszystkim myśleć, obrazy jednak nieproszone napływały do jego głowy.
- Jasne- warknął i wrócił do piwnicy, rzucając uprzednio telefon Stefanowi.
***
- Jesteś osóbką pochłaniającą mnóstwo czasu...- Damien pocałował mnie we włosy, przytulając się do moich pleców. Odwróciłam się przodem do niego, unosząc brwi.
- To źle?- dotknęłam jego policzka, nie będąc pewną, czy nie odrzuci mojego dotyku. Jednak on tylko wtulił twarz w moją dłoń i ją pocałował.
- Wręcz przeciwnie panno Gilbert, to bardzo dobra informacja...- spojrzał ponad moim ramieniem.- Jak ci się podobał widok?
Zrobiło mi się ciepło.
- Cóż, chyba jestem cichą ekshibicjonistką...
Damien się zaśmiał i podniósł do siadu. Klepnął mnie w pośladek.
- Au!- Posłałam mu ganiące spojrzenie.- Panie Stark.
- Chodź, kobieto, musisz coś zjeść... ja z resztą też.
Skinęłam głową, szukając swojej bielizny.
- Szukasz tego?- całkowicie nagi Damien stał i kręcił na palcu moimi majtkami.
- No wiesz co? Trochę szacunku dla damy, obnaża się pan przede mną. Jestem zbulwersowana- zakryłam teatralnie oczy.
- Szkoda, że nie mówiłaś tak jak cię brałem od tyłu, a ty opierałaś się o cholerną szybę, tak żeby widziało nas całe Richmond.
Spojrzałam na niego mrużąc oczy. Świetnie się bawił, wymachując moją bielizną na wszystkie strony.
- To był twój pomysł- owinęłam się czarną narzutą i wyszłam z łóżka, starając się ignorować jego jakże seksowną nagość. Wyminęłam go zbierając swoje pozostałe ciuchy.- Gdzie jest łazienka?
- Te drzwi na przeciwko ciebie...
Weszłam do środka nie dbając o domknięte drzwi. A co, niech patrzy!
Narzuta zsunęła się ze mnie i opadła na ziemię. Związałam włosy w wysoki kucyk i weszłam do kabiny prysznicowej, nie odwracając się. Już chciałam zamknąć za sobą drzwiczki, kiedy przeszkodziła mi w tym ręka.
- Punkt dla ciebie- przyznał i włączył wodę. Poleciał zimny strumień, przez co dostałam gęsiej skórki. Temperatura wody drastycznie się nie zmieniła, była letnia, ale komfortowa.
- Czemu letnia?
- Zaraz się przekonasz...
Niebezpiecznie się do mnie zbliżył i zaczął całować.
Patrząc w lustro, gratulowałam sobie, że nie malowałam się dzisiaj, przynajmniej na mojej twarzy nie widniały czarne smugi.
- El, ktoś do ciebie dzwoni- przewróciłam oczami. Jeden dzień wolnego, jeden dzień!
- Kto?
- Caroline.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia.
- Odbierz proszę i powiedz, że potem oddzwonię.
- Jesteś pewna?
- Tak...
Stanęłam blisko drzwi, żeby słyszeć co mówi Damien.
- Damien Stark z tej strony. Elizabeth jest pod prysznicem, więc nie może odebrać, coś przekazać?
Zakryłam usta, żeby się nie roześmiać, bo właśnie wyobraziłam sobie minę Caroline.
- Aha, zapytam.
Usłyszałam kroki, więc odbiegłam i zrzuciłam ręcznik z głowy. Damien uchylił drzwi i przez nie wyjrzał.
- Eli, to nie Caroline, tylko twój były- wypowiedział to z obelgą, minę miał poważną. Żegnaj beztroski Damienie.
- Jeden dzień się człowiek izoluje i już mu żyć nie dają...- Wzięłam komórkę o wyszłam z łazienki.
- Czekaj- powiedziałam do telefonu i zasłoniłam mikrofon.
- Gdzie idziesz?- spytałam, ze ściśniętym sercem. Damien tylko pocałował mnie w czoło.
- Coś zjeść. Na co masz ochotę? Sałatka z kurczakiem?
- Dziękuję, zaraz przyjdę.
Wyszedł.
- Słucham?
- Cześć, Eli- brzmiał strasznie, głos miał zachrypnięty, jakby się postarzał.- Dzwonię się dowiedzieć czy wszystko okey i podziękować za krew, byłoby mi ciężko rano, nie miałbym nawet siły pójść po nią...
- Nie ma sprawy.
- Wiem też, że Kimberly cię nieźle poturbowała... a mnie przy tobie nie było. Przepraszam.
Usiadłam i oparłam głowę na łokciu.
- Damon... dzwonisz do mnie nagle mówiąc te wszystkie rzeczy, słyszę jak źle brzmisz i co ja mam zrobić?
- Nic- westchnął.- Nie ważne. Evans chce z tobą rozmawiać, tylko tobie powie kto ją przemienił.
- Nie chcę tej wywłoki więcej widzieć. Zabiłam ją raz, zabiję ją i drugi. Tym razem na amen.
Zakryłam buzię. Nie powinnam była mówić tego tak głośno.
- Twój kochaś wie o wampirach, że jesteś taka niedyskretna?- syknął.
- Nie, zapomniałam się. Poza tym, nie nazywaj go tak. Przy nim czuję się normalnie, nie ma Elizy, nikt mnie nie chce zabić, on mnie nie chce zabić- wypomniałam mu szeptem.- Więc odpuść sobie. To wszystko?
- Przyjeżdżaj. Masz tu sprawy do załatwienia.
Rzuciłam telefon o łóżko. Ja pierdole, naprawdę o tak wiele proszę!?
Ubrałam się i dołączyłam do Damiena, tyle, że jemu ktoś już towarzyszył. Kobieta była elegancką, urodziwą blondynką, przed trzydziestką.
- Elizabeth, Natalie.
- Miło mi- pierwsza wyciągnęłam dłoń i wymusiłam na swoich ustach uśmiech. Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Z pewnością- mruknęła i od niechcenia podała mi rękę. Oj kogoś tu coś boli. Zadzwonił telefon Damiena.
- Przepraszam was, to z pracy, dacie sobie radę beze mnie- dotknął mojej dłoni i spojrzał na mnie pokrzepiająco. Gdy zamknęły się tylko za nim drzwi, zrozumiałam, że Natalie wyłoży karty na stół.
- Dobra, miejmy jasność. Nie lubię cię, według mnie jesteś małolatą, która wyrwała miliardera na krótką spódniczkę i nadwyżkę energii. I wierz mi widziałam już mnóstwo dziewczyn twojego pokroju, którymi Damien tracił zainteresowanie jak już je przeleciał. Nie jesteś pierwsza, ani ostatnia...
- Chyba jesteś odrobinę rozgoryczona, bo zostawia cię mąż, a Damien raczej nie jest zainteresowany tobą w ten sposób.
Prychnęła, jakby rozbawiło ją to, co powiedziałam, ale wiem, że trafiłam w sedno.
- Co ty o mnie wiesz? Nic! Jeszcze dobrze z pieluch nie wyrosłaś, a już mu będziesz do łóżka wskakiwać. Poza tym ty jesteś okresem przejściowym. Damien w końcu spoważnieje i to ze mną spędzi resztę życia.
- Nie bądź żałosna.
- Uważaj na słowa, smarkulo. Ale skoro jesteś przekonana, że to coś poważniejszego, to jedziesz z nim do Seattle?
- Seattle?- serce zaczęło mi szybciej bić. Chciałam zachować kamienną twarz, ale nie potrafiłam.
- Seattle, tam gdzie mieszka Damien, tam gdzie jest główna siedziba i Wielka Stark Tower. Jedziesz tam razem z nim, jako seks- niewolnica?
Świat mi się przewrócił do góry nogami. Seattle, on jest z Seattle. Wyszedł z gabinetu, ale Natalie go nie zauważyła.
- Przyjeżdża do Richmond tylko na tydzień, znajduje jakąś dziewczynę, pieprzy ją przez tydzień i wraca do Seattle...
- Dosyć- krzyknął Damien. Jego twarz pociemniała.- Natalie, wyjdź. I dopóki mi nie przejdzie nawet nie dzwoń.
Nie zwracałam już nawet uwagi, jak się kaja przed nim, nie czerpałam przyjemności z tego widowiska. Stałam tylko i dopasowywałam elementy układanki.
- Według jego wizyt można by zegarki ustawiać.
Te tablice rejestracyjne z Seattle, ten obraz... To widok z jego okna. Według Christophera Richmond było dziurą, bo główna siedziba jest w Seattle. Pieprzonym Seattle. Usiadłam z wrażenia, patrząc jak Natalie wychodzi, a Stark powoli zmierza w moją stronę.- El...
- Czemu mi nie powiedziałeś?- zaczęłam mrugać, żeby łzy nie spłynęły mi po policzkach.- Mogłeś na początku mi o tym powiedzieć...
- El, to nie tak, z tobą jest inaczej... Proszę, wysłuchaj mnie.
- Damien, nie musisz się tłumaczyć, serio. Po prostu to mały szok.
Z gracją i fasonem, Elizabeth Marie Gilbert.
- Nie zakładaliśmy, że to będzie coś poważniejszego, że będziesz chciał ze mną rozmawiać. Sam powiedziałeś to na początku, prawda? Nie przyjaźnisz się z kobietami, które pieprzysz. Postawiłeś sprawę jasno, a to, że ja- małolata, pomyślałam sobie odrobinę za dużo, bo uprawialiśmy seks, który dla mnie sam z siebie jest wyjątkowym połączeniem to nie twoja wina... Nie wiem czego oczekiwałam- starłam łzy z policzków i zaśmiałam się.- Przepraszam, panie Stark, za to rozklejenie.
- Błagam, posłuchaj mnie.
- Słucham- spojrzałam mu w oczy, a moje serce zaczęło krwawić.
- To prawda, jestem z Seattle, ale nie przyjeżdżam tu na laski, tylko, żeby pozałatwiać sprawy po tej stronie Stanów. Zdarzało się, że miałem dziewczynę na tydzień, nie zaprzeczę, na ogół starczyło im kilka nocy i fotki przy mym boku, rozesłane po internecie. Ale z tobą jest inaczej... Nie patrzysz na moje pieniądze, mogę z tobą normalnie porozmawiać, pomogłaś Evie! - wykrzyknął, jakby to była rzecz, która mnie wyróżniała od innych jego partnerek.
- Co w tym dziwnego?
- Dziewczyny, z którymi sypiałem były na ogół modelkami lub innymi kobietami tego pokroju- nie spuszczał ze mnie wzroku, starając się pewnie zgadnąć o czym myślę. Niespodzianka, panie Stark- Nie mam pojęcia co o tym myśleć! - Eva nigdy ich nie lubiła i uprzedzała mnie, że nie będzie wokół nich skakać, będzie je tolerować, ale im nie usługiwać. Godziłem się na to.
- Damien...
- Proszę, daj mi skończyć... A Ona ot tak cię polubiła, Jason to samo. Ja cię polubiłem... może nawet bardziej niż bym się do tego przyznawał. I kiedy dzisiaj siedziałem po spotkaniu z Japończykami w restauracji z Christopherem on się mnie zapytał czy jedziesz ze mną do Seattle.
Dobrze, że siedziałam.
- Co?
- To- ukląkł przy mnie i złapał mnie za dłonie.- Elizabeth, czy wrócisz ze mną do Seattle?
Wstałam odsuwając się od niego.
- Wiesz o co mnie prosisz? Damien, znamy się kilka dni! Cholera...
- Wiem, to tylko propozycja... Wierz mi, nie jestem osobą, która prowadzi spontaniczny tryb życia, nie mogę sobie na to pozwolić. Żyję już trochę na tym świecie, nie jedną decyzję podejmowałem i to jest mój wybór, moja propozycja. Wracasz ze mną do Seattle, kończysz tam szkołę, studiujesz... Nie ważne, czy będziesz ze mną, czy nie, będę ci opłacał mieszkanie, więc nie zostaniesz na moście, jeśli już byś mnie nie chciała...
- Hola, hola! Zwolnij! Damien! Na litość Boską! Chcesz żebym pojechała z tobą do Seattle i zamieszkała tam... z tobą! Albo w swoim mieszkaniu, za które byś płacił... A w zamian za to, ty miałbyś mnie non stop pod ręką... Stałabym się ekskluzywną prostytutką.
- Nie chcę, żebyś tak na to patrzyła... Chcę z tobą być- powiedział, patrząc mi w oczy.- I może jest to najbardziej szalona rzecz jaką wymyśliłem i jakiej chcę, ale... chcę tego, chcę ciebie...
- Znamy się trzy dni!- wykrzyknęłam.
- Płyta ci się zacięła? Wiem o tym, ale od samego początku pojawiło się coś między nami. Wyczuwasz moją obecność, doskonale wiesz, z której strony nadchodzę, twoje ciało na mnie reaguje podświadomie...
- Damien, co z moją ciocią? Bratem? Przyjaciółmi?
- Dalej będę tu przylatywał co miesiąc. Ja byłbym wtedy w Richmond, a ty w Mystic Falls.
- Widzę, że masz na wszystko odpowiedź...
- Bo chcę tego jak niczego innego- złapał mnie za ręce i spojrzał w oczy. Popatrzył sugestywnie na moje usta.
- Nie możesz mnie pocałować...
- Do diabła tam nie mogę- pocałował mnie i wszystkie moje mądrości wyparowały. Podsadził mnie, żebym usiadła na kontuarze i zaczął całować po szyi.- Zgódź się.- Objęłam go nogami i zanurzyłam palce w jego włosy.- Chcę cię pod sobą- wychrypiał i przeniósł mnie do swojej sypialni.
- Damien... nie... nie możemy- jednak moje słowa miały zupełny inny wydźwięk niż mowa mojego ciała. Odwzajemniłam jego pieszczoty, wijąc się pod Damienem Starkiem, mężczyzną, który chciał mnie wziąć z powrotem tam, gdzie zostawiłam swoje serce. Do Seattle.
Damien podwiózł mnie pod dom Salvatore'ów. Powiedział, że woli mnie osobiście tam zawieźć, aniżeli miałabym się sama fatygować, nawet, jeżeli nie chciał, żebym się widziała z Damonem. Zgasił silnik i wyszedł z samochodu. Uczyniłam to samo, ściskając nerwowo dłoń w pięść. Słyszałam wrzawę rozmowy za drzwiami, znowu pół Mystic Falls zaprosili?
- Mam nadzieję, że dobrze spędziłaś ten dzień- zaczął, robiąc krok w moją stronę.
- Tak, to był najlepszy dzień od baaardzo długiego czasu... Pod różnymi względami... Tymi kulinarnymi, relaksacyjnymi...
- Łóżkowymi- dopowiedział i pocałował moje poobijane knykcie.
- Tak... pod tym względem też. Muszę iść.
- Obiecaj, że pomyślisz o mojej propozycji.
Westchnęłam.
- Tak, pomyślę, mam nadzieję, że nie będę pół nocy przez to spała.
- Czemu?
- Bo mój stosunek do twojej propozycji jest zbyt entuzjastyczny...- powiedziałam wzdychając.- Muszę już iść. Dziękuję za podwózkę i do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Przybliżył się do mnie, chcąc mnie pocałować.
- Ty wiecznie nienasycony człowieku.
- Cały twój- szepnął i pocałował mnie krótko w usta. Wsiadł do audi, silnik zawarczał i ruszył w drogę powrotną.
Patrzyłam jak auto znika i dopiero wtedy spojrzałam na dom.
- Cześć- usłyszałam i podskoczyłam. W nieoświetlonej części ganku stał Damon, paląc papierosa.
- Damon! Boże, ale mnie przestraszyłeś! Jak... Jak długo tu stoisz?
Podeszłam bliżej, próbując rozpoznać jego humor.
- Wystarczająco...
- Mogłeś odchrząknąć, czy coś, a nie, bawisz się w masochistę- warknęłam. Byłam zła, że mnie widział z Damienem, czy, że wie, że z nim spałam, a może wszystko naraz?
- Nie chciałem wam przeszkadzać- prychnął i przydeptał kiepa.- Chodź do środka, wszyscy są ciekawi, kto ją przemienił.
Otworzył mi drzwi i weszłam do domu.
- Cześć wszystkim.
Rozejrzałam się dookoła. Caroline, Bonnie, Stefan, Alaric, nawet Jeremy. Wszyscy o czymś rozmawiali, ale gdy weszłam umilkli i przywitali się ze mną.
- Tędy- Damon nakierował mnie do piwnic, zapalając światło w ciasnym korytarzu. Zeszliśmy po schodach i stanęliśmy przed dużymi, żelaznymi drzwiami.
- Masz przy sobie werbenę?
Pokręciłam głową, miałam dobry dzień, nie potrzebowałam werbeny. Damon kazał mi się napić naparu i dopiero wtedy pociągnął za zasuw.
- Wstawaj, śpiąca królewno. Przyszła do ciebie ważna osoba- mruknął wampir i wszedł pierwszy, by sprawdzić jak mocno więzy trzymały Evans. Wyglądała nędznie, cała zakrwawiona i brudna, w niczym nie przypominała ludzkiej siebie.
- Dobra, wszystko w porządku. Wejdź.
Kiedy weszłam drzwi za mną się zamknęły i ktoś je zasunął na zasuwkę. Stefan.
- Cześć, Kimberly, jak się masz?- spytałam patrząc jak wampirzyca powoli podnosi na mnie wzrok i przechyla głowę.
- Źle, ale ty z pewnością lepiej... Twój nowy chłopak porządnie cię wyp...
- Dosyć- ucięłam. Nie przy Damonie.- Mów, kto cię przemienił.
Evans zaśmiała się histerycznie, odchylając głowę do tyłu. Miałam ochotę jej dać w twarz.
- Tak po prostu? Bez fajerwerków? Ha! W życiu.
- A propos życia... marna ta twoja egzystencja, jak przed tak i po śmierci. Ile jeszcze tak pożyjesz? Dzień, dwa?
- Nie zmanipulujesz mną- zaśmiała się, robiąc okropny grymas.
- Nie próbuję. Chcę tylko wiedzieć kto cię przemienił...
- Że też ty sobie sama nie zadajesz podobnych pytań, Elizabeth...- wychrypiała przedłużając samogłoski w moim imieniu.
- Kto mnie przemienił?- zakpiłam.
- Kto cię...- urwała, jakby zaschło jej w gardle. Zamilkła. Bawiła się ze mną w kotka i myszkę, dręcząc mnie nawet po swojej śmierci. Złapałam za kołek drewniany, leżący na stole.
- Dobra, ty podróbo Barbie. Gadaj, o co ci chodzi, kto cię przemienił!?
- Grozisz mi kołkiem? Nie ty pierwsza, Damon już mnie nabijał na swój... ale nie kołek...
Zacisnęłam zęby i wbiłam kołek w jej kolano. Zawyła dziko, jakby jej się to podobało.
- Oto nasza prawdziwa Elizabeth! No dalej! Dźgnij mnie! Prosto w serce!
- Uspokój się- warknęłam i chwyciłam drugi kołek. Wsadziłam go w drugie kolano.
Znowu zawyła. Chciała mnie tym sprowokować? Zachęcić?
- A może ty nie wiesz kto cię przemienił? Może nie warto się z tobą cackać, miziać werbeną, nabijać na kołki. Może po prostu dam Damonowi kołek, a on cię zabije?
- Czemu sama mnie nie zabijesz? Już to przecież raz zrobiłaś...
Wtedy uruchomię klątwę... Jeżeli zabiję wampira.
- Szybki rachunek, czy możesz? Ja wiem, że nie możesz.
Wypluła krew zamiast śliny.
- Gówno wiesz, mogę co tylko chcę.
- A może tylko chcesz to co możesz? Dlaczego mnie jeszcze nie zabiłaś?
- Nagle tak bardzo ci zależy, żeby cię zabiła?- spytał Damon.- Chcesz uruchomić tą klątwę? Przecież ty będziesz wtedy martwa, nie będziesz miała z tego żadnych profitów...
- Nie baw się w psychologa, Damonie. Mówię to, co chcę. I mówię „K”.
- Klaus?
- Nie ta strona barykady.
Katherine?
- Ona?- spytałam głośno.- To nie ma sensu...
- Wiesz co nie ma sensu, Elizabeth?
- Co?
- Pozbywanie się całej werbeny, w obliczu zagrożenia.
Nogi się pode mną ugięły. Skąd... Skąd ona o tym wie, nikogo innego tam nie było.
- Eli?- Damon dotknął mojego ramienia, ale ja tylko patrzyłam w złe oczy Evans. Po co? Klaus chciał bym kogoś zabiła? Więc Katherine wysłała zastępczą ofiarę? PO CO?
- Dlaczego?- zapytałam Kim nie rozumiejąc ani słowa.- Dlaczego!?- powtórzyłam.
- Już ci powiedziałam, mam nawet świadka, Stefana... Gratulację- zaśmiała się dziko.
- Mówże jaśniej do cholery- zniecierpliwił się Damon.
- Mogłabym, ale nie widzę powodu, dla którego miałabym sobie ukrócać zabawę.
To było jak Stefan był przy mnie, kiedy był przy mnie? Kiedy Kimberly i Stefan byli przy mnie? Wczoraj... Dzisiaj bardziej. Co się działo? Groziła mi... Groziła mi i... Obleciał mnie zimny dreszcz.
- To jest ta mina- szepnęła Kimberly.- Nasza droga Elizabeth uświadamia sobie co się stało.
- Który dzisiaj jest?- spytałam, z walącym sercem.
- Dwudziesty dziewiąty, czemu?
- Września...- zaczęłam płycej oddychać. Eliza stała i patrzyła na mnie z wielkimi oczami.
- Na litość Boską!- krzyknął Damon- co tu się wyprawia?
- Nie pozbawię Elizabeth tej przyjemności podzielenia się z tobą tą radosną nowiną- uśmiechnęła się do wampira, po czym przerzuciła wzrok na mnie.
- Czemu mam ci wierzyć? Jaką mam pewność, że mówisz prawdę?
- Ona o tym wie... podsłuchała to...
- Dosyć!- krzyknął Damon patrząc na nas.- O co chodzi? I domagam się natychmiastowej odpowiedzi.
- Ja powiem- krzyknęła uradowana Kimberly.
- Ani się waż- warknęłam. Damon się o tym nie dowie... Nie może się dowiedzieć. Mój żołądek zmniejszył się do rozmiaru orzeszka.
- Sądzisz, że nie byłby zadowolony? Nie jest do tego stworzony- to na pewno...
Skręciłam jej kark, zanim zdążyła powiedzieć coś więcej.
- Katherine ją przemieniła.
Popatrzyłam Damonowi w oczy. Niedowierzał co właśnie zrobiłam. A ja nie mogłam przyswoić tej wiedzy. Jak... To nie możliwe.
- Stefan, otwórz- uderzyłam pięścią w drzwi. Stefan otworzył i spojrzałam mu prosto w oczy.- Chodź- powiedziałam bezgłośnie, a ten zmarszczył brwi. Ruszył, wymijając Damona, który nawiasem mówiąc był wściekły. Znowu.
Ledwo szłam, starając się w głowie liczyć... Piętnaście dni temu powinnam dostać okres... Jak mogłam to przegapić!? Wyminęłam gości w salonie i wyszłam na dwór, zaraz za mną wyszedł Stefan. Było ryzyko, że Damon podsłuchuje, dlatego musiałam być dyskretna.
- Co się dzieje?
Kiedy miałam to powiedzieć, chociażby pokazać na migi, sparaliżowało mnie, ale musiałam wiedzieć czy to możliwe, żebym... żebym ja z Damonem...
- Stefan, skup się teraz, natęż umysł, przypomnij sobie wszystko co widziałeś o czym czytałeś...- zrobiłam parę kroków w stronę ogrodu. Szkoda, że nikt już o niego nie dbał...
- I...?
- Czy jest możliwe, żeby...?- zarysowałam w powietrzu kształt ciążowego brzucha. Stefan otworzył szeroko oczy, potem buzię, ale nic nie powiedział. Zmarszczył brwi, po czym przeczesał włosy palcami.
- Nie... a przynajmniej ja nic o tym nie wiem, nigdy się tym nie interesowałem... czemu pytasz? Ty chyba nie...
Wzruszyłam ramionami, czując jak panika przejmuje nade mną kontrolę. Nie urodzę, nie mogę. To niemożliwe...
- Ale na pewno z...
- Tak! Na milion procent...- skrzyżowałam ramiona na piersi- Ale ona może kłamać, mogła to wymyślić... Katherine i Kimberly, obie mogły to zmyślić.
- A jakie są fakty w tym wszystkim? Twarde niezbite dowody, liczby...
- Piętnaście- wyszeptałam. Stefan podrapał się po głowie.
- To dużo?- Nie miał zielonego pojęcia chyba jak działa kobiecy organizm.
- Tak, dużo- wycedziłam przez zęby. Nie miałam go o co winić, ale miałam podły humor. Stefan podszedł bliżej i dotknął mojego ramienia.
- Chodź, zawiozę cię do apteki i do domu... Zobaczymy jak to będzie.
- Dwie kreski- ciąża, jedna- negatywny... Mam odczekać pięć minut... a potem albo ulga, albo kulka w łeb.
Zostawiłam test w łazience, nastawiłam stoper i wróciłam do pokoju, w którym na parapecie siedział Stefan.
- Nigdy nie sądziłem, że będę siedział z przyjaciółką i czekał na wynik testu ciążowego, bo będzie podejrzenie, że ta jest w ciąży z moim bratem... Teraz zabrzmiało to jeszcze bardziej nieprawdopodobnie...- spojrzał na mnie.
- Jeżeli faktycznie jesteś, to powiesz o tym Damonowi?
Przeszedł mnie dreszcz. Wolałabym spotykać psychopatyczne wywłoki codziennie, niż powiedzieć Damonowi, że noszę jego dziecko. Pokręciłam głową.
- Nie. Sama się tym zajmę...
Stefan wstał i usiadł obok mnie.
- Masz na myśli to, że sama je wychowasz, czy, że je usuniesz?- Ostatnie słowo ledwo wypowiedział.
- A co ty byś zrobił na moim miejscu?- spojrzałam na niego, doszukując się jakiejś wskazówki co myśli.
- Nie wiem, ale znam swojego brata... On nie jest gotowy na poważny związek, nie mówiąc już o dziecku... Poza tym, to nie byłby człowiek, nie wiadomo co by z tego wyrosło, czy nie zabiło by cię, zanim byś urodziła.
- Chciałam iść na studia, zostać lekarzem, nie mam jeszcze nawet matury... Nie chcę, nie mogę być w ciąży...- powycierałam szybko łzę.- Obiecaj, że w razie czego nie powiesz mu nic. Nie piśniesz ani słowa.
- Obiecuję...
Rozległ się alarm stopera, który poinformował nas, że pięć minut minęło. Wstałam chwiejnie, serce biło mi mocniej niż kiedykolwiek. Zrobiło mi się zimno i straciłam czucie w dłoniach. Wzięłam test do ręki, ale nie spojrzałam na niego.
- Chwila prawdy.
Stefan stanął za mną, by zobaczyć wynik równo ze mną.
- Damy radę, cokolwiek będzie- powiedział Salvatore, jednak nie podniósł mnie tym na duchu. Proszę, proszę, proszę...
Odwróciłam wskaźnik.
Dwie kreski.
Kurwa mać.
Prośby zostały wysłuchane ;) Oto rozdział... No cóż, w końcu doprowadziłam to do takiego momentu, w którym będę mogła się skupić na większej ilości bohaterów. I jako, że pobrałam sobie apkę do edycji Worda na telefon mogę teraz pisać WSZĘDZIE <3 tyle wygrać ;) (serio, ratuje mi to czasem dzień!). A odnośnie fabuły- nie zabijajcie mnie xd
W ogóle co wy na to, co się teraz dzieje TVD?? Damon i Elena ludźmi, what, what! Oby żadne z nich nie umarło (i jeszcze odejście Niny...) bo zabiję xd.
Dobra, koniec bleblania. Dzięki za support, komentarze itd. Jesteście WIELCY!!!
Wooooow! Tylko tyle mogę powiedzieć doslownie zatkalo mnie. Damien to dla mnie mieszanka Crossa z Greyem mam racje? I tak go nie lubię! Jestem za Eli i Damonem. Ciekawi mnie za to historia z dzieckiem i kto się pierwszy wygada Damonowi; 3 i jaka reakcja bedzie
OdpowiedzUsuńCo do serialu to zalamalam sie gdy dowiedzialam się ze Nins odchodzi. Bez niej to nie będzie to samo; ( Damon i Elena ludźmi to mogloby uratować ten serial. Gdyby Nins nie odeszła; (
Łał to jest ŚWIETNE!!! Bardzo mi sie podoba ten rodzial ale blagam cie zeby w nastepnym bylo troche wiecej Elizabet z Damonem i chociaż jakies ich pocalunki czy cos namietnego! To co bylo w tuy rozdziale bardzo mnie zaskoczylo i sie podobalo ale jakos zawsze jestem za tym zeby El byla z Damonem i zeby Damon w końcu sie opamietal i zaczął o nią walczyć! Jeszce raz prosze o El z Damonem i zycze weny bo piszesz BOSSKO! <3 :*
OdpowiedzUsuńP.S
A co do serialu TVD to jestem zalamana odejsciem Niny wgl przeraża mnje to co Julie Plec jeszce wymysli i jezeli zakonczy relacje deleny jakos negatywnje w sensie ze beda w niezgodzie to obiecuje ze osobiscie zabije ja! Pozdrawiam!;*
Kiedy planujesz nn? W tym tygodniu?<3
OdpowiedzUsuńO. Mój. Boże.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rozdział, mimo że było w nim mało Deleny xd
Damien i Elizabeth? Sama nie wiem, co o tym myśleć. Chemia między Nimi jest cudowna, to jak traktuje El, jest cudwone, urocze i kochane <3 Ale jest w Nim coś, co mi się nie podoba ;/ Myślę, że z Niego wyniknie jeszcez duuużo problemów.
Kimberley żyje?! Szok. Ale po co Ona Katherine? I w ogóle jak mogła zaatakować El? Masakra.
Scena Elizabeth i Stefana w łazience była cholernie urocza XD On taki biedny "Stefan, jak dawno nie widziałeś nagiej kobiety?" Umarłam ;D
W sumie Damon też był uroczy z tym, jak ją przepraszał że Go przy Niej nei było :c I On też biedny, ale należało mu się, nie oszukujmy się xd
Czekam na nn, błagam, dodaj szybko! ;3 /Wikaa
http://delenanazawsze.blogspot.com/
CHCE DELENE!<3
OdpowiedzUsuńŻe co?!?!?!!! Damienie Starku, wypier***aj stąd, bo jak cię dorwę, to ci te twoje hajsy nie pomogą!!!! Nie spodziewałam się, że jego relacja z El tak się rozwinie ;o Że chce ją do Seattle zabrać?? What?? Nie zgadzam się! Protest, bunt i rozpacz. Moje serce płacze po tym, jak się musiał Damon czuć. Mój biedak ; < co prawda, mógł zabić Kim na samym początku, mto nie miałby problemu chłopak.
OdpowiedzUsuńno właśnie - ona żyje?!?!?!?!?! CZEMU, PYTAM, CZEMU?! No, ale przynajmniej się dowiedzieli o dziecku. Oj, Elizabeth, wszyscy wiemy, że nie usuniesz go, przynajmniej nie przed tym, kiedy Damon sie dowie. O, ja obstawiam, że po drodze dowie się Jer i on wypapla Damonowi. A na pewno tak mi się to układa :3
Kurde, żeś mnie zaskoczyła tym rozdziałem. Też tym tekstem El, że nie myślała o Damonie jako o miłości na całe życie :c tak przykro. A, no i uwielbiam duet El&Steffy. Oni mają taką świetną nić porozumienia! Bomba!
Nie mogę doczekać się nowego rozdziału :3 chcę Delizabeth (tak to leci?? xDD) !!! Powodzenia! ;D
xx
O, jak mogłam zapomniec! Przeglądając ten rozdział jeszcze razm, stwierdziłam, że Kath mi umknęła i... NAPRAWDĘ?!!?!!? ONA KOCHAŁA DAMONA?! Wow... I to na tyle, by pozwolic Elijah, by mu ją wymazał... Kurde, to jedt to, czego zawsze chciałam w TVD :') Świetny pomysł <3
UsuńKiedy nn?:* Adela
OdpowiedzUsuńKiedy nn? ;*
OdpowiedzUsuńCzekam i ja <33 U mnie na http://to-hell-with-love.blogspot.com/ rozdział 8 pt. 'I deserve this, I do' ! Zapraszam gorąco! :P
OdpowiedzUsuńBedzie dzis cos ?;*
OdpowiedzUsuńKiedy cos dodasz?;*
OdpowiedzUsuńKiedyy nn?:*
OdpowiedzUsuńPrzerwa w pisaniu?:*
OdpowiedzUsuń~~ALEKSANDRA
Kiedy nn? 😑 Czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńJuż jest ;) Zapraszam :D
UsuńMożemy się czegoś spodziewac do końca maja? życzę duużo weny! :)
OdpowiedzUsuńU mnie na http://to-hell-with-love.blogspot.com/ nowy rozdział. zapraszam :D
Hejka :) No, rozdział jest cudowny :) Jestem nim zachwycona. Bardzo mi się spodobał. Wszystko tak cudownie opisałaś. Uczucia , opisy i w ogóle. Wiedziała, że Elizabeth będzie w ciąży. Po prostu wiedziałam . Ciekawi mnie , jak na to zareaguje Damon. Hmmm .... Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału. Czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Karolina J
Kiedy możemy spodziewać sięnowego rozdziału? :-)
OdpowiedzUsuń;*
OdpowiedzUsuń